Reklama

Anja Rubik i Sasza Knezevic rozwiedli się w przyjaźni. To była najtrudniejsza decyzja w życiu modelki. Żadne z nich nie było szczęśliwe w tym małżeństwie, postanowili, że nie będą się torturować. Poznali się kiedy byli bardzo młodzi i w pewnym momencie ich drogi zaczęły się rozchodzić. Zaczęli nowe życie. W najnowszej rozmowie z Beatą Nowicką, Anja Rubik opowiedziała o tym, jak wpłynął na nią związek z Saszą i jak dziś wygląda jej codzienność.

Reklama

Mówisz: „Ludzie wiedzą, kim jestem…”. To prawda. Z perspektywy dwóch dekad uważasz, że wyjazd do Paryża, kiedy miałaś 16 lat, to była dobra decyzja?

Anja Rubik: Tak, bardzo dobra. Gdybym miała cofnąć czas, zrobiłabym to samo, tylko teraz wyjechałabym trochę później, bo to było niepotrzebne w wieku 16 lat. Poszłam za swoimi marzeniami: dziewczynka z Częstochowy, z rodzicami lekarzami weterynarii, która nie miała nic wspólnego ze światem mody, żadnych kontaktów, nawet żadnej wizji. To mnie ukształtowało, dało mi głos. Ukształtowało jako kobietę. Ale początki były naprawdę trudne. W Paryżu żyłam jak straszny odludek. Nie za bardzo dogadywałam się z rówieśnikami, a jednocześnie byłam za młoda albo zbyt przestraszona, żeby zaprzyjaźnić się z kimś ze świata mody. Ambitna i zamknięta w sobie, poważna. To spowodowało, że nie miałam luźnego podejścia do pracy, do życia. Wszystko brałam na serio. Bardzo dużo nauczyłam się przez ostatnie sześć lat, wiele się o sobie dowiedziałam, zrozumiałam różne swoje zachowania, których nie lubię, które mi przeszkadzają w życiu, które muszę zmienić.

Co było tą cezurą?

Zaczęłam się zmieniać, kiedy poznałam Saszę, mojego byłego męża. On miał inne, bardzo lekkie podejście do życia. To była pierwsza zmiana. Potem, kiedy się rozwiedliśmy, przyszła ta największa. Po rozwodzie zostajesz sama, nