Barbara Kurdej-Szatan o Legalnej blondynce
– Gratuluję krakowskiej Złotej Maski za musical „Legalna blondynka”, w którym gracie obydwoje.
Rafał: Dziękuję. Udało się.
Barbara: Kraków zdobyty.
– Macie romans na scenie?
Barbara: Nawet podwójny. Bo Rafał gra na zmianę dwie główne postacie męskie: Emmetta i Warnera. W obydwu się kocham. Ale wolę, gdy gra Warnera, bo to zła postać. Wtedy są między nami inne emocje niż na co dzień. Bo z Emmettem jest jak zawsze, kochamy się.
– I za każdym razem Pan oświadcza się żonie?
Rafał: Nie, tylko w tych przedstawieniach, gdy gram jako Warner.
Barbara: A ja nie przyjmuję!
– A w prawdziwym życiu Pani przyjęła od razu?
Barbara: Tak. Choć byłam bardzo zaskoczona, bo Rafał oświadczył mi się na stoku narciarskim.
Rafał: Oboje uwielbiamy narty, więc wpadłem na pomysł, żeby zapytać w górach, czy zostanie moją żoną.
Barbara: Widzę, że zdjął narty, podchodzi. „Co ty robisz?”, zapytałam.
Rafał: Staliśmy w kombinezonach i kaskach. Śmiesznie to wyglądało.
Barbara: Na szczęście nie miałam kominiarki!
Rafał: Wyjąłem pierścionek. Serce mi waliło. Co odpowie? Ale zgodziła się od razu. Potem zjechaliśmy na grzane wino. I kupiliśmy kwiaty. Trzeba było oznajmić nowinę rodzicom.
Barbara: Kwiaty były dla mamy i babci. Wszyscy w rodzinie byli w lekkim szoku, bo byliśmy ze sobą dopiero od pięciu miesięcy.
Barbara Kurdej-Szatan o dojrzałości do związku
– Nie bała się Pani?
Barbara: Czułam, że to jest to. Że nie ma co się zastanawiać. Oboje dojrzeliśmy do poważnego związku. Do założenia rodziny. Czasami lepiej szybciej, niż ciągnąć latami. Niektóre moje przyjaciółki do tej pory czekają, aż facet im się oświadczy. Kobieta czasem potrzebuje takiego zapewnienia, że jest ważna.
– Wie Pan, że dzisiaj Pana żona weźmie ślub? Z Tomkiem w „M jak miłość”.
Rafał: Dziś ten cudowny dzień?
Barbara: Naprawdę? Niestety, dziś gram spektakl, nie będę mogła obejrzeć swojego ślubu.
– A jak Panu obserwuje się żonę w romantycznych związkach na ekranie?
Rafał: To normalne dla aktora. Podchodzimy do tego w miarę spokojnie. Choć wiadomo, jest jakieś ukłucie. Niewielka zazdrość. „To tylko praca”, tłumaczę sobie.
– Zastanawia się Pani czasem, czy Tomek z „M jak miłość” byłby lepszym mężem?
Barbara: Ten serial jest dość wyidealizowany. Wszystko tam takie przykładne. Jestem w trakcie kręcenia nowego serialu, „Recepta na miłość”, tu postacie są bardziej skomplikowane, co dla aktora jest trochę większym wyzwaniem. A w „M jak miłość” moja postać jest odważna, dobra, wprost ideał. Lubię ją, ale ja prywatnie mam wady, na przykład jestem złośnicą.
Barbara Kurdej-Szatan o kłótniach
– Potwierdza Pan?
Rafał: Ma charakterek. Oboje mamy. Nie słodzimy sobie.
Barbara: Nuda by była.
Rafał: Musi być iskra, i Basia to ma. Czasami się zetniemy. Ale szybko wyrzucamy z siebie złość i jest OK.
Barbara: Zazwyczaj zaczynamy się śmiać. Rafał staje naprzeciwko mnie i się patrzy. Nie mogę mu spojrzeć w oczy, bo wiem, że zaczniemy się śmiać. A często chcę mu pokazać, że nie będę od razu wybaczać.
– Kłócicie się przy dziecku?
Rafał: Rzadko, ale zdarza się, jak każdemu. Normalne, codzienne sytuacje.
Barbara: Staramy się tego nie robić, żeby Hania nie miała traumy. Pamiętam kłótnie moich rodziców i to, że przeżywałam je bardzo.
