Bartek Jędrzejak o depresji i związku
Fot. Olga Majrowska
TYLKO U NAS!

Bartek Jędrzejak poruszająco o walce z depresją. „Przestałem jeść, schudłem”

Jak udało mu się pokonać chorobę?

Krystyna Pytlakowska 21 lutego 2022 19:51
Bartek Jędrzejak o depresji i związku
Fot. Olga Majrowska

Rozpoczyna się 14 edycja kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję”. A 23 lutego został ogłoszony ogólnopolskim dniem walki z depresją. W tym roku głównym ambasadorem kampanii jest Bartek Jędrzejak, który w poruszającym wywiadzie opowiedział o swojej walce z chorobą, diagnozie i nowym życiu.

Krystyna Pytlakowska: Skąd się bierze depresja?

Bartek Jędrzejak: U każdego powoduje ją co innego. Wypadek, utrata kogoś z rodziny, ciężka choroba. Moja depresja była przykładem tego, o czym informuje WHO, która twierdzi, że w ciągu najbliższych lat depresja i stany lękowe będą głównym problemem chorobowym na świecie. Już nie nowotwory i nie problemy kardiologiczne. A ja jestem idealnym przykładem współczesnej depresji wśród młodych ludzi.

Wysokie wymagania, pośpiech i wszystko zrobione bezbłędnie, na sto procent. No i fakt, że muszę być w tym najlepszy. Tak dużo pracy sprawia, że przestajemy szanować własne ciało. Niby chodzisz na siłownię, dobrze się odżywiasz, dbasz o siebie, wklepujesz kremy, chodzisz na masaże, dbasz o nogi, ręce i tężyznę fizyczną, a zapominasz o mózgu. Nie dajesz mu odpocząć.

Ciągła pogoń myśli?

Na moją depresję złożyło się wiele rzeczy. Nie tylko wysokie wymagania i szybkie tempo pracy oraz ciągłe przemieszczanie się, ale i różne osobiste sytuacje. Nowy projekt, który robiłem dla TVN, powodujący duży stres, rozstanie po dziewięciu latach z bliską mi osobą. Kiedy zacząłem terapię u psychologa, to stwierdziłem, że coś jest nie tak. Zaczęliśmy grzebać w moim wnętrzu. To wszystko zostało z niego wyciągnięte jak z worka. I już wiedziałem, co spowodowało mój stan depresyjny.

Na depresję trzeba długo pracować.

To nie choroba, która pojawia się z dnia na dzień. To nie grypa, zapalenie gardła. Kiedy zacząłem analizować, stwierdziłem, że u mnie depresja rozkręcała się ponad rok.

Od czego się zaczęło?

Od problemów z zasypianiem. Albo nie spałem, albo budziłem się w nocy. No i ogromne huśtawki nastrojów. Od wielkiej radości po gigantyczny smutek, który pojawiał się nagle, nie wiadomo skąd. A potem łzy, których przyczyny też sobie nie uświadamiałem. Jadę samochodem, słucham radia, nadają piosenkę, którą lubię, i nagle zaczynam płakać. Kulminacyjnym momentem był mój udział w programie „Big Brother”, który prowadziłem z Agnieszką Woźniak-Starak. To był nowy format i pierwszy odcinek bardzo nas wszystkich zestresował. Gdy wróciłem do domu, miałem nogi tak ciężkie, jakby ktoś mi przywiązał do nich kamienie. Całą noc się wierciłem na łóżku, nie mogłem zasnąć. Dopiero o czwartej rano przysnąłem na dwie godziny, a potem wstałem już jako zupełnie inny człowiek. Czułem, że mój mózg mówi mi dość. To było dwa lata temu.

A teraz, nie dość, że przyznałeś się do depresji, to jeszcze jesteś twarzą kampanii antydepresyjnej. Trzeba mieć dużo odwagi, żeby opowiedzieć wprost, co się z Tobą działo.

Wiele kosztowało mnie powiedzenie prawdy, nie mam aspiracji, by zostać psychocelebrytą. Chronię swoje życie osobiste. Wyjawienie, że choruję na depresję, to był impuls. Potrzebuję miejsca, w którym ładuję akumulatory i które będzie tylko moje, zamknięte na kilka zamków. Powiedzenie o czymś, do czego ludzie zwykle nie umieją się przyznać, może i jest odwagą, lecz taką, która pomoże innym leczyć tę chorobę i mówić o niej otwarcie. Mam ogromny szacunek dla Jarosława Gowina, który oficjalnie powiedział, że swój udział w polityce przypłacił depresją. Moim zdaniem tylko człowiek mający poczucie własnej wartości umie przyznać się do takiej choroby.

U nas w Polsce wszystko, co ma przedrostek psy: psychika, psycholog, psychiatra, choroba psychiczna, sprawia, że ludzie mówią: To po prostu wariat, i reagują na taką osobę jak na Hannibala Lectera. Wziąłem więc na siebie wielką odpowiedzialność, kiedy podczas Światowego Dnia Walki z Depresją przyznałem się: Tak, mam depresję, walczę z nią. A wieczorem, leżąc już w łóżku i przeglądając Internet, zobaczyłem, że Szymon Majewski, Justyna Kowalczyk mieli to samo, co ja. Powiedziałem jeszcze, że pokonałem depresję, ale wspieram wszystkich, którzy mają ten problem. To był taki mój coming out, który wywołał lawinę.

Czytaj także: Bartek Jędrzejak o depresji: „Organizm powiedział dość. Miałem momenty, że nie jadłem”

Bartek Jędrzejak, VIVA! lipiec 2017
Fot. Olga Majrowska

Bartek Jędrzejak w sesji dla „VIVY!”, lipiec 2017

I dlatego uchodzisz teraz za fachowca od depresji.

Nie za fachowca, tylko za kogoś, kto się odważył. Do dzisiaj dostaję dziesiątki wiadomości od starszych i młodszych, od nastolatków, mężczyzn i kobiet, nawet od dzieci, którzy piszą: dobrze, że to powiedziałeś. Też mam taki problem. Poradź, co mogę zrobić. Odezwała się do mnie jedna pani, że ona nie wierzy w to, że będzie z nią dobrze, i że myśli o odebraniu sobie życia. Odpisałem jej: Proszę jutro iść do lekarza, zrobić zdjęcie i pokazać mi, że pani jest u niego w gabinecie. No i poszła do lekarza, pokazała mi to zdjęcie.

Myślę, że zaczęła się leczyć. Już potem się do mnie nie odzywała. Albo inni piszą: od dwóch lat biorę tabletki, ale nic mi nie pomagają. Tłumaczę więc: tabletki to nie wszystko, bardzo ważne podczas walki z depresją są spotkania z psychologiem, a nie: „wezmę tabletkę i jutro pójdę do pracy, bo mi przejdzie”. W depresji często bywa tak, że budzisz się rano i nie możesz wstać z łóżka, nie masz siły. Jesteś obojętny na to, co dzieje się wokół ciebie.

Leżysz i patrzysz w sufit?

Tak bywa. Ja bałem się wychodzić z domu, a wyjście do łazienki, ubranie się, umycie, to było jako zdobycie Mount Everestu. Do tego dołączyły napady lękowe i brak apetytu. Przestałem jeść, schudłem, ważyłem 65 kilogramów, a wszyscy mówili: „jak ty świetnie wyglądasz, ale masz takie smutne oczy”.

Ale chodziłeś do pracy?

Tak, chociaż pani doktor chciała dać mi na miesiąc zwolnienie, ale sam przed sobą ukrywałem, że z czymś sobie nie radzę. Jednak starałem się walczyć.

Czy ktoś poza psychologiem pomagał Ci na tym etapie choroby?

Tak, mama. Kiedy zaczęło się dla mnie robić to coraz trudniejsze do zniesienia, zadzwoniłem do niej i przeprowadziliśmy trzygodzinną rozmowę. Mama jest psychologiem klinicznym i od razu skierowała mnie do lekarza. Była wtedy dla mnie ogromnym wsparciem, odbierała moje telefony nawet w nocy czy wczesnym rankiem. Płakała i ja płakałem, gdy opowiadałem jej, że dzień zaczynam od wymiotów, i że jak wchodzę do sklepu, to robi mi się niedobrze. Przebadałem się na wszystko, nawet na raka. Okazało się, że go nie mam.

Próby wysiłkowe, echo serca, tomografia były w normie. A ja myślałem, że mnie oszukują, że podmienili wyniki. Mama doradziła mi: „organizuj sobie życie małymi krokami, wstań, idź do łazienki, pojedź do pracy”, a lekarze kazali mi pić nutrii drinki. Zacząłem stawiać sobie zadania. W pracy przyznałem się, co mi jest i otrzymałem od kolegów ogromne wsparcie. W pewnym momencie trafiłem do szpitala. Zadzwoniłem do przyjaciela lekarza, poprosiłem, żeby przyszedł do mnie na oddział i mnie przebadał. Podłączył mnie do kroplówki, dostałem zastrzyk przeciwwymiotny i pokonałem ten najtrudniejszy moment.

A później ludzie z show-biznesu zaczęli mi się zwierzać, że mają takie same problemy. Naprawdę jednak bardzo pomogła mi koleżanka z pracy, która też przez to przechodziła. Powiedziała: „nie przejmuj się, za chwilę spojrzysz na to inaczej”. I to mi bardzo pomogło. Potem chodziła ze mną na spacery po parku, odbierała ode mnie telefony. W kółko opowiadałem jej, co się ze mną dzieje, a ona ze stoickim spokojem powtarzała: „będzie dobrze. Ja też tak miałam”. Dawała mi więc poczucie bezpieczeństwa, że to pokonam i idę w dobrym kierunku.

Czytaj także: Bartek Jędrzejak szczerze o walce z depresją: „Całą drogę do pracy były łzy, płacz i histeria”

Bartek Jędrzejak, VIVA! lipiec 2017
Fot. Olga Majrowska

Bartek Jędrzejak w sesji dla „VIVY!”, lipiec 2017

Miałeś myśli samobójcze?

Tak, zadzwoniłem do mamy: „jeśli to potrwa jeszcze dłużej, to chyba sobie coś zrobię”. Bałem się, że coś mi się stanie we śnie, nie zamykałem na noc drzwi od domu, by ratownikom było łatwiej wejść, gdybym stracił przytomność i żeby nie musieli wyważać drzwi. Pamiętałem Robina Williamsa i film „Stowarzyszenie umarłych poetów”. On popełnił samobójstwo z powodu depresji, a można było pomyśleć, że to aktor sukcesu, doceniany, nagradzany, bogaty, sławny.

Na czym polegała terapia?

W rozmowach z psychologiem cofnęliśmy się do dzieciństwa - urodziłem się dwa miesiące przed czasem i zamiast do mamy, trafiłem do plastikowego inkubatora. Teraz już wiem, jak to wpływa na dziecko, które powinno być przy matce. Wszystko to gdzieś się zbiera w człowieku i wyzwala po latach. Najpierw więc trzeba uleczyć mózg, mieć do niego szacunek. To on kręci wszystkim i trzeba o niego dbać.

Dlatego zdecydowałem się wspierać fundację „Twarze Depresji” i zostać w tym roku twarzą tej akcji. Uważam, że powinno się o tych sprawach mówić jak najgłośniej. Wspierają mnie: Marcin Bosak, Łukasz Zagrobelny, Piotrek Zelt, Urszula Dudziak. Moje życie zweryfikowało wiele znajomości. Niektórzy z niego zniknęli, ale pojawili się nowi, którzy są przy mnie i czują to samo.

Nie bierzesz już leków?

Zakończyłem terapię lekową i teraz nie biorę niczego. Boję się jednak tej chwili, gdy depresja wróci. Bo lubi powracać.

A możesz o tym nie myśleć?

Na co dzień staram się spychać tę chorobę w podświadomość, tylko czasami się zastanawiam, co będzie dalej. Depresja też sprawiła, że zacząłem myśleć, co znajduje się po drugiej stronie i czy cokolwiek tam jest. Jako dziecko byłem na pogrzebie chłopca, który udusił się ustnikiem trąbki. W Zielonej Górze, gdzie mieszkałem, to była głośna sprawa. Opiekunka zabrała mnie na cmentarz i ja do dziś to pamiętam. Dlatego nie chodzę na pogrzeby, nie chcę pamiętać znajomych z pożegnań, tylko ich za życia. Dla mnie ważny jest żywy człowiek, do dzisiaj wspominam uśmiechniętego dziadka i babcię.

