Reklama

Od kilku dni księżna Meghan i książę Harry są w trakcie wizyty w Australii, Nowej Zelandii i na Fidżi. Jak dotąd największym echem z tej podróży odbiły się w mediach dwie sytuacje. Pierwsza, w której brytyjska para w eleganckim wydaniu uczestniczyła w odsłonięciu jednego z lokalnych pomników i druga, kiedy księżna założyła sukienkę mocno opinającą ciążowy brzuszek. Niestety dziś media rozpisują się o innym zdarzeniu. Niestety, bo znacznie bardziej niebezpiecznym…

Reklama

Ochrona pomogła ciężarnej księżnej Meghan

Meghan Markle przebywa obecnie w stolicy Fidżi. To właśnie tam na dziś z ramienia inicjatywy Zjednoczonych Narodów zaplanowana była wizyta księżnej z lokalnymi kobietami. Panie miały spotkać się między innymi na bazarze w Suvie. Niestety, wydarzenie, które miało trwać około 20 minut skończyło się po kilku. Interweniować musiała ochrona.

Wszystko przez zbyt dużą liczbę osób chętnych do zobaczenia Meghan. Poza napierającym tłumem, ciężarna żona księcia Harry’ego musiała się też uporać z ogromnym upałem i wilgocią. Wszystko to mogło stanowić zagrożenie dla niej i dla zdrowia dziecka. Ochrona po sześciu minutach przebywania na ryneczku zdecydowała o wyprowadzeniu Meghan. Według The Sun sama zainteresowana podobno już od wejścia na bazar czuła się zaniepokojona. Świadkowie twierdzą, że nie była wyluzowana jak zawsze, ponieważ sama myśl, że ma wejść w tłum ją paraliżowała.

Zdaniem Pałacu Kensington sytuacja nie była bezpieczna dla ciężarnej Meghan. Zgromadzeni na bazarku ludzie nie rozumieli jednak zachowania Meghan i jej ochroniarzy. „Czekaliśmy na nią od dawna, przygotowywaliśmy się trzy tygodnie. Wyszła bez pożegnania”, mówili po wszystkim rozczarowani mieszkańcy stolicy Fidżi.

Reklama

Czy osoby, które odpowiadają za zdrowie i życie księżnej Meghan postąpiły słusznie?

Andrew Parsons / i-Images/i-images/East News
Reklama
Reklama
Reklama