– Hania pokazuje, że przeżywa?
Barbara: Trzyma w sobie. Potem widzę, że wyrzuca gdzie indziej, bo nagle się popłacze.
– Mądrzy ludzie mówią, żeby też godzić się przy dziecku.
Rafał: Zwykle tak jest. Krótkotrwała kłótnia i zaraz się ściskamy.
Barbara: Albo ona na nas nakrzyczy: „Przestańcie już!”.
Barbara Kurdej-Szatan o córce
– Jak ją wychowujecie? I Wy czy babcie?
Rafał: Zdecydowanie my.
Barbara: Babcie są oczywiście stęsknione. I bardzo chcą, żeby Hania do nich jak najczęściej przyjeżdżała.
– Pani mama mieszka w Opolu?
Barbara: Z Opola rodzice się wyprowadzili, mieszkają godzinę od Warszawy, mam więc niedaleko. Jak trzeba, przyjeżdżają i nam pomagają albo Hania jedzie do nich na wieś. A rodzice Rafała są w Lubinie.
– Jakimi jesteście rodzicami?
Barbara: Różnymi. Sprzeczamy się o wychowanie. Rafał jest ostrzejszy. Ja mam więcej cierpliwości. Czasem może za dużo. Jestem wybuchowa i jestem złośnicą, ale nie wobec mojej córki. Staram się z nią rozmawiać, tłumaczyć. Widzę, że ma to skutek.
Musi przemyśleć sama, a potem dopiero mnie przeprosi. A Rafał jest szybszy. Bardziej się go boi. Hania przychodzi do mnie i mówi: „Mamo, bo tata mi nie pozwolił”. A ja na to: „Halo, a ja ci pozwolę?”.
Rafał: Zaczynam łagodnie. Powtarzam Hani, żeby coś zrobiła, a ona nie robi. W pewnym momencie tracę cierpliwość i mówię: „Haniu, liczę do trzech i masz posprzątać zabawki”. A ona leci do mamy.
– Widziałem w internecie, że Wasza pięcioletnia córka kieruje samochodem…
Barbara: Tylko pod domem. Za bramką osiedla, gdzie nie ma ulicy.
Rafał: Cudownie obserwować, jak rośnie, jak się robi coraz mądrzejsza. Weszła w fajny okres. Ostatnio chciała nam pomóc zrobić obiad.
Barbara: Kupiliśmy dom pod Warszawą, była przeprowadzka, dużo sprzątania. Hania chwytała ściereczkę, dzielna pomocnica.
– Podobno nie macie stołu?
Barbara: To prawda.
Rafał: Wciąż czekamy. Za późno zamówiliśmy.
Barbara: Z tego powodu nie zrobiliśmy świąt. Myśleliśmy, że się wyrobimy. Niestety, stół i meble do jadalni wciąż są w drodze.
Rafał: Zabieramy też Hanię do Krakowa, gdy gramy „Legalną blondynkę”. Mamy tam zaprzyjaźnioną nianię, która jest z nią wieczorem podczas przedstawienia. Hania często podczas oklasków wbiega na scenę.
Barbara: Jeździ z nami na koncerty. Mamy z Rafałem kilka programów z utworami, różnych tematycznie. Zaczęło się od Opola, gdzie przygotowaliśmy koncert naszych muzycznych inspiracji, potem największe hity opolskich festiwali i muzykę filmową. Teraz zrobiliśmy program „Wielcy nieobecni”, gdzie ja śpiewam piosenki Kabaretu Starszych Panów, a Rafał utwory Andrzeja Zauchy.
Rafał: A dla Hani mamy program z piosenkami z filmu „Pan Kleks”. Teraz szykuje się nam ciekawy projekt. Może nagramy razem z Basią płytę. Z towarzyszeniem Big Bandu Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Rozmawialiśmy z wytwórnią, aranżacje już niebawem zaczną powstawać, będzie super!
Barbara Kurdej-Szatan o pracy z mężem
– Muzyka Was łączy?
Barbara: Bardzo lubimy ze sobą pracować.
– A chodzicie na randki?
Rafał: Czasu mało.
Barbara: Kiedy jestem na planie zdjęciowym i okazuje się, że mam trzy godziny przerwy, dzwonię do Rafała: „Kochanie, chodźmy coś zjeść szybko”. To nazywamy randkami.
Rafał: Wieczorami wychodzimy gdzieś rzadko. Albo mamy pracę, albo chcemy z małą posiedzieć.
