Reklama

Sztuka czeskiego dramaturga i reżysera Jiříego Havelki „Wspólnota mieszkaniowa” była pierwszym w Och-Teatrze spektaklem wystawianym po pandemicznej przerwie. Jego premiera przypadła 16 lipca 2020 roku. Arcyzabawna komedia, która w Czechach została zekranizowana, stając się wielkim kinowym przebojem, to zarazem gorzka satyra na współczesne społeczeństwo. W obsadzie spektaklu można zobaczyć między innymi Agnieszkę Więdłochę, Katarzynę i Cezarego Żaków oraz Stanisława Brejdyganta. Z Krystyną Jandą, reżyserką „Wspólnoty mieszkaniowej”, Anna Zaleska rozmawiała tuż przed premierą. W ramach cyklu "Archiwum VIVY!: wywiady" przypominamy rozmowę z reżyserką.

Reklama

Anna Zaleska: Z czego ostatnio pani się śmiała?

Krystyna Janda: Teraz, kiedy po ponad trzech miesiącach wróciliśmy do pracy w teatrach i pracowaliśmy nad nową premierą, poziom optymizmu się podniósł, śmiejemy się na nowo bardzo dużo i często. Praca daje radość i zapomnienie. A ponieważ robimy komedię pokazującą typowe postawy społeczne, karykaturujemy je, sprawia nam to prawdziwą uciechę. Mamy też nadzieję, że ten gorzki śmiech będzie towarzyszył widzom podczas oglądania.

O czym jest sztuka „Wspólnota mieszkaniowa”? I dlaczego ją wybrała pani na pierwszą premierę po pandemicznej przerwie?

To typowe zebranie członków wspólnoty mieszkańców pewnego domu, pewnej kamienicy. Przekrój społeczny, charakterologiczny i typowe zachowania grupowe śmieszą do łez i przerażają nie na żarty, a jednocześnie uświadamiają aktualność i obecność tych postaw w naszym życiu. Głupota, egoizm, krótkowzroczność, zacofanie, bezmyślny upór i niemożność porozumienia się, niezdolność do najdrobniejszego kompromisu to główne tematy.

Jest jak u Gogola: „Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie”?

Człowiek jest mały i bywa wielki, jest i tak, i tak. W tym utworze śmiejemy się z siebie, przez łzy, ale jednak.

Jakie jest polskie poczucie humoru?

Mam o nim wysokie mniemanie, szczególnie o zdolności do abstrakcyjnego żartu.

Czytaj też: Krystyna Janda o przemocy w szkołach teatralnych i filmowych: „nigdy nic takiego mnie nie spotkało”

Bartek Wieczorek/LAF AM

Umiemy w ogóle być jeszcze wspólnotą? Wierzy pani, że można odbudować tak podzielone społeczeństwo?

Przed kulturą i sztuką stoi tu niewątpliwie wielkie zadanie. Wciąż uczymy się być wspólnotą, ale to nauka trudna, szczególnie teraz, kiedy nas tak zantagonizowano, skłócono, od kiedy mówi się z pogardą i nienawiścią o ludziach, grupach społecznych, zawodowych, rasowych. Cały czas myślę o pogłębiających się uprzedzeniach, braku wiedzy, złej woli, złych uczuciach. To było dawniej zabronione, skrywane, wstydliwe, a wydaje się, że teraz triumfuje. To straszne.

„Wspólnota mieszkaniowa” to też sztuka o kryzysie demokracji. Dlaczego demokracja tak wielu ludzi rozczarowuje?

Mądrość większości jest często problematyczna.

Zgadza się pani z tym, że z kryzysów wychodzimy silniejsi?

Może, ale potem czas mija, zapominamy, nie uczymy się na błędach, chętnie poddajemy się manipulacjom. Jestem 67-letnią kobietą będącą z racji zawodu zawsze w centrum spraw i widzę, że moje doświadczenie życiowe, pamięć o historii i jej mechanizmach, a doświadczenie i pamięć młodego pokolenia to dwa różne światy. W związku z tym różnica doświadczenia, rozumienia, rozwiązań i wyborów światopoglądowych jest bardzo duża.

Jak pani widziałaby „nową normalność”? Co powinno się zmienić w naszej rzeczywistości? Co powinniśmy na nowo przemyśleć?

Wszystko. Przede wszystkim powinniśmy myśleć – a z tym u nas słabo. Wychowanie, szkolnictwo, nauka, kultura, nauka empatii i myślenia społecznego, wpajanie odpowiedzialności i powrót do prawdy. To naiwność? Dla mnie nie.

Wszyscy myśląc o przyszłości czujemy teraz mniejszą lub większą niepewność. Co w pani budzi niepokój?

Moim problemem jest co innego: zmarnowane lata, rozczarowanie ludźmi, Polakami, i świadomość straty, zmarnowania wielu lat wspaniałego wysiłku, brak wiary w możliwość szybkiej naprawy, powrotu do drogi pozytywnej, nadziei na przyszłość. Naprawianie i unikanie błędów to praca nie do przerobienia, syzyfowa… to mnie przeraża. Czyszczenie stajni Augiasza na szczęście już nie dla mnie. Współczuję tym, którzy staną przed takim zadaniem.

Przeczytałam w pani mediach społecznościowych, że dzięki kulturze i sztuce łatwiej pani przetrwała czas pandemii.

Przede wszystkim mnie to wzbogaciło, zdałam sobie sprawę z wielkości i potęgi sztuki. Na nowo utwierdziłam się w poczuciu bezwzględnej konieczności obecności kultury w życiu, jej trwania, istnienia, działania. Nie wyobrażam sobie życia bez filmu, opery, literatury, muzyki, plastyki, poezji, piosenki, wystaw i tak dalej. Sztuka podnosi życie na wyższy poziom i zawsze w intencjach jest szlachetna.

Zobacz także: Krystyna Janda opowiada o tym, jak okres pandemii wpłynął na jej teatry

Bartek Wieczorek/LAF AM

Potrzebujemy teraz śmiechu?

Oczywiście. Dzięki śmiechowi łatwiej porozumieć się z publicznością, nawet jeśli chodzi o najtrudniejsze tematy, śmiech poza tym zawsze daje nadzieję.

Wiele scen nie zdecydowało się na otwarcie. Skąd w pani siła, by w tak trudnych czasach walczyć o swój teatr?

Na razie z rozpędu. Ale w końcu kocham go, to moje życie, mój sens.

W czym dostrzega pani teraz urodę życia?

Reklama

W życiu.

Reklama
Reklama
Reklama