Hanna Lis we wzruszającym wpisie wspomina księdza Jana Kaczkowskiego i jego walkę z chorobą
Hanna Lis i ksiądz Jan Kaczkowski prywatnie przyjaźnili się. Dla prezenterki był on jedną z najważniejszych osób w życiu. Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia gwiazda postanowiła zamieścić na Instagramie emocjonalny wpis, dotyczący uwielbianego przez ludzi duchownego.
Polecamy też: NASZE WSPOMNIENIA. Ks. Jan Kaczkowski: „Chciałbym Cię, Panie Boże, prosić o zbawienie”
Śmierć i choroba księdza Jana Kaczkowskiego
Ksiądz Jan Kaczkowski był dla wielu osób szczególnym duchowym: nie tylko dlatego, że zasłynął jako kapłan z powołania, który pomagał umierającym odejść godnie w ostatnich chwilach życia w Puckim Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Przede wszystkim dlatego, że był człowiekiem niezwykle dobrym, szlachetnym i nie odtrącał nikogo, kto zwrócił się do niego z prośbą o radę czy pomoc. Odszedł w marcu tego roku po długiej walce z glejakiem mózgu. Do dramatycznych chwil związanych ze stanem zdrowia księdza Jana Kaczkowskiego w najnowszym wpisie na Instagramie powróciła Hanna Lis, prywatnie jego przyjaciółka.
Hanna Lis o księdzu Janie Kaczkowskim
„Podzielę się z Wami Kochani tym, co mi teraz w duszy gra. Trzy dni przed Wigilią to u mnie zawsze czas „produkcji” gravad laxa i ubierania choinki. Podobnie było 21 grudnia 2 lata temu. Pamiętam, jaka byłam beztroska i szczęśliwa: za chwilę Święta, nazajutrz śniadanie u mnie w domu z najfantastyczniejszym Księdzem – Janem Kaczkowskim. Zero złych przeczuć, żadnego niepokoju. Cóż... Nie dokończywszy śniadania, pędziliśmy z Janem na SOR szpitala przy Wołoskiej. Wigilię spędziłam z Mamą na OIOM-ie modląc się, aby wróciła. I tak przez trzy długie tygodnie. Mama wróciła. Jana już nie ma.
Bądźmy dla siebie dobrzy w te Święta, dajmy odczuć naszym bliskim i przyjaciołom, że są dla nas ważni, mówmy sobie nawzajem "kocham cię". Tylko to się liczy. Buziaki”
Ksiądz Jan Kaczkowski o glejaku i targowaniu się z Panem Bogiem
Kiedy usłyszał, że dotknął go glejak, to był wyrok. Sześć miesięcy życia, a każdy kolejny miał być cudem. Nie targował się z Panem Bogiem, żeby je wydłużyć. Ksiądz Jan Kaczkowski tak mówił o tym w niezwykle poruszający sposób dziennikarce VIVY!, Elżbiecie Pawełek (cały wywiad był opublikowany w świątecznym numerze VIVY! z grudnia 2015).
– Ma Ksiądz duże poczucie humoru, do tego ostry język. Burzy wizerunek duchownego z różańcem w ręku.
Ksiądz Kaczkowski: Protestuję! (tu ksiądz Kaczkowski wyciąga różaniec). Nie możemy przeciwstawiać księdza luzaka prawdziwej pobożności. W środku odczuwam siebie jako głęboko wierzącego.
– Widzę uśmiech na twarzy. Skąd ta pogoda ducha?
Ksiądz Kaczkowski: A miałbym się położyć i płakać? Powiedzieć, że wszystko skończone? Lubię obśmiewać rzeczywistość, czasem też siebie i dziwię się, że ludzie mają do siebie tak mało dystansu. Zwłaszcza lekarze, profesorowie medycyny, nadęci dziennikarze, nadęci duchowni…
(…)
– Mogę zrozumieć niechęć do lekarzy. Przeczuwał Ksiądz swoją chorobę?
Ksiądz Kaczkowski: Obserwując nowotwory, zastanawiałem się, kiedy jakiś mnie trafi. Jednak sposób poinformowania mnie o tym urągał wszelkim standardom. Dostałem tę wiadomość w kopercie na korytarzu, bez wyjaśnienia czegokolwiek. A później dowiedziałem się, że osoba, która mnie tak potraktowała, przeżyła depresję. Z szacunku do niej zamknijmy tę sprawę.
– W tamtym momencie poczuł Ksiądz, że ziemia usuwa Mu się spod nóg?
Ksiądz Kaczkowski: To byłoby pół biedy. Poczułem, jak oblewa mnie zimny pot. Przecież pracując od lat w hospicjum, wiedziałem, czym jest glejak. Pokutuje w Polsce stereotyp mężczyzny, który nie płacze, ale kiedy wsiadłem do samochodu, to się popłakałem. A jak coś robię, to zawsze porządnie. W czterostopniowej skali wylosowałem ten czwarty. Najgorszy. Glioblastoma multiforme – glejak wielopostaciowy. Rokowanie oczywiste, krótkie i śmiertelne.
– Ile Księdzu dali przy pierwszej diagnozie?
Ksiądz Kaczkowski: Sześć miesięcy, każdy następny miał być cudem.
– A minęło już dwa i pół roku. Jest Ksiądz najdłużej żyjącym Polakiem z tak agresywną postacią raka mózgu.
Ksiądz Kaczkowski: To, co się dzieje w mojej głowie, nazywam cudem pełzającym. A skoro tyle miesięcy pełznę z glejakiem, to chyba pomaga mi w tym Pan Bóg. W Europie odnotowano przypadki pięcioletniego przeżycia z glejakiem, a w świecie – pojedyncze przypadki dożycia 10 lat.
– Może więc Bóg wyciągnie z tego Księdza Kaczkowskiego?
Ksiądz Kaczkowski: To już jego wola. Całkowicie z nią się zgadzam: „Błagam Cię tylko, nie odrzucaj mnie na Sądzie Ostatecznym za wszystkie moje małości, grzechy i to wszystko, co zawaliłem”. Medycyna jeszcze nie odnotowała przypadku całkowitego wyleczenia z glejaka.
Polecamy też: Ksiądz Kaczkowski o raku i targowaniu się z Panem Bogiem. "W czterostopniowej skali wylosowałem ten czwarty. Najgorszy"