Ostatnie publiczne nagranie Anny Przybylskiej. Zwróciła się do fanów: „Jest mi trochę smutno...”
Dziś wiemy, że było to jej pożegnanie z widzami
To już dziewięć lat, odkąd nie ma z nami Anny Przybylskiej. Piątego października 2014 roku przekazano mediom najsmutniejszą możliwą informację dotycząca aktorki. Choroba była silniejsza… Mijający czas nie sprawia, że rzadziej myślimy o talencie, charyzmie i pięknie artystki. Wręcz przeciwnie. Przy okazji rocznic jej dotyczących, jeszcze intensywniej fani przeszukują sieć, by odnaleźć kolejne wspomnienia. Takie jak to…
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u i Viva Historie 12.11.2024 r.]
Ostatnie telewizyjne nagranie do fanów od Anny Przybylskiej
Był luty 2014 roku, gdy zobaczyliśmy Annę Przybylską w specjalnym nagraniu stworzonym na potrzeby finału naszego plebiscytu VIVA! Najpiękniejsi. Aktorka wygrała tamtoroczną edycję konkursu wraz z Piotrem Adamczykiem. Nie mogła jednak przez postępującą chorobę pojawić się na gali.
Zrobiła mimo to wszystko, by pozdrowić fanów. W związku z tym w jednym z hoteli nagrała wyjątkowy film. „Ten plebiscyt jest trochę dla mnie niezrozumiały, bo trudno jest porównywać ludzi z różnych branż. Mam na myśli sportowców, dziennikarzy, aktorów, prezenterów. Zawsze zastanawiam się, czym państwo się kierujecie, kiedy głosujecie w plebiscycie. Wspólnym mianownikiem musi być wyraz ogromnego szacunku i sympatii. I ja za ten szacunek i sympatię bardzo gorąco dziękuję. Jest mi trochę smutno, że nie mogę być z państwem, że nie mogę podziękować tak personalnie, ale robię to mentalnie i na odległość”, słyszymy na nagraniu.
Ania Przybylska w ostatnim wywiadzie - fragment z VIVY! 5/2014
Przy okazji otrzymania nagrody od VIVY!, aktorka udzieliła nam wywiadu. Oto jego fragment.
Cieszysz się?
Z wygranej w konkursie „VIVA! Najpiękniejsi”? Cieszę się oczywiście, tym bardziej, że czytam VIVĘ! od początku jej istnienia. Pamiętam pierwszy numer, który trafił mi w ręce, gdy jeszcze byłam w liceum. To był chyba 1997 rok. I pamiętam tam twój tekst o Janie Englercie i Beacie Ścibakównie. Naprawdę czuło się, że to pismo prestiżowe. Dla mnie więc tytuł „Najpiękniejszej” jest dużym wyróżnieniem, chociaż nie bardzo rozumiałam, jak można porównywać tak skrajnie różnych ludzi: polityków, lekarzy, sportowców, aktorów. Ale nasz show-biznes jest takim właśnie rodzajem bigosu. A teraz okazuje się, że ja jestem jednym ze składników, który nadaje się do tej potrawy (śmiech).
Nawet bardzo się nadajesz, dodajesz jej sobą smaku.
To miłe, zwłaszcza że jeśli popatrzysz na zwycięzców „VIVA! Najpiękniejsi” z ubiegłych lat, wygrywali zwykle ci, którzy w ostatnim roku coś naprawdę zawodowo osiągnęli. Jak Justyna Kowalczyk na przykład. Natomiast u mnie przez miniony rok niewiele się zawodowo wydarzyło.
Przepraszam – zagrałaś w dwóch doskonałych filmach – „Sęp” i „Bilet na Księżyc”.
No tak, to mi umknęło, może dlatego, że premiera „Sępa” była w styczniu 2013 roku, a po wakacjach – „Biletu na Księżyc”. Już jakiś czas więc minął. Ale dla mnie to był naprawdę trudny rok, w którym czas liczył się podwójnie. Wydaje mi się, że to było już bardzo dawno temu, w jakimś innym życiu.
Bo zachorowałaś?
Nie chcę o tym mówić. W każdym razie cieszy, że ludzie o mnie pamiętają. Mimo że nie widują mnie tak często, jak kiedyś, gdy grałam Marylkę w „Złotopolskich” (śmiech).
Popularność zawdzięcza się serialom i telewizji?
Tak, na pewno ogromną. Wdzięcznie napisana przez pana Purzyckiego rola Marylki spowodowała, że zdobyłam rzeszę fanów. Chociaż wielokrotnie byłam nominowana do „VIVA! Najpiękniejsi” i niemalże ocierałam się o główną wygraną, dopiero teraz, kiedy jestem na zawodowym urlopie, a nawet czuję się jak na emeryturze, bo tyle ostatnio przeżyłam, zdobyłam ten laur.
__________
Całą archiwalną rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Anią Przybylską przeczytasz POD TYM LINKIEM.