Joanna Racewicz w 12. rocznicę śmierci męża: „To wystarczająco długo, żeby pamięć przeszła w strefę symbolu”
W tym roku dziennikarka poparła swój apel wymownym gestem
Mija dziś 12 lat, odkąd Joanna Racewicz straciła ukochanego męża. 10 kwietnia 2010 roku zginął porucznik Biura Ochrony Rządu, Paweł Janeczek, przez przyjaciół i bliskich nazywany Janosikiem. Był to najtrudniejszy moment w życiu dziennikarki i jej dwuletniego wówczas syna Igora. Każda rocznica upamiętniająca ofiary katastrofy smoleńskiej jest dla niej bolesnym przypomnieniem o stracie, ale razem z tym uczuciem Joannie towarzyszy również poczucie odarcia z prywatności i spokoju. Kolejne obchody zostały przez nią kilka dni temu nazwane "upiornym, kwietniowym dance macabre".
Żona poległego w katastrofie Pawła Janeczka od dawna apeluje o wyciszenie konfliktów wokół tematu Smoleńska i w 12. rocznicę katastrofy postanowiła podsumować, co czuła w ostatnich latach żałoby.
Joanna Racewicz wspomina męża i apeluje o prywatność
"Dwanaście lat to dość czasu, żeby uwierzyć w nowe życie, zabliźnić rany, wyciągnąć rękę do kogoś, kto kiedyś odwracał się plecami. Nawet gdy pluł w twarz i przekonywał, że to »tylko« deszcz pada. To też wystarczająco długo, żeby pamięć przeszła w strefę symbolu, a nie »wyścigu zbrojeń«", zaczęła swój wpis na Instagramie dziennikarka.
W swoim wpisie sprzed kilku dni Joanna Racewicz podkreśliła, że każde kolejne obchody katastrofy smoleńskiej na tak wielką skalę z roku na rok rozdrapują rany wszystkich rodzin, które straciły bliskich. To już nie pierwszy apel dziennikarki o podarowanie żałobnikom spokoju i prywatności, zamiast corocznego odzierania tej ciężkiej dla nich rocznicy z intymności. W tym roku swoje przesłanie poparła wymownym gestem i przeniosła wieńce złożone przez oficjeli na grobie jej męża na Powązkach.
"Rok temu prosiłam: »Zostawcie Tupolewa, oszczędźcie Janosika. Nie przygniatajcie go kwiatami. Jemu, im są zbyteczne. To lustro waszych potrzeb«. Proszę mnie dobrze zrozumieć – jestem wdzięczna za pamięć, za pochylenie nad każdym nazwiskiem odczytywanym rano 10 kwietnia na Powązkach. Tym bardziej że LUDZI, KTÓRYCH NIE MA w tym narodowym capstrzyku najmniej" – napisała dziennikarka.
Joanna Racewicz z synem Igorem, 2021 r.
Zobacz także: „Chcę dziękować, że byłeś”. Oto niezwykła historia miłości Joanny Racewicz i Pawła Janeczka
Joanna Racewicz o braku szacunku dla ofiar katastrofy smoleńskiej i ich rodzin
"Przesadzam? Wykazuję się niewdzięcznością? Może. Przez dwanaście lat nazbierałam wiele opowieści o deptaniu spokoju przy czarnym granicie", kontynuowała swój wpis Racewicz, po czym poparła swoje słowa kilkoma przykładami niestosownych zachowań, z jakimi się spotkała.
"Ktoś pozował oparty o krzyże, jakby to były misie z Gubałówki. Ktoś inny robił zdjęcia wtedy, gdy dzieci kładły kwiaty na grobach ojców. Były wycieczki z tubami, jak na meczu, przepychanki: »Bo przecież ja ostatnio niosłam pochodnię, mam prawo zobaczyć, kto tu leży. A pani to w ogóle jest pewna, że nie pochowała pani tu samego worka ze śmieciami?«. Oraz głośne komentarze – kto zdrajca, a kto wybawiciel. Cmentarny hyde park" – podsumowała smutno.
Żona Pawła Janeczka zakończyła swój wpis podziękowaniami za drobne gesty i niewymuszone wsparcie, które otrzymała przez ostatnie lata.
"Dziękuję za wszystkie dobre myśli i każde ciepłe słowo. Dziękuję za milczenie, uścisk dłoni. Za wyszeptane – kiedyś i teraz – »proszę się trzymać«. Choć to ulotne - więcej waży niż potężny stelaż z goździkami zamówiony »z rozdzielnika«".
Czytaj także: Po raz pierwszy razem. Joanna Racewicz z synem o wspomnieniach, dorastaniu i nowym życiu