Dominika Gwit-Dunaszewska o macierzyństwie: „To najpiękniejsze, co może się człowiekowi przytrafić”
„Będziemy mieli dla kogo żyć”
- Krystyna Pytlakowska
Za nami premiera filmu Gdzie diabeł nie może tam baby pośle. W jednej z artystycznych kreacji fani mogą podziwiać na ekranie Dominikę Gwit-Dunaszewską. Aktorka spełnia się w życiu zawodowym i prywatnym. Teraz przygotowuje się do jednej z najważniejszych ról. Roli mamy. Wspólnie z mężem, Wojciechem Dunaszewskim wkrótce powita na świecie synka. "Mam tylko nadzieję, że będzie zdrowy i wszystko potoczy się dobrze. Cztery lata się o niego staraliśmy i w końcu się udało. Na szczęście dziecko jest zdrowe i ja również mam się dobrze", mówi aktorka. Dominika Gwit-Dunaszewska opowiedziała Krystynie Pytlakowskiej o nowych wyzwaniach, relacji z mężem i oczekiwaniu na narodziny pociechy.
Dominika Gwit-Dunaszewska w rozmowie dla viva.pl
Obejrzałam film autorski Janusza Iwanowskiego "Gdzie diabeł nie może tam baby pośle". Gra Pani w nim kobietę słabą i zależną od mężczyzny, a potem metamorfoza. Robi się Pani silna, taka, która wszystkiemu poradzi. Ta bohaterka jest podobna do Pani.
Jestem silną kobietą, niezależną, która spełnia swoje marzenia. A w filmie postać, którą gram, z jednej strony chciałaby być silna, bo siła jej imponuje, natomiast dla niej najważniejsze są dom, spokój i rodzina. Chce brać udział w interesach, które robi jej mąż Kazik, chciałaby być blisko niego, ale tak naprawdę pragnie, żeby to wszystko rzucił i wrócił do niej, do domu, i żyli normalnym życiem. To film o ludziach, którzy w trudnych czasach chcą lepiej żyć. Udaje im się to dzięki znajomościom, wysoko postawionych. Po prostu zaczynają robić gigantyczne pieniądze dzięki luce w ustawie alkoholowej. Ten film opowiada o słynnej aferze alkoholowej lat osiemdziesiątych. W każdym razie, ja, tak jak moja bohaterka, bywam przebojowa. Ale Krysia jest bardziej spokojna. Jest też pracowita, ja również jestem pracowita. Ma dużo miłości do ludzi. Ja tę miłość też w sobie mam. Kocham ludzi, kocham świat.
Ale przez ludzi musiała Pani pokonać mnóstwo trudności. Rodzice Panią kochali, przyjaciele, ale ci, którzy Pani nie znali osobiście, dogryzali Pani z powodu wyglądu.
A komu nie dogryzają?! Publiczne osoby zawsze wystawiane są na ostrzał, ale to nie jest prawdziwe życie. A ja skupiam się na tym, co jest w zasięgu moich rąk. I akurat miałam to ogromne szczęście, że trafiłam na wspaniałą grupę przyjaciół, wspaniałą rodzinę i kochającego męża. Natomiast jeśli chodzi o fanów, być może tak było, że mieli ze mną jakiś problem z powodu moich warunków fizycznych. Ale potem je zaakceptowali.
Wyglądała tak Pani od dziecka, czy to się zmieniło w trakcie dojrzewania?
Zawsze taka byłam. Zresztą często o tym mówiłam.
Ale poradziła Pani sobie z tym.
Poradziłam, bo w życiu chodzi o to, żeby się realizować, mieć pasje i je spełniać, stawiać sobie cele i do nich dążyć. No i kochać i być kochanym. A ja to wszystko mam. Jeżeli więc ktoś sprawia mi przykrość, to trzeba zamykać ten rozdział i zaczynać nowy. Wszyscy uczymy się na swoich błędach. Ważne, żeby je dostrzegać.
A Pani jakie błędy popełniła?
Mam za sobą już 34 lata życia, ale może to nie jest czas na wyliczanie błędów, tylko na to, co jest przede mną.
No dobrze. A dlaczego wybrała Pani studia aktorskie, gdzie człowiek musi stać w światłach jupiterów i jest widoczny publicznie?
