Reklama

Zawsze kroczyła własną drogą. Była niezależna i inna niż wszystkie gwiazdy. Mocno stąpająca po ziemi, klęła jak szewc. Kate Winslet, bo o niej mowa, nigdy nie bała się mówić, co myśli. Była zaangażowana w wiele inicjatyw i istotnych spraw. Protestowała przeciwko fermom zwierząt hodowanych na skóry i futra. Była zdeklarowaną przeciwniczką prezydenta Donalda Trumpa. Na swoim Instagramie zamieszczała zdjęcia z granicy amerykańsko-meksykańskiej, apelując, by nie prześladowano uchodźców z południa. „Ameryko, nie jesteś taka”, pisała i ostrzegała: „Bóg patrzy”. A prywatnie marzyła o wielkiej rodzinie. I to pragnienie się spełniło, ale zapewne inaczej, niż mogłaby początkowo zakładać...

Reklama

Kate Winslet i ruch #MeToo

Niedawno dała się poznać z profeministycznych poglądów, choć wcześniej specjalnie się z tym nie ujawniała. Teraz mówi, że kobiety powinny się wspierać i śmielej opowiadać swoje historie.
Przyznaje, że sama była dotąd zbyt cicha. Popiera ruch #MeToo i odżegnuje się od współpracy z Romanem Polańskim (zagrała u niego w filmie „Rzeź” w 2011 roku) i Woodym Allenem („Na karuzeli życia”, 2017). „Co ja, do cholery, sobie wyobrażałam, godząc się na pracę z nimi?” – oburzała się w ubiegłorocznym wywiadzie dla magazynu „Vanity Fair”. I dopowiadała: „To niewiarygodne, jak ci mężczyźni byli poważani w przemyśle i jak długo to trwało. To cholernie haniebne. Muszę wziąć odpowiedzialność za to, że kiedyś z nimi pracowałam. Zmagam się z tym żalem”, tłumaczyła. A wszystko to przy okazji filmu „Amonit” – historii miłosnej dwóch kobiet, w której Kate Winslet partnerowała aktorsko młodsza o pokolenie Saoirse Ronan.

Zobacz też: Frances McDormand i Joel Coen – ich związek jest jak skała od 38 lat

Kate Winslet w serialu „Mare z Easttown”

Film wywołał w Anglii mały skandal i to nie przez sceny seksu. Potraktowano go jako biograficzną opowieść o słynnej paleontolożce Mary Anning, która na początku XIX wieku była jedną z pionierek w nauce, odkryła m.in. szkielet ichtiozaura. Nic jednak nie wiadomo, by miała kiedykolwiek taki romans (polska premiera odbyła się 12 marca tego roku, ale przeszła bez echa). Reżyser Francis Lee tłumaczył, że życie Anning było tylko inspiracją dla opowieści o tym, że każda, nawet najbardziej skamieniała dusza może odkryć w sobie w płomień.

W nowym serialu „Mare z Easttown” (HBO i HBO GO) oglądamy ją w roli absolutnie współczesnej kobiety, którą moglibyśmy spotkać w drodze do pracy, po zakupy. Jest zmęczona pracą, która nie daje satysfakcji i toksycznymi relacjami w rodzinie. Policjantka Mare Sheehan w swoim rodzinnym miasteczku ma rozwikłać sprawę sprzed lat, a chodzi o morderstwo nastolatki. Jednocześnie próbuje jakoś poukładać rozpadające się życie osobiste. Rodzice, były mąż, dzieci, znajomi - to krąg bohaterów tego bardzo klimatycznego serialu. Mare niby dużo o nich wie - w małych miasteczkach ludzie zwykle dużo o sobie wiedzą, a jednak odkrywa różne tajemnice z przeszłości. Kate Winslet podobała się atmosfera serialu. I to jak pokazano w nim specyfikę małego miasta, gdzie ludzie czują się zakorzenieni i w rodzinie i społeczności, w której żyją. Sama z takiego pochodzi, urodziła się w Reading.

Kate Winslet o bodyshamingu

O ile jej role nie budziły kontrowersji, to wygłaszane opinie, już tak, szczególnie te o #MeToo i feminizmie. Niektórzy uważają, że wypowiadała je jedynie na użytek promocji filmu „Amonit”. Zarzucają jej hipokryzję i interesowność. Ona mówi, że trzeba iść do przodu, gdy świat się zmienia. Zresztą Kate Winslet nigdy specjalnie nie przejmowała się opiniami innych. Zawsze miała temperament, charakter, nie kryła emocji. Pamiętacie, jak odbierała Oscara za najlepszą rolę kobiecą w filmie „Lektor” w 2016 roku? Śmiała się, płakała, jąkała się ze wzruszenia. „Tragedia”, podsumowali na drugi dzień chłodni brytyjscy krytycy.

