TYLKO U NAS! Katarzyna Dowbor szczerze o swojej chorobie: „Mam za sobą już sześć lat ciężkiej walki...”
- KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Katarzyna Dowbor o chorobie dowiedziała się przypadkiem. Diagnoza okazała się jednak łagodniejsza niż początkowo zakładano, a sama dziennikarka miała wiele szczęścia. Dopiero później dowiedziała się, że prawdopodobnie w przeszłości w jej rodzinie były już przypadki zachorowania. Katarzyna Dowbor nie jest jednak zła na los, ponieważ, jak sama mówi, „pięćdziesiąt lat pożyłam sobie jako osoba całkiem zdrowa”. Tylko nam, w rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiedziała o swoich problemach ze zdrowiem.
Przeczytaj też: „To dla mnie niepojęte, nie mogę tego zrozumieć’’. Dom wyremontowany przez ekipę programu „Nasz nowy dom’’ został zniszczony!
Katarzyna Dowbor o chorobie
- Ty - okaz zdrowia, a pożaliłaś się ostatnio, że masz chorą tarczyce. Jak się o tym dowiedziałaś?
Przez przypadek, pojechałam na zdjęcia do mojego poprzedniego programu o zdrowiu, zrobić wywiad z dr. Dąbrowieckim w szpitalu przy Szaserów. Miałam wtedy problem z okiem, które mi spuchło, i jakby wychodziło z orbity. Okulistka leczyła mnie na zapalenie rogówki. Dr Dąbrowiecki zajrzał w to oko i mówi: nie podoba mi się. Powiedziałam, że już się leczę u okulisty. - Proszę być jutro u mnie na badaniach – stwierdził autorytatywnie. Ja na to, że nie mam czasu. - Proszę być na ósmą, to potrwa chwileczkę. Zgodziłam się, ale ta chwila trwała do popołudnia. Przeszłam testy tarczycowe, czekaliśmy na wyniki, potem usg, które wykazało, że moja tarczyca szaleje. O godzinie 16 przyszedł doktor i mówi: jest dobrze, to tylko tarczyca. Jak to tylko? - Powiem pani szczerze, że gdy zobaczyłem to oko, pomyślałem, że ma pani guza mózgu. Kiedy zrobiliśmy wszystkie badania, okazało się, że mam silną nadczynność tarczycy. TSH wyszło koszmarnie, jakieś 0,0001.
- A wiesz czym to grozi?
Wiem, przełamaniem tarczycy, co jest niebezpieczne dla życia. Okazało się, że choruję na chorobę Gravesa-Basedova a ponieważ u mnie nic nie może być normalnie, jedno oko tylko wychodziło mi z orbity, a nie dwoje oczu jak innym ludziom.
- Po prostu jesteś oryginalna.
To samo powiedział mi profesor endokrynolog, gdy zapytałam go, dlaczego tylko jedno oko robi się wypukłe. Odparł, bo ludzie wybitni tak mają. No tak, ruda, piegowata i jeszcze jedno oko wychodzi. Okazało się też, że nie chudnę przy tej nadczynności. Podczas gdy inni pacjenci w trzy sekundy zrzucają dziesięć kilogramów. Nie miałam też problemów z kołataniem serca.
- No i włosy ci nie wyszły.
Prawda, że dziwne? A potem okazało się, że moja tarczyca przechodzi z nadczynności w niedoczynność i muszę tego bardzo pilnować. Mam za sobą już sześć lat ciężkiej walki. Co miesiąc robię badania.
- Skąd się u ciebie wzięła ta choroba? Czarnobyl się odbija?
Możliwe, zwłaszcza że nie wypiłam płynu lugola chroniącego tarczycę. Byłam studentką i uważałam, że jestem nieśmiertelna. Okazało się jednak, że u mnie to choroba dziedziczna, bo kiedy znalazłam zdjęcia mojej babci – matki ojca, miała ogromne wole na szyi i wytrzeszczone oczy. Prawdopodobnie też chorowała na Basedowa. Nigdy jej nie poznałam, bo umarła przed moim urodzeniem się.
- Ten Basedow przeszkadza ci w wykonywaniu pracy?