Zdałam eksternistyczny dyplom aktorski w Związku Artystów Scen Polskich. Wcześniej skończyłam dziennikarstwo i kulturoznawstwo. Aktorką jednak chciałam być od dziecka. Już kiedy miałam kilka lat, wiedziałam, że chcę występować, śpiewać, tańczyć i grać. Już w gimnazjum byłam w klasie dziennikarsko- teatralej, a jako 14-latka robiłam wszystko, żeby się dostać do szkoły teatralnej. Chodziłam na zajęcia aktorskie, potem trzy razy zdawałam do Akademii Teatralnej. Raz nie zdałam, za drugim razem nie dostałam się z powodu braku miejsc, choć egzamin poszedł mi nieźle. Zagrałam wtedy w filmie "Galerianki", a później podjęłam pracę w Polskiej Agencji Prasowej, jednocześnie grając w serialu TVN "Przepis na życie". Cały czas chodziłam na zajęcia aktorskie. Gdy za trzecim razem nie udało mi się dostać do szkoły teatralnej, a już miałam za sobą kilka ról, postanowiłam przystąpić do państwowego egzaminu eksternistycznego w ZASP i dziesięć lat temu ten egzamin zdałam. I to za pierwszym razem. Udało się, choć faktycznie zawód aktorki uprawiam od 2008 roku. Kocham scenę, kocham kamerę. Ten zawód to spełnienie moich marzeń i pasji.
Polecamy też: Pola Wiśniewska opublikowała szczery wpis. Napisała w nim o swoim samopoczuciu w ciąży
Dominika Gwit w sesji VIVY!, 2017 rok
Jest Pani bardzo uparta, nie daje się zbyć nikomu byle czym.
Tak, bo dostałam lekcję od życia, że jak nie wejdę drzwiami, to spróbuję oknem. I że trzeba robić wszystko, spełniać swoje plany, nieraz bardzo ciężko pracując. Ważna jest jednak pokora do tego, co się robi i nie osiadanie na laurach. To jedna z moich nauk życiowych - nie poddawać się. W moim stand-upie muzycznym "Dystans albo wszyscy umrzemy" opowiadam o mojej walce o to, by zostać aktorką i zdobyć dyplom. Nigdy nie chciałam uprawiać tego zawodu bez dyplomu. Taką miałam ambicję. Otrzymałam go z rąk samego Olgierda Łukaszewicza, ówczesnego prezesa ZASP-u. I niech ktoś mi powie, że nie można osiągnąć tego, co się chce.
Jednak nadwaga wpędza człowieka w kompleksy. Wiem to sama po sobie. Jak tyję, to wolę zamknąć się w domu, niż pokazywać się ludziom. Ale Pani nie dała się w kompleksy wpędzić.
Przez wiele lat wydawało mi się, że gruba to gorsza. Uważałam, że nigdy z nikim nie będę, że zostanę sama w życiu. Potem machnęłam na to ręką. Powiedziałam sobie: Chrzanić to, i całą swoją siłę włożyłam w to, by zdobyć artystyczny zawód i spełniać się zawodowo. To było dla mnie najważniejsze. Wygląd pozostawał na dalszym planie. No i proszę, miłość z czasem przyszła. I to wtedy, kiedy zaakceptowałam i pokochałam samą siebie. Wcześniej nie byłam w stanie pokochać kogoś innego. Kiedy człowiek siebie nie lubi, nie akceptuje, to unika sytuacji, gdy musi okazać uczucie komuś obcemu. Ale mój przyszły mąż pojawił się wtedy, kiedy już mogłam go kochać i wszystko się pięknie ułożyło.
A teraz Wasza rodzina się powiększy.
I to piękny czas.
Mogę wiedzieć, kiedy Pani urodzi?
Nie zdradzam publicznie terminu porodu, ale jeszcze mam trochę czasu. Zresztą nie wiem, czy ten poród nastąpi w terminie, ponieważ mam wiele chorób współistniejących. Nie wiadomo więc, co będzie. W każdym razie, czekamy z mężem z utęsknieniem na zostanie rodzicami.
Zobacz też: Od 16 lat tworzą szczęśliwe małżeństwo! Kim jest żona Tomasza Kota?
Dominika Gwit i Wojciech Dunaszewski, VIVA! nr 17, sierpień 2019
Jest Pani fajną osobą. Nie kocha się przecież za to, że ktoś ma 60 centymetrów w talii.
Fakt, miłość nie na tym polega. Nie każdemu jednak, nawet z 60-centymetrową talią, dane jest doświadczyć prawdziwej miłości. Tym bardziej więc cieszę się, że nas to z mężem spotkało. Mój mąż jest bratem reżysera, Radka Dunaszewskiego, u którego grałam w serialu "Singielka", a potem zaprosił mnie do współpracy w teatrze. I Wojtek przyszedł na premierę do brata. Jak mówił, chciał mnie poznać.
