Gdy żona była w ciąży, opuścili Polskę. Marcin Wrona od 18 lat żyje poza granicami
"To miejsce, gdzie człowiek może naprawdę wszystko", mówił. Ale początki życia na obczyźnie nie były łatwe
Ceniony dziennikarz, reporter i korespondent Faktów w USA. Marcin Wrona wyjechał do Stanów Zjednoczonych prawie 20 lat temu. „Uwielbiam Stany! To miejsce, gdzie człowiek może naprawdę wszystko”, wspominał w archiwalnym wywiadzie VIVY!. Jak dziś wygląda życie Marcina Wrony? Co mówił nam w archiwalnym wywiadzie o kulisach wyjazdu i swojej pracy?
Marcin Wrona: jak to się stało, że wyjechał do USA?
Od lat należy do czołówki najlepszych polskich dziennikarzy, reporterów. Czytelnicy i widzowie znają go przede wszystkim jako reportera i korespondenta Faktów w Stanach Zjednoczonych oraz prowadzącego talk-show Pod napięciem (1998-2006).
Jak rozpoczęła się jego kariera? Marcin Wrona studiował anglistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w swoim rodzinnym mieście, Krakowie. Już podczas nauki związał się z Radiem Kraków. Następnie związał się z RMF FM. Nie każdy wie, że był również DJ-em. Prowadził program publicystyczny Puls dnia w TVP 1. Z telewizją TVN jest związany od 1997 roku.
Od 2006 roku jest korespondentem Faktów w USA. Do Waszyngtonu przyjechał tuż przed Bożym Narodzeniem. Potem dołączyła do niego żona Aleksandra i córka. Syn urodził się już na obczyźnie. Pierwsze dni z dala od ojczyzny były trudne, trzeba było jak najszybciej znaleźć dom, sprowadzić rzeczy, znaleźć przedszkole dla Marysi. Okazało się, że korespondent nie jest osobą, która dostaje wszystko na tacy. Jeśli chce coś zdobyć, musi to zrobić sam. Równolegle z układaniem sobie życia w Ameryce musiał pracować, nagrywać pierwsze newsy, śledzić sprawę tarczy rakietowej i wiz dla Polaków. „W Polsce, jak robisz temat do »Faktów«, to umawiasz rozmówców na rano, jedziesz od jednego do drugiego i przygotowujesz materiał”, opowiadał Marcin Wrona. „Tutaj zajmuje to co najmniej trzy dni”, dodawał.
Zobacz też: Od ćwierć wieku jest szczęśliwą mężatką. Nie każdy wie, kim jest mąż Magdaleny Stużyńskiej
Nie zrażał się do Ameryki. Najważniejsze było to, że jest w centrum świata z ukochanymi kobietami. Żona Marcina Wrony w oczekiwaniu na pozwolenie na pracę, zapisała się na studia z projektowania wnętrz. Dziennikarz pracował głównie z domu i cieszył się, że spędza mnóstwo czasu z rodziną. „W Warszawie wiele godzin siedziałem w redakcji. Teraz przeciwnie. Jestem z dziewczynami, mam czas na zabawę z Marysią. Tyle że muszę być zawsze w pogotowiu, bo nie wiadomo, kiedy będę musiał wyjechać na nagranie. Czasem pojawia się nagła wiadomość i jest okazja nakręcić »gorącego newsa«. Tak było przy okazji orędzia Busha”, opowiadało początkach swojej pracy jako korespondenta.
Dziennikarstwo jest jego ogromną pasją, dlatego nic dziwnego, że trudno było mu ukryć emocje. W swoich materiałach cały czas opisuje z bliska najważniejsze wydarzenia. W sekundę potrafi skontaktować się z operatorem, by kilkanaście minut później znaleźć się w centrum głównych wydarzeń.
„Reporterka CNN zdawała w telewizji relację z tego słynnego trawnika przed Białym Domem, a w tle szła demonstracja – wrzaski, trąbki, bębny… Wydzwoniłem Malinę, mojego operatora, złapałem mikrofon i w kwadrans później byliśmy pod Białym Domem”, zwierzał się w 2007 roku Agnieszce Prokopowicz.
