Reklama

Mimo tego, że przyjaźń w show-biznesie rzadko się zdarza, przez lata Jay Z i Kanye West uchodzili za wyjątkowo zgranych i zgodnych przyjaciół. Spędzali ze sobą wiele czasu, wspólnie jeździli w trasy koncertowe, a także razem nagrali kultową już płytę "Watch the Throne", która w pierwszym tygodniu sprzedaży w 2011 roku zadebiutowała na na 1. miejscu notowania Billboard 200. To właśnie z tego albumu pochodzą hity "Niggas in Paris" czy "Otis". Wszystko zaczęło się psuć w momencie, gdy Jay Z związał się z Beyonce, a Kanye West z Kim Kardashian. W wyniku wzajemnej niechęci obu pań raperzy początkowo oddalili się się od siebie, a następnie zupełnie stracili kontakt.

Reklama

Polecamy też: Kanye West trafił do szpitala na obserwację psychiatryczną. Co się stało? Czyżby załamanie nerwowe?

Zaostrzenie konfliktu

Media od dłuższego czasu pisały o konflikcie obu par, jednak jego szczegóły ujrzały światło dzienne dopiero w listopadzie zeszłego roku. To właśnie wtedy Kanye West podczas jednego ze swoich koncertów będąc na scenie prosił: "Jay Z, zadzwoń do mnie, stary. Nadal do mnie nie zadzwoniłeś. (...) Zadzwoń do mnie i porozmawiaj ze mną jak prawdziwy mężczyzna". Zwrócił się również bezpośrednio do żony byłego przyjaciela: "Beyonce, zraniłaś mnie. Słyszałem, że powiedziałaś, że nie wystąpisz, jeśli nie wygrasz ze mną i z Drakiem nagrody za klip roku. Ale nie próbujcie krytykować Beyonce. Ona jest wspaniała. (...) Wszyscy jesteśmy wspaniałymi ludźmi. Wszyscy jesteśmy równi. Ale czasami za bardzo bawimy się w politykę i zapominamy kim jesteśmy, byle tylko wygrać", po czym rzucił mikrofonem o ziemię i zakończył występ po niecałych 20 minutach. Następnie raper trafił do szpitala i leczył się psychiatrycznie. Mówiło się, że cierpi na psychozę i stany lękowe. Często chwiał się na własnych nogach.

Polecamy też: Czy wyrwie się ze szponów nałogu i pokona chorobę? Niepokojące doniesienia o stanie zdrowia Kanye Westa

Wydaje się, że teraz konflikt obu panów wkracza w nową fazę. Jay Z od 2015 roku jest właścicielem Tidala, czyli serwisu umożliwiającego słuchanie muzyki na żądanie. To właśnie z nim Kanye miał ekskluzywną umowę, na mocy której miał wydawać nowe numery wyłącznie przez serwis przyjaciela. Jednak przez swoją chorobę nie zakończył trasy koncertowej i nie dostarczył nowych materiałów Tidalowi, za które wcześniej przyjął... 20 milionów dolarów! Równocześnie West zarzucał firmie, że jest mu winna ponad 3 miliony dolarów za świetne wyniki pobrań płyty "The Life of Pablo" oraz emisję teledysków. Dodawał, że dostarczy obiecane materiały w momencie, gdy otrzyma resztę pieniędzy.

Reklama

Teraz amerykański serwis TMZ podaje, że już miesiąc temu Kanye West wysłał list do serwisu Tidal, w którym ogłosił, że wycofuje się z kontraktu. Negocjacje miały trwać dwa tygodnie, po których przyszło kolejne pismo podpisane przez prawnika rapera, z którego wynika, że Kanye uznaje kontrakt za zakończony. Skąd takie zdecydowane działanie? Okazuje się, że wpływ miała na to najnowsza płyta Jay'a Z "4:44", a mianowicie utwór "Kill", w którym słowa bezpośrednio krytykują męża Kim Kardashian. Słyszymy tam m. in. "To podejście 'pi****yć wszystkich' nie jest naturalne, ale ty nie jesteś taki sam, to nie jest KumbaYe (...) Ty dałeś mu 20 milionów bez mrugnięcia okiem, on dał ci 20 minut na scenie. Co on sobie k***a myślał? 'Co jest k***a nie tak ze wszystkimi?' - myślisz sobie. Ale jeśli wszyscy są szaleni, to ty jeden jesteś nienormalny". Dodatkowo w numerze Jay Z uderza również w wokalistę R&B Erica Benéta, a na płycie w rapera Future. Podobno West poczuł się urażony tym osobistym atakiem. Nie spodziewał się, że były przyjaciel zdissuje go w najnowszym albumie. Na razie nie odniósł się do utworu w żadnej ze swoich wypowiedzi. A poniżej przypominamy, jak potrafili razem pracować jeszcze sześć lat temu...

Reklama
Reklama
Reklama