O podróży w głąb siebie, samotności, aktorstwie i apetycie na życie. Edyta Olszówka kończy 45 lat
1 z 6
Edyta Olszówka kończy dziś 45 lat!
„Chwytam dzień, bo uprawiam zawód wysokiego ryzyka. Jedynym sposobem na odzyskanie harmonii jest cieszenie się chwilą, tu i teraz. Pracuję nad tym, aby się nie przywiązywać i nie oczekiwać, tylko być wdzięcznym i dziękować za to, co mam. A mam za co dziękować” – mówiła aktorka w wywiadzie z 2011 roku.
Zobacz też: VIVA! też robiła okładki bez retuszu. Zobacz jak wyglądały na nich polskie gwiazdy
Piękna, silna kobieta, blondynka o niskim, charakterystycznym głosie. Posiada opinie jednej z najbardziej uzdolnionych, cenionych i lubianych aktorek swojego pokolenia. Edyta Olszówka łączy w sobie tajemniczość, urok i seksapil. Jest wszechstronna. Szturmem zdobyła sympatię widzów charyzmatyczną rolą w serialu „Przepis na życie” czy filmie „Lejdis”. Zachwyca świetnym, mocnym, niskim głosem. Jednak zarzuciła śpiew. Debiutowała telewizyjnie rolą Ali w „Listach śpiewających” u Agnieszki Osieckiej. Ale pierwszą role zagrała na warszawskiej scenie jeszcze na studiach. Mówi o sobie „składam się z samych marzeń, złudzeń i iluzji”. Na świat patrzy idealistycznie. Otrzymała nagrody za włoski film „Elvis i Marilyn” w reżyserii Manniego, we Francji i Włoszech czy na Festiwalu w Gdyni za rolę w filmie „Pół serio”.
O trudnej podróży w głąb siebie, samotności, aktorstwie i... wielkim apetycie na życie z Edytą Olszówką specjalnie dla VIVY! w 2011 roku rozmawiała Liliana Śnieg-Czaplewska.
Polecamy też: Tylko VIVIE! obiecali ujawnić całą prawdę! O czym mówią Barbara i Jerzy Stuhrowie w pierwszym wspólnym wywiadzie?
2 z 6
To prawda, że w serialu „Przepis na życie”, który okazał się hitem, Magdalena Kumorek wygrała walkę o rolę z Joanną Brodzik, a Ty z Małgorzatą Foremniak?
Takie jest aktorskie życie, dużo ról przechodzi człowiekowi koło nosa. Nie wszystko jest dla nas. Casting dziś bywa bardziej stresujący niż właściwa praca, łącznie z premierą. Jest mnóstwo osób w naszym środowisku bez pracy. Ról jest mało, a aktorów dużo; co roku tylko państwowe szkoły teatralne opuszcza ponad stu absolwentów, nie mówiąc o prywatnych. I o uzdolnionych amatorach.
– Wiedziałaś, że będzie taka ostra konkurencja, gdy zaczynałaś?
Wiedziałam, ale składałam się z samych marzeń, złudzeń i iluzji. Szybko okazało się, że ta praca to nienasycenie, rodzaj narkotyku, a dla aktorki dodatkowo proces przemijania podlegający publicznej ocenie. Proces okrutny, na oczach widzów. W pewnym tabloidzie ukazało się wielkie zdjęcie mojej twarzy ze strzałkami w różnych kierunkach, co, gdzie i jak powinnam sobie wygładzić, podciągnąć. Totalny brak tolerancji dla tak naturalnego procesu jak starzenie. Nic dziwnego, że jak młodsza i starsza aktorka jednocześnie zabiegają o tę samą rolę, to ta ostatnia wpada w popłoch. Ma mniejsze szanse.
– Ja tam wolę wierzyć, że wygra lepsza. Ty podobno rewelacyjnie śpiewasz. Agata Passent nie może odżałować, że zarzuciłaś śpiew, mając taki „świetny, mocny, niski głos. I świetne nogi przy okazji”.
Za nogi – dziękuję. Z Agnieszką Osiecką spotkałam się po trzecim roku szkoły teatralnej, gdy dorabiałam sobie jako kelnerka w klubie Scena. Zaproponowała mi rolę Ali w „Listach śpiewających” i to był mój debiut telewizyjny. To wtedy poznałam 18-letnią Agatę. W szkole teatralnej miałam kłopoty z głosem. Niski, chrypiący. Nie byłam w stanie uwierzyć, że może być moim atutem. Paradoks…
– Dzięki głosowi w wieku siedmiu lat zdobyłaś pierwsze miejsce na konkursie piosenkarskim.
