Reklama

Jolanta Krupa we wzruszającej rozmowie z Beatą Nowicką wspomina, jak jej starsza córka Joanna od dziecka ją wspierała. „Od najmłodszych lat była moją ostoją, taka „stara maleńka”. To nie ja jej mówiłam: „Asiu, wszystko będzie dobrze”, to ona mnie pocieszała. Pamiętam miała pięć lat, widziała, że mam różne problemy z mężem i kiedyś mi powiedziała: „Mamuś, nie smuć się, nie płacz, ja nigdy cię nie opuszczę, zawsze z tobą będę”. Całe życie taka była: odważna, dojrzała, opiekuńcza. Przez lata zajmowała się Martą, była moją prawą ręką. I w sumie do dzisiaj tak jest, bo to ona nad nami rozpościera ochronne skrzydła”.

Reklama

Joanna Krupa: Obie się wspierałyśmy, tak naprawdę. Zawsze stałam za mamą murem, chciałam być dla niej silna, żeby mogła się na mnie oprzeć. Bolało mnie serce, kiedy widziałam jak płacze, czymś się martwi. Kiedy zerwałam z chłopakiem, była bardziej moją przyjaciółka niż mamą , bo nie było tematów tabu, o wszystkim mogłam z nią porozmawiać. Często mówiła o religii, że trzeba wierzyć, bo życie na ziemi jest bardzo krótkie. Ważne, żeby być dobrym człowiekiem, nie robić nikomu krzywdy, nie kłamać i móc spojrzeć sobie w oczy w lustrze. Mama zwracała uwagę na takie rzeczy. Pięknie wszystko tłumaczyła i ja jej wierzyłam. Zawsze chciałam, żeby była ze mnie dumna.

Ile miałaś lat kiedy zaczęłaś pracować?

Joanna: Piętnaście. W pierwszej pracy byłam telemarketerką, siedziałam przy telefonie, wydzwaniałam do ludzi i zadawałam pytania na temat różnych produktów: czy im się podobał, jak go oceniają, co o nim myślą. Pracowałam po szkole i w weekendy. Marzyłam o tym, żeby kupić sobie pierwszy samochód. Mama wzięła kredyt, a ja co miesiąc spłacałam raty. Czasami zdarzało mi się nie uzbierać całej sumy, ale po miesiącu zawsze oddawałam mamie dług. Nie wyobrażałam sobie, że rodzice, którzy tak ciężko pracują, łożą na moje zachcianki.

Jolanta: Skoro chciała mieć samochód, musiała iść do pracy, żeby na niego zarobić. U mnie dzieci nie dostawały takich prezentów, nie dlatego, że człowiek był chytry, tylko żeby nauczyć dziecko szacunku do pracy, do pieniędzy i pokazać, że w życiu nie wszystko przychodzi łatwo. Poza tym w relacjach z dziećmi pojawia się taki moment, kiedy należy dać rodzicom coś od siebie. U nas tak było. Jak przychodziłam zmęczona z pracy, w domu zawsze było czysto, rzeczy poukładane, wymyte gary, mogłam odpocząć.

Pamięta Pani o czym wtedy Asia marzyła?

Jolanta: Wiedziałam od dzieciństwa o czym ona marzy. Jak była małym dzieckiem, zatrzymywała się przed każdym lustrem i robiła różne pozy. Zawsze chciała być modelką, nie było innych planów. W wieku trzech lat była tak śliczna, że kiedy z nią szłam, ludzie oglądali się za nami na ulicy. Miała cudowne włosy koloru popielato-złotego. Rozkwitła jako czternastolatka, wtedy już było widać, że będzie naprawdę piękną kobietą.

W wieku 20 lat, z paroma dolarami w kieszeni wyruszyłaś w świat. Z Chicago do Los Angeles.

Joanna: W tym czasie miałam chłopaka, byliśmy razem pięć lat i on mi nagle postawił ultimatum: albo jestem jego dziewczyną albo modelką. Dorywczo pracowałam w Chicago i nie podobało mu się to, co robię. Byłam na niego taka wkurzona, że postawiłam wszystko na jedną kartę. Pomyślałam, że pokarzę na co mnie stać i jemu, i tym wszystkim, którzy nie wierzą, że uda mi się zaistnieć w tej branży. Nie miałam pojęcia co mnie czeka, ale chciałam spróbować. Kilka dni po jego absurdalnym ultimatum wyjechałam do Los Angeles. Nawet nie wiedział, że z nim zrywam (śmiech). Powiedziałam: „Mama, pakujemy moje auto, jedziemy do Los Angeles”. Mama oczywiście nie chciała mnie puścić samej, więc pojechaliśmy w trójkę: ja, mama i mój wujek. Jechaliśmy chyba 30 godzin do miasta moich marzeń. To była niezwykła podróż.