Uważasz jednak, że pokonałeś depresję.

Uważam, że się wyleczyłem, a dostałem przy tym ogromną lekcję pokory, ale i szacunku dla samego siebie. I dla swojego organizmu. Przecież każde wejście na plan w „Big Brotherze” podczas programu na żywo to było pokonanie ogromnego stresu. Tylko fryzjer i makeupistka wiedzieli, ile mnie to kosztuje.

A robiłeś wrażenie bardzo wesołego, cieszącego się życiem człowieka.

Nawet moja mama do mnie dzwoniła, mówiąc: „synu, jestem z ciebie dumna. Oglądałam program. Wielu moich pacjentów, którzy walczą z podobnymi sytuacjami, nie zdecydowałoby się prowadzić program na żywo, i to tak, żeby nic po tobie nie było widać”. A przecież, jakbym miał zostać w domu i nic nie robić, czekając na działanie tabletek, to nie wiem, jakby się to skończyło. Najgorsze chyba było pokonać strach przed wyjściem z domu. Gdy wsiadałem do pociągu, jadąc na przepowiadanie pogody, dostawałem takich ataków paniki, że modliłem się, by pociąg się zatrzymał. Stawałem wtedy w otwartych drzwiach, czerpałem kilka łyków powietrza i wracałem do przedziału.

Skąd się brał ten strach?

Naprawdę to nie wiadomo. Z lęku przed chorobą, śmiercią, przyszłością. Był taki obezwładniający, paraliżujący. Chciałem być z tym sam, ale z drugiej strony potrzebowałem ludzi. Wiem, że ich męczyłem, w kółko mówiąc o tym samym, dlatego w wywiadzie na You Tubie, na pytanie pani psycholog, co zrobić, gdy ktoś bliski ma depresję, powiedziałem: Po prostu być. Nie pytać, nie mówić, tylko być.

A co teraz myślisz o siebie? Że jesteś silny, że jesteś idealny?

Właściwie to rano, patrząc na siebie w lustrze, nic nie myślę. Można by powiedzieć: Młody, przystojny, dobra praca, dom, samochód. A jednak pełen kompleksów. Dlatego, że cały czas jestem poddawany ocenie, cały czas coś muszę. Zdążyć na czas, być w dobrej formie, wkładać jasne ubrania, bo program poranny. Ale chodzę spać koło 23, a czasem drzemię w środku dnia, wtedy mój mózg odpoczywa.

Kiedy tak naprawdę odetchnąłeś z ulgą, uświadamiając sobie, że już nie masz depresji?

Był taki moment u lekarza, kiedy pani doktor zapytała, co myślę o odstawieniu tabletek. I sam byłem zdziwiony, gdy odpowiedziałem: Pani doktor, jest mi wszystko jedno. Jeżeli mi je pani przepisze, to nadal będę je łykał. Ale jeżeli nie, to od dzisiaj mogą dla mnie nie istnieć. I kiedy to powiedziałem, pomyślałem: Już ze mną jest dobrze.

Teraz mógłbyś być twarzą radości, a nie twarzą depresji.

Mam nadzieję, że po kampanii „Twarze depresji” przyjdzie pomysł na kampanię „Twarze radości życia”, którą też mógłbym już chyba firmować.  

Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA

Bartek Jędrzejak, VIVA! lipiec 2017
Fot. Olga Majrowska

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Kocha muzykę, ale już podważano jej sukcesy. Córka Aldony Orman o cieniach posiadania znanego nazwiska

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

KATARZYNA DOWBOR o utracie pracy, nowych wyzwaniach i o tym, czy mężczyźni... są jej potrzebni do życia. JOANNA DARK i MAREK DUTKIEWICZ: dwie dusze artystyczne. W błyskotliwej i dowcipnej rozmowie komentują 33 lata wspólnego życia. SYLWIA CHUTNIK: pisarka, aktywistka, antropolożka kultury, matka. Głośno mówi o sprawach niewygodnych i swojej prywatności. ROBERT KOCHANEK o cenie, jaką zapłacił za życiową pasję – profesjonalny taniec. O TYM SIĘ MÓWI: Shannen Doherty, Christina Applegate, Selma Blair, Selena Gomez, Michael J. Fox łamią kolejne tabu – mówią publicznie o swoich chorobach.