Reklama

Odszedł siedemnaście lat temu - 9 października 2006 roku. Niezwykle utalentowany kompozytor i wokalista. A przy tym wrażliwy człowiek, którego życie pełne było dramatów. Marek Grechuta na scenie święcił tryumfy, lecz aż za dobrze znał chwile niepokoju i grozy. Na lata cieniem na jego życiu położyło się zaginięcie syna. Łukasz Grechuta dwa razy uciekał z domu. Za drugim niewiele osób wierzyło, że ta historia może w ogóle skończyć się szczęśliwie… A jednak.

Reklama

Zniknięcie syna Marka Grechuty

Był rok 1999, gdy 29 lat po swoim ślubie Marek i Danuta Grechutowie musieli zmierzyć się z niespodziewanymi problemami. Dotąd ich największym zmartwieniem było zaburzenie afektywne dwubiegunowe, na które cierpiał od wielu lat artysta. Jednak zimą wspomnianego roku, na rodziców 27-letniego wtedy syna spadło coś jeszcze.

Okazało się, że małżonkowie zastali pewnego dnia pusty dom. Ich jedyne dziecko zniknęło bez słowa, a w głowach pana Marka i pani Danuty rodziły się najgorsze myśli. Musiały minąć dwa tygodnie, by policja z Jeleniej Góry znalazła mężczyznę przypadkiem. „Kiedy rodzina zgłosiła zaginięcie, po kilku dniach skontaktował się z nami policjant z Jeleniej Góry. Jadąc samochodem do pracy, rozpoznał Łukasza na ulicy i zaproponował mu podwiezienie. Kiedy chłopak wsiadł do samochodu, zawiózł go na komisariat. Powiadomiliśmy rodziców”, pisano w oświadczeniu funkcjonariuszy.

Największy stres dla całej rodziny niestety dopiero miał nadejść. W marcu tego samego roku Łukasz Grechuta powiadomił mamę i tatę, że wybiera się w podróż po Polsce, by „znaleźć swoją pustelnię”. Ostatecznie młodzieniec zaginął bez śladu. Tym razem na dwa lata…

Przez problemy w pracy i życiu prywatnym wcale nie miał zamiaru prędko wracać do domu. „Łukasz, wróć do domu! Przysięgamy ci z mamą, że nie będziemy ingerować w twoje sprawy. Przyrzekamy, że nie będziemy czynić ci wymówek z powodu zniknięcia. Nasz dom jest twoim domem. Nie wyobrażamy sobie świąt Bożego Narodzenia bez ciebie. Gorąco cię prosimy synu, wróć”, apelował wokalista.

Czytaj także: „Odkąd go nie ma, to ja śpiewam jego piosenki”. Marek Grechuta we wspomnieniach żony, Danuty

PAP Andrzej Rybczyński

Marek Grechuta, Warszawa 18.11.2001 rok

Nie pomogły jednak nawoływania, nie pomogła też praca prywatnego detektywa. Przełom nastąpił dopiero po udziale w programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...". To wtedy do studia zadzwonił… sam Łukasz! „Mamo, ja wracam do domu", wyznał i odłożył słuchawkę.

Nadzieja na szybkie i szczęśliwe zakończenie sprawy była jednak złudna. Mężczyzna nie wrócił od razu. Ostatecznie okazało się, że zamieszkał we Włoszech. Na początku 2001 roku Danuta Grechuta odebrała telefon od syna. Od razu się spakowała i pojechała busem nad Morze Śródziemne. Tam cała historia miała szczęśliwe zakończenie... Bliscy w końcu wyjaśnili sobie wszystko i byli razem.

Dwudziestokilkulatek potrzebował czasu dla siebie, by przemyśleć kilka spraw… Szukał też kontaktu ze stwórcą. „Czasem, kiedy myśli się o Bogu, zapomina się nawet o bliskich. Ludziom w dzisiejszym świecie trudno jest zrozumieć tych, którzy patrzą na świat w inny sposób. [...] To, że nie zadzwoniłem do domu, trudno prosto wytłumaczyć. Moje zachowanie może być odebrane jako dziwne, ale wtedy miałem taką potrzebę ducha”, opowiadał w „Gali” w 2006 roku.

Gdy w końcu młodzieniec zdecydował się przyjechać do Polski, rodzina mogła odetchnąć z ulgą. Choć sam Marek Grechuta przypłacił dwa długie lata zdrowiem. Jego choroba postępowała, nikt i nic też nie oddało mu wszystkich nerwów. Tata i syn mieli jednak coraz lepszą relację. Łukasz towarzyszył nawet artyście podczas trasy po USA…

Marek Grechuta, 1989

Marek Karewicz / Forum

Ostatnie chwile Marka Grechuty. Łukasz Grechuta dziś

Tata i syn mieli coraz lepszą relację. Muzyka mocno ich do siebie zbliżyła i wydawało się, że już nic nie stanie na drodze do rodzinnego szczęścia. Jednak pod koniec życia choroba artysty postępowała i wpływała na stan jego zdrowia. Pojawiły się problemy z układem krążenia. Marek Grechuta stosował się do wszystkich zaleceń lekarzy, wierzył w to, że rozwój medycyna pozwoli mu zahamować chorobę. Powoli żegnał się ze sceną. Nie chciał występować i prezentować swoją ułomność. Mimo że choroba postępowała, wydał jeszcze piosenkę z grupą Myslovitz.

„Odchodził łagodnie, bez bólu, był tylko coraz mniej zainteresowany światem. Jednocześnie miał coraz większe trudności z poruszaniem się. Po prostu Markowi wysiadały mięśnie. Późniejsza diagnoza wykazała, że cierpiał na niedomagania natury neurologicznej. A jak wiadomo, takie schorzenia można jedynie powstrzymywać, bo nie bardzo dają się wyleczyć”, zwierzała się żona artysty.

Marek Grechuta zgasł 9 października 2006 roku. Powodem była niewydolność krążenia. Dla bliskich, przyjaciół i fanów artysty był to niewyobrażalny cios. „[Śmierć przyp. red.] nastąpiła niespodziewanie, chociaż Marek chorował od pewnego czasu neurologicznie. Ale lekarze nie oceniali tej choroby w kategoriach ostatecznych. To stało się nagle, w nocy… po prostu nadszedł ten moment i koniec. Każdemu jest pisana jego pora”, opowiadała Danuta Grechuta w rozmowie z Krystyną Pytlakowską dla magazynu VIVA!

W Krakowie podczas pożegnania artysty nie zabrakło syna Łukasza. I to właśnie z tego przykrego wydarzenia pochodzą ostatnie zdjęcia 51-latka. Zobaczcie, jak wygląda syn Marka Grechuty. Czym się zajmuje? W rodzinnej firmie Danuta Grechuta Fonografia-Wydawnictwa Markart obejmuje stanowisko menadżera ds. marketingu. Jest odpowiedzialny za reklamę zewnętrzną i rozwój w sieci.

Czytaj także: „Siedziałam przy łóżku, szeptałam, a on poruszył oczami, tylko tyle... To było straszne”. Danuta Grechuta w poruszających słowach o śmierci męża

Łukasz Grechuta, Danuta Grechuta - 2006 rok; pogrzeb M. Grechuty

Grzegorz Kozakiewicz / Forum
Robert Szwedowski/East News
Reklama

[Ostatnia publikacja na Viva Historie 09.05.2024 r.]

Reklama
Reklama
Reklama