Barbara: Spektakle kończymy o 22.00 i idziemy spać. Koncerty, plany zdjęciowe, czasem wyjazdy. Ciężko chwilę znaleźć.
– Fajnie być małżeństwem?
Rafał: Pewnie, że fajnie.
– A dlaczego?
Barbara: Najpiękniejsze jest patrzeć na Hanię, jak ona się cieszy, że jesteśmy razem i siedzimy sobie w domu, albo idziemy sobie na spacer.
Rafał: Podlatuje i robimy przytulasa rodzinnego. „Chodźcie!”, woła. „Robimy przytulasa”.
Barbara: „Kocham was, rodzice!”.
– Słodkie.
Barbara: Oczywiście, że fajnie jest być małżeństwem. Ale musimy też walczyć. Są wzloty i upadki. Kłótnie. Tak to wygląda. Nie jest zawsze różowo.
– Najbardziej dramatyczny moment wspólnego życia?
Rafał: Nie pamiętam takich.
Barbara: Ja też wyrzucam z pamięci. Mieliśmy różne etapy. Najgorzej było, gdy Hania miała roczek, dwa. Ale to podobno standard, każdy związek to przechodzi, gdy pojawia się dziecko. Nagle trzeba wszystko sobie ułożyć od nowa.
– Było pakowanie walizek?
Rafał: Aż tak to nie. Intensywnie się docieraliśmy. Ale nie było dramatów.
Barbara Kurdej-Szatan o chorobie
– A Pani borelioza?
Barbara: Nie rzutowała na związek. Oczywiście przeżywałam, że jestem chora.
Rafał: Wszyscy się martwili.
– Tajemnicza choroba. Bywa śmiertelna.
Barbara: Dobrze, że w porę się dowiedziałam. Mogłam zacząć reagować. Nagle się okazało, że nie tylko ja mam bakterię. Zrobiliśmy badania w całej rodzinie. Wyszło, że ktoś jeszcze jest chory.
– Jak się Pani dowiedziała?
Barbara: Bolała mnie ręka. Miałam punktowe bóle mięśni z obrzękami, które „wędrowały” mi po ciele. Lekarze nie wiedzieli, co mi jest. W internecie i w prasie przeczytałam o boreliozie i o objawach podobnych do moich. Zrobiłam badanie krwi.
Dowiedziałam się, że jestem chora, gdy byłam na planie reklamy Playa. Byłam w szoku. Zaczęłam płakać, wyszłam z hali. Zaczęli mnie wołać, że trzeba kręcić. Musiałam się szybko uspokoić i szczerzyć do kamery.
– Dola aktorki.
Barbara: Bywają takie momenty. Pamiętam, że siostra nie mogła przyjechać na pogrzeb babci, bo musiała grać w musicalu „Chicago”. Musiała machać nogami i się cieszyć. Taki zawód mamy. Wróciłam na plan i zagrałam. Ale to było traumatyczne. Tym bardziej że dowiedziałam się, jakie mogą być skutki.
Zaczęłam leczenie, przez pięć tygodni brałam codziennie pięć antybiotyków. Objawy przeszły, ale dwa miesiące później zrobiłam badania i okazało się, że kuracja mi nie pomogła. Lekarz stwierdził, że skoro nie mam objawów i czuję się dobrze, to nie ma sensu faszerować mnie dalej antybiotykami. Lepiej, żebym jadła zioła. Jadłam przez pół roku i czułam się dobrze. I nagle znów powróciły dziwne objawy, bóle kości.
– Wróciła Pani do antybiotyków?
Barbara: Dowiedziałam się od siostry, że w Gdyni jest pani, która wyleczyła syna naszych znajomych z boreliozy. A miał już problemy z chodzeniem. Pani jest dietetyczką. Więc jestem na diecie. Nie jestem, niestety, konsekwentna.
– Czyli jest Pani wciąż chora?
Barbara: Jestem w trakcie leczenia. Po tylu antybiotykach układ pokarmowy nie jest już w takim stanie jak wcześniej. Staram się nie jeść pszenicy, cukru i nabiału, bo to pożywka dla bakterii i grzybów. Leczę się prądami. Te prądy niejedną osobę wyleczyły. Wierzę w to.
– Jak Pan odebrał wiadomość, że Pana żona ma tak poważną chorobę?
Rafał: Na początku był szok. Objawy były niepokojące. Gdy przyszły wyniki, nie było przerażenia. Zastanawialiśmy się, co trzeba zrobić.
Barbara Kurdej-Szatan ozaufaniu do świata
– Macie zaufanie do świata i przyszłości?
Barbara: Chyba tak. Cieszę się tym, co teraz. Bo tutaj teraz jestem. Może dlatego żyję pełnią życia. Umiem czerpać przyjemność z każdej chwili.
– Dobry ten węgorz, którego ma Pani na talerzu?
Barbara: Chce pan spróbować?
– Nie, pytam o przyjemność.
Barbara: Bardzo smaczny. Lubię się rozkoszować smakiem.
– A jak u Pana z zaufaniem?
Rafał: Mam zaufanie do losu, ale nie w stu procentach. Przez to dobrze się uzupełniamy. Basia żyje tu i teraz, a ja myślę czasem do przodu.
Barbara: Wtedy mamy zgrzyt, bo po co zamartwiać się na zapas? Nie ma sensu. Może wydawać się, że jestem beztroska, ale ja jestem dobrze zorganizowana. Ze wszystkim daję sobie radę. Lubię mieć plan na następny dzień. Jeżeli mi plan nie wychodzi, to jestem zła.
Barbara Kurdej-Szatan o planach na przyszłość
– A plan emerytalny macie?
Rafał: Nie. Chociaż czasami twoja mama o tym wspomina. „Odkładajcie coś”, mówi, „bo w waszym zawodzie różnie bywa”. Teściowa mówi do mnie, może ma większe zaufanie, że czasami myślę o przyszłości.
Barbara: Może za kilkanaście lat pomyślimy o emeryturze. Ale i teraz nie roztrwaniamy tego, co mamy. Mamy dom. Mieszkanie zostawiliśmy, wynajmujemy, w przyszłości będzie dla córki. Jakieś ogólne plany snujemy.
– Jaka jest cena Waszego życia, sukcesu?
Barbara: Musieliśmy przywyknąć do sytuacji, że jesteśmy na świeczniku.
– Każdy artysta chce, żeby o nim mówiono.
Barbara: Ale prawdę!
Rafał: Były artykuły, że się rozwodzimy, że mamy kryzysy.
Barbara: Że dziecko lekiem na kryzys. Że mamy romans, rozwód. Przestaliśmy to czytać. Nasza rodzina i znajomi też się nauczyli, żeby nie wierzyć sensacyjnym doniesieniom.
– Paparazzi uciążliwi?
Rafał: Ignorujemy ich. Chociaż raz się porządnie wkurzyłem. Gdy Hania miała roczek, pojechaliśmy w góry, przyjaciel rodziny zaprosił nas na urodziny. Ktoś za nami jechał z Warszawy na drugi koniec Polski. Tak zwany paparuch. Bardzo nam dokuczał.
Mieszkaliśmy w pensjonacie, a on wciąż kręcił się w pobliżu, chował w krzakach. Straszył ludzi. Gdy wracaliśmy do domu, zobaczyliśmy, że próbuje za nami jechać. Wkurzyłem się bardzo, zajechałem mu drogę. Zatrzymałem go i poprosiłem, żeby się wylegitymował.
Od trzech dni nas obserwuje, jestem z małym dzieckiem i się boję. Ten pan był na tyle bezczelny, że się nie wylegitymował, nie powiedział, kim jest. Tłumaczył, że robi nam zdjęcia rodzinne na spacerze. Odpowiedziałem, że od tego jest mój tato albo ja. Zadzwoniłem po policję. Wylegitymowali go, nie miał przy sobie żadnych papierów, że jest fotografem. Zatrzymali go.
– A dzisiaj przed wyjściem z domu zastanawiacie się, czy ktoś czyha z aparatem?
Rafał: Nie martwimy się tym. Po prostu wychodzimy i żyjemy.
– Wrośliście już w Warszawę?
Rafał: Tak, Warszawa to już nasz dom.
Barbara: Mamy tu dużo znajomych ze szkół teatralnych i muzycznych, którzy podobnie jak my zjechali do stolicy. Jest z kim się spotkać. Mam też swoje grono przyjaciół w Opolu, które Rafał też już całe zna.
Rafał: Basia jest bardzo imprezowa. Ja trochę mniej.
Barbara: Ale tańczyć lubisz.
