Edmund Fetting: kochała się w nim Agnieszka Osiecka. Nieznane życie wybitnego aktora
Aktor załamał się, gdy jego partner powiedział – żegnaj i wybrał karierę za granicą
Edmund Fetting był przystojny, elegancki, miał cudowny, ciepły tembr głosu, który niesamowicie działał na kobiety. Zakochała się w nim Agnieszka Osiecka. To dla niego chodziła do klubu „Rudy kot”, gdzie Fetting grał co wieczór na pianinie, m.in. przedwojenny szlagier „Całuję Twoją dłoń Madame”. W latach 60. napisała dla niego piękną balladę „Nim wstanie dzień”. Można jej posłuchać na YouTubie, warto, bo niewielu aktorów potrafi śpiewać w tak magnetyczny, niepodrabialny sposób.
Do skomponowania muzyki Agnieszka Osiecka namówiła wtedy specjalnie Krzysztofa Komedę. Każdy jako dzieciak słyszał też Fettinga w balladzie „Deszcze niespokojne potargały sad/a my na tej wojnie ładnych parę lat” - zaczynała każdy odcinek hitowych „Czterech pancernych i psa”. Jego życie fascynowało, bo owiane było tajemnicą.
[Ostatnia aktualizacja tekstu 16.02.2024 r.]
Edmund Fetting: dorastanie, wojna
Edmund Fetting urodził się w 1927 roku w Warszawie. Rodzina mieszkała w willi na Mokotowie (którą po śmierci rodziców aktor odziedziczył), ale w czasie wojny Fettingowie znaleźli schronienie na plebanii w nieodległym Baranowie, u proboszcza ks. Jana Kazimierskiego, który był bratem mamy przyszłego aktora. Młody Dudek albo Mundek, jak go nazywano w rodzinie, zwoływał rówieśników, zakładał amatorskie teatrzyki. Ale nie myślał o aktorstwie, chciał być muzykiem. Gry na fortepianie nauczył go starszy brat, pianista. „W czasie okupacji chodziłem czasem do kawiarni „U Aktorek”. Grali tam często jazz bracia Brodzińscy”, wspominał aktor.
Po wojnie szybko trafił do mekki fanów jazzu, jaką był warszawski klub YMCA, znajdujący się niedaleko placu Trzech Krzyży. Fetting grał na pianinie w zespole „Marabut”. Chyba nieźle, skoro zapowiadał ich sam Leopold Tyrmand. Niestety w 1949 roku komunistyczna władza rozwiązała YMCĘ (czyli Chrześcijański Związek Młodzieży, do którego klub należał), uznając ją za „narzędzie burżuazyjno-faszystowskiego wychowania, popierane przez zagranicznych mocodawców”.
Słabość do muzyki i tańca pozostała aktorowi na zawsze. Ale muzykiem nie został, może dlatego że dla rodziców było to nie do przyjęcia. „Grajkiem chcesz być? I to jeszcze jakimś jazzowym?”, wspominał Edmund jedną z awantur z ojcem.
Zobacz też: Jolanta Nowak zachwyciła w "najbardziej bezwstydnej komedii PRL-u". Dlaczego porzuciła aktorstwo?
Edmund Fetting: droga do aktorstwa
Postanowił pójść do szkoły aktorskiej, także wbrew woli rodziców, którzy zaplanowali dla niego karierę architekta. Syn-komediant? Dla jego rodziców to również był zły wybór. Na pewien czas zerwali nawet z synem kontakt. A jemu nie było łatwo. Ze Szkoły Teatralnej wyleciał. Mistrz Aleksander Zelwerowicz powiedział mu: „Pan się do teatru nie nadaje, pan jest zbyt smutny i brakuje panu talentu”. Można się było po czymś takim załamać, bo Zelwerowicz był jak bóg dla aktorów. Ale Fetting zdał w 1951 roku egzamin eksternistycznie.
Okazało się, że świetnie pasuje do teatru, zagrał w nim wielkie role. A jedną z ważniejszych była rola Raskolnikowa w Teatrze Wybrzeże, w inscenizacji „Zbrodni i kary” Dostojewskiego. Na te premierę przyjechali jego rodzice, wszyscy razem wracali pieszo do domu, milczeli. „Ciszę przerwał wreszcie ojciec, chwycił moją rękę i powiedział wyraźnie wzruszony: „Nie spodziewałem się czegoś takiego…!. Trudno się dziwić, że poczułem się wtedy wreszcie szczęśliwy”, wspominał Edmund Fetting.
