Reklama

Mówi się, że przyjaciele to rodzina, którą wybieramy sobie sami. I nawet jeśli niektórzy z nich pojawiali się w naszym życiu tylko na chwilę, to każdy ma w nim swoją rolę. Przyjaźń to piękny dar, który należy pielęgnować. Doskonale wie o tym Mariola Bojarska-Ferenc. Prekursorka fitnessu w Polsce opowiedziała nam o pielęgnowaniu relacji i znajomościach w show-biznesie. Co w nich ceni? Z kim się przyjaźni?

Reklama

Mariola Bojarska-Ferenc o przyjaźniach i pielęgnowaniu relacji

Niedawno Mariola Bojarska-Ferenc zamieściła w sieci zdjęcie z przyjaciółką, Iwoną Lewandowską. Kadr zaskoczył internautów. Niewielu zdawało sobie sprawę, że prekursorkę fitnessu i mamę kapitana polskiej reprezentacji w piłce nożnej łączy przyjaźń. Okazuje się, że obie panie studiowały na warszawskim AWF-ie. Ich ścieżki połączyły się po latach.

„Poznałyśmy się poprzez naszych przyszłych mężów jeszcze podczas studiów. Wtedy nie można było mówić o wielkiej znajomości. Nie miałyśmy potem kontaktu przez wiele lat. Spotkałyśmy się ponownie na jednym z wydarzeń u Ani Lewandowskiej, wtedy już jako dorosłe kobiety z bagażem osobistych doświadczeń. Zaiskrzyło! Odkryłyśmy siebie na nowo. Zaczęłyśmy się spotykać dosyć regularnie, pamiętamy o swoich świętach, lubimy wyskoczyć na lunch, rozmawiać o życiu. Obydwie mamy wspaniałe rodziny”, mówi nam dziennikarka.

Obie panie łączy również pasja do sportu. Mariola Bojarska-Ferenc była członkinią kadry narodowej w gimnastyce artystycznej, wypromowała w Polsce callanetics, pilates, wellness, zumbę czy body ballance. Iwona Lewandowska była wspaniałą siatkarką AZS Warszawa i nauczycielką wychowania fizycznego. „Rozumiemy się bez słów, mamy podobny temperament, jesteśmy szalone i pielęgnujemy w sobie młodzieńczość. To cudowne, że potrafimy się wygłupiać, jakbyśmy były cały czas nastolatkami. Jak to się mówi — metryka nie jest w dowodzie, ale wiek jest w nas”, dodaje.

Czytaj też: Mama Roberta Lewandowskiego imprezuje z przyjaciółką. To znana prekursorka treningów fitness w Polsce!

Mariola Bojarska-Ferenc ceni przyjaciółkę za naturalność, otwartość i prawdę. „To kobieta bez ściemy i to się czuje. Wesoła, gościnna… Cenię ją za to, że jako samotna matka, tak pięknie wychowała swoje dzieci. Odnoszą sukcesy, ale przede wszystkim są wspaniałymi, skromnymi ludźmi. To największa wartość i duma dla każdej matki. Przekazanie wartości swoim dzieciom jest szalenie istotne i staje się wizytówką rodziców. Ona zrobiła to pięknie i jest największym kibicem swoim pociech. One są jej życiem”, podkreśla trenerka.

Okazuje się, że Mariola Bojarska-Ferenc nie prowadziła typowo studenckiego życia. Nie ma zbyt wielu kontaktów z koleżankami i kolegami z AWF-u. Dlaczego? Nie miała zbyt wielu okazji, by nawiązywać znajomości. „Cieszę się, gdy widuję osoby z mojego roku. Nawet jeśli ja ich nie pamiętam, to oni mnie owszem. To fantastyczne spotkania! Większość moich przyjaciół pochodzi z życia zawodowego i dorosłego. Miałam indywidualny tok studiów. Urodziłam pierwsze dziecko mając 20 lat, więc na uczelnię wybierałam się rzadziej niż przecięty student. Był to rok 1981, czyli początek stanu wojennego. Na wydziale pojawiałam się tylko podczas egzaminów. Czas stanu wojennego nie sprzyjał też spotkaniom integracyjnym. Dlatego nie uczestniczyłam w studenckich balangach. Kiedy inni się bawili, ja wchodziłam w dorosłe życie. Zajmowałam się synem. Ale wszystko nadrobiłam, gdy poznałam Rysia”, tłumaczy w rozmowie dla viva.pl.

