Bon vivant i prowincjuszka. Niezwykła historia miłości Coco Chanel i Boya Capela
„Pozostawił we mnie pustkę, która nie zapełniła się po latach”
- Anna Zaleska
Miała teorię, że szczęście upośledza ludzi. Mówiła: nie żałuję, że najpierw przez wiele lat byłam głęboko nieszczęśliwa. Ale i potem okresy szczęścia trwały krótko. Urodzona w 1883 roku Gabrielle Chanel – Coco będzie jej pseudonimem – sześć lat spędziła w sierocińcu w Aubazine, prowadzonym przez siostry Najświętszego Serca Marii. Po śmierci matki, porzucona przez ojca wraz z piątką rodzeństwa, została przygarnięta przez ciotki z Owernii. Była krnąbrna i zbuntowana, a chłosta pokrzywami jeszcze to w niej podsycała. Uciekła.
ZOBACZ: Powstanie serial o wspólnych losach Coco Chanel i Christiana Diora
Jako młoda dziewczyna Gabrielle występowała w kawiarniach, brak głosu nadrabiając temperamentem i charyzmą. To wtedy „zaopiekował się” nią młody mężczyzna Etienne Balsan, właściciel stajni wyścigowej. To on wprowadził ją w świat luksusu. Spędzili razem kilka lat. Miała do dyspozycji służbę, polubiła jazdę konną. W 1908 roku przedstawił ją swojemu angielskiemu przyjacielowi Arthurowi Capelowi. I to był błąd. Capel był pięknym brunetem o zielonych oczach. Uwodzicielskim i szarmanckim. Gabrielle była nim oczarowana. Gdy pewnego dnia usłyszała, że nazajutrz wyjeżdża, rano zjawiła się na peronie i wsiadła do jego pociągu.
Coco Chanel i Boy Capel: bon vivant i prowincjuszka
Do Arthura Capela już w młodym wieku przylgnął przydomek Boy, wydawało się bowiem, że wiecznie pozostanie chłopcem. Miał 28 lat, był inteligentny, oczytany, szarmancki i wesoły. Znakomicie grał w polo. Dorobił się sporego majątku na transporcie węgla. Miał maniery prawdziwego brytyjskiego dżentelmena, należał do londyńskich lwów salonowych. A przy tym był bohaterem wojennym awansowanym za zasługi podczas wojny do stopnia kapitana. Kobiety go uwielbiały, a on chętnie z tego korzystał.
Coco Chanel w swoich wspomnieniach opowiadała, że początkowo nie wiedział, co z nią zrobić. „Pan B i Capel litowali się nade mną, brali mnie za biednego porzuconego ptaszka: w rzeczywistości byłam drapieżnikim”, mówiła. Ale na ile tak było, a na ile chciała tak o sobie myśleć? Ostatecznie Capel zabrał ją do Paryża, zakwaterował w hotelu i wkrótce się w niej zakochał. Była inteligentna, energiczna, bystra, wesoła, chwilami nieśmiała i niezdarna. Urodę miała delikatną, sylwetkę chłopięcą. Bardzo różniła się od wielkich dam, wśród których się obracał i które łakomie na niego zerkały. Gdy po raz pierwszy przyjechała do Paryża, miasto ją przeraziło. Jak na drapieżnika, za którego chciała się uważać, niewiele wiedziała o wielkim świecie. Po latach przyzna: „Byłam małą nieokrzesaną prowincjuszką”. Nie miała przyjaciół, a Boy ją przed ludźmi dodatkowo przestrzegał. „Pogrążą cię”, mówił.
CZYTAJ TEŻ: 10 nieznanych cytatów Coco Chanel o modzie, stylu i mężczyznach
Coco Chanel i Boy Capel
Coco Chanel: początek kariery
Na ile Boy Capel był jej Pigmalionem, a na ile sama chciała mu tę rolę przypisać? W 1946 roku – już jako wielka projektantka – zaprosiła do Saint Moritz swojego przyjaciela, francuskiego pisarza Paula Moranda, by spisał jej wspomnienia. Powiedziała mu wtedy, że Capel był jedynym mężczyzną, którego kochała. „Był w moim życiu wielkim szczęściem”. I dodała, że ją ukształtował, bo potrafił wydobyć z niej to, co było wyjątkowe. I zganić, jeśli jego zdaniem źle postąpiła. Mówił: „skłamałaś”, „myliłaś się”, „popełniłaś błąd”. Jego uwagi brała sobie do serca.