Jolanta: Pamiętam, że ktoś jej wcześniej pomógł wynająć jakieś mieszkanie, ale znałyśmy je tylko z opowiadania. Jak ja to zobaczyłam, oniemiałam: „O, nie! Nie ma mowy, tu na pewno nie zostaniesz”, bo to była obskurna, biedna i niebezpieczna dzielnica. Nie zgodziłam się, żeby tam zamieszkała. Jakaś koleżanka znalazła jej pokój w innym mieszkaniu, gdzie mogłam bezpiecznie ją zostawić.

Udzieliła jej Pani jakiś rad?

Jolanta: Przede wszystkim bardzo często do niej przyjeżdżałam, nie zostawiłam jej na pastwę losu: rób co chcesz, radź sobie sama. Musiałam mieć nad nią pieczę, bałam się o nią, już wiedziałam nieco więcej na temat świata showbiznesu i byłam ostrożna. W końcu zdecydowałam się przeprowadzić z młodszą córką do Los Angeles, żeby być z Asią na co dzień. A jakich rad jej udzielałam? Żeby nigdy nie ufała mężczyznom, którzy obiecują jej złote góry. I żeby wybierała uczciwą drogą, nie chodziła na skróty.

Bałaś się?

Joanna: Pewnie że się bałam! 20- letnia dziewczyna w obcym mieście, nie ma kasy, nikogo nie zna… Pierwsze dwa lata w Los Angeles były cholernie trudne. Bałam się, że za chwilę stracę wiarę, że uda mi się spełnić to marzenie. Szłam na castingi, na spotkania z agentami i często słyszałam: „Niestety, ale jesteś za niska, żeby być modelką”, albo zbyt sexy, albo, że muszę schudnąć. Zawsze coś było nie tak. Przytyłam przez to, że nikt nie chciał mnie zatrudnić. W jedzeniu znalazłam pociechę, pomogło mi zwalczyć depresję, która się pojawiła. Często płakałam, nawet mamie nic nie mówiłam, bo nie chciałam, żeby ktoś myślał, że jestem miękka, słaba. Chciałam pokazać, że jestem odważna i twarda. Ale było mi przykro i smutno. Hollywood life w ogóle nie wyglądało tak, jak sobie wymarzyłam. Zderzenie z prawdziwym światem było brutalne.

Myślałaś o tym, żeby wrócić do domu?

Joanna: Nie chciałam wrócić do Chicago jako przegrana. Nie mogłam sobie na to pozwolić, bo co ludzie pomyślą? Będą mieli satysfakcję: „Wyjechała robić wielką karierę i wróciła pokonana”. Wiedziałam, że będą się ze mnie śmiali, nie zniosłabym tego. Zraniłoby mnie to o wiele bardziej, wolałam powalczyć. Dlatego się nie poddałam.

Kiedy Pani poczuła, że córka wreszcie spełniła swoje marzenia?

Jolanta: Myślę, że modeling było dużym sukcesem, później „Taniec z gwiazdami”, ale największą satysfakcję i radość poczułam, kiedy stacja CNN umieściła moją córkę na liście najbardziej wpływowych Polaków na świecie, obok Jana Pawła II, Chopina, Wałęsy. To mnie ogromnie ucieszyło, bo stwierdziłam, że jednak ta polskość w niej jest. Byłam z niej taka dumna!

Reklama

Joanna: Jestem na jakiejś sesji, dzwoni mama: „Córko, jestem z ciebie naprawdę dumna – mówi, a ja słyszę, że płacze. „Mamo, co się dzieje?!”. Powiedziała, że jestem na liście CNN obok Papieża! Dla mnie to było niewiarygodne osiągnięcie, symboliczne. Mama mi powtarzała: „Obojętnie jaki odniesiesz sukces, nie możesz zapomnieć skąd pochodzisz, kim jesteś”. Zapamiętałam to. Pomyślałam: ok, to chyba najwyższy czas, żeby pojechać do Polski i zobaczyć jak tam jest. Ostatni raz kraj, w którym się urodziłam odwiedziłam jak miałam 13 lat. W ogóle nie myślałam o tym, żeby robić w Polsce karierę.

Bartek Wieczorek/LAF AM
Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama