Niezwykle oczytany, zakochany w malarstwie i swojej rodzinie... Jakie tajemnice ma Donald Tusk?
Część z nich obchodzący dziś urodziny polityk ujawnił w pamiętnikach
Niezwykle oczytany, zakochany w malarstwie, Toskanii, Kaszubach i Prowansji. W polityce? Pewnie też, ale przede wszystkim w swojej rodzinie, w której życiu uczestniczy w stopniu zaskakująco dużym jak na osobę tak zajętą sprawami całego świata. Jakie tajemnice ujawnił Donald Tusk w pamiętnikach pod prowokacyjnym tytułem „Szczerze”? Przypominamy z okazji 64. urodzin polityka.
Brukselskie pamiętniki przewodniczącego Rady Europejskiej jeszcze przed ukazaniem się narobiły w Polsce sporego zamieszania. Zastanawiano się, jak Donald Tusk widzi kraj z brukselskiej perspektywy, kto po lekturze będzie się cieszył, a kto może się obawiać. Dziś już wszystko wiadomo i nie ma zaskoczeń. Przynajmniej jeśli chodzi o politykę. Ale – jak pisze w każdym numerze VIVY! Jerzy Iwaszkiewicz – polityką się nie zajmujemy. Znacznie ciekawsze jest to, co były premier pisze o sobie, swoich pasjach, rodzinie i ludziach, których w życiu spotkał.
Gosia i ego
Przewodniczącym Rady Europejskiej został w 2014 roku i pełnił ten urząd przez dwie kadencje. Żaden z polskich polityków nie wspiął się jeszcze tak wysoko po szczeblach międzynarodowej kariery. Wyjechał do Brukseli, zostawiając w kraju tracącą poparcie partię – Platformę Obywatelską i miliony zwolenników tkwiących w przekonaniu, że bez niego wszystko się zawali. W zasadzie już samo to wystarczyłoby, żeby przewróciło mu się w głowie. „Ludzie wiwatują, pozdrawiają (…). Cieszę się bardzo, ale powtarzam w duchu słowa Gosi: »To, że dużo ludzi bardzo cię kocha, nie znaczy wcale, że większość cię lubi«. Przez całe życie dba o to, żeby mi nie odbiło”, pisze po spotkaniu w Krakowie w październiku tego roku. To nie pierwszy raz, kiedy wspomina w ten sposób o żonie. Gdy opisuje demonstracje przeciwko brexitowi, podczas których niesiono transparenty z poparciem dla niego, przyznaje wprost, że jego ego „puchnie do patologicznych rozmiarów” i żałuje, że nie ma przy nim żony, która sprowadziłaby go na ziemię. Małgorzata Tusk zdaje się być specjalistką w tej dziedzinie.
„Prawie całe moje dorosłe życie staram się, by było po prostu zwyczajnie. A świat wokół, począwszy od mojego męża, robi wszystko, żeby było nadzwyczajnie. Każdego dnia walczę o najwyższe miejsce w hierarchii spraw i wartości dla wszystkiego co powszednie, ktoś niemądry powiedziałby – nieważne. A ja wiem, że przyziemna codzienność zawiera w sobie najgłębszy sens życia, a wielkie wydarzenia i wspaniałe triumfy, niczym telewizyjny show, kryją w sobie często pustkę”, napisała w swojej książce „Między nami”. Ale Donald Tusk, którego jeden z wnuków po wyborze na przewodniczącego zapytał, czy został „królem Europy”, też nad wyraz ceni codzienne życie. „Samolot ląduje w Gdańsku. Gosia czeka w domu wykończona przygotowaniami do Wigilii, mam jej tyle do opowiedzenia, ale idzie spać. Obiecałem, że zdążę zrobić bigos, to zawsze moje zadanie, więc jeszcze godzinę uwijam się w kuchni, żeby rano tylko nastawić gar. Puszczam cichutko kolędy i czuję się naprawdę szczęśliwy”, odnotowuje w grudniu 2015. „Naprawdę szczęśliwy” czuje się jeszcze wiele razy. Często wtedy, gdy odpoczywa na tarasie z kieliszkiem wina, ogląda obrazy w galeriach i muzeach, do których „urywa się” zawsze podczas oficjalnych wyjazdów. Kiedy bawi się z wnukami i kiedy biega.
Wielka polityka miesza się z codziennością w najmniej spodziewanych momentach. Donald Tusk o tym, że jego córka rodzi swoje pierwsze dziecko, dowiaduje się na stypie po zamordowanym Pawle Adamowiczu. „Przed chwilą pożegnałem przyjaciela, za chwilę powitam wnuczkę. Dziesięć godzin później trzymam ją na rękach”, pisze pod datą 19 stycznia 2019.
