Reklama

Ta tragedia 31 lat temu wstrząsnęła całą Ameryką. Jedenastoletnia wówczas Jaycee Lee Dugard żyła tak jak inni jej rówieśnicy, aż do 10 czerwca 1991 roku. Tego feralnego dnia wyszła do szkoły jak co dzień. Przez okno obserwował ją wnikliwie tata. W pewnym momencie do dziewczynki bardzo wolno podjechał samochód. Kierowcą był mężczyzna, który nagle poraził Jaycee paralizatorem. Pasażerem była kobieta, która wciągnęła nastolatkę do auta. Ojciec 11-latki od razu wsiadł na rower, by gonić porywaczy, ale nie udało mu się być tak prędkim, jak auto. Nie pomogły też żadne poszukiwania...

Reklama

Życie Jaycee Lee Dugard w jednej chwili zmieniło się w 18 lat niewoli… Poznaj szczegóły.

Dramatyczna historia Jaycee Lee Dugard

Porywaczami okazali się 40-letni Phillip Garrido i jego o cztery lata młodsza żona Nancy. Przestępcy poznali się w więzieniu, mężczyzna w chwili porwania przebywał na okresie warunkowym. Był to jego drugi rok na wolności. Para zabrała dziewczynkę aż 300 kilometrów od South Lake Tahoe w Kalifornii, skąd została porwana Jaycee.

Mimo tego, że tysiące ludzi szukali 11-latki, ślad po niej zaginął. Dziś już wiadomo, że następnych 18 lat dziewczynka spędziła w szopie położonej przy domu przestępców. Jeszcze w samochodzie Jaycee rozebrano. Potem, już na miejscu, zakuto ją w kajdanki i przywiązano do prysznica. 40-latek pierwszy raz zgwałcił wtedy nastolatkę, którą pieszczotliwie zaczął nazywać Snoopy.

Kolejne miesiące dziewczynka spędziła w szopie, gdzie mogła na łóżku oglądać wszystkie programy w telewizji poza wiadomościami. W końcu dostała nakaz używania nowego imienia Alyssa pochodzącego od nazwy jej ulubionych kwiatów. O starym życiu miała zapomnieć. Szczególnie, że zaraz miał zostać matką… Jeden z gwałtów, do których dochodziło regularnie, skończył się dla wtedy już 13-latki ciążą. Rok później Alyssa urodziła swoje pierwsze dziecko, którego ojcem był Phillip Garrido. Do porodu doszło, gdy nikogo nie było w domu. Ale nastolatka wiedziała, jak sobie poradzić, bo przez wiele tygodni oglądała programy na temat ciąży.

Przeczytaj również: „Miło było mieć prawdziwą rodzinę w piwnicy” Fritzl, potwór z Amstetten, umiera w więzieniu

Trzy lata później urodziła drugą córkę. Ale do żadnej z nich nie mogła zwracać się z pozycji matki. Dla dziewczynek była siostrą. Miała wmawiać swoim dzieciom, że ich rodzicami są jej oprawcy. Pociechy Jaycce nigdy nie były w sklepie, u lekarza czy w szkole. Pierwsze lata życia spędziły tylko w głęboko osadzonym podwórku posiadłości przestępców, gdzie młoda mama uczyła ich czytania i pisania.

Dlaczego kobiety nigdy nie uciekły ani nawet nikomu się nie poskarżyły, skoro niewola trwała kilkanaście lat, a kuratorzy sądowi odwiedzili Garrida przynajmniej 60 razy w ciągu dekady? Po pierwsze Jaycee została poinformowana, że jeśli ucieknie to zagryzą ją psy. Po drugie bała się o życie córek, które były dla niej całym światem i jedynym powodem, dla którego chciała żyć. Po trzecie posiadłość była ogrodzona 3-metrowym płotem i położona tak daleko od drogi, że poza sporadycznymi odwiedzinami kuratorów, mało kto tam zaglądał. Dziewczyna sporadycznie pomagała też oprawcy przy pracy w drukarni, rozmawiała nawet telefonicznie z klientami. Nigdy jednak nie zdradziła swojej tożsamości. Nie pomogło nawet zgłoszenie sąsiada, który w 2005 roku powiadomił miejscowego szeryfa, że u Garrido kilka osób wyglądających na dzieci mieszka w szopach i namiotach. Szeryf przyjechał do przestępcy, ale nie wszedł nawet na teren posiadłości. Przy bramie poprosił jedynie Phillipa, by wszyscy domownicy mieli godne warunki zamieszkania i spali wewnątrz, w domu.

Zobacz też: Polak skazany za uprowadzenie Chloe Ayling. Modelka ujawnia szokujące kulisy porwania

Powrót do domu

Wszystko dla porwanej dziewczyny zmieniło się w 2009 roku… To właśnie wtedy coraz bardziej wierzący Phillip Garrido wybrał się wraz z ukochaną Nancy, Jaycee i dwiema jej córkami na Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley. Chciał tam głosić słowo boże podczas wiecu. Niestety zbyt namolnie zaczepiał studentów, dlatego odpowiedni funkcjonariusze wzięli całą rodzinę na przesłuchanie. Początkowo Jaycee Lee Dugard nie przyznawała się kim jest i utrzymywała, że porywacz to jej ojczym, a z domu uciekła, bo ją bito. Jednak wiele faktów nie zgadzało się według policji… Garrido odpuścił więc i przyznał się, że to nie jego córka. 29-letnia wtedy Jaycee poprosiła o kartkę papieru i napisała na niej swoje prawdziwe i pełne imię i nazwisko.

Zobacz: Matka więziła syna przez 28 lat?! Niewiarygodna historia ze Szwecji...

Jaycee Lee Dugard wróciła do swojej prawdziwej rodziny po 18 latach niewoli. Mimo, że dostała od stanu Kalifornia 20 mln dolarów za wygrany proces za liczne zaniedbania, nie chciała nigdzie wyjechać. Zmieniła tylko swoje dane i starała się prowadzić normalne życie. Dziś jest autorką dwóch książek. W pierwszej publikacji Skradzione życie. Wspomnienia napisała, że najważniejszy jest szczęśliwy koniec jej historii. „Dla człowieka, który mnie wykorzystywał i molestował, byłam przedmiotem. Nie mogłam przemawiać we własnym imieniu. Zostałam matką. Zmuszono mnie do udawania, że jestem siostrą moich własnych córek. Nie uważam się za ofiarę. Jestem tą, która przeżyła”…

Phillip Garrido został skazany na 431 lat pozbawienia wolności, jego żona na 36. Jaycee Lee Dugard założyła z kolei fundację, która pomaga rodzinom innych porwanych dzieci. Prywatnie jej pasją jest jazda konna. To dzięki niej odnajduje spokój. Najważniejsze wciąż pozostają dla niej córki. Dziewczynki mogą według prawa poznać swojego ojca. Jaycce obiecała, że uszanuje każdą decyzję córek, ale na razie żadna z nich nie skorzystała z danej możliwości…

Reklama

Sprawdź też: W trakcie mundialu porwano ojca znanego piłkarza

Reklama
Reklama
Reklama