Trenerka jest osobą, która pielęgnuje relacje, kocha ludzi i jest ich ciekawa. To prawdziwa dusza towarzystwa. Na każdym kroku troszczy się o swoich przyjaciół i okazuje im wsparcie. „Jeśli już ktoś skradnie moje serce, to jest ze mną do końca życia. Bez względu na to, co dzieje się u niego prywatnie. Staram się dzwonić do swoich koleżanek raz na tydzień, raz na dwa tygodnie z pytaniem: „Co słychać?”. Częste rozmowy pomagają nam utrwalić relacje, udowadniają, że nam na sobie zależy. Mam koleżanki, które mieszkają w różnych stronach świata. Ta odległość nie jest żadną przeszkodą i nie osłabia naszej więzi. Często powtarzamy sobie, że jesteśmy jedną rodziną”, tłumaczy nam Mariola Bojarska-Ferenc. Dziennikarka nie zamyka się na nowe przyjaźnie. Podczas pracy na planie jednego z programów nawiązała fantastyczną relację z Romą Gąsiorowską. Obie panie myślały nawet nad wspólnymi projektami. Niewykluczone, że wkrótce doczekamy się ich realizacji.

Zobacz też: „Dla mnie jest wzorem”. Annę Lewandowską łączy z mamą wyjątkowa więź

Mariola Bojarska-Ferenc o przyjaźniach w show-biznesie

Wkrótce trenerka będzie świętowała urodziny. Z tej okazji organizuje przyjęcie, na które zaprosiła około trzydziestu koleżanek! Łączą je podobne doświadczenia, a także branże, w których się poruszają. „Te przyjaźnie są międzypokoleniowe, mają różne odcienie, ale każda z nich jest wartościowa. Za każdą z tych kobiet wskoczyłabym w ogień. Zawsze jestem dla nich wsparciem w trudnych momentach ich życia. One również wspierają mnie w mojej pracy zawodowej. Były obok, gdy chorowałam na koronawirusa. Wtedy jedna z nich wjechała pod dom z rosołem i bukietem kwiatów i liścikiem „czekamy na ciebie”. To wzruszające momenty, kiedy orientujesz się, że masz obok siebie osoby, na którym na tobie zależy. Mówi się, że powinno się mieć tyle koleżanek ile ma się lat. Mam wrażenie, że mi się to udało. Nie zawsze mam możliwość zaprosić wszystkich, ale będę się spotykała z nimi sukcesywnie w innych terminach. Wszystkie kocham tak samo. Motywujemy się i wspieramy. Zdarza się, że dla moich koleżanek jestem modową inspiracją. Zadają mi pytania, szukają podpowiedzi. Czasami mnie irytowało, gdy okazywało się, że nosimy podobne ubrania. Dziś patrzę na to inaczej i nawet sama zamawiam dla niektórych te same rzeczy [śmiech]”, tłumaczy.

I dodaje, że niektóre osoby znikają z naszego życia, ale nie ma w tym niczego złego. „Życie musi być ciekawe, musi się zmieniać. Każda z tych osób ma swoją rolę w naszym życiu”, wyjaśnia ekspertka work-life balance. W jej otoczeniu nie ma miejsca dla zazdrośników i osób, które jej źle życzą. Precyzyjnie weryfikuje znajomości. „Przyjaciela poznaje się nie tylko w biedzie, ale przede wszystkim, gdy odnosimy sukcesy. Wszystkie zazdrośnice odcinam od swojego towarzystwa. Zależy mi na tym, by otaczać się uczciwymi, normalnymi ludźmi. Rodziny się nie wybiera, trzeba się kochać, jaką się ma, ale przyjaciół się wybiera. Nie mam czasu ani ochoty na bylejakość. Wybieram tych, którzy dają mi pozytywną energię na różnych płaszczyznach i poziomach mojego życia”, wyjaśnia trenerka. Przed przyjaciółmi dziennikarka pokazuje prawdziwą siebie i nie zakłada pancerza ochronnego. „Są kobiety przed, którymi mogę się wypłakać, pozwolić sobie na chwile słabości i wiem, że zostanę zrozumiana. To jest najważniejsze”, dodaje.

