W ich związku nie zawsze było kolorowo, dziś nie mogą bez siebie żyć... Tak kochają się Barbara Kurdej-Szatan i Rafał Szatan
Aktorka świętuje dziś urodziny
- Beata Nowicka
Tworzą jedną z piękniejszych i bardziej zgranych par polskiego show-biznesu. Dziś Barbara Kurdej-Szatan i Rafał Szatan otwarcie mówią o swojej miłości. Ułożyli razem życie, wychowują dwójkę pociech... Jednak nie zawsze tak było. Pierwsze kryzysy w związku aktorskiej pary pojawiły się już kilka miesięcy po tym, jak spotkali się po raz pierwszy. Jednak trudne chwile już dawno odeszły w niepamięć. Z okazji urodzin Barbary Kurdej-Szatan przypominamy historię drogi do ich szczęścia.
Barbara Kurdej-Szatan i Rafał Szatan. Historia miłości
Ona pracowała w Teatrze Nowym Poznaniu, on - w Teatrze Rozrywki Chorzowie. Drogi artystycznej pary skrzyżowały się natomiast w Gliwicach, a pierwsza randka miała miejsce... we Wrocławiu! Utrzymywali kontakt przez dłuższy czas, aż nadszedł czas na spotkanie. Rafał Szatan zaproponował wybrance, aby poszli razem na basen. Legendarna randka - tak dziś określają tamten dzień. Barbara Kurdej-Szatan entuzjazmem zareagowała na nietuzinkowy pomysł o trzy lata młodszego kolegi.
„Prawdopodobnie niejednej dziewczynie to mogłoby wydawać się w sumie trochę dziwne, że umawiamy się na basenie. A ona zareagowała spontaniczną radością, co przykuło moją uwagę. Pomyślałem, że jest normalną dziewczyną, z którą można pogadać, pośmiać się. Nie czułem przy niej spiny, stresu. Byłem sobą" - opowiadał aktor w VIVIE!. Oboje czuli, że są sobie przeznaczeni. Zaledwie pięć miesięcy później Rafał Szatan oświadczył się swojej ukochanej, ku zaskoczeniu obu rodzin. Był to rok 2010.
„Oboje dojrzeliśmy do poważnego związku. Do założenia rodziny. Czasami lepiej szybciej, niż ciągnąć latami", wyznała Barbara Kurdej-Szatan na łamach VIVY!. Niedługo później zamieszkali razem, a już w 2012 roku na świat przyszła ich pierwsza córeczka Hania.
Barbara Kurdej-Szatan, Rafał Szatan z dziećmi VIVA! 25/2020
Jednak życie pod jednym dachem okazało się nie być bezproblemową idyllą, jakiej się spodziewali. Musieli zaakceptować siebie nawzajem od początku... Dziecko było spoiwem, które uratowało ich związek. „Po narodzinach Hani, wszystko było super. Ale jak miała jakiś roczek, zaczęły się schody. Musieliśmy się odnaleźć i przede wszystkim poznać siebie, w sytuacji, gdzie nagle mieszkamy razem, bo przecież dotychczas żyliśmy osobno. Nie wiedzieliśmy, jakimi jesteśmy ludźmi w domu, kto co lubi, jakie ma upodobania. Było różnie, mieliśmy kryzysy… Ale Hania sprawiła, że nie zrezygnowaliśmy z siebie. To, że byliśmy rodziną scaliło nas i uratowało", zwierzała się przed laty Barbara Kurdej-Szatan na blogu Anny Lewandowskiej.
Dziś aktorzy mają już za sobą 12 lat pięknego małżeństwa, a w 2020 roku ponownie zostali rodzicami i powitali na świecie małego Henryka! Narodziny drugiego dziecka było spełnieniem ich marzeń, od początku marzyli o dużej rodzinie. Z okazji urodzin Barbary Kurdej-Szatan życzymy jej spełniania kolejnych pragnień i wszystkiego najwspanialszego!
