Reklama

Kiedy mąż Joanny Krupy dowiedział się, że będzie miał córkę, popłakał się ze szczęścia. Teraz oboje próbują wybrać imię. „Mała kłótnia na pewno nas czeka”, śmieje się modelka. Czeka ich prawdziwa rewolucja. Co na ten temat mówi w najnowszej VIVIE!?

Reklama

Mąż mówi do Pani pieszczotliwie „mój pączusiu”?

Joanna Krupa: W Stanach bardzo popularna jest bajka „Teletubisie”, w której występują zabawne stworki z dużymi brzuszkami, i mąż mówi o mnie: „Mój Teletubiś” (śmiech).

Dziecko to rewolucja w małżeństwie. Nic już nie będzie takie jak wcześniej.

Douglas mówi, że on będzie na ostatnim miejscu. Wcześniej najważniejsze były dla mnie pieski, później on. A teraz będzie dziecko, pieski, a na końcu on. To nie jest prawda. Próbuję mu pokazać, że wszystko można pogodzić. Absolutnie nie chcę, żeby moje małżeństwo rozpadło się tylko dlatego, że mamy dziecko. Myślę, że oboje musimy mocno nad tym pracować, żeby znaleźć czas dla siebie, pójść na randkę, na kolację we dwoje. Dla mnie dziecko jest ważne, ale mąż również.

Myślała Pani o tym, jakim Douglas będzie ojcem?

Dziecko było jego marzeniem i nie może doczekać się narodzin, choć nieco się stresuje, czy da sobie radę z takim maleństwem, bo ma już swoje lata. Kiedy okazało się, że będziemy mieli córkę, zrozumiałam, że ona będzie jego oczkiem w głowie. Nawet trochę się martwię, że ja będę tą wymagającą matką, a on tym dobrym tatusiem, który rozpieszcza. Obawiam się, że nasza córka zrobi z nim, co będzie chciała. Tatuś na wszystko pozwoli i spełni każdą zachciankę (śmiech).

Za chwilę będziecie już we trójkę…

Chciałabym, żeby cała nasza trójka była zdrowa, to jest najważniejsze. Wszystko w życiu może się zmienić: kariera, sytuacja finansowa, ale kiedy człowiek jest zdrowy, zawsze sobie poradzi.

(...)

Mąż stał się dla Pani bardziej czuły, opiekuńczy? Ta ciąża go zmieniła?

Douglas zawsze był opiekunem: gotuje, organizuje nam życie, wyręcza mnie, jak czegoś potrzebuję, dba, żebym niczego ciężkiego nie podnosiła, nie dźwigała, żebym nie pracowała zbyt dużo. Był i jest bardzo czuły. Ciąża niczego nie zmieniła.

Reklama

W filmie „Bridget Jones” jest zabawna scena, kiedy Bridget i Mark Darcy siedzą na łóżku, czekają na wynik testu ciążowego i rozmawiają o przyszłości swojego hipotetycznego dziecka. Zanim pojawił się wynik, zdążyli pokłócić się o jego edukację.

(śmiech) My mamy podobnie. Douglasowi bardzo zależy na tym, żeby nasze dziecko było wszechstronnie wykształcone, bo jego ojciec był lekarzem, mama pielęgniarką. On w ogóle ma znajomych wśród Kennedych, w kręgach politycznych, wysokich sferach, chciałby, żeby jego dziecko chodziło do najlepszych szkół i należało do elity. Ja patrzę na to trochę z innej strony. Chciałabym, żeby moje dziecko samo decydowało o swojej przyszłości. Nic na siłę. Wolałabym, żeby córka wiedziała, że my ją wspieramy i może robić w życiu to, co naprawdę chce. Wiadomo, też bym chciała mieć córkę lekarkę czy adwokatkę, ale nie obrażę się, jeśli dokona innego wyboru. Nie będę wymyślać jej życia, ma prawo ułożyć je sobie sama.

Zdjęcia Michal Kar
Zdjęcia Michal Kar
Reklama
Reklama
Reklama