Rozpoczął się proces Jarosława Bieniuka. Piłkarz stawił się w sopockim sądzie
Jak przebiegała rozprawa?
To nie był łatwy dzień dla Jarosława Bieniuka. We wtorek 18 lutego rozpoczął się proces znanego piłkarza, oskarżonego o udzielenie dwóm osobom narkotyków. Sportowiec stawił się w sopockim sądzie. Jak przebiegała rozprawa?
Proces Jarosława Bieniuka
O całej sprawie jest głośno od kwietnia ubiegłego roku. Wówczas 28-letnia Sylwia Sz. oskarżyła Jarosława Bieniuka o brutalny gwałt. Piłkarz trafił do aresztu, lecz szybko go opuścił, dzięki kaucji w wysokości 20 tys. złotych. Nie przyznawał się do winy i twierdził, że oskarżenia jego znajomej miały na celu jedynie wyłudzenie pieniędzy. Mówił: „Od początku wyrażałem i w dalszym ciągu wyrażam swoją pełną gotowość do współpracy z wymiarem sprawiedliwości w celu jak najszybszego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji".
Z powodu braku dowodów potwierdzających słowa ofiary, prokuratura nie przedstawiła mu zarzutów dotyczących przestępstwa na tle seksualnym. Oskarżono go w związku z naruszeniem ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii o posiadanie narkotyków i udzielenie ich dwóm osobom.
Choć Bieniuk stawił się w Sądzie Rejonowym w Sopocie, nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy. Przed rozpoczęciem rozprawy, tylko jeden z dwóch obrońców piłkarza, Dariusz Makowski, powiedział: „Pan Jarosław Bieniuk jest niewinny. Żadnych innych komentarzy w tej sprawie nie będzie”.
W sądzie nie pojawiła się modelka, która oczerniła sportowca. Zjawiła się za to Katarzyna N., przebywająca owej kwietniowej nocy wraz z Jarosławem, jego kuzynem oraz oskarżycielką w pokoju hotelowym, w którym miało dojść do zdarzenia. Tak mówiła Sylwia Sz. w zeszłym roku w Fakcie o owej kobiecie: „Jarek gwałcił mnie, używał różnych rzeczy. Mam powyrywane włosy, byłam posiniaczona. Po wszystkim dał mi tabletkę nasenną. Po niej uspokoiłam się. Pamiętam przez mgłę, jak taksówka odwozi mnie do mieszkania. To wszystko nie wydarzyłoby się, gdybym nie została wystawiona przez Kasię i Kubę, który prywatnie jest kuzynem Jarka. Sądzę, że to, iż oni wyszli z pokoju, gdy ja byłam w toalecie, było z góry zaplanowane. Chodziło o zostawienie mnie sam na sam z Jarkiem”.
Plotek dotarł z kolei do informatora przebywającego w sądzie przed rozprawą. Powiedział: „Jarosław Bieniuk witał się z wszystkimi dziennikarzami, których był naprawdę tłum. Wyglądał na bardzo zestresowanego sytuacją i chciał jak najszybciej wejść na salę, gdzie inni nie mieli wstępu”. Wiadomo bowiem, że sąd na wniosek obrońców oskarżonego wyłączył jawność procesu.
Jarosław Bieniuk w sądzie przed rozprawą