Barbara Kurdej-Szatan, Rafał Szatan z dziećmi VIVA! 25/2020
Barbara Kurdej-Szatan i Rafał Szatan wywiad VIVA!
Byli sobie przeznaczeni, choć bardzo się różnią. Ona żyje tu i teraz, on snuje plany na przyszłość. Ona jest spontaniczna, on skrupulatny. Za to oboje są wybuchowi. Wybudowali dom, posadzili symboliczne drzewo z czerwonymi listkami i powiększyli rodzinę! Przypominamy ich wywiad z 2018 roku.
Kto wymyślił, że wybudujecie dom?
Rafał: Ja.
Basia: Rafał, bo wychował się w domu i w bloku było mu źle. Mieliśmy bardzo fajne mieszkanie, ale czułam, że on się tam trochę męczy. Wszystko sam znalazł, wszystko załatwił, a ja tylko mówiłam: dobra, dobra, dobra (śmiech).
Rafał: Tak zostałem wychowany. U nas w domu zawsze tak było, że typowo męskimi sprawami, jak: naprawy, remonty, budowy, dźwiganie ciężkich rzeczy – zresztą u Basi też tak jest – zajmował się tato, mama się nie musiała tym przejmować. Dla mnie było rzeczą naturalną, że skoro decydujemy się na dom, to ja pilnuję budowy i rozmawiam z majstrami.
To była Pana wizja idealnego gniazda?
Rafał: Siedziałem w internecie, oglądałem mnóstwo projektów i znalazłem fajne miejsce akurat po tej stronie Warszawy, która nam odpowiada. Pomyślałem, że najpierw pojadę sam, zobaczę, jak to wygląda, gdzie to jest. Pojechałem i zobaczyłem supermiejsce, uroczy dom, cenowo też spoko, więc mówię: „Dobra, biorę Bachę”.
Basia: I zabrał. Spodobało mi się. Jest też dobry dojazd, akurat tym trochę się martwiłam, ale oboje na szczęście jesteśmy zmotoryzowani, jest OK. Potem mi przypadło wybieranie wszystkiego do środka. Decydowałam, co i jak ma wyglądać. Jeździliśmy razem po różnych sklepach budowlanych i wybieraliśmy.
Rafał: Mieszkamy tam prawie rok, jest pięknie. Panowie stawiają nam teraz wiatę na drewno kominkowe.
Mam bliskich znajomych, którzy budowę domu przypłacili wielkim małżeńskim kryzysem, a jedna para wręcz rozwodem.
Basia: Budową zajmował się Rafał, więc nie było powodu do spięć, a jeżeli chodzi o urządzanie wnętrza, wybieranie rzeczy do domu, to jesteśmy zgodni, nie kłócimy się w tych kwestiach. Rafał przystaje na to, co mi się podoba, bo po prostu jemu podoba się zazwyczaj to samo. Jeżeli się kłócimy, to najczęściej w innych sytuacjach, na przykład gdy jedno drugiemu próbuje coś narzucić, wtedy się spinamy. Jesteśmy oboje wybuchowi. Jak jedno się zdenerwuje, to drugie, zamiast uspokoić to pierwsze, od razu się zapala i czasami dochodzi do takiej kłótni, że mamy ochotę się pozabijać. Potem zaraz nam przechodzi i zaczynamy się śmiać.
Posadził Pan w ogrodzie drzewo? To symboliczne.
Rafał: Tak, oczywiście.
Basia: A które jest symboliczne, bo nawet nie wiem?
Rafał: Niech będzie to twoje, z czerwonymi listkami, które tak ci się podobało.
To teraz… syn?
Rafał: (śmiech) Bardzo możliwe.
Basia: Albo druga córka. Hania chciałaby siostrzyczkę.
Czyli borelioza jest już wyleczona?