Rafał: Zwłaszcza w Krakowie. Ekipa „Legalnej blondynki” jest bardzo towarzyska. Po spektaklach często chodzimy wszyscy do klubu i dajemy czadu na parkiecie. Artyści musicalowi mają bardzo pozytywną energię, lubią się bawić, pogadać, wyszaleć.
Barbara: Hania też lubi tańczyć. Poszliśmy z nią na bankiet po „The Voice of Poland”, to nie chciała wyjść. Cały czas tańczyła ze mną.
Barbara Kurdej-Szatan o rodzinie
– À propos tańca, Pani podobno nie lubi swoich łydek?
Barbara: To prawda.
– A Pan lubi?
Rafał: Bardzo!
Barbara: Ja twoje lubię! Moja siostra ma ładne nogi. Ma te ładniejsze w rodzinie. I świetnie pisze.
– Nogami?
Barbara: Po dziadku odziedziczyła talent pisarski. Pisze, ale chowa do szuflady. Choć ostatnio zaczęła zamieszczać teksty w gazecie w Trójmieście.
Rafał: Piękny tekst do piosenki mi napisała.
Barbara: Mój dziadek, Bogumił Wyszomirski, był poetą, pisarzem i dziennikarzem. Pracował w radiu w Opolu. Był też żołnierzem AK. Ale zmarł bardzo szybko, gdy moja mama miała pięć lat. Siostra odziedziczyła po nim talent. I ładne nogi po tacie.
– Siostra żony ma ładniejsze?
Rafał: Kasia jest szczupła, drobna, bardzo zgrabna. Ale nigdy nie porównywałem nóg!
Barbara: Za to ja zawsze miałam lepsze cycki.
– Gratuluję! Co jeszcze ma lepsze, Panie Rafale?
Rafał: Tajemnice słodkie.
Barbara Kurdej-Szatan o zazdrości
– Jesteście o siebie zazdrośni?
Rafał: Jesteśmy zazdrośniki.
Barbara: Jesteśmy zazdrośniki, złośniki i wybuchowi. Ale bez przesady, spokój również uwielbiamy.
– Podrywają was ludzie?
Barbara: Rzadko. Mnie to się chyba boją.
– Legalnej blondynki?
Barbara: Jestem otwarta, bezproblemowa. Może za żywa? Nie wiem. Nie czuję, żeby mnie ktoś wyrywał.
– A na Pana patrzą kobiety?
Rafał: Nie zdarzyły mi się dwuznaczne sytuacje. Może nie wysyłamy sygnałów.
Barbara: Może nie zauważamy. Nawet jeżeli flirtuję z mężczyznami, zawsze są to żarty. Może to są podrywy, ale ja się z tego śmieję. Albo tylko mówimy, że nie zauważamy…
Rafał: No właśnie, może tylko tak mówisz teraz?
– O byłych jesteście zazdrośni?
Rafał: Poznałem Łukasza, z którym Basia była siedem lat. Mam totalny luz do tego.
Barbara: Łukasza teraz traktuję jak brata, związaliśmy się, gdy miałam 13 lat, on był dwa lata starszy. Razem dorastaliśmy.
Rafał: Normalny gość. Ma rodzinę. Dwoje dzieci.
– A Pan był kochliwy przed ślubem?
Rafał: Miałem poważny związek.
Barbara: Chwilę przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać. Coś się kończy, a coś zaczyna.
– A dziś, o co jesteście zazdrośni?
Barbara: Rafał jeździ na koncerty w gronie pięknych, zdolnych artystek, jest o kogo być zazdrosną.
Rafał: Zazdrośni jesteśmy zazwyczaj o głupoty. Wtedy sobie trochę docinamy złośliwie. Trochę się poobrażamy na siebie, ale zaraz jest OK.
Barbara Kurdej-Szatan o kolejnych dzieciach
– Wiadomo, że na kryzys najlepsze dziecko. Będzie drugie?
Barbara: Bardzo chcemy drugie. Ale ja się jeszcze leczę. A z boreliozą nie można zachodzić w ciążę. Więc na razie sobie odpuściliśmy. Miałam plan, że jak Hania będzie miała pięć lat, to będziemy mieli drugie.
Moja siostra urodziła drugie dziecko, gdy pierwsze miało siedem lat. I też jest fajnie, starsza bardzo pomaga. Widocznie jeszcze trzeba poczekać.
Rozmawiał ROMAN PRASZYŃSKI