Trochę tak, bo muszę regularnie brać leki i pamiętać o nich, a to dla mnie nowość. Zawsze byłam zdrowa jak ryba.
- A nie jak koń?
Konie są chorowite, zawsze powtarzam, że powiedzenie zdrowy jak koń wymyślił ktoś, kto nigdy koni nie miał. A ja mam dwa i one ciągle chorują. Moja staruszka teraz kaszle, muszę właśnie jechać po flegaminę, a ponieważ miętową pluje, muszę kupować truskawkową, która jest nie w każdej aptece. Ten Basedow skomplikował mi życie, bo trzeba go polubić, wyleczyć się nie da. Raz w miesiącu robię więc badania na przeciwciała i hormony tarczycy. Kiedyś śmiałam się z mojej mamy, że przyjeżdża do mnie z torbami leków, a teraz ja muszę wozić ze sobą metizol i euthyroks. Uprawiam tarczycową żonglerkę. Zastanawiam się, czy jej w ogóle nie wyciąć .
- I tak masz wielkie szczęście, że twoja choroba nie ujawniła się dziesięć lat wcześniej, przed narodzinami twojej córki Marysi. Chora tarczyca u matki jest bardzo niebezpieczna dla dziecka.
Też się z tego bardzo cieszę, bo pięćdziesiąt lat pożyłam sobie jako osoba całkiem zdrowa. Muszę się po prostu pilnować.
- Nie wolno ci się denerwować, każdy stres odbija się na tarczycy.
A ja jestem tylko pozornie bardzo opanowana. Wystarczy że mam bardziej nerwowy okres i oko mi wyłazi jak u cyklopa, gdy się uspokajam, wraca na miejsce. Niesamowite.
- Na szczęście twój program „Nasz nowy dom” jest raczej spokojny.
A jednak są przy nim duże emocje, jak wszędzie, gdy stykasz się ze zwykłymi ludźmi mającymi swoje problemy, wzruszasz się nimi, a tarczyca wzruszenia też nie lubi.
- To dobrze, że nie jesteś dziennikarką polityczną.
Dochodzę do wniosku, że u mnie wszystko dzieje się we właściwym czasie. TVP ze mnie zrezygnowała jeszcze przed tymi wszystkimi zawirowaniami. Właściwie mam fajnie życie, bo robię program, który lubię, cały czas ludzie rozpoznają mnie na ulicy, a w domu dorastanie mojej córki daje mi wiele satysfakcji. Wiesz, że ona już będzie zdawać maturę?
- Niewiarygodne. Pamiętam Marysię, jak się urodziła, a ty karmiłaś ją piersią. Jaka jest tak twoja córka?
Bardzo podobna do ojca, inteligentna, wykształcona, lubi się uczyć. Na studia chce jechać do Oxfordu. Zobaczymy. Ona zresztą ma angielską osobowość, zanim cokolwiek powie, musi to dokładnie przemyśleć.
- A co ma po tobie?
He, he. Lubi się podobać. Chce studiować filozofię i historię sztuki. Super dziewczyna z niej wyrosła. Oprócz tego ma jeszcze po ojcu poczucie humoru, takie dość złośliwe, oni się w trzy sekundy dogadują. Przebywa z nim o wiele więcej niż ze mną, bo ja wiecznie jestem w trasie.
- Albo się przeprowadzasz, podobno znowu masz nowy dom?
Piękny dom kolo Zalesia, drewniany z dużym ogrodem i padokiem dla koni. Taki dom, w którym na wszystko jest miejsce, w którym odpoczywam. A to dla tarczycy jest bardzo dobre. Dom daje mi wyciszenie. Mam tu swoje zwierzaki: dwa psy, dwa koty no i konie.
- A masz tam miejsce dla mężczyzny?
Ja nie mam czasu dla facetów, bo nie dość że muszę całą moją trzódkę ogarnąć, to jeszcze muszę mieć czas na leczenie tarczycy.
- Dobra, dobra, zawiadom mnie jak się zakochasz.
Nie omieszkam. Masz to jak w banku.
Zobacz też: Z wizytą u Katarzyny Dowbor. „Przyszłam na chwilę, zostałam na zawsze"