Basia: W ogóle o niej nie myślę i nawet nie odczuwam specjalnie. Robiłam jakiś czas temu badanie kontrolne, bo w różnych laboratoriach podają inaczej wyniki i wyszło, że ona nadal, niestety, jest. Po prostu dobrze się czuję, więc pewnie jest uśpiona. Na razie jest OK. Miałam tyle pracy, były święta, kompletnie o tym zapomniałam. Ale muszę zrobić szczegółowe badania.
Rafał: Często, niestety, wbijam Basi szpilę, że musi się badać. Basia się denerwuje, ale powtarzam, że ja nie chcę jej dokuczać, tylko się martwię. Widzę, że bardzo często jest zmęczona. Basia bywa nerwowa, wiadomo, to wszystko jest spowodowane zapracowaniem, ale czasami trzeba odpuścić. Obiecała, że w styczniu zrobi wszystkie badania jeszcze raz.
Kiedy powiedział Pan żonie, że ją kocha.
Rafał: Pierwszy raz?
Nie, ostatni.
Rafał: Wczoraj.
Pamięta Pan moment, kiedy zobaczył Basię po raz pierwszy w życiu?
Rafał: Tak, pamiętam, właśnie zaczęliśmy próby wokalne do spektaklu „Hair” w Gliwickim Teatrze Muzycznym, w których razem braliśmy udział. To był moment, kiedy pierwszy raz zwróciliśmy na siebie uwagę. W teatrze mieliśmy pokoje gościnne, gdzie wszyscy nocowali, więc wieczorem całą gromadą siedzieliśmy i rozmawialiśmy. A potem Basia przyjechała na premierę i wtedy już zapamiętałem ją bardzo mocno (śmiech).
Basia: O, to tego nie wiedziałam.
Rafał: Pomyślałem: Kurde, fajna jest. I bardzo się cieszyłem, że przyjechała na premierę, kiedy ja grałem, bo mieliśmy dwie obsady aktorskie.
Basia: Mnie zaintrygował wewnętrzny spokój, który w nim wyczuwałam. I sposób, w jaki na mnie patrzył. Zawsze zwracam uwagę na spojrzenie.
Mąż wciąż wpija się w Panią wzrokiem.
Basia: To ciekawe... (śmiech). Tak naprawdę już kilka osób to zauważyło, niektórzy nawet komentują: „Boże, ale ten twój Rafał cię kocha”, a kiedy pytam, skąd to wiedzą, odpowiadają: „Bo tak patrzy na ciebie”. Wtedy w Gliwicach, kiedy zobaczyliśmy się pierwszy raz, w pewnym momencie Rafał usiadł do pianina i zaczął grać. Mnie to zafascynowało. Wciąż bardzo mi imponuje, że on jest taki zdolny. Dlatego go zapamiętałam. Wtedy trochę uśmiechaliśmy się do siebie. Kiedy wróciłam do domu, wygooglowałam go. Rafał jest ode mnie młodszy trzy lata, a ja nigdy nie miałam młodszego chłopaka, ale pomyślałam: Aha, młodszy, ale fajny. Niestety, ma dziewczynę, szkoda, trudno... Zajęłam się swoimi sprawami, miałam wrażenie, że kompletnie o sobie zapomnieliśmy. W każdym razie ja już o nim nie myślałam. Zobaczyliśmy się ponownie, jak przyjechałam na premierę, ale byłam wtedy strasznie zabiegana. A potem zaczęły się wakacje. To był czas, kiedy dużo działo się w moim życiu. I pamiętam, że nagle Rafał do mnie napisał esemesa, skądś zdobył mój numer. Zaczęliśmy pisać...
