Reklama

Od lat udowadnia, że niemożliwe nie istnieje, a wszelkie ograniczenia są tylko w naszych głowach. Martyna Wojciechowska kilkanaście lat temu miała poważy wypadek, w wyniku którego złamała kręgosłup. Rokowania lekarzy były złe, a kobieta miała nie wrócić do pełnej sprawności. Podróżniczka jednak nigdy się nie poddała, a niedługo po tym tragicznym wydarzeniu... stanęła na szczycie Mount Everest. Teraz podzieliła się wyjątkowym zdjęciem.

Reklama

Martyna Wojciechowska po wypadku postanowiła wejść na Mount Everest

W 2004 roku dziennikarka cudem przeżyła poważny wypadek samochodowy. Tragedia wydarzyła się na Islandii, podczas kręcenia jednego z odcinków programu Misja Martyna. Zginął wtedy przyjaciel Martyny Wojciechowskiej, a ona sama złamała kręgosłup. Do pełnej sprawności miała już nigdy nie wrócić... Jednak mimo początkowego załamania i dręczących ją wyrzutów sumienia, postanowiła się nie poddawać. „Przeżywam dwa życia, bo mam pewien dług do spłacenia”, mówiła po wypadku i obiecała sobie żyć zarówno za siebie, jak i za zmarłego w wypadku Rafała Łukaszewicza.

Martyna Wojciechowska zaczęła od ponownego stanięcia na nogi. Potem postanowiła... zdobyć Mount Everest. „NIEMOŻLIWE. To słowo padało najczęściej. I właśnie to słowo było dla mnie największą motywacją w walce o marzenia! Nie chciałam wracać „tylko” do zdrowia. Chciałam tak bardzo udowodnić wszystkim i sobie, że zasłużyłam na drugą szansę życia, że wpadłam na najbardziej szalony pomysł. STANĘ NA SZCZYCIE NAJWYŻSZEJ GÓRY NA ŚWIECIE. Zdobędę najwyższą górę świata, Mount Everest. I tak zrobiłam”, mogliśmy przeczytać na Instagramie podróżniczki.

Czytaj też: Martyna Wojciechowska po wypadku na Islandii: „leżałam na łóżku i chciałam umrzeć”

Marlena Bielinska/MOVE

Martyna Wojciechowska w sesji dla magazynu VIVA!, 2020 rok

Martyna Wojciechowska na zdjęciu w drodze na Mount Everest

Teraz w swoich mediach społecznościowych dziennikarka podzieliła się wyjątkowym zdjęciem. „Tak wygląda SZCZĘŚLIWY CZŁOWIEK, który spełnia marzenia i przekracza swoje granice. Zdjęcie raczej nie nadaje się na pierwsze strony magazynów, ale jestem z niego bardzo dumna. Co prawda może konkurować o zaszczytny tytuł na DRUGIE NAJGORSZE ZDJĘCIE W ŻYCIU, ale opowiada ważną historię. Po wypadku samochodowym, w którym złamałam kręgosłup i po którym lekarze mówili mi, że już nigdy nie wrócę do dawnego życia, postanowiłam, że zdobędę najwyższą górę na świecie. Tu jestem właśnie w drodze na Mount Everest, na którego szczycie stanęłam 18 maja 2006 roku”, napisała pod fotografią Martyna Wojciechowska.

Na zdjęciu dziennikarka jest wyraźnie zmęczona, ma podrażnioną mrozem twarz i zaczerwienione oczy. Jednak fotografia wyraża wiele więcej: radość z pokonania własnych słabości i barier oraz szczęście z powodu spełnianego marzenia. Dodała także bardzo ważne zdanie: „Nasze ciała zdolne są do robienia niesamowitych rzeczy! Nie sprowadzają się „tylko” do wyglądu. Nie pozwólmy, żeby to właśnie wygląd nas definiował. Jesteśmy warte/warci o wiele więcej”. Takie słowa dzisiaj wydają się szczególnie potrzebne, kiedy często to właśnie wygląd stawiamy na pierwszym miejscu. Martyna Wojciechowska nie raz udowodniła, że ma wielki dystans do siebie. Pokazała to i tym razem, pisząc, że zdjęcie „może konkurować o zaszczytny tytuł na drugie najgorsze zdjęcie w życiu”. Nawiązuje przy tym do ostatniego poruszenia w mediach społecznościowych, jakie wywołała fotografia zrobiona podróżniczce 10 lat wcześniej.

„TO JA 10 LAT TEMU NA CHYBA NAJGORSZYM ZDJĘCIU W ŻYCIU. Każdy ma jakąś niekorzystną fotkę, prawda? Tylko zwykle postanawia skasować ją zaraz po zrobieniu. A co jeśli paparazzo zaczekał na Twój zły dzień, na najmniej korzystny moment, na krzywą minę (na przykład jak zaczynasz kichać), zrobił zdjęcie, wybrał najgorsze i puścił je w świat? (…) Na dokładkę dostajesz setki komentarzy od „życzliwych”, oceniających Twój wygląd. Że „gruba”, że „zaniedbana”, że chyba „tej pani to już dziękujemy” i „nawet kijem bym jej nie popchnął”. A przechodzisz akurat bardzo zły okres w swoim życiu i zwyczajnie nie masz siły się pindrzyć żeby wyjść po kawę na rogu ulicy”, pisała Martyna Wojciechowska.

Reklama

Zobacz także: Martyna Wojciechowska w młodości cztery razy cudem uniknęła śmierci!

Reklama
Reklama
Reklama