Ale Kate, tak jak nie znosiła retuszowania swoich zdjęć, tak nigdy nie cyzelowała specjalnie tego, co mówi. W emocjonalności przypomina trochę Marianne Dashwood, którą grała jako 18-latka w „Rozważnej i romantycznej”. Gdy w coś wierzy, angażuje się całą sobą. Widać to choćby po tym, jak podchodzi do ról. Grając w ekranizacji książki Jane Austin, ćwiczyła tai-chi, bo tak nakazał jej reżyser, słynny Ang Lee, który uznał, że Kate ma za małą świadomość ruchu i brakuje jej gracji. Czytała powieści gotyckie i oczywiście całą Jane Austin. Na planie „Titanica” pracowała tak zapamiętale, że o mało się nie utopiła, przeszła ciężkie zapalenie płuc. A kiedy walczyła o tę rolę, pisała niemal codziennie do Jamesa Camerona: „Jestem Rose, jestem Rose, jestem Rose” (on chciał, by w filmie zagrała Gwyneth Paltrow albo Claire Danes).

Zobacz też: Renée Zellweger: jedyną wierną miłość okazują jej widzowie

W serialu „Mare z Easttown" ( do obejrzenia na HBO i HBO GO) gra policjantkę, zaganianą, trochę zaniedbaną, zwyczajną kobietę."Fot. mat. prasowe HBO

To nie ja byłam Bridget

Dzisiaj ma 46 lat i niesłychaną pozycję w świecie filmu. Wystarczy spojrzeć na listę jej nagród i nominacji – wydaje się nie kończyć. Jako jedna z niewielu aktorek zdobyła trzy wielkie amerykańskie nagrody: Oscara, Emmy i Złoty Glob. Ale też jako aktorka zawsze wiedziała, czego chce. Ostatecznie po roli Rose w „Titanicu” mogła być jedną z najpopularniejszych hollywoodzkich gwiazd i celebrytką. Nie wybrała jednak tej drogi, a miała wówczas zaledwie 23 lata. Nie zagrała w żadnym megahicie, tylko w skromniejszym filmie „W stronę Marrakeszu” (1998). Dzisiaj jako aktorce bliżej jej do Kate Blanchett, Meryl Streep czy Judi Dench niż do Meg Ryan czy Gwyneth Paltrow. Odrzuciła wiele ról, których szkoda, m.in. w dramacie małżeńskim „Niewierna” (wystąpiła w nim wspaniała Diane Lane). Kilka przeszło jej koło nosa: była typowana do roli Bridget Jones – wyobrażacie to sobie? Podobno uznano, że 25-letnia Winslet jest za młoda, a rolę życia zagrała Renée Zellweger. Sama Winslet stworzyła za to wiele kreacji kobiet zbuntowanych, pogmatwanych, czasem trudnych do zaakceptowania, jak Hanna Schmitz z „Lektora”, która płakała ze wzruszenia, czytając poezję, a w przeszłości była katem, mordowała ludzi w obozie koncentracyjnym.

Szczęściara z kłopotami

Kiedy Kate Winslet mówi o sobie, że jest szczęściarą, trudno jej nie wierzyć. Nie tylko dlatego, że zrobiła wielką karierę. Ale też dlatego, że napotkała w życiu wiele różnych trudności, które nawet mogły ją zniszczyć. Dała sobie jednak radę. Pierwszy z brzegu przykład: dzieciństwo – szczęśliwe, chociaż niełatwe. Państwo Winslet byli kochającą się rodziną prowincjonalnych aktorów: dziadkowie prowadzili teatr, a rodzice w nim grali. Nie zarabiali jednak tyle, by się z tego utrzymać, musieli więc dorabiać, między innymi pracując w barze czy opiekując się dziećmi bogatych ludzi. Chwilami musiało być naprawdę biednie, skoro rodzina – a była w niej czwórka dzieci – żyła z darmowych posiłków wydawanych przez organizację charytatywną.

Kate nigdy się tej aktorskiej biedy nie wstydziła: „W Reading mieszkaliśmy w szeregowych domkach, ale mieliśmy siebie. Wciąż mamy”. Z biedy wyniosła nie kompleksy, ale szacunek do ciężkiej pracy, która według niej jest jedynym sposobem na przetrwanie. Aktorka mówiła też półżartem: „Odniesienie sukcesu nie było w moim przypadku kwestią pragnienia, tylko konieczności”.

Moje fizyczne ja

W szkole wyśmiewano jej tuszę. Powiedziała kiedyś: „Gdy raz usłyszysz, że jesteś gruba, zawsze będziesz gruba, będziesz miała poczucie, że jest w tobie coś niewłaściwego”. Wygląd i kłopoty z nadwagą to był zawsze jej temat. „Nie będę nosiła rozmiaru XS”, mówiła i dodawała: „Bo przecież taki rozmiar nosi moja córka Mia, nastolatka”. Powtarzała, że woli mieć twarz poznaczoną zmarszczkami niż twarz z kamienia. Po zdobyciu Oscara napisała otwarty list do kobiet, by nie wstydziły się być sobą.

