Tragedie z dzieciństwa naznaczyły jego życie, ocalał dzięki matce. Niechętnie wracał wspomnieniami do przeszłości
"Wolę pamiętać te dobre chwile. Tak się chyba bronię przed złem", mówił Krzysztof Kowalewski
Odszedł trzy lata temu. Krzysztof Kowalewski na zawsze zapisał się w sercach widzów wspaniałymi kreacjami aktorskimi. Choć na ekranie bawił do łez, w życiu prywatnym los nie szczędził mu bolesnych ciosów. Dzieciństwo Krzysztofa Kowalewskiego nie należało do najłatwiejszych. Dzięki matce, cudem uniknął śmierci.
Krzysztof Kowalewski w dzieciństwie przeżył trudne chwile
Artystycznego dorobku wielu może mu pozazdrościć, a widzowie pokochali go dzięki komediom – C.K. Dezerterzy, Miś, Rozmowy kontrolowane czy słuchowisku Kocham pana, panie Sułku. Nie każdy wiedział, że w głębi serca skrywa smutek. Okres dzieciństwa wybitnego aktora nie należał do najłatwiejszych.
Krzysztof Kowalewski urodził się 20 marca 1937 roku w Warszawie, na ulicy Nowogrodzkiej 24. Był otoczony miłością i wsparciem. Ojciec był ekonomistą, matka związała się z aktorstwem. W jednym momencie jego świat małego chłopca legł w gruzach. Miał trzy lata, gdy jego tata na krótko przed wybuchem wojny w 1939 roku został wcielony do wojska. Nigdy więcej go nie zobaczył. Cyprian Leon Kowalewski trafił najpierw do Starobielska. Rozstrzelano go w Charkowie w 1940 roku.
„W domu, w którym była miłość i całkiem przyzwoity poziom życia. Choć tego nie mogę pamiętać. Odtwarzałem to z czasem ze słów matki, zdjęć, stanu mebli. A później to wszystko po prostu trafił szlag. Czyli przyszła wojna i zabrała mi ojca. A dzieciństwo wypełniła wspomnieniami, które trudno uznać za standardowe”, mówił w książce Taka zabawna historia.
Krzysztof Kowalewski musiał szybko dorosnąć. Mama aktora wzięła na swoje barki utrzymanie rodziny i wychowanie syna. Elżbieta Kowalewska przez wiele lat ukrywała, że była Żydówką. Dopiero po latach wyznała dziecku prawdę. Aktor zrozumiał, że gdyby nie determinacja matki, podczas wojny oboje mogli zginąć ze względu na swoje pochodzenie. Po wybuchu wojny nie wyjechali z Warszawy. Pani Elżbieta zatrudniła się w kawiarni w podziemiach zbudzonego Prudentialu.
„Była blondynką o niebieskich oczach, więc nigdy nie byliśmy w getcie. Jedyna dozorczyni z Nowogrodzkiej 25 wyczytała gdzieś w księgach, że matka była z domu Herszaft”, opowiadał aktor w rozmowie z Polskim Radiem. Matce i dziecku udało się uniknąć tragedii. Ocalili nie tylko własne życie. Elżbieta Kowalewska wiele ryzykowała pomagając uciekinierom z getta. Była odważną kobietą, o wielkim sercu. Krzysztof Kowalewski przez całe dorosłe życie wspominał obrazki II wojny światowej i Powstania Warszawskiego. Widział śmierć, doświadczył głodu, bólu straty, niepewności... Ale zauważał także drugą stronę - wielką wiarę w zwycięstwo i chęć przetrwania.
Po upadku Powstania Warszawskiego wraz z matką przenieśli się do wsi Lipiny, a następnie do Kielc. Tam pani Elżbieta zaangażowała się w odbudowę życia kulturalnego miasta. Wydawało się, że razem z synem w końcu odnaleźli spokój, miejsce, w którym mogą osiąść na stałe. Tak się jednak nie stało.
Pani Elżbieta Kowalewska wraz z synem zamieszkała w pobliżu kamienicy Planty 7 gdzie doszło do tragedii. Mowa o pogromie kieleckim, do którego doszło 4 lipca 1946 roku, a jego bezpośrednią przyczyną była plotka o uwięzieniu przez Żydów kilkuletniego chłopca, syna miejscowego szewca. Zginęło 40 osób, a 35 zostało rannych.
Krzysztof Kowalewski, nie mówiąc nic nikomu, udał się z kolegą na wyprawę – ukradli kluczyki do auta i zwiedzali okolice. Słyszeli strzały, ale nie specjalnie ich to zdziwiło. Tymczasem matka umierała ze strachu o syna. Nie rozumiał dlaczego. Następnego dnia byli już w drodze do Warszawy. Krzysztof Kowalewski w stolicy ukończył liceum, a następnie wybrał studia aktorskie. Z kolei jego matka powoli kończyła swoją karierę.
Sprawdź też: Anna Dymna jest jedyną żyjącą aktorką z „Samych swoich”. Po pół wieku ponownie pojawiła się w produkcji
Trudne przeżycia, wojenny dramat negatywnie odbiły się na jej zdrowiu. Mierzyła się ze stanami depresyjnymi. „Mama już wcześniej zaczęła miewać te epizody depresyjne. To były takie silne stany niemocy. Demonstracja bezsiły. Miała poczucie, że nic już w życiu nie da rady zrobić, że to już koniec, że lepiej, żeby nie żyła. (...) Z tymi stanami depresyjnymi to było tak, że kiedy mijały, to z kolei wpadała w stany euforyczne”, opowiadał na łamach książki Taka zabawna historia.
Krzysztof Kowalewski niechętnie wracał wspomnieniami do dziecięcych lat
Na dwa lata przed śmiercią lekarze zdiagnozowali u pani Elżbiety stwardnienie rozsiane. Odeszła 29 kwietnia 1967 roku z powodu zapalenia płuc. Tego samego dnia Krzysztof Kowalewski dowiedział się, że zostanie ojcem. Nie zdążył podzielić się z nią szczęśliwą nowiną. Nie doczekała też wielkiego sukcesu syna, z którego zawsze była dumna.
Sam aktor nie wracał chętnie do czasów młodości i dzieciństwa. Próbował wyprzeć z pamięci kadry z przeszłości i zależało mu na tym, by budować szczęśliwe życie bez zła.
„Odsuwam od siebie rzeczy przykre, trudne. Moja psychika tak działa, że całe to zło odkładam na bok. Uciekam przed nim. Może to nieładnie, że tak działam. Ale co by dało wracanie do tych spraw. Rozpamiętywanie. Wolę pamiętać te dobre chwile. Tak się chyba bronię przed złem", mówił na łamach książki Taka zabawna historia Juliuszowi Ćwieluchowi.
Cytaty za Pleada.pl
Krzysztof Kowalewski, Bydgoszcz, 09.04.2018.