Reklama

Związek Doroty Szelągowskiej i Adama Sztaby oficjalnie przeszedł do historii w 2015 roku. Małżeństwo pary zakończyło się rozwodem kościelnym, szokując opinię publiczną swoją decyzją. Dziennikarka postanowiła rozwiać wszelkie wątpliwości w sprawie swojego stosunku do katolicyzmu oraz wiary w Boga.

Reklama

Dorota Szelągowska i Adam Sztaba — historia miłości

Dziennikarka i kompozytor przez wiele lat byli jedną z piękniejszych par naszego rodzimego show-biznesu. Ich miłość zrodziła się z pięknej przyjaźni — gdy w 2013 roku stanęli na ślubnym kobiercu, kibicowała im cała Polska. Dorota Szelągowska oraz Adam Sztaba, a także syn architektki z poprzedniego związku stworzyli wspaniałą i zgraną rodzinę... Dlatego, gdy dwa lata później małżonkowie ogłosili swoje rozstanie, nikt nie mógł w to uwierzyć.

CZYTAJ TAKŻE: Małgorzata Ohme rozstała się z Rafałem Jakóbiakiem? Niedawno się zaręczyli

„Poznaliśmy się, gdy byłam młoda, razem się zmienialiśmy. Decyzję o rozstaniu podjęliśmy wspólnie. Dziś oboje jesteśmy w nowych związkach, oboje mamy dzieci”, wyznała na łamach Twojego Stylu. Wielkim szokiem pośród opinii publicznej była również decyzja partnerów o kościelne unieważnienie małżeństwa. Dziennikarka postanowiła poruszyć temat oraz opisać cały proces w najnowszym numerze Wysokich Obcasów. Nie szczędziła przy tym gorzkich słów…

Dorota Szelągowska, Adam Sztaba

EastNews

Dorota Szelągowska szczerze o rozwodzie kościelnym z Adamem Sztabą

Gwiazda TVN zdobyła się na szczere wyznanie, które odbiło się głośnym echem w mediach. Komentując swój stosunek do katolicyzmu stwierdziła, że w jej odczuciu określanie siebie mianem katolika przy jednoczesnym popieraniu społeczności LGBTQ+ czy in vitro jest zwyczajną hipokryzją.

„Pewnie jesteście ciekawi – skoro wiara była dla mnie tak ważna – co takiego się wydarzyło, że bycie członkiem Kościoła zaczęło mnie uwierać. To nie był jakiś nagły przebłysk, tylko proces. Dosyć długi. Katolicyzm jest nam tak wpojony, że na samą myśl, że można z niego zrezygnować, czujemy, jak piekielne języki pieszczą nasze pięty. Poczucie winy to broń ciężkiego kalibru. W końcu jednak stwierdziłam, że wolę nie być katoliczką, niż być hipokrytką” — czytamy w felietonie Doroty Szelągowskiej.

W dalszej części opisała, jak dokładnie wygląda rozwód kościelny zza kulis. Razem z byłym partnerem czekała przez wiele miesięcy na unieważnienie małżeństwa. Dziennikarka jest oburzona podejściem duchownych. „Cały proces trwał dwa lata, nikt nikomu nie dał łapówki, księża ślęczeli nad aktami dotyczącymi intymnych szczegółów naszego życia, przesłuchiwano świadków, a kościelni prawnicy dostali niezłe wynagrodzenie. A ja czułam niesmak. Taki porządny. I miałam poczucie, że nijak to się ma do tego, co wiedziałam o wierze i sakramentach”, podkreślała.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Maryla Rodowicz opowiedziała, jak nakryła męża na zdradzie. ''Jak jesteś w związku, to czujesz, że coś jest nie halo"

Na koniec Dorota Szelągowska rozwiała wszelkie wątpliwości w sprawie swojego podejścia do Kościoła. Jak określa samą siebie po trudnych doświadczeniach z przeszłości? „Bycie katolikiem opiera się na praktykowaniu w tym, a nie w innym nurcie. Więc oto jestem. Popierająca in vitro, dostęp do antykoncepcji, wiedzy, opowiadająca się za legalizacją związków jednopłciowych. W imię równości wobec prawa. I szacunku. Niekatoliczka. Wierząca. Na razie nieprzynależąca”, podsumowała na koniec.

Reklama

Dorota Szelągowska, Viva! 8/2020

Iza Grzybowska
Reklama
Reklama
Reklama