W rozmowie z vivą.pl Mariola Bojarska-Ferenc z sentymentem wspomina moment, w którym wchodziła do świata mediów. To był piękny czas! Gdy zaczynała pracę w telewizji zaprzyjaźniła się z Włodzimierzem Szaranowiczem i Dariuszem Szpakowskim. Nie każdy o tym, wie, że pierwszy z dziennikarzy był świadkiem na ślubie Marioli Bojarskiej-Ferenc. „Byli największym wsparciem w mojej pierwszej drodze życiowej. Przeżyliśmy ze sobą najpiękniejsze chwile mojego zawodowego życia. To były mądre spotkania. Często dołączał do nas Wojtek Gąsowski. Rozmawialiśmy dużo o sporcie, inspirowaliśmy się, wymyślaliśmy nowe programy i słuchaliśmy piosenek Czesława Niemena. To czas, za którym tęsknię. Oczywiście chłopaki bronili mnie przed innymi facetami. Byłam młoda, wkraczałam dopiero na rynek. Byli dla mnie jak bracia, to były przeurocze chwile”, opowiada dziennikarka.Mariola Bojarska-Ferenc od początku funkcjonowania w zawodzie miała szczęście do fantastycznych ludzi. Jej dom zawsze tętnił życiem. Trenerka fitnessu gościła u siebie wspaniałych aktorów: Jana Englerta z Beatą Ścibakówną, Krzysztofa Kolbergera czy Jerzego Gruzę. „Kocham osoby związane ze sztuką, które mnie w pewien sposób inspirują, wnoszą coś wartościowego do mojego życia. Sama jestem niedoszłą aktorką, ponieważ nie zdałam do szkoły teatralnej. Dlatego podczas realizacji moich autorskich programów telewizyjnych kochałam rozmowy z aktorami i pokazywanie ich od innej strony nieznanej widzom”, dodaje.

Częstym gościem w domu Marioli Bojarskiej-Ferenc był lider zespołu Dwa Plus Jeden Janusz Kruk z żoną, który śpiewał kołysanki starszemu synowi gwiazdy. „Przyjaźniłam się z Janem Borysewiczem, którego ukrywaliśmy z pierwszym mężem w naszym mieszkaniu. Gdy Lady Pank zaczął być sławny, pod mieszkaniami muzyków wyczekiwało setki fanek. Bali się i musieli na pewien czas zniknąć. Podczas ostatniego spotkania z Jankiem, miło wspominaliśmy ten czas. Z kolei z Andrzejem Rosiewiczem byłam na festiwalu w Afryce Południowej i USA. To też była taka przyjaźń z młodzieńczego czasu dziennikarskiego”, dowiadujemy się. „Wielką przyjaźnią była dla mnie i dla Rysia relacja z Kubą Morgensternem, słynnym reżyserem i jego żoną Krysią. Jeździliśmy na wspólne wakacje, spędzaliśmy najważniejsze rocznice razem”, dodaje ekspertka work-life balance.

Mariola Bojarska-Ferenc podkreśla, że najweselsze momenty zawodowe przeżywała w towarzystwie Joanny Kurowskiej i Majki Jeżowskiej. „Na wspólnych zawodowych wyjazdach zawsze potrafimy się wspólnie pozytywnie nakręcać, a żarty są na wysokim poziomie, potrafiłyśmy śmiać się do łez”, tłumaczy nam gwiazda.

W każdej relacji najważniejsze są dla niej szczerość i lojalność. „Każdy wie, że należę do osób, które zawsze mówią prawdę czasami przykrą. Nie możemy siebie okłamywać, nawet w błahych sprawach. Szczere podpowiedzi to największa wartość. Dlatego sama też cenię osoby, które mówią wprost, o tym, co myślą na temat mojej pracy, życia wyglądu… Wszystkiego! Nigdy się nie gniewam. A taką największą przyjaciółką jest mój mąż [śmiech]”, mówi. Jak Mariola Bojarska-Ferenc podchodzi do przyjaźni w show-biznesie i branży dziennikarskiej? „Z wieloma osobami mam fantastyczny kontakt. Ale to inny rodzaj przyjaźni. Pozawalamy sobie na więcej. Mamy ostrzejsze żarty między sobą. Uprawiamy taki ping-pong słowny. Uwielbiam ten sposób rozmowy z koleżankami i kolegami z branży, to jest nakręcające”, wyjaśnia.

Marlena Bielinska/Move
Reklama

Mariola Bojarska-Ferenc, Viva! 14/2016

Reklama
Reklama
Reklama