Rafał: Byliśmy z dwóch całkowicie osobnych, dalekich miejsc. Basia pracowała wtedy w Poznaniu w Teatrze Nowym, ja byłem w Chorzowie w Teatrze Rozrywki na etacie, dwa krańce Polski. Nie było takiej możliwości, żebyśmy na siebie wpadli przez przypadek: „O, fajnie cię widzieć, to może jutro umówimy się na kawę na mieście”, pstryk i jest. Na dodatek w teatrach była przerwa wakacyjna. W końcu umówiliśmy się we Wrocławiu. Historyczna randka na basenie (śmiech). Tak naprawdę to nie była żadna randka, po prostu uznaliśmy, że fajnie byłoby się spotkać. Akurat we Wrocławiu Basia miała przyjaciółkę. Ustaliliśmy, że wieczorem idziemy na piwo, ale co robić w ciągu dnia? Było gorąco, więc wymyśliłem, że pójdziemy do aquaparku i trochę poszalejemy.
I to był dobry pomysł. Co Pana w Basi najbardziej pociągało, poza urodą?
Rafał: No właśnie taka naturalność Basi, spontaniczność, otwartość. Baśka jest totalnie na luzie.
Basia: Przypomnę ci to w odpowiednim momencie (śmiech).
Rafał: To działa w różnych sytuacjach, ona się nie napina, tylko mówi: „Super, nie ma problemu, dobra, fajnie”. Tak było chociażby z tym pierwszym spotkaniem, prawdopodobnie niejednej dziewczynie to mogłoby wydawać się w sumie trochę dziwne, że umawiamy się na basenie. A ona zareagowała spontaniczną radością, co przykuło moją uwagę. Pomyślałem, że jest normalną dziewczyną, z którą można pogadać, pośmiać się. Nie czułem przy niej spiny, stresu. Byłem sobą.
Basia: Kiedy próbuję przypomnieć sobie tamten czas, to mam wrażenie, jakbym kompletnie nie miała nad nim panowania.
Nad Rafałem czy nad czasem?
Basia: Nad tym, co się działo, bo to się samo działo. W ważnych momentach życia często miewamy jakieś dylematy, zastanawiamy się, czy podejmujemy dobrą decyzje, co powinnyśmy zrobić? A tu było coś takiego, że ja nikogo, kompletnie nikogo się nie radziłam. To wszystko toczyło się swoim rytmem, nawet się nad tym nie zastanawiałam, nie analizowałam. Dopiero potem – tak naprawdę kiedy urodziła się Hania – pojawiły się różne zgrzyty. Zaczęło prawdziwe życie.
Rafał: Każde z nas miało swoje przyzwyczajenia, po prostu docieraliśmy się, jak wszystkie małżeństwa.
Basia: Tak, to było docieranie, ale ja dopiero wtedy zaczęłam mieć takie myśli: Czy dobrze zrobiliśmy, czy pasujemy do siebie, czy nie? Czy tak samo patrzymy na świat, czy nie?
Rafał: Myślę, że połączyło nas to, że oboje wyszliśmy z bardzo dobrych i ciepłych domów. Mamy naprawdę wspaniałe rodziny. To był punkt odniesienia. Rodzice pokazali nam, jak powinna wyglądać konstrukcja domu, rodziny i co jest najważniejsze. Myślę, że teraz przekładamy ten wzorzec na nasze życie, staramy się walczyć, żeby było dobrze.
Co dostała Pani cennego od rodziców?
Basia: Na pewno poczucie bezpieczeństwa, bo zawsze mogłam na nich polegać. Dużo miłości. Ale przede wszystkim niezależność, pewność siebie, poczucie własnej wartości. I to, że wiem, kim jestem, wiem, czego chcę. Nie czuję się w życiu pogubiona. Czasem oczywiście bywam zagubiona, nie wiem, co zrobić, ale wtedy najczęściej dzwonię do siostry, do mamy. Albo do taty, zależy, czego dotyczy problem.
Do kogo jest Pani bardziej podobna psychologicznie, emocjonalnie, fizycznie?