Pewnego dnia powiedziała mu, że chciałaby projektować kapelusze. Przerażały ją konstrukcje, które kobiety nosiły wtedy na głowie. Ogromne patery przybrane owocami. Skomplikowane konstrukcje z piór. Ogromne kompozycje kwiatów. Chapel bardzo ją poparł, mówiąc, że trzeba się czymś zająć, a ten pomysł jest wspaniały i na pewno świetnie sobie poradzi. Dał jej pieniądze, by wynajęła pierwsze piętro na Rue Cambon – dziś mieści się tam słynny butik Chanel – i zatrudniła kogoś do pomocy. W 1913 roku otworzyła w Paryżu swój pierwszy sklep z kapeluszami, który sześć lat później przekształci się w dom mody Chanel przy Rue Cambon.
O jej kapeluszach wkrótce zaczęło się mówić. Były nietypowe, zadziwiająco proste, wręcz surowe. Ciekawość zwabiała kolejne klientki. Przychodziły zobaczyć nie tylko kapelusze, ale i kobietę, o której plotkował cały Paryż. Konieczność prowadzenia salonowej konwersacji przerażała ją. Ukrywała się, czując, że jest w tym tak nieporadna, że każda zobaczona klientka to stracona klientka. „Kiedy ktoś natykał się na mnie przez przypadek w sklepie, zaczynałam mówić, mówiłam bez przerwy z nieśmiałości”.
Sama nie chciała ubierać się jak eleganckie paryżanki. Wychowując się w sierocińcu, marzyła o ekstrawaganckich, bogato zdobionych sukniach. Teraz czuła, że nie pasuje do niej nic, co bogate. Uważała, że nie jest na to dostatecznie śliczna. Kiedyś zapytała o to Capela, odpowiedział: „Nie jesteś śliczna, ale nie mam nic piękniejszego od ciebie”. A gdy upierała się, by nosić swoje ubogie ubrania, zamówił u angielskiego krawca takie same, tylko w wersji en élégant. To dało początek stylowi Chanel, na punkcie którego wkrótce oszaleje Paryż, a potem cały świat.
ZOBACZ WIĘCEJ: „Wkrótce społeczeństwo będzie oczekiwać od kobiety wszystkiego..." Słowa Coco Chanel okazały się prorocze...
Boy Capel
„Myślałem, że daję ci zabawkę, a dałem ci wolność”
Pieniądze są po to, by dać kobiecie wolność i niezależność – głęboko w to wierzyła. Otwierając pracownię, nie miała pojęcia o interesach. Wydawało jej się, że skoro ma coraz więcej klientek i bez problemu może płacić za wszystko czekami, interes idzie świetnie. Pewnego wieczoru, gdy jechali na przyjęcie, Boy wyprowadził ją z błędu: „Bank daje ci pieniądze, ponieważ złożyłem stosowną rękojmię”. „Chcesz powiedzieć, że nie zarobiłam tych pieniędzy, które wydaję?”. „Nie dalej jak wczoraj bank do mnie zadzwonił, że wystawiasz trochę za dużo czeków, kochana, ale to nie ma znaczenia”. „Czyli jestem zależna od ciebie?”.
Nie dojechali wtedy na przyjęcie, Coco zaczęła płakać, jej duma została mocno zraniona. Następnego dnia zarządziła, że nikt w firmie nie wyda ani centyma bez jej zgody, a sama też ograniczy wydatki do minimum, dopóki firma nie osiągnie znaczących dochodów. Po roku zyski z salonu były tak wysokie, że rękojmia Capela nie była jej już potrzebna.
Zawsze piekielnie dużo pracowała. I to napełniało ją dumą. Kiedyś spotkała swojego pierwszego „opiekuna”, Etienne'a Balsana. Zapytał: „Podobno pracujesz? Czyli Capel nie jest w stanie cię utrzymać?”. Trudno było mu zrozumieć, że Coco chce być zależna tylko od samej siebie. Ale Capel to rozumiał i doceniał. Stwierdził pewnego razu: „Myślałem, że daję ci zabawkę, a dałem ci wolność”.