Ról teatralnych zagrał dziesiątki, chyba te najważniejsze w Teatrze Powszechnym w Warszawie, pod dyrekcją Zygmunta Hubnera. Podkreślano jego warsztat, szeroki wachlarz środków. Potrafił być skupiony i grać „jak ogień”, ciepły albo odpychający, liryczny i cyniczny. Edmund Fetting zagrał w wielu filmach m.in. w: „Zaduszkach” Konwickiego, „Popiołach" Wajdy, „Życiu raz jeszcze" Morgensterna, „Lokisie" i „Zazdrości i medycynie" Majewskiego. Był bohaterem popularnych seriali, takich jak „Doktor Ewa”, Stawka większa niż życie”, „Czarne chmury”, do dzisiaj wielu ludzi kocha go za rolę margrabiego Ansbacha. Zawsze zwracał uwagę przez swoją urodę i głos.
Edmund Fetting: aktor o smutnej twarzy
Jakim był człowiekiem? Uchodził za aktora o smutnej twarzy, chociaż duszę miał imprezowicza. Andrzej Rosiewicz wspominał jak w 1980 roku Edmud Fetting, wtedy już wielki aktor, wystąpił w programie „Szukamy młodych talentów”. Zdjął buty i w samych skarpetkach odtańczył z Rosiewiczem „Zorbę”.
Jego kolega z teatru Wybrzeże aktor Stanisław Michalski opowiadał: „Mundeczek to był rozrabiaka nie z tej ziemi!! Bardzo tajemniczy, to prawda. Wszystko . Wielka klasa i kultura, więc z Mundziem oczywiście... bardzo kulturalnie żeśmy sobie popijali. Jak on łączył balowanie i pracowitość? Nigdy nie mogłem tego pojąć”, opowiadał. I dodawał, że Mundek był bardzo koleżeński. „No i zawsze miał przy sobie trochę grosza. A że był uczynny, to my z problemem zawsze do Mundeczka. Jeszcze nie zdążyło się powiedzieć, o co chodzi, a on od razu pytał: Ile? "
Słynął też z tego, że podczas prób przebierał się z trzy razy. Zmieniał sweterki, spodnie, koszulę, skarpetki. Ale nie żeby pięknie wyglądać, tylko żeby było higienicznie. Inną cechą, z której był znany, była powściągliwość. Nie lubił okazywać emocji. Podobno na scenie nie potrafił opanować się tylko raz. Ze śmiechu. W Teatrze Dramatycznym w Warszawie. „Grali „Króla Leara". W tytułowej roli Gustaw Holoubek. Dostojny, dumny, surowy. Napięcie na widowni sięga szczytu. Za chwilę padną ważne słowa. Król wrzaśnie: „Oddajcie mi... władzie!". „Przejęzyczenie może nieznaczne, wspominała Krystyna Łubieńska, która przyjechała na ten spektakl na zaproszenie Fettinga. Ale zapadła dziwna cisza. Widziałam tylko aktorów, którym ze śmiechu chodziły plecy. A Fetting, cóż, gdyby nie brawa, które rozładowały sytuację, pewnie śmiałby się w głos. Ten nasz bezgranicznie opanowany Mundek wreszcie się złamał!” (cytaty za „Dziennikiem Bałtyckim”).
Edmund Fetting i Krystyna Łubieńska: relacja
Podczas pracy w Teatrze Wybrzeże był scenicznym kochankiem Krystyny Łubieńskiej. Grała u jego boku Helenę w „Wojny trojańskiej nie będzie". Partnerowała mu także jako Ofelia w „Hamlecie". Wspominając Fettinga w „Dzienniku Bałtyckim" mówiła, że była nim zauroczona! Choć nie wyglądał jak aktor. „Taki miał styl ubierania, raczej nieartystyczny. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Perfekcjonista”.