Spotkania na lotnisku
Brukselski apartament, do którego małżeństwo Tusków wprowadza się po objęciu przez Donalda funkcji przewodniczącego, nie przypomina pałaców, które opisywały polskie tabloidy. Pierwszą noc spędzają przy świeczce i kominku – apartament nie jest jeszcze urządzony. Znajduje się przy rue Blanche – ulicy Białej. Nazwa przypomina Tuskowi komisariat przy Białej w Gdańsku-Wrzeszczu, gdzie jako młody kibic został spałowany po meczu ukochanej Lechii. Piłka nożna – jedna z wielkich miłości Tuska – jest obecna w jego życiu cały czas. Nawet podczas szczytu w Ameryce Południowej znajduje 20 minut, by pograć w piłkę ze swoim współpracownikiem Pawłem Karbownikiem. Pisze, że dzięki polityce mógł poznać swoich idoli – Pelego, Platiniego, Lubańskiego, zagrać z Lewandowskim, Szarmachem i Bońkiem. „Co tam władza i zaszczyty!”, podsumowuje.
Innym razem wspomina, jak na lotnisku w saloniku VIP spotkał Neymara. Panowie zrobili sobie wspólne zdjęcie, choć, jak twierdzi Tusk, piłkarz nie miał pojęcia, z kim się fotografuje, bo zwykle gdy spotyka polityków, współpracownicy mówią mu, że to „jakiś prezydent”. Także na lotnisku, wylatując po raz pierwszy do Brukseli, spotkał Lecha Wałęsę. Były prezydent w swoim stylu ostrzegł go, żeby uważał, bo „Unia się chce podzielić i specjalnie wzięli Polaka, żeby było na kogo zwalić odpowiedzialność”.
Jego czas wypełniają niezliczone podróże dyplomatyczne. Odwiedza Grenlandię, gdzie miejscowy premier częstuje go potwornie tłustą skórą narwala (na szczęście jest butelka wódki), gości na szczytach G – G20 lub G7. Towarzyszy mu żona, a Tusk zauważa, że program dla żon, z którymi przebywa zazwyczaj także mąż Angeli Merkel, jest znacznie ciekawszy niż ten dla polityków.
Bez ceremonii
„Czuję się niepewnie jak zawsze na królewskich dworach i kardynalskich pokojach. Jestem przecież zwykłym chłopakiem z podwórka, nieznoszącym etykiety i ceremoniałów”, wyznaje Donald Tusk, pisząc o pierwszej wizycie u króla Belgów Filipa I i jego żony Matyldy na zamku w Laeken. Wszystko, co następuje potem, zdaje się jednak temu przeczyć. Wszędzie, gdzie się pojawia, zjednuje sobie ludzi. W Tokio premier Japonii proponuje mu przejście na „ty”. Odwiedzają parę cesarską, ale cesarzowa nie zwraca na niego specjalnej uwagi – jest pochłonięta rozmową z Małgorzatą, która uczy się gry na fortepianie metodą Suzuki. Jeżdżąc po Europie, Donald Tusk stara się wygłaszać przemówienia w języku kraju, do którego przyjechał. W Irlandii „kupuje” słuchaczy nie tylko merytoryką przemówienia, ale też wzmianką, że w kraju nazywają go „Rudy”. Od pierwszych chwil pilnie uczy się angielskiego, w gronie jego najbliższych współpracowników jest tłumaczka Beata Turska, która udziela mu lekcji. Przy pierwszej okazji obiecuje dziennikarzom, że zamierza „polish his english” – szlifować swój angielski.
Poza godzinami pracy rezygnuje z ochrony. Można go spotkać, gdy biegnie ulicami Brukseli sam, bez ochroniarzy, swój optymalny dystans – 10 kilometrów. Ich obecność doceni dopiero, gdy podczas wizyty w Londynie z synem Michałem, jego żoną Anią, Małgorzatą i wnukami gubi się jeden z wnuków – Mikołaj. Za moment przyprowadza go ochroniarz. Obiecuje potem, że już nigdy nie będzie narzekał na obecność ochrony. Biegania nie zaniedbuje. Jogging uprawia w Waszyngtonie i w Tokio, gdzie przy okazji czyta książkę „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” jednego ze swoich ulubionych autorów Harukiego Murakamiego. Z zakupu nowych butów do biegania cieszy się jak dziecko.
