„Najlepiej, byśmy odeszli razem”. Maria i Lech Kaczyńscy - wspominamy prezydencką parę
- Krystyna Pytlakowska
1 z 8
10 kwietnia to ważna data dla większości Polaków. Siedem lat temu miała miejsce niewyobrażalna katastrofa - polski samolot rządowy rozbił się w Smoleńsku. Zginęło 96 osób obecnych na pokładzie w tym para prezydencka – Lech i Maria Kaczyńscy. W dzień tej smutnej rocznicy wspominamy prezydencką parę i przypominamy ich wyjątkową historię. Byli małżeństwem 32 lata, łączyła ich szczególna więź. Odeszli także razem.
Podczas jednej z rozmów Maria Kaczyńska powiedziała: „Będę zawsze stać u boku Leszka, opiekować się nim aż do śmierci. Jestem ostoją męża, przy mnie czuje się bezpiecznie. Nie wyobrażam sobie, żeby jednego z nas miało zabraknąć. Najlepiej, żebyśmy odeszli razem…”. I tak się stało.
Polecamy także: Bohaterki drugiego planu? Nie wszystkie i nie zawsze! Polskie Pierwsze Damy
Okładka dodatku specjalnego Vivy! o katastrofie smoleńskiej, kwiecień 2010.
2 z 8
Na zdjęciu: Lech i Maria Kaczyńscy z małą Martą, 1981 rok.
Lech i Maria Kaczyńscy byli małżeństwem 32 lata. Przeszli do historii jako legenda. Oboje. I chociaż on był postacią wzbudzającą skrajne uczucia, to tragiczna śmierć w wypadku samolotowym sprawiła, że wszystko, co złe, zostało zapomniane. W pamięci pozostanie tylko to, co było w nim dobre. Jego politykę historyczną, dzięki której przypominał i podkreślał to, z czego Polacy mogą być dumni. Walka o niepodległość Polski była dla niego niesłychanie ważna. Doceniał ludzi, którzy działali w opozycji. Wiele nazwisk wydobył z niepamięci i uhonorował odznaczeniami. Był ideowcem, wiernym swoim przekonaniom i jako prezes NIK, i jako minister sprawiedliwości. Kiedy został prezydentem, prowadził odważną politykę, nie zawsze wzbudzającą poklask, szczególną wagę przywiązywał do suwerenności krajów wschodnich – Ukrainy, Gruzji, Białorusi.
Zobacz także: Co Maria Kaczyńska mówiła VIVIE! o mężu i roli Pierwszej Damy? Przypominamy jej wyjątkową sesję
3 z 8
Na zdjęciu: Maria Kaczyńska jako uczennica szkoły podstawowej, grudzień 1959.
„Pozostaje przede wszystkim wierny sobie”, mówiła Maria Kaczyńska. „Nie boi się ludzkich osądów. A mnie dziwią te ataki na męża, bo przecież jest takim dobrym człowiekiem. Pochyla się nad każdym potrzebującym, nad zwykłymi ludźmi. Nigdy nie zapomina o przyjaciołach z dawnych lat. Proszę prześledzić, że ludzie pracują z nim wiele lat. Nigdy się z nimi nie ściera, nie kłóci”.
A jednak to ona, zawsze pozostająca w cieniu męża, podążająca o pół kroku za nim, biegnąca na lotnisko, by wręczyć Lechowi Kaczyńskiemu tuż przed wylotem służbowym reklamówkę z ciepłym ubraniem, przez co naraziła się na ostrzał krytyki, stała się dla Polaków największym zaskoczeniem. Czy to wypada, żeby prezydentowa biegła za delegacją ze zwyczajną reklamówką jak zwykła żona? – pytano. „A co miałam zrobić?”, ripostowała. „Musiałam dać mu jakiś sweter”.
Prorokowano, że będzie jej trudno radzić sobie z rolą pierwszej damy, krytykowano za wygląd, za styl ubierania się, a potem pokochano za serce, serdeczność, niesienie pomocy i za skromność. Sukces Lecha Kaczyńskiego w połowie był jej sukcesem. A może nawet w większej części. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy jej męża, gdyby kiedyś nie spotkał na swojej drodze tej drobnej dziewczyny o wielkim sercu.
Zobacz także: Bohaterki drugiego planu? Nie wszystkie i nie zawsze! Polskie Pierwsze Damy
4 z 8
Na zdjęciu: Maria, Lech i Marta Kaczyńscy w domu w Sopocie, lato 1998.
Poznali się przez koleżankę Marii Kaczyńskiej, która przyprowadziła do niej młodego prawnika. Zaczął pracę na Uniwersytecie Gdańskim, a nie miał gdzie mieszkać. Akurat zwolnił się pokój obok niej. Nie wiedziała, że właśnie spotkała mężczyznę, z którym spędzi życie. Miała ochotę… wyjąć grzebień i go uczesać. „Miał takie bujne, rozwichrzone włosy”, wspominała. Wtedy już ich wzajemne relacje zostały jakby określone. On – naukowiec, bujający trochę w obłokach, ona – stąpająca po ziemi kapłanka domowego ogniska.
„Byli bardzo dobrym małżeństwem”, ocenia wieloletnia przyjaciółka prezydenta jeszcze z czasu studiów, Ewa Junczyk-Ziomecka – dziś konsul generalny RP w Stanach Zjednoczonych. „Wzajemnie się uzupełniali, rozumieli, mogli na siebie liczyć”. Do tego stopnia, że Maria poświęciła dla męża karierę zawodową. Kiedy w 1980 roku urodziła się im córka Marta, zrezygnowała z pracy, by zająć się dzieckiem. I… mężem. Pracowała w Urzędzie Morskim. Marzyła o podróżach. Życie potoczyło się inaczej.