Raczej za bardzo dojrzałą interpretację piosenki „Wszystko, czego dziś chcę” (śmiech) bardzo wtedy popularnej Izabeli Trojanowskiej. Dostałam wazon fajansowy i mam go do dzisiaj. Miałam chrypę, byłam chuda, brakowało mi uzębienia. Ale od kamery nie odrywałam wzroku, wypadłam podobno bardzo zmysłowo, seksualnie. Dziś rodzice mogliby mieć kłopoty.
– Na studiach obronił Ciebie i Twój głos Jan Machulski.
On w ogóle lubił ludzi, był ojcowski i ciepły, wierzył w młodego człowieka. I akceptował mnie! Gdy w 1994 roku wygrałam konkurs teatrów ogródkowych, Izabella Cywińska zaprosiła mnie do serialu „Abigel”, a Wojtyszko – do teatru Ateneum. U Jana Machulskiego zagrałam w Teatrze Ochoty w sztukach „Motyle są wolne” i „Love story”. Wyruszyłam w świat.
Zobacz też: VIVA! też robiła okładki bez retuszu. Zobacz jak wyglądały na nich polskie gwiazdy
3 z 6
– Czemu się nie chwalisz, że 13 lat temu we włoskim filmie „Elvis i Marilyn” w ufarbowanych na platynę włosach grałaś piosenkarkę w nocnym klubie i tak zaśpiewałaś, że film dostał dwie nagrody?
Nie chwalę się, bo uważam, że każdy powinien robić to, co robi najlepiej. Dla idei mogę się nawet ośmieszyć. Albo wystąpić z Piaskiem i nagrać piosenkę w akcji charytatywnej „Dżentelmena”. Ale prawda jest taka, że nie śpiewam dobrze. Za to odnalazłam się w teatrze. Nigdy nie myślałam, że aż tak bardzo. To miejsce pełne kurzu, o specyficznym zapachu, sprawia, że czuję się w nim bezpiecznie. W teatrze czuję przepływ energii, czasami tylko na koniec spektaklu dziwię się, czemu mam mokrą sukienkę. Tak jak w sztuce „Wariatka”.
– To prawda, że o mało nie zostałaś po studiach w Stanach?
W maju zdałam maturę i dostałam wizę do USA, w czerwcu przystąpiłam do egzaminów i w dwa dni później ze swoim chłopakiem Michałem ruszyliśmy do Stanów. Drugi raz bym nie zdawała. Pewnie zostałabym w Stanach. A tak Michał został, ja wróciłam.
– W Stanach musiałaś dostać niezłą szkołę jako pokojówka.
Gorzej, to był tak zwany cleaning service. Grupa kobiet sprzątających domy, szpitale, biura, przychodnie medyczne. Nie mówię o bólu mięśni z przemęczenia ani o wstawaniu o czwartej nad ranem. Ręce miałam przeżarte detergentami do krwi. Poza tym byłam młoda, naiwna, nie myślałam o dbaniu o siebie.
– Jak się sprawdził Michał – młodzieńcza miłość?
Inaczej zareagowaliśmy na tę nową rzeczywistość i pierwszą lekcję dorosłości. Kompletnie. Gdy niedawno byłam w Stanach z filmem „Śluby panieńskie”, spotkałam się z Michałem.
– I co? Serce nie ścisnęło się z żalu?
Okazało się, że żyjemy na dwóch różnych planetach, nie tylko na dwóch różnych kontynentach.
– Zdarza się miłość – reaktywacja.
Z Michałem się nie zdarzyła. Niedawno miałam spotkanie z młodymi ludźmi w liceum. Powiedziałam im, że w życiu różnie się układa, ale należy wsłuchiwać się w siebie, swoje pragnienia, bo nie ma ważniejszej sprawy niż realizowanie marzeń. Ja miałam w sobie alergen niezależności, który mi zaszczepił ojciec. Dopiero teraz widzę, jakie to ważne i że dzięki temu utrzymuję się na powierzchni. Żadnemu facetowi nie muszę za nic dziękować, niczego zawdzięczać, nie muszę korzystać z cudzych pieniędzy. To mi daje mnóstwo satysfakcji. Strasznie w życiu ciężko pracowałam na tę wolność i niezależność. I realizowanie pasji.
Zobacz też: VIVA! też robiła okładki bez retuszu. Zobacz jak wyglądały na nich polskie gwiazdy
4 z 6
– Nagrody za ten włoski film „Elvis i Marilyn” w reżyserii Manniego, zdobyte we Francji i Włoszech, otworzyły Ci oczy, że praca może stanowić konkurencję dla miłości?