Sprawdź też: Marcin Prokop w mocnych słowach o swojej obecności w telewizji. Myśli o jednym
Nie było mu żal, gdy opuszczał Warszawę. „Kiedy przeprowadziłem się do Warszawy, w 1997 roku, poszedłem na kilka bankietów, spotkań, zobaczyłem, jak to towarzystwo kisi się we własnym sosie i poczułem, że mnie to kompletnie nie bawi”, mówił w 2007 roku w rozmowie z Agnieszką Prokopowicz. Wyjazd był dla niego nadzieją na lepsze jutro, a z drugiej strony ucieczką, ponieważ podczas pracy przy programie Pod napięciem prowadził, zaczęło się robić niebezpiecznie. Jego żona była wtedy w ósmym miesiącu ciąży. Spodziewali się narodzin syna. Dziennikarz martwił się o bezpieczeństwo bliskich. „Wiele razy zajmowaliśmy się sprawami mafijnymi, ale żaden rozsądny mafioso nie odstrzeliłby dziennikarza, wiedząc, że narobi sobie poważnych kłopotów. Choć pogróżki były. Ale najgorszą rzeczą, która może się zdarzyć, są chorzy psychicznie ludzie, którzy chcą wejść w kontakt z postaciami z ekranu. I to się właśnie zdarzyło nam, w dodatku w czasie, kiedy Ola była w ósmym miesiącu ciąży. Pojawił się człowiek, który zwał się Duch Prawdy. Był święcie przekonany, że jest następcą Chrystusa i Pan Bóg kazał mu ogłosić swoje przybycie w programie »Pod napięciem«. Człowiek ten wysłał do mnie serię listów, e-maili, dzwonił… Ponieważ nie reagowałem, napisał do mnie, że Pan Bóg kazał mu zabrać mnie w podróż, z której nie ma powrotu. Opisał, jakie dokładnie środki wybuchowe kupuje, jak one zadziałają, co z nimi zrobi… Miał mianowicie wysadzić się podczas programu, ale tak, żeby zabrać mnie razem ze sobą”, opowiadał w 2007 roku. Sprawa została potraktowana bardzo poważnie przez stację. TVN uruchomił psychologa i Wydział do Spraw Terroru Komendy Stołecznej.
Czytaj też: Ryszard Petru i Joanna Mihułka-Petru wzięli ślub w tajemnicy! Ich związek zaczął się od skandalu
Dziennikarz wspominał musiał powiadomić o wszystkim żonę. A archiwalnym wywiadzie wyznał, w sposób wyjaśnił jej tę sprawę. Akurat podróżowali pociągiem z Krakowa do Warszawy. Po wyjściu na peron miało do nich podejść dwóch mężczyzn. Byli to policjanci, którzy mieli za zadanie chronić dziennikarza i jego rodzinę. „Na pytanie, czy to na pewno konieczne, musiałem w końcu powiedzieć, że tak, bo ten facet chce mnie zabić. Pod domem okazało się, że stoi czarny radiowóz, a panowie oświadczają, że oni mają tu stać 24 godziny na dobę. Ola omal nie zemdlała. To był koszmarny czas. Musiałem odmeldowywać na policji, kiedy chcę wyjść i spowiadać się, w jakim celu”, opowiadał przed laty. Mężczyzną, który groził Marcinowi Wronie był 21-letni student informatyki, który zmagał się ze schizofrenią paranoidalną. Dziennikarz długo nie ujawniał tej sprawy, ponieważ śledczy obawiali się, że znajdą się naśladowcy Ducha Prawdy. Emocje i lęk towarzyszyły Marcinowi Wronie jeszcze długo, nawet po przeprowadzce do Waszyngtonu.
W Ameryce reporter i jego żona rozpoczęli nowe życie. Wynajęli dom na przedmieściach, jeździli amerykańskim samochodem. Ich sen się spełniał. W 2007 roku Marcin Wrona zdradził VIVIE!, że na pewnym etapie życia bardzo pomógł mu buddyzm. Sprawił, że stał się innym człowiekiem. „Gdy pracowałem w RMF-ie, a w telewizji prowadziłem »Puls Dnia«, woda sodowa uderzyła mi do głowy. Byłem chamski dla ludzi i myślałem, że jestem gwiazdą. Dobrze, że Ola mnie jeszcze wtedy nie znała. Potem dopiero, kiedy spojrzałem na siebie z boku, zacząłem się wstydzić. Buddyzm bardzo mi pomógł”, opowiadał Agnieszce Prokopowicz.
Marcin Wrona, Dzień Dobry TVN, 2012
Jak dziś wygląda życie Marcina Wrony?
Prywatnie dziennikarz z optymizmem podchodzi do życia, to dowcipny mężczyzna, który uwielbia muzykę country. Jak dziś wygląda jego życie? Od 18 lat jest korespondentem w USA, z pasją wykonuje swój zawód. Marcin Wrona opisywał swoje przemyślenia, doświadczenia i życie a w USA na łamach książek. Tak powstała pozycja – Wrony w Ameryce czy Wroną po Stanach.
Jakiś czas temu rozwiódł się z żoną, Aleksandrą, z którą doczekał się syna Jana i córki Marii. A dziś jego serce dziś znów jest zajęte. Wspólnie z ukochaną, Joanną buduje przyszłość.
„To fakt, że poprzedni związek rozpadł się ponad pięć lat temu. Po latach doszedłem do siebie, a niespełna dwa lata temu poznaliśmy się z Asią. I jest nam coraz lepiej razem”, komentował na łamach Plejady.pl w 2023 roku. Kilka miesięcy temu Marcin Wrona przeszedł operację nogi. Dziennikarz może liczyć na wsparcie partnerki, która troszczy się o jego zdrowie.