Joanna Racewicz dwa razy straciła dziecko. „Umarło we mnie”
Dziennikarka zareagowała na słowa Jarosława Kaczyńskiego
Joanna Racewicz, podobnie jak wiele innych kobiet show-biznesu, zareagowała na skandaliczne słowa Jarosława Kaczyńskiego, w których winą za niską dzietność w kraju obarczył rzekomy alkoholizm kobiet. Dziennikarka postanowiła opisać swoją trudną historię w mediach społecznościowych. "Odwlekałam macierzyństwo ze strachu o przyszłość".
Joanna Racewicz reaguje na słowa Jarosława Kaczyńskiego
Gwiazdy show-biznesu natychmiast zaprotestowały na oburzające słowa polityka, które wygłosił podczas sobotniego spotkania z wyborcami Prawa i Sprawiedliwości w Ełku. „Jak kobieta do 25. roku życia daje w szyję, to nie jest to dobry prognostyk. Dzieci nie będzie”, padło z ust prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, który tym samym zasugerował, że ilość spożywanego przez kobiety alkoholu wpływa bezpośrednio na niski przyrost naturalny w Polsce.
Wśród kobiet, które zareagowały na słowa polityka, znalazła się Joanna Racewicz. Dziennikarka we wzruszającym wpisie podzieliła się historią swoich starań o dziecko. Podobnie jak wcześniej Anna Lewandowska, przyznała, że doświadczyła utraty ciąży.
Joanna Racewicz z synem w sesji dla VIVY!, 2021 r.
Joanna Racewicz dwa razy straciła dziecko
Dziennikarka na profilu na Instagramie opublikowała zdjęcie ze swoim 14-letnim synem Igorem, które opatrzyła mocnym, osobistym wpisem. 49-latka przywołała dramatyczny czas w swoim życiu, kiedy straciła posadę w TVP i doznała dwóch poronień. Była prezenterka "Wiadomości" często wspomina swojego ukochanego męża, Pawła Janeczka, który zginął tragicznie 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie smoleńskiej. Dziennikarka i tym razem wspomniała o byłym poruczniku Biura Ochrony Rządu w swoim przejmującym wyznaniu.
To ja i mój syn. Urodziłam sporo po trzydziestce. Nie, nie dlatego, że "dawałam w szyję", Panie Prezesie. Odwlekałam macierzyństwo ze strachu o przyszłość. Nasze pierwsze dziecko było za słabe, żeby przeżyć. Umarło we mnie. Bywa. Potem chcieliśmy zbudować gniazdo. Dom. Nie oglądaliśmy się na państwo. Byliśmy we dwoje, młodzi. Szczęśliwi, czytamy.
W kolejnej części wpisu Joanna Racewicz wróciła pamięcią do etapu, w którym straciła pracę przez wzgląd na jej poglądy polityczne. Była wtedy w trzecim miesiącu ciąży i na skutek silnego stresu, straciła dziecko.
Aż przyszedł "pierwszy PIS" i rękami swoich komisarzy wyrzucił mnie z pracy - wspomina. Uchodziłam za "lewaczkę". Mówiłam: "To trzeci miesiąc ciąży". Nie miało znaczenia. "Nie pasujesz nam". To była umowa o dzieło, a nie etat. Nazywają to: "śmieciówka". Zna Pan? Zero praw. Zero szans na obronę. Drugie dziecko też straciliśmy. "Nie ma powodów medycznych, wygląda na silny stres" - tyle diagnoza.
Czytaj też: Anna Lewandowska straciła ciążę. „Podobnie jak inne kobiety, doświadczyłam poronienia”
Joanna Racewicz z synem w sesji dla VIVY!, 2021 r.
Po tym traumatycznym doświadczeniu dziennikarka przez kolejne lata mierzyła się z depresją.
Przyszła depresja. Trzymała w garści latami. Wtedy kiepsko z prokreacją. Czy ktoś z TVP się mną zainteresował? Nie, Panie Prezesie. Tylko usta pełne frazesów o polityce prorodzinnej. Pańska Bratowa poprosiła swojego Męża, Prezydenta, o dłuższy urlop dla szefa swojej ochrony, mojego męża. "Niech się pan zajmie żoną". Paweł został ze mną w domu. Trzymał za rękę. Powtarzał: "damy radę".
Joanna Racewicz i jej mąż doczekali się upragnionego dziecka. W 2008 roku na świat przyszedł Igor Janeczek. Dwa lata później wydarzyła się największa tragedia w życiu ich rodziny. Matka i syn stracili najbliższą im osobę.
Dwa lata później stał się cud. Syn. Wyczekany, wytęskniony. Aż przyszedł 10 kwietnia i lot w jedną stronę. Początek kampanii o reelekcję. Wszystkim zależało, żeby wylądować. Panu też, prawda? Zostawmy śledztwo. Pomówmy o emocjach. O publicznej żałobie rozciągniętej na lata. O marszach z pochodniami co miesiąc. Przepychankach na cmentarzu, dyskusjach podgrzewanych na wiecach: "Znamy prawdę, prawda już blisko", pisała dziennikarka.
Paweł Janeczek, mąż Joanny Racewicz, były porucznik BOR-u
Joanna Racewicz zakończyła swój pełen trudnych emocji wpis słowami o sile kobiet i o ponoszeniu konsekwencji,
I - na koniec - o spotkaniu z mężem po ośmiu latach. W Zakładzie Medycyny Sądowej w Lublinie. Prosiłam: "Zostawcie go, jest ostatni. A jeśli tak - nie ma pomyłki. Byłam w Moskwie. Do zalutowania trumny. Wiem, jak jest ubrany. Opisać?". Znów nie słuchał nikt. A teraz? Czy słyszy Pan oburzenie? Wściekłość? Żal? Bezsilność? Smutek? Nie można pogardzać kobietami. Nasz gniew potrafi poruszyć trony. Czasem wystarczy iskra.
Czytaj również: Joanna Racewicz wspomina męża w pięknym wierszu: „Z koszul uleciał zapach skóry…”