Nagrodę odebrałam z rąk Petera Fondy, obie ceremonie zresztą mile wspominam, a mojemu narzeczonemu przywiozłam nagrodzony film na kasecie wideo (wtedy tylko takie były), żeby mógł zobaczyć, co zrobiłam. I on nie tylko że go nie obejrzał, ale nagrał na nim mecz! Wtedy zapaliło mi się pomarańczowe ostrzegawcze światło. O rany, co będzie dalej? A tak na marginesie, z nagród nic nie wynika. Nie wiążą się nawet z większą ilością pracy. Gdy przysłano mi pocztą nagrodę z festiwalu w Gdyni za rolę w filmie „Pół serio”, której nie mogłam odebrać osobiście, bo grałam spektakl, nie było nawet zdania: „Dziękujemy, gratulujemy”. Było: „Festiwal w Gdyni, nagroda, tu kwota… minus podatek”.
– Rodzice od początku dostrzegali talent jedynaczki?
Wierzyli we mnie. Jakiegokolwiek wyboru bym nie dokonała, zaakceptowaliby każdy. Pamiętam śmieszny moment, byłam już w szkole teatralnej, gdy dostałam od mojej babci nauczycielki list, w którym dało się wyczuć jej rozczarowanie i nutę żalu, że nie wybrałam sobie profesji, która „zapewniłaby mi godziwą egzystencję”. Pamiętam moją refleksję, że każdy ogląda świat swoimi oczami.
– Babcia pamiętała czasy, gdy „komediantki” były w pogardzie i nie dojadały.
Na szczęście doczekała moich dobrych dni. Umarła na schodach kościoła w wieku 92 lat. Nie lubię sentymentalnych wycieczek, bo odczuwam tęsknotę i żal. Wolę horacjańskie carpe diem…
– „Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie…”.
Chwytam dzień, bo uprawiam zawód wysokiego ryzyka. Zawód czasu teraźniejszego, przynajmniej na deskach teatru. Teraz telewizja emituje seriale i wszędzie mnie pełno, a u mnie myślenie o przyszłości budzi panikę. Jedynym sposobem na odzyskanie harmonii jest cieszenie się chwilą, tu i teraz. Pracuję nad tym, aby się nie przywiązywać i nie oczekiwać, tylko być wdzięcznym i dziękować za to, co mam. A mam za co dziękować.
– Skończyło się dopytywanie wścibskich o ślub z welonem, dziecko?
Skończyło. Stracili nadzieję. Kiedyś takie pytania odczuwałam jako atak i presję. Archetyp Matki Polki nadal obowiązuje, choć jest w nim dużo hipokryzji i zakłamania. Wierzę w samorządność, samodzielność, bo nikt tak nam nie pomoże, jak my sami sobie pomożemy. I tylko czasu cofnąć nie można.
Zobacz też: VIVA! też robiła okładki bez retuszu. Zobacz jak wyglądały na nich polskie gwiazdy
5 z 6
– Wiesz, ilu raf przez te lata bycia singlem uniknęłaś? Pamiętasz definicję miłości z filmu „Lejdis”, w którym grałaś jedną z głównych ról: „Miłość to nowela, płacz i zgrzytanie pochwy”? Zobacz, ile wokół rozwodów, zamian na świeższe modele, narodzin kolejnego dzieciątka na boku, choć na dotychczasowe brak czasu.
Patrzę na świat idealistycznie… Widzę kochające się małżeństwa, ostatnio zobaczyłam trzymających się za ręce staruszków.
– W spektaklu „Wariatka” grasz kobietę, która chce mieć dziecko z obcym facetem.
Przede wszystkim chce mu powiedzieć, że go kocha, dziecko to pretekst. To spektakl o miłości – trudnej w czasach konsumpcji i wielkiego zagubienia. Po tym spektaklu często słyszę: „To o tobie”.
– Mówiono także, że w filmie „Cisza” zagrałaś siebie.
To film o tragedii licealistów w czasie wspinaczki na Rysy – ich rodzice przyjęli mnie do rodziny, ale ja czuję wielkie współczucie i empatię, lecz nie jestem mamą, którą spotkało takie nieszczęście.
– W „Przepisie na życie”, gdzie grasz Polę, która ma za sobą dwa nieudane małżeństwa, drugi mąż kazał jej podwiązać jajowody, bo brzydził się dziećmi. A Pola łapczywie szuka uczucia. Też grasz siebie?
W takich momentach zadaję sobie pytanie, czy naprawdę taka jestem, czy po prostu gram tak dobrze.
– I jak jest?
Uważam, że jestem pracowitą aktorką i dzielną kobietą. Może jestem nadwrażliwa i histeryczna, rozedrgana i zagubiona, ale stąpam po twardej ziemi. Wiem, gdzie sięgnąć po konfitury, które najbardziej mi smakują. I jak nie marnować czasu.