Setka Donalda
Podczas oficjalnych wizyt, oprócz wielkiej polityki, realizuje swoje prywatne wyzwanie. Jako 14-latek dostał od taty książkę Andrzeja Osęki i Jacka Buszyńskiego „100 najsłynniejszych obrazów”. Przeglądał ją wiele razy i postanowił sobie, że wszystkie te obrazy obejrzy na żywo. Piętnaście lat później zaczął spełniać swoje marzenie. W 2015 roku miał już na koncie 68 „zdobyczy”. Jego wiedza na temat sztuki jest imponująca. Zawstydza duńskiego premiera Larsa Rasmussena, który nie wie nawet, że ma w swojej siedzibie obrazy wybitnego malarza Lauritsa A. Ringa. Ukraiński przywódca Petro Poroszenko pokazuje mu swoją wspaniałą kolekcję dzieł sztuki, o istnieniu której mało kto wie.
Podczas pobytu w Chorwacji z żoną i wnukami czyta historię kompozytora Gustava Mahlera i jego niewiernej żony Almy, która uwielbiała uwodzić artystów, w tym Oskara Kokoschkę. „Siedzę w słońcu na tarasie, w dole plaża, słyszę głosy Mikołaja i Mateusza, czytam tę historię i oglądam reprodukcje obrazów Kokoschki, a z telefonu puszczam V symfonię Mahlera. Popijam powoli malwazję. Dawno nie czułem się tak szczęśliwy”, notuje we wpisie z sierpnia 2016.
Ten wpis wywołuje burzę w internecie. Polityczni przeciwnicy zarzucają Tuskowi snobizm i oderwanie od rzeczywistości. Ale, szczerze mówiąc, ze świecą szukać polityka na tak wysokim stanowisku, który ma do siebie taki dystans jak Donald Tusk. „Nie chcę się wysilać na oryginalność, będę banalny na maksa: Prowansja ma tylko jedną konkurentkę w Europie – Toskanię. (…) Przychodzi mi jednak do głowy, że dodałbym jeszcze Kaszuby”, pisze po urlopie, podczas którego ruszyli z Małgorzatą bez planu w podróż po Prowansji. Zwiedzając zapierające dech w piersiach francuskie zabytki, czyta innego ze swoich ulubionych autorów – Zbigniewa Herberta i jego „Barbarzyńcę w ogrodzie”.
Przyjaciele
„Ja to cię lubię, bo jesteś Kaszubą i umiesz wypić, innych powodów nie widzę”, powtarzał mu Kazimierz Kutz. Zaprzyjaźnili się w latach 90., kiedy wspólnie zasiadali w senacie. Wśród przyjaciół Tuska są wielkie nazwiska kultury polskiej. W książce wspomina kolację u biskupa Pieronka i to, jak Kora śpiewała dla niego „Kocham cię kochanie moje”. Cytuje też wiersz, który poświęcił mu Wojciech Młynarski, pod tytułem „Wina Tuska”. Szczególną więź ma ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Razem pracują i potrafią się bawić. Piotr, Beata, Graś (nigdy nie pisze inaczej o swoim koledze niż Graś lub Grasiu), Karbownik, Emilka, Kasia, Łukasz – wymienia ich, gdy opisuje imprezę przed ostatnim urlopem. Na tarasie słuchają Grechuty, Niemena, Raz Dwa Trzy i Ewy Demarczyk, która w 1969 roku odwiedziła Brukselę. „Cieszymy się jak dzieci, że ona też tu była”.
Po drodze na szczyt w Osace na lotnisku w Dubaju na widok bajecznie kolorowych sklepów przychodzą mu do głowy „Kolorowe jarmarki” Maryli Rodowicz. Zamęcza swoich ludzi, żeby przypomnieli sobie słowa, i po chwili wszyscy śpiewają: „Kiedy patrzę hen za siebie w tamte lata, co minęły”.
Optymistyczny pesymista
Na początku „Szczerze” Tusk przywołuje cytat jeszcze jednego ze swoich ulubionych pisarzy – Emila Ciorana, którego nazywa mistrzem depresji i pesymizmu. „Moja wizja przyszłości jest tak precyzyjna, że gdybym miał dzieci, udusiłbym je natychmiast”. W czasie swojej pracy dla Unii Tusk musiał stawić czoło wyzwaniom, które pokonałyby każdego optymistę. Kryzys migracyjny, zamachy terrorystyczne, sytuacja na Ukrainie, niekończący się brexit i walka o zachowanie jedności Unii Europejskiej, bo to dla Tuska jako polityka wydaje się najważniejsze. Nadal będzie mieszkał w Brukseli – po odejściu z funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej został szefem Europejskiej Partii Ludowej. Z rue Blanche przeprowadził się z żoną do innego, mniejszego i nowocześniejszego mieszkania. Ma tam prysznic, a nie trzy wanny, co go cieszy. „Coś się definitywnie kończy i coś nowego zaczyna. Jest jeszcze tyle do zrobienia tutaj i w Polsce, czuję zamiast spodziewanej melancholii nagły przypływ energii i optymizmu”, kończy swoje dzienniki.