Reklama

Ma łagodne wzgórza porośnięte winoroślą i ostre górskie zbocza tak piękne, że wpisano je na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kto raz zobaczył Dolomity w czerwieni zachodzącego słońca, ten wie, co znaczy zakochać się w naturze. Południowy Tyrol uwodzi bogactwem. Kto rozsądzi, co lepsze: jego kuchnia, czy narciarskie trasy?

Reklama

Polskie Dni w Maso Corto

Kiedy kilkanaście lat temu w Gdyni startował Opener i pół Polski pakowało się, by ruszyć po muzyczne emocje nad morze, druga połowa chowała do pokrowców narty, łapała kremy z filtrem i ruszała do włoskiego Maso Corto. Na Polskie Dni, by potem w lipcowym słońcu jeździć na nartach na lodowcu, a wieczorami bawić się na małym ryneczku, słuchając przebojów polskich gwiazd, które zjeżdżały tam tłumnie. Dość powiedzieć, że szalona impreza, przeplatana koncertami, pokazami mody, zawodami narciarskimi, trwała bity tydzień. I tak z roku na rok, legenda rosła, aż maleńka, południowo tyrolska wioska, w której są trzy hotele, dyskoteka i sklep, stała się modnym i pożądanym kierunkiem wypraw. Choć to nawet nie słynne Dolomity, a Alpy Ötztalskie.

Narty na lodowcu i sauna w beczce

Polskich Dni już nie ma, ale sentyment pozostał. Polubiliśmy teren narciarski na lodowcu Val Senales Gletscher. Niewielki, bo obejmuje jedynie 35 km tras zjazdowych, rozpiętych pomiędzy dwoma, a trzema z okładem tysiącami metrów. Może dlatego, że sezon narciarski ciągnie się tu wyjątkowo długo: rozpoczyna już pod koniec września i trwa aż do początku maja. A jak wiadomo, i w lecie można wpaść na kilka dni poszusować. Do wyboru mamy zarówno łagodne stoki, jak i trudne, strome warianty na terenie narciarskim Schnalstal Glacier. Jest tam też miejsce magiczne – schronisko Bella Vista. Nawet jeśli nie działa wyciąg narciarski, bo do Bella Vista trzeba zjechać z góry, wystarczy jeden telefon i wyślą po nas śnieżny skuter. Rzucona lina i można robić kilkuosobowy kulig aż do drewnianego tarasu, na którym na powitanie zaserwują nam przednie wino.

Na zewnątrz wzrok przyciągają dwie spore beczki. Są w nich kilkuosobowe sauny! Rzut oka do któregoś z gościnnych pokojów: na pomalowane zieloną pastelą ramy łóżek, pokryte malunkami dzikich, górskich kwiatów, zasłane puchowymi pierzynami w biało-czerwoną kratę, i niejeden jest bliski natychmiastowej zmiany planów i zostania w Bella Vista na noc. To możliwe, ale jeśli nie nocleg, to choć obiad. A trzeba wiedzieć, że miejsce słynie z żeberek. Podawane przez samego gospodarza Paula Grünera, który hojnie nakłada każdemu wielką porcję na drewnianą deskę służącą za talerz, są idealnie wypieczone i znikają w tempie.

A może do muzeum i… restauracji?

Gdzieś tu, na okolicznych stokach znaleziono ciało Ötziego. „Człowieka z lodu”, jak zwą tajemniczą lodową mumię odkrytą w latach 90. ubiegłego wieku. Ötzi zmarł ok. 3300 lat p.n.e., ale jest tak dobrze zachowany, że wiadomo dokładnie, co jadł zanim został trafiony strzałą. Nie były to żeberka, a dziczyzna – mięso kozicy i jelenia. W tej chwili Ötzi znajduje się w muzeum archeologicznym Górnej Adygi w Bolzano. Warto tam wstąpić, ale będąc w Bolzano koniecznie trzeba zwiedzić inne: Firmian – będące jednym z sześciu muzeów górskich Reinholda Messnera.

Dlaczego właśnie ono? Ulokowane na średniowiecznym zamku Sigmundskron jest najważniejszym spośród wszystkich oddziałów tzw. MMM. Tamtejsza wystawa poświęcona jest wyjątkowej relacji człowieka z górami. Wśród eksponatów znajdują się buddyjskie relikwie przywiezione z Himalajów, wiele wyjątkowych, oryginalnych przedmiotów, które składają się na długoletnią historię alpinizmu. Jest też komnata poświęcona tym, którzy w górach zostali. Wśród wielu pięknych twarzy, Jerzy Kukuczka. I kiedy tak patrzy się na tych wszystkich lodowych wojowników, a w tle rozbrzmiewa najbardziej chyba znany song Boba Dylana Blowin’ in the Wind, z jego: „How many roads must a man walk down; Before you call him a man?”, to nie ma mocnych… Wzruszenie łapie za gardło.

Bliżej Maso Corto, bo na wzgórzu tuż przy samym wjeździe w dolinę Schnalstal, jest co prawda inne – MMM Juval. Krakowskim targiem można tam wstąpić do winiarni Unterortl, również należącej do himalaisty. Messner do spółki z najmującymi teren Giselą i Martinem Aurich, zbudowali tu w 1992 roku winnicę. Na stromym zboczu wzgórza uprawianych jest wiele szczepów winogron, m.in. vernatsch, lagrein, gewürztraminer. Warto umówić się na degustację i kupić doskonałe wino w przyzwoitej cenie, a przy okazji zwiedzić gorzelnię, której część zajmuje pokaźnych rozmiarów skała. Bardzo tam klimatycznie. Jak w całym Południowym Tyrolu. Plakaty reklamowe nie kłamią, kiedy czytamy, że to miejsce, w którym alpejski klimat spotyka włoskie dolce vita. Tuż nad winnicą znajduje się rustykalna Tawerna Oberortl, w której można to słodkie życie celebrować kosztując lokalnych specjałów: pierożków z masłem i serem (schlutzkrapfen), czy knedli ze speckiem w rosole (speckknödel). Narty i kuchnia. Czy może być lepsza kombinacja na zimę?

Wielu turystów odwiedzających tę wysuniętą najbardziej na północ prowincję Włoch – szczycącą się zjawiskowymi Dolomitami, które w 2009 roku zostały uznane przez UNESCO za światowe dziedzictwo przyrody – za ósmy cud kulinarnego świata uważa Rifugio Emilio Comici. Schronisko, prowadzone przez rodzinę Marzola, leży na stoku ponad miejscowością Selva di Val Gardena w masywie na samym pograniczu Trentino i niemieckojęzycznego Południowego Tyrolu. W Rifugio Emilio Comici serwują codziennie świeże ryby i owoce morza, które docierają tu w niespełna trzy godziny z weneckiej laguny. Ale prawda jest taka, że Południowy Tyrol ma największe zagęszczenie najlepszych restauracji w całych Włoszech. I żaden smakosz nie będzie mieć problemu ze znalezieniem restauracji wyróżnionej którąś z kulinarnych nagród: Gault Millau, Gambero Rosso, czy Michelin.

Reklama

Z badań wynika, że – ze swoimi 300 słonecznymi dniami w roku i łagodnym klimatem – to najbardziej pożądane miejsce do życia w całej Europie. Zaplanować przeprowadzkę może być trudno, ale nie urlop. A Południowy Tyrol tylko czeka, by rozpieścić każdego, kto go odwiedzi.

Reklama
Reklama
Reklama