To nie było chyba łatwe zdobyć Pani serce i duszę.
Długo pisał do mnie w mediach społecznościowych, aż w końcu umówiliśmy się na pierwsze spotkanie, choć byłam sceptycznie nastawiona. Ale po dziesięciu minutach całkowicie mnie zdobył. I od razu wiedziałam, że to ktoś na całe życie.
Ciekawe, czym Panią kupił.
Czytał moją książkę o zmaganiach z kilogramami, gdzie m.in. napisałam, że kocham Boże Narodzenie. Przyniósł mi więc figurkę świątecznego bałwanka. Od razu wiedziałam, że to będzie miły wieczór.
A teraz będziecie mieli synka. Zdaje sobie Pani sprawę z tego, co Was czeka?
Zdaję sobie sprawę ze wszystkiego, z tego, że nie będzie łatwo. Ale myślę, że sobie ze wszystkim poradzimy. Przecież ludzie na całym świecie mają dzieci i jakoś dają radę. Poza tym demonizowanie rodzicielstwa jest bezcelowe, ponieważ to najpiękniejsze, co może się człowiekowi przytrafić. Wiadomo, że będą gorsze dni, ale będą i piękne. Będziemy mieli dla kogo żyć.
I może uda się pokonać Pani choroby metaboliczne.
Nie sądzę. Z zespołem metabolicznym urodziłam się i z nim umrę. To zespół wielu autoimmunologicznych chorób, które niszczą organizm. Na szczęście mam fantastycznych lekarzy , leczę się i moje wyniki badań są bardzo dobre.
Ale film "Gdzie diabeł nie może" powstał jeszcze przed Pani ciążą.
No tak. I będzie druga część, która była nagrywana zaraz po pierwszej. Niebawem więc będzie można go zobaczyć. W każdym razie, bardzo się cieszę, że zaproszono mnie do tej współpracy. Na początku zagrałam małą komediową rólkę, ale później producentowi Januszowi Iwanowskiemu bardzo spodobała się współpraca ze mną i zaprosił mnie do filmu "Gdzie diabeł nie może tam baby pośle". Ten film jest bardzo ciekawy, pokazuje PRL z innej strony niż go znamy, zwłaszcza moje pokolenie, które wychowywało się już w latach dziewięćdziesiątych i lata osiemdziesiąte zna wyłącznie z opowieści rodziców. Cieszę się, że zagrałam w tym filmie, bo mogłam pokazać całą gamę emocji. A mnie i Sebastiana Stankiewicza, który zagrał mojego męża, już chyba zawsze ludzie będą nazywali Państwo Bączek.
Dominika Gwit, Premiera filmu Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle,13.10.2022
Pani Bączek, a czego Pani jeszcze chce od życia?
Zawsze powtarzam, że dla mnie najważniejsze jest, żeby zostało tak, jak jest. Bo jest dobrze.
I nie chce Pani dużych pieniędzy?
Pieniądze dają spokój, wystarczyłoby więc mieć ich tyle, by dawały poczucie bezpieczeństwa. Ja nie potrzebuję fortuny. Ja potrzebuję tylko, żeby mnie kochano i żebym ja mogła kochać.
Ciekawe, jaka jest Pani w domu, poza planem filmowym.
Spokojna, pełna miłości, zaufania. Uśmiechnięta.
Czyta Pani mężowi wiersze przed snem?
Wiersze nie, ale słuchamy jazzu i czytamy książki. Mąż czyta non stop. A jak trzeba o czymś porozmawiać, po prostu siadamy i rozmawiamy.
I naprawdę niczego by Pani już od życia nie chciała?
Chciałabym: zdrowia dla siebie, męża i dla naszego synka, który się niebawem urodzi.
Macie już imię wybrane dla niego?
Mamy, ale nie będziemy go zdradzać, ani pokazywać później twarzy dziecka. To normalne polskie imię, z pokolenia moich dziadków.
Stasio, Antek, Franek czy Adaś?
Coś w tym stylu.
Ciekawe, jak będzie wyglądał Wasz chłopczyk.
Nie jest istotne, jaki będzie miał kolor włosów. Mam tylko nadzieję, że będzie zdrowy i wszystko potoczy się dobrze. Cztery lata się o niego staraliśmy i w końcu się udało. Na szczęście dziecko jest zdrowe i ja również mam się dobrze.
Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
ZOBACZ TEŻ: Maria Sadowska z mężem Adrianem o wychowaniu dzieci: „Nie mam tyle cierpliwości co on”