Reklama

Marcin Prokop, znany dziś wszystkim jako prezenter stacji TVN swoje dzieciństwo spędził na warszawskiej Pradze, przy ulicy Szaserów. "Jestem grochowianinem od urodzenia, a w tej chwili z wyboru. Szaserów jest moim kręgosłupem, jeżeli chodzi o miejsce do zamieszkania", mówił w jednym z wywiadów. Ale czy zawsze było tam kolorowo?

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Internauci podzieleni zmianami w jury Mam Talent. Nie oszczędzają Julii Wieniawy

Marcin Prokop o dzieciństwie

Niewielki pokój, w którym spędził lata młodości, był dla niego światem w miniaturze. "Jako dzieciak miałem pokój o połowę mniejszy", wyznał z uśmiechem Prokop, wspominając swój rejs na Teneryfę i noc w malutkiej kabinie. Ta ciasnota była przeciwnie proporcjonalna do jego marzeń i ambicji. Dzisiaj z humorem wspomina, jak do tak małego pokoju zapraszał znajomych. Z ciasnego pokoju do ogromnego świata telewizji - droga wydaje się niemożliwa, ale nie dla niego.

Jego rodzina nie należała do tych zamożnych. Młody Marcin marzył o tym, co dla wielu rówieśników było oczywistością - o zestawie klocków Lego. "W moich przedwojennych czasach to była rzecz szalenie niedostępna, kosztowna", wspominał Prokop. Dodał też, że wiele jego dziecięcych marzeń nie można było spełnić. Ale to właśnie takie momenty kształtują charakter.

Miał pracować w banku

Po liceum postanowił połączyć swoją przyszłość z ekonomią. Jego wybór padł na Wyższą Szkołę Ubezpieczeń i Bankowości w Warszawie. Zdobyte tam wykształcenie miało otworzyć przed nim drzwi do świata finansów. Ale los chciał inaczej. Szybko doświadczył, że nawet w biznesie trzeba umieć stawiać czoło niespodziankom - po niefortunnej stłuczce samochodowej z dyrektorem marketingu w jego firmie, został zwolniony.

Jednak nie poddał się. Może właśnie te trudne momenty, chwile zwątpienia, uczyniły z niego człowieka, którym jest dzisiaj. Od banku trafił do telewizji, a tam odnalazł swoje prawdziwe powołanie.

Marcin Prokop do finansów podchodzi bardzo rozważnie. Chociaż ma świetną pracę, doskonale wie, co znaczy, że może nie być go na coś stać.

CZYTAJ TEŻ: Marcin i Maria Prokop: „Nasz związek od samego początku przypomina dwa magnesy o tych samych biegunach”

Krzysztof Kuczyk / Forum

"Mam problem z tym, że nauczyciel po 20 latach pracy dostaje miesięcznie jedną piątą tego, co celebryta ze ścianki za pojawienie się na imprezie, w dodatku w wypożyczonych ciuchach. Mam też kłopot z tym, że płaci się 1,5 tys. zł dziennikarzowi, który zapieprzał przez dwa tygodnie, żeby napisać rzetelny, poważny, analityczny tekst. Mam problem z każdą nieuzasadnioną finansową dysproporcją, z piramidalną konstrukcją rzeczywistości ekonomicznej, w której 1 proc. uprzywilejowanych grubasów ma pod kontrolą 90 proc. światowych zasobów. Czy jesteś mi w stanie wyjaśnić na przykład, dlaczego prezes banku zarabia 10 milionów rocznie, a kasjerka - ryzykująca, że za każdy popełniony błąd zapłaci z własnej pensji - 15 tysięcy?" - mówił w wywiadzie dla Gazeta.pl.

Reklama

Historia Marcina Prokopa to przypomnienie dla nas wszystkich, że niezależnie od pochodzenia, każdy może osiągnąć sukces. Wystarczy wierzyć w siebie, pracować nad swoimi marzeniami i nie poddawać się, nawet gdy los stawia przed nami przeszkody. Prokop pokazał, że z ciasnego pokoju na warszawskiej Pradze można trafić na telewizyjne ekrany i stać się jednym z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarzy w Polsce. Bo, jak mówi stare przysłowie, "gdzie drzwi się zamykają, tam okno się otwiera".

Reklama
Reklama
Reklama