– Wyczuwam jednak żal za dzieckiem… Leżałam w szpitalu z matką trojga dzieci, która dwa miesiące czekała na przyjazd któregoś i nie doczekała się. Innej syn pozwala się utrzymywać do czterdziestki, jeszcze inny rozrabia z promilami we krwi. Znam dziateczki, które umieściły zamożną matkę w pielęgniarskim domu opieki. Wszystkie przypadki z życia.
Wiem, ile wokół jest przemocy w rodzinie, nadużyć, molestowania. Dzieciaki są zagubione, ale dorośli też. Każdy człowiek musi się spotkać z mrokiem w sobie, z własnymi demonami, z tym, czego najbardziej się boi. Sama mam za sobą ciężkie dojrzewanie, też mam za uszami. Przeszłam trzęsienie ziemi, musiałam odpowiedzieć sobie na najbardziej bolesne pytania, było dużo cierpienia, dopiero potem przyszło zrozumienie. I akceptacja.
Zobacz też: VIVA! też robiła okładki bez retuszu. Zobacz jak wyglądały na nich polskie gwiazdy
6 z 6
– À propos demonów, uporałaś się choćby z dwiema paczkami papierosów dziennie?
Nie do końca. Mam silny gen autodestrukcji. Jem też kompulsywnie. Zajadam zdenerwowanie, nadmiar lub brak. Od pięciu lat nie używam alkoholu, więc słodyczami się nagradzam. Po spektaklu muszę się „rozchodzić”. Po „Wariatce” na przykład fizycznie odczuwam potrzebę, by emocje ze mnie zeszły. Uważam, że ci, którzy mają w głowie nieporządek, muszą mieć porządek wokół siebie. Więc dbam o czystość… Kiedyś miałam idée fixe, by móc cały swój dobytek spakować w jedną walizkę. Teraz już nie jestem taka ekstremalna, ale nadal dbam, aby nie gromadzić, nie otaczać się przedmiotami. W moim domu nie wiszą moje zdjęcia. Nie mam aparatu.
– A umiałabyś być tą trzecią, wejść z butami w cudzy związek?
Marzę, by tak żyć, aby nikt nie czuł się przeze mnie skrzywdzony, zraniony, ale mężczyzna to nie mebel, który kobiety przestawiają. Jak wina, to obojga. Albo i trojga. A może w ogóle nie ma winy? Ale nie znamy siebie do końca, nie wszystko o sobie wiemy. I tak mało wiemy o miłości. A tak na marginesie, ciekawe, ilu katolików pod koniec dnia robi rachunek sumienia? Myślę, że niewielu pamięta o psie na łańcuchu, bez wody w upał, o przykrym słowie rzuconym słabszemu, o krzyku zamiast mowy, o sięganiu po cudze. Wielu się samookłamuje. I co? I kicha. W co wierzę? W samoodradzanie i to mi przyświeca. Zaczynanie od nowa, bez zniechęcania się. Upadasz, ale się podnosisz kolejny raz. Ale błędy zapamiętuję, by ich nie powtarzać.
– Co robisz, jak zauważasz, że zaczynasz użalać się nad sobą?
Płaczę, ale też staram się wziąć do roboty, próbuję ten wektor przekierować na pomoc innym ludziom. To zawsze dobrze robi. Jest rodzaj pustki, który nosimy w sercu, której żaden partner nie zapełni. Nikt nas nie zbawi. W tę bajkę już nie wierzę. Natomiast w zapełnienie pustki zwanej samotnością – tak. Próbuję pomagać. Dużo w świecie widziałam nieszczęścia, ale też wyszłam z nieszczęścia, to mi bliskie.
– No i podróżujesz sama. Podziwiam za odwagę.
Zastanawiam się, czy to jeszcze odwaga, czy już głupota. Pierwszy raz wyjechałam sama tak naprawdę wbrew sobie. I szybko doszłam do wniosku, że każda kobieta powinna raz w życiu pojechać w podróż sama. Odważyć się i zrobić to bez przyjaciółki, bez rodziny! Podróże to kształtowanie charakteru i osobowości. Bezcenna lekcja. „Zawsze będę dla siebie kobietą swego życia”, powiedział ktoś mądry. Świat jest piękny. Lubię podpatrywać ludzi. Wierzę we wspólnotę ludzi ponad religiami, rasami, polityką. Wierzę w uczucia i emocje, i pokrewieństwo dusz.
– Tylko dlaczego na drugim krańcu świata?
…ale i we własnym pokoju! Istotą jest podróż do wnętrza pokoju – do samego siebie, skupienie na oddechu, na świętym „jam jest”. To jest modlitwa, rozmowa z Bogiem, którego mamy w sercu. „Szukać sensu w bezsensie”. To wszystkich obowiązuje i wszystkich dotyka.
Zobacz też: VIVA! też robiła okładki bez retuszu. Zobacz jak wyglądały na nich polskie gwiazdy