Zobacz także: Dziś Agata Mróz-Olszewska skończyłaby 35 lat. Co mówiła nam autorka ostatniego wywiadu z siatkarką?
5 z 8
Na zdjęciu: Lech i Jarosław Kaczyńscy, lipiec 1951 roku.
Lech Kaczyński miał już wówczas za sobą różne burze polityczne. Gdy zaczynali wraz z bratem, Jarosławem Kaczyńskim, studia, wybuchły zamieszki Marca ’68. Miał 19 lat. Wtedy posmakował wielkiej polityki, którą zafascynował się na dobre. Ale już mając 11 lat, zaczął czytać uważnie gazety. I mieć własne zdanie. Wywodził się przecież z domu, gdzie dobro ojczyzny było sprawą tak istotną.
W 1981 roku Lech został internowany. Maria Kaczyńska musiała przez rok radzić sobie sama. I poradziła, chociaż potem wspominała: „Nie było to łatwe, pierwsze tygodnie przepłakałam, ale potem wzięłam się w garść. To był najtrudniejszy okres w moim życiu”. Wtedy chyba zahartowała się i wzięła na siebie dużą część obowiązków żony polityka.
Kiedy Lech Kaczyński kandydował na prezydenta, ujęła sprawy w swoje ręce. Była dumna z tego, że to ona wymyśliła „rodzinne” billboardy. Wiadomo – prezydent otoczony rodziną wzbudza większe zaufanie. „I choć nie znosiłam ujawniania prywatności, to postanowiłam te uprzedzenia schować do kieszeni. Jak się okazało, miałam rację”, opowiadała.
Polecamy także: Jarosław Kaczyński w VIVIE! o śmierci matki, brata, o przyjaciołach, swoich pasjach i marzeniach. Jedyny taki wywiad!
6 z 8
Na zdjęciu: Maria i Marta Kaczyńskie, lato 1988.
Z początku Pierwsza Dama miała tremę, obawiała się o swój wizerunek w telewizji, o porównania z poprzednią pierwszą damą. Znalazła jednak swoje miejsce. „Postanowiłam być sobą”, powiedziała nam w wywiadzie. I znowu intuicja jej nie zawiodła.
Lech Kaczyński reprezentował państwo, ona zajmowała się tysiącami różnych spraw. Stała się Marią Kaczyńską – instytucją. Pierwsza przyznała, że popiera zabiegi in vitro, wynosi tę kwestię ponad spory polityczne i jest za opowiedzeniem się po stronie tych, którzy mają problem, by zostać rodzicami. Ewa Junczyk-Ziomecka: „Ciągle jeździła na spotkania, brała udział w dziesiątkach uroczystości. Spotykała się ze zwykłymi ludźmi. Poprosiłyśmy, jej znajome i ja: »Marylko, przystopuj, jesteś zmęczona«. Odmawiała. »Ci ludzie mnie potrzebują«, mówiła”.
Najbardziej spektakularna akcja miała miejsce, gdy wzięła w obronę Czeczenkę, której troje dzieci zamarzło. Pojechała do niej i pomogła w uzyskaniu w Polsce statusu uchodźcy. I nie zrobiła tego dla błysku fleszy, tylko dlatego, że tak czuła. Albo wstawiała się u męża, by nie odesłano na Białoruś chorego chłopca, który nie miał tam żadnych szans na właściwe leczenie.
Zobacz także: Wspomnienie Anny Przybylskiej. "Krysieńko, nie płaczcie, jeszcze na pewno się zobaczymy".
7 z 8
Na zdjęciu: Lech Kaczyński, luty 1979.
Maria Kaczyńska miała żal o to, że prasa nie nagłaśnia akcji, którym patronowała. Wolała, by częściej o tym pisano niż o nazwaniu jej imieniem nowego gatunku tulipana. Irytowało ją, że nie docenia się obietnic wyborczych Lecha Kaczyńskiego, które starał się spełnić. „On nie rzuca słów na wiatr”, mówiła. Miała poczucie humoru, oboje je mieli. Żartowała z męża, że niedługo będą obchodzić okrągłą 30. rocznicę nauki przez niego języka angielskiego. „No trudno, nie ma zdolności językowych”, mówiła. Sama znała dobrze dwa języki – francuski i rosyjski, a dwóch innych się uczyła. Potrafiła zachwycić się nogami pani redaktor. A poznawszy na jakiejś imprezie znajomego fotografa, wołała męża: „Chodź, chodź, muszę cię komuś przedstawić”.
Zobacz także: Dziś Agata Mróz-Olszewska skończyłaby 35 lat. Co mówiła nam autorka ostatniego wywiadu z siatkarką?
8 z 8
Na zdjęciu: Maria Kaczyńska z przyjaciółką Ireną w Paryżu, sierpień 1967.
10 kwietnia przed godziną 9.00 dotarły do nas straszne wiadomości o katastrofie lotniczej polskiej delegacji lecącej na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach w Katyniu. Wszyscy pasażerowie tego tragicznego lotu zginęli na miejscu.
Tekst: Krystyna Pytlakowska
Zobacz także: Ksiądz Jan Kaczkowski: „Chciałbym Cię, Panie Boże, poprosić o zbawienie”. Ważna rozmowa o powołaniu i chorobie.