Dopiero ostatnio przyznała jednak, jak bardzo męczył ją body shaming. A doznawała go od dzieciństwa. W wywiadzie dla brytyjskiego „Guardiana” opowiedziała, jak w szkolnym teatrze nie dostawała głównych ról – choć wszyscy wiedzieli, że jest zdolna – bo zawsze było jej „za dużo”. I jak nauczyciel radził, by zadowalała się rolami grubych dziewczyn, bo na inne nie może liczyć. „Odebrało mi to pewność siebie”, tłumaczyła, dodając, że już jako młoda dziewczyna została wywołana do komentowania swojego fizycznego „ja”. Było to dla niej stygmatem i okropnym przeżyciem.

Nawet po premierze filmu „Titanic”, gdy stała się megagwiazdą i obiektem pożądania, Joan Rivers, amerykańska aktorka, żartowała, że gdyby Kate była trochę szczuplejsza, to może DiCaprio zmieściłby się na tratwie ratunkowej. Joan Rivers jest od lat totalnie nabotoksowana, ale jakoś nikt nie zwrócił na to uwagi. Te jej docinki powtarzano jako anegdotę, co Kate dotknęło do żywego. Wspominając tamte czasy, mówi: „To było prawie śmieszne, jak krytyczni, ale i okrutni byli dla mnie dziennikarze tabloidów, wciąż zastanawiałam się, kim, do cholery, byłam?! Komentowali mój rozmiar, szacowali, ile ważę, drukowali rzekomą dietę”.

Musiała być naprawdę silna, że nie podcięło jej to skrzydeł. Ani jako aktorce, ani jako kobiecie. Bo nigdy nie pozwoliła, by kompleksy rządziły jej życiem. Wystąpiła w wielu śmiałych scenach miłosnych, unikała retuszu zdjęć i była gotowa robić za takie poprawki proces. Uważała, że jest to winna nastoletnim dziewczynom, takim jak jej córka Mia, które będą dążyły do nierealnego ideału piękna, wpadając w depresję, bulimię, anoreksję. Oczywiście można powiedzieć, że na sesjach zdjęciowych i tak wyglądała przepięknie. Bo Kate Winslet naprawdę jest piękna. Ale obejrzyjcie na jej Instagramie zdjęcie, na którym stoi obok wysokiej, chudziutkiej Nicole Kidman – można mieć kompleksy.

Czytaj także: Kate Winslet i Leonardo DiCaprio – przyjaźń na wieki wieków!

Szczęście znalazła dopiero u boku trzeciego męża, Neda Rocknrolla, który nie ma nic wspólnego z filmem. Zajmuje się projektem komercyjnych lotów w kosmos. Fot. AFP/East news

Kate Winslet: życie prywatne

Zawsze chciała mieć dużą, szczęśliwą rodzinę i ma, tylko że patchworkową: troje dzieci, każde z innego związku. 20-letnia Mia to córka reżysera Jamesa Threapletona, pierwszego męża Kate. Ojcem starszego syna, 16-letniego Joego, jest reżyser Sam Mendes. Najmłodszy, siedmioletni Bear (Niedźwiadek), to owoc miłości między nią a ostatnim mężem, Nedem Rocknrollem, siostrzeńcem ekscentrycznego brytyjskiego miliardera Richarda Bransona, założyciela Virgin Group. O ile rozpad związku z Threapletonem jakoś zniosła, to zdrada Mendesa – a rzucił ją dla aktorki Rebekki Hall – bardzo ją zabolała. Długo nie mogła się po tym podnieść. Jednak dzisiaj wydaje się szczęśliwa. Spokojna. Ned nie ma nic wspólnego ze światem filmu, pracuje w imperium swojego wuja, przy projekcie komercyjnych lotów w kosmos. Ostatnio wrócił do swojego prawdziwego nazwiska, Edward Abel Smith, głównie po to, by z syna nie śmiali się koledzy w szkole, że jest Niedźwiadkiem Rocknrollem. Wyglądają na szczęśliwych.

Kate w pandemii mogła wreszcie poczuć się w pełni panią domu, sprząta, gotuje, zajmuje się dziećmi. Jako mama jest dość zaborcza: „Moje dzieci nie spędzają połowy czasu ze mną, a połowy z ojcem. Moje dzieci mieszkają ze mną” – mówiła, gdy były jeszcze mniejsze. Urządza swoją posiadłość. Zwozi tam rzeczy, które kupowała na planach filmowych, by mieć pamiątki. Na przykład stół, nad którym całowała się z Jude’em Law w dramacie „Wszyscy ludzie króla” (2006). Szykuje się też do premiery filmu „Avatar 2”, megaprodukcji w reżyserii Jamesa Camerona. Niedawno mogliśmy również zobaczyć, jak radzi sobie jako dojrzała kobieta i policjantka w serialu „Mare z Easttown”.

Reklama

Zobacz też: Krzysztof Komeda i Zofia Komedowa: jazzman i jego muza. Historia wyjątkowej miłości

Reklama
Reklama
Reklama