Wspominała: „Kiedyś Tadeusz Gwiazdowski dopadł mnie w kulisach i mówi: Jak zgodzisz się pocałować Fettinga, to dostaniesz czekoladę... - Ja i bez czekolady mogę go pocałować! - zdziwiłam się. Fetting zawsze mi się podobał. Był przystojny i delikatny. Pamiętam, jak cały zespół ruszył za mną, by zobaczyć, jak rzucam się Fettingowi na szyję. A on stał w kulisach w białej koszulce Hamleta. Podbiegłam... Gwałtownie mnie powstrzymał: . Ale czekoladę dostałam.
Edmund Fetting i Agnieszka Osiecka: co ich łączyło?
Agnieszka Osiecka wspominała: „Kiedy jako młoda dziennikarka pracowałam w , chodziłam do klubu . Edek grał tam na fortepianie i śpiewał. Bardzo się w nim kochałam, przychodziłam do tego klubu co wieczór. Kiedy po latach z Krzyśkiem Komedą napisaliśmy piosenkę do filmu Jerzego Hoffmana, od razu przypomniał mi się Fetting. Chciałam, żeby to koniecznie on zaśpiewał naszą balladę. Zaśpiewał ją cudownie”, opowiadała.
Z Agnieszką Osiecką pracowali razem przez kilka lat w Radiowym Studiu Piosenki. „Wtedy zbliżyliśmy się do siebie. Często się spotykaliśmy, ale nie wiedzieć czemu - takie jest życie - nasze drogi się rozeszły. Wielokrotnie za nim potem tęskniłam...” - wspominała poetka. Kochało się w nim wiele kobiet, ale bez powodzenia. „Zabiję się, jeśli mnie pan nie zechce", usłyszał pewnego wieczoru, gdy wyszedł z teatru, po spektaklu „Zabawa jak nigdy". Słowa te można było potraktować poważnie, bo kobieta, która je wypowiedziała, miała przy sobie nóż. Aktor spokojnie wyjął go z jej ręki i starannie obejrzał. „Piękny, z monogramem... Nie szkoda pani niszczyć tak cudownej zastawy stołowej?”, zapytał.
Zobacz też: To o niej ksiądz Jan Twardowski napisał swój najsłynniejszy wiersz. Kim była wybitna poetka, Anna Kamieńska?
Edmund Fetting: zakochał się w tancerzu
Edmund Fetting był gejem, nie obnosił się z tym, ale też tego nie krył, przynajmniej w środowisku. Przez lata był po uszy zakochany w pewnym młodym tancerzu. Mieszkali razem, byli partnerami, jednak w latach 80. wybranek aktora postanowił wyjechać za granicę. Nie wrócił już do Polski. Fetting był załamany. Zaczął mieć wtedy problemy ze zdrowiem, z sercem! Janusz Majewski w swoich wspomnieniach pisał: „Był bardzo lubiany przez panie, ale tak, jak panie lubią tych, którzy za paniami nie przepadają i sami wolą męskie towarzystwo.
Kiedyś Mundzio zaprosił parę osób na kolację do swojej willi na Mokotowie odziedziczonej po rodzicach. Rolę gospodarza odgrywał jego młody przyjaciel, który z nim mieszkał. Było dziesięć osób, cztery małżeństwa i oni dwaj. Po kolacji panowie zostali w salonie przy koniaku i cygarach, a panie poszły na górę z przyjacielem Mundzia, który chciał im coś pokazać.
„Kiedy po dłuższej chwili tam zajrzałem, żeby wywołać po coś żonę – opowiadał Janusz Majewski - zastałem panie otaczające młodego człowieka, który, rozszczebiotany, z dumą wyciągał z szuflad komody i pokazywał im haftowaną pościel i koronkowe obrusy, kupione za drogie pieniądze gdzieś w Belgii czy w Anglii”.
Choć wśród znajomych słynął ze skąpstwa, obsypywał partnera drogimi prezentami. Zależało mu na nim. To rozstanie właściwie załamało jego karierę. Zapadł się w sobie i ograniczył do minimum działalność zawodową, potem w ogóle przestał grać. Popadł w zapomnienie. Jako aktor po raz ostatni występował w 1993 roku w telewizyjnej adaptacji „Salonu” Jeana-Claude’a Brisville’a oraz gościnnie w warszawskim Teatrze Dramatycznym w „Letnikach” Maksyma Gorkiego. Pomimo stosowania się do zaleceń lekarzy zmarł 30 stycznia 2001 roku w wieku 73 lat. Został pochowany na Starych Powązkach w Warszawie obok swojej matki.