Lubił ją rozpieszczać. Kupować biżuterię, zabierać w podróż. Kiedyś powiedziała do niego: „Nigdy nie przesyłasz mi kwiatów”. Pół godziny póżniej przyszedł bukiet. A potem następny. I jeszcze jeden. I jeszcze. Tak przez dwa dni. Niemal nie wychodzili z mieszkania przy Rue Gabrielle. Ubierała się na wieczór jak do wyjścia, ale zwykle Capel mówił: „W gruncie rzeczy po co wychodzić, dobrze nam tutaj”. A jej to bardzo odpowiadało. Gdy na początku romansu zrobili wyjątek i wybrali się na przyjęcie, ówczesne piękności polujące na Capela nie spuszczały z nich wzroku. Mówiły potem do niego: rzuć tę kobietę. Podobno odpowiadał, że prędzej utnie sobie nogę.
Jeden istotny fakt: żona i córka
We wspomnieniach snutych w rozmowie z Paulem Morandem nie powiedziała o jednym istotnym fakcie – że Boy Capel miał żonę i córkę. Ślub wziął w 1918 roku, po dziesięciu latach związku z Gabrielle. Początkowo wytrąciło ją to z równowagi. Wybrał kobietę, która była uosobieniem wszystkiego, czego jej brakowało. Lady Diana Wyndham była wysoką blondynką, wdową po bohaterze wojennym, zblazowaną brytyjską arystokratką. Taki ożenek wyniósł Capela do najwyższych kręgów brytyjskiej socjety. A przecież i tak w społecznej hierarchii stał wysoko jako syn zamożnego armatora, dyplomata, doradca premiera Francji Georgesa Clemenceau i delegat na konferencję pokojową w Wersalu.
Gabrielle wierzyła, że kiedyś się pobiorą z Capelem. W jej wspomnieniach od czasu do czasu pada sformułowanie, że mieli zrobić coś „po ślubie”. Pochodziła ze społecznych nizin, ale wspięła się na sam szczyt paryskiej socjety. Osiągnęła sławę, pozycję i pieniądze. Musiała doznać gorzkiego zawodu, słysząc o ślubie ukochanego. Rozstali się na jakiś czas, ale potem do niej wrócił. Przyjęła go chłodno, uczucie było jednak zbyt silne, by umiała długo trzymać go na dystans. Zresztą niewiele czasu spędzał z żoną i nowo narodzoną córką, mieszkał w zasadzie w Paryżu. Chanel wolała być dla niego kochanką niż nikim. Michelle Marly, autorka opartej na faktach nowo wydanej powieści „Coco Chanel. Miłość zaklęta w zapachu” (wyd. Marginesy) twierdzi, że Capel obiecywał, że się rozwiedzie.
ZOBACZ TAKŻE: 5 ikon stylu wszech czasów, o których zawsze będziemy pamiętać
Coco Chanel: „Pozostawił we mnie pustkę”
Boy Capel zginął w wypadku samochodowym w 1919 roku. Jechał do Cannes, by wynająć dom, w którym mieli we dwoje spędzić święta. To miał być prezent gwiazdkowy dla Coco. Wiadomość o jego śmierci przywiózł jej Etienne Balsan. Skamieniała z rozpaczy, ruszyła w drogę na Lazurowe Wybrzeże, by pożegnać największą miłość swojego życia”. W pogrzebie nie mogła wziąć udziału, wdowa do tego nie dopuściła. Paulowi Morandowi blisko dwadzieścia lat później wielka projektantka mówiła: „Pozostawił we mnie pustkę, która nie zapełniła się po latach (...)”. To, co nadeszło potem, nie było życiem szczęśliwym”.
Nigdy nie wyszła za mąż, choć miała wiele romansów. Najgłośniejsze – z rosyjskim księciem Dymitrem Pawłowiczem Romanowem, z kompozytorem Igorem Strawińskim i z niemieckim oficerem Hansem Güntherem von Dincklage, co stało się podstawą oskarżeń Chanel o szpiegostwo. Opowieść o swoim życiu puentowała smutno: „Samotność mnie przeraża, a żyję w totalnej samotności. Zapłaciłabym, żeby nie być sama. Ściągnęłabym z warty żandarma miejskiego, żeby nie jeść kolacji samotnie”.
Korzystałam z książek: Paul Morand, „Czar Chanel”, Wydawnictwo Literackie i Michelle Mary, „Mademoiselle Coco. Miłość zaklęta w zapachu”, wyd. Marginesy.