Basia: Z zewnątrz bardziej do taty, po mamie odziedziczyłam blond włosy i niebieskie oczy. Ale mój Rafał bardziej wygląda jak syn mojego taty (śmiech). Chyba jestem mieszanką, bo mam bardzo dużo cierpliwości i luzu jak tato, ale też szybko się zapalam po mamie. Na pewno po mamie jestem silną kobietą. Mama wiele lat była dyrektorem miejskiego ośrodka kultury, pod który podlegał Amfiteatr, dzięki temu mogłam oglądać wszystkie próby na festiwalu, zbierałam autografy, rowerem rozwoziłam po Opolu zaproszenia dla VIP-ów. Byłam dzieckiem festiwalu. Mama siedziała też mocno w polityce, należała do Unii Wolności, była dwie kadencje radną Opola. Zawsze dużo robiła. Ja też zawsze dużo robiłam. Oprócz normalnej podstawówki chodziłam do szkoły muzycznej, grałam na wiolonczeli, śpiewałam w dziecięcym chórze Legenda w Opolskim Studiu Piosenki i w chórze Opole Gospel Choir, z którym zresztą dalej występuję. Cały czas w biegu. I tak mam do dziś. Nie lubię się nudzić, choć... uwielbiam się lenić, potrafię leżeć dwa dni, ale trzeciego już mnie nosi.
O czym Pani marzyła?
Basia: Nie mam i nie miałam sprecyzowanych marzeń na przyszłość. Bardziej żyję tu i teraz, skupiam się na tym, co robię. Kiedy kończę jedno zadanie, nie myślę o tym, co było, tylko staram się skupiać na 1000 procent na tym, co jest kolejne. Rafał bardziej przejmuje się tym, co będzie w przyszłości, to też jest dobre, bo trzeba mieć plany.
Rafał: Faktycznie, chyba trochę bardziej patrzę do przodu niż Basia, dlatego też zdarzają się zgrzyty pomiędzy nami, ale zawsze się dogadamy. Basia patrzy tu i teraz, żyje chwilą, a ja jednak patrzę trochę bardziej w dal, staramy się znaleźć we wszystkim złoty środek.
A zawodowo?
Rafał: Na pewno moim wielkim zawodowym marzeniem była muzyka, chciałem dostać się na studia muzyczne. W liceum miałem przyjaciela, Bartka Jaśkowskiego, który już studiował w Katowicach na Akademii Muzycznej, na wydziale jazzu i muzyki rozrywkowej. Jak tam pojechałem i zobaczyłem, jak wygląda świat muzy jazzowej, jak ci ludzie fajnie żyją, stwierdziłem, że to będzie mój priorytet, żeby tam studiować.
Czy to stanowi dla Pana problem, że żona jest bardziej znana niż Pan?
Rafał: Nigdy nie patrzyłem na to pod tym kątem, że Basia jest bardziej znana... Jesteśmy na takim etapie w naszym życiu zawodowym, że każde robi to, co kocha, spełnia się zawodowo w 100 procentach! I to jest najfajniejsze! Basia dużo gra, ja dużo koncertuję, nagrywam, a do tego udaje nam się również wspólnie tworzyć projekty muzyczne czy spektakle (musical „Legalna blondynka”), w których razem gramy, śpiewamy i daje nam to dużo radości, bo nie dość że możemy razem popracować, to do tego spędzamy dużo czasu ze sobą i z naszą córą. Hania uwielbia z nami podróżować i przebywać na koncertach! Cieszę się bardzo, że Basi udało się tak wstrzelić w cały ten świat show-biznesu, a przy tym pozostała tą samą Baśką, którą poznałem prawie osiem lat temu. A ja jestem szczęśliwym i spełniającym się wokalistą i muzykiem.
Basia: Nic dodać, nic ująć.
Kto wstaje pierwszy?
Basia: Rafał. Tylko on potrafi się zmobilizować.
Rafał: Też nie lubię rano wstawać, ale kiedy czuję ciśnienie czasowe, to mam w głowie taki błysk, nerw, że jak natychmiast nie wyskoczę z łóżka, to za chwilę będzie masakra.
Basia: Ja przeciągam ten moment do ostatniej chwili, bo uwielbiam spać. Zawsze byłam śpiochem. Potrafiłam spać nawet do 13. Ostatnio musiałam wstawać o piątej, więc założyłam sobie odpowiednią aplikację w telefonie – muszę zrobić zdjęcie umywalce i dopiero wtedy budzik przestanie dzwonić. Inaczej nie wstanę, włączam drzemkę i śpię dalej (śmiech).
Czyli to Pan serwuje kawę i śniadanie do łóżka?
Rafał: (śmiech) Nie, na kawę nie mamy czasu.
Basia: Ale jeżeli mamy wolny dzień, to robi.
Rafał: Czasami sobie nawzajem podajemy śniadanie. Na co dzień musimy się zmobilizować w 20 minut, więc nie ma szans. Na szybko robię kanapkę dla małej i biegiem do samochodu. Sami jemy coś na mieście.
Basia: U mnie w domu tata najczęściej robił śniadania... Ale Rafał nawet upiekł mi ciasto, sernik. Bardzo dobry.
Gdyby dostała Pani w prezencie dwa wolne dni, co by Pani zrobiła?
Basia: Jeżeli byłaby zła pogoda, leżałabym plackiem przed telewizorem, oglądała filmy i jadła. Uwielbiam „Gladiatora”, ma też przepiękną ścieżkę dźwiękową. Ale jest mnóstwo innych filmów, które chętnie oglądam: kryminały, thrillery, komedie romantyczne. Kocham teatr. Ostatnio pomyślałam, że dawno nie byłam w teatrze. To trochę paradoks, bo przecież jestem w teatrze cały czas, tyle że z drugiej strony. A ja tak lubię pójść i obejrzeć dobry spektakl, kolegów po fachu. Niestety, ostatnio nie mam czasu. A jak już mam, to jestem w domu z córką. Myślę, że jak będę w drugiej ciąży, nadrobię wszystkie zaległości. Będę chodzić do teatru, może wrócę do grania na wiolonczeli?
Robicie Państwo postanowienia noworoczne?
Basia: Ja nigdy nie robię, ponieważ co roku obiecuję sobie, że będę chodziła regularnie kilka razy w tygodniu na siłownię i co roku mi to nie wychodzi (śmiech).
Rafał: Ja mam podobnie.
Basia: Przez ostatnie miesiące miałam mnóstwo roboty. Uwielbiam swoją pracę, uwielbiam projekty, które robię, dlatego dawałam radę i ta maszynka pędziła do przodu, ale teraz jestem spragniona czasu wolnego. Założyłam sobie, nawet już zaplanowałam, że w styczniu jedziemy na narty. W marcu i w maju też zarezerwowałam trochę wolnego.
A w kwietniu mąż świętuje trzydziestkę.
Rafał: I to jest moje postanowienie na trzydziestkę i na nowy rok – muszę w końcu wydać płytę.
Basia: Rafał napisał dla mnie przepiękny utwór, wszyscy, którzy go słyszą, mówią, że to ballada hit. Puściłam go w tle na Instagramie i mnóstwo ludzi pytało mnie, gdzie go można znaleźć, jaki piękny, idealny na romantyczny wieczór.
W co wierzycie?
Basia: Chyba trzeba wierzyć w swoją intuicję. W to, że dobro powraca. Na pewno wierzymy w siebie nawzajem, i w siebie samych też. Uważam, że trzeba „widzieć” drugiego człowieka, zauważać, bo w tym zagonionym życiu ludzie zbyt łatwo o sobie zapominają.
Najpiękniejszy prezent?
Rafał: To, że jest bosko. Niech to trwa!