Dziś manifestują poparcie dla Hillary Clinton…
…ale zupełnie niedawno wszyscy chcieli mieć na okładkach Melanię Trump
Słynna okładka magazynu GQ na której Melania Trump (wówczas jeszcze Knauss) eksponuje biust to tylko jeden z epizodów w jej karierze. Jej długonoga sylwetka gościła bowiem na dziesiątkach okładek – zarówno ekskluzywnych pism lifestylowych jak i magazynów dla panów. Nie inaczej było po ślubie z obecnym kandydatem na prezydenta USA Donaldem Trumpem. Zmieniło się tylko jedno. Melanii przybyło ubrań, które miała na sobie. Pytanie, czy w pogoni za Melanią wydawcy nie stracili głów wydaje się otwarte. Tym bardziej, że dziś jasno dają do zrozumienia, że popierają Hillary Clinton.
Październikowy materiał na stronie www miesięcznika Vogue przejdzie do historii. Po raz pierwszy w swej ponad 100 letniej historii redakcja magazynu zabrała głos w kwestiach politycznych. W artykule, który nie został podpisany przez jedną osobę, tak by zaznaczyć, że jest to zdanie całej redakcji otwarcie opowiedziano się za Hillary Clinton. „Redaktorzy naczelni wyrażali swoje opinie na tematy polityczne, ale magazyn nigdy nie mówił w tych sprawach jednym głosem. Jednak ze względu na sytuację historyczną, uważamy, że nadszedł czas by to zmienić” napisano w oświadczeniu. Potem magazyn uwypuklał doświadczenie Clinton w polityce międzynarodowej, procesie legislacyjnym, jej wsparcie dla osób LGBTQ, poparcie dla praw kobiet i imigrantów. I choć sama Clinton na okładkę magazynu nie trafiła, to przekaz był jasny – głosuje na nią.
Skąd pomysł na taką odezwę? Zdaniem wielu komentatorów była nią mieszanka strachu o przyszłość i pokuta. Bo choć słynna Anna Wintour, redaktor naczelna „Vogue'a” nigdy nie kryła poparcia dla Clinton, a wcześniej dla Baracka Obamy, to nie przeszkadzało jej to w lansowaniu na okładkach Donalda Trumpa i jego trzech kolejnych żon. A to mogło wpłynąć na postrzeganie kandydata, o którym sama Wintour mówi, że jest niezdolny do bycia prezydentem.
Przez ostatnie dwadzieścia-kilka lat „Vogue”, ale również konkurencyjne „Vanity Fair”, „Harpers Bazar” i cały pakiet lifestylowych pism poświęconych męskim gustom, nurkowaniu, czy wnętrzarstwu lansowały rodzinę Trumpów. Wszak on był bogatym biznesmenem, one pięknościami.
Sam magazyn Wintour kilkukrotnie pisał o nowojorskim biznesmenie i jego trzech kolejnych żonach, a w 2005 r. pozująca w sukni ślubnej Melania znalazła się nawet na jego okładce. „Suknia, pierścionek, odrzutowiec, przyjecie” - promowano okładkowy materiał „Vogue'a”, na którym pozuje była modelka.
Podobnie zresztą było w przypadku innych pism. Francuskie wydanie „Vanity Fair”, dziś jasno piszącego, że wybór Trumpa to zło, jeszcze latem jego i Melanię umieścił na okładce z pytaniem, czy to przyszła pierwsza dama?
Melanią Trump zachwycały się też „Bella New York” (także sesja w ślubnym anturażu) i „Philadelphia Style”, gdzie siedząca na schodkach eks-modelka eksponowała długie nogi.
I nic to, że wcześniej robiła karierę w pismach odrobinę innego typu - takich jak francuski „Max Magazine”, który w 1995 r. pokazał ją nago, leżącą w łóżku obok innej kobiety (zdjęcia przedrukował potem nowojorski magazyn „New York Post” wzbudzając sensację), czy brytyjski „GQ”, który pokazał jej nagi biust.
Czy Knauss jak brzmiało jej panieńskie nazwisko robiła coś niestosownego? Raczej nie, po prostu była dość odważna fotomodelką. Czy prasa pokazując jej życie po ślubie przesadziła z ocieplaniem wizerunku pary? Być może. Pewne jest jedno. Jeśli we wtorek Donald Trump wygra prezydencki wyścig, do Białego Domu wprowadzi się pierwsza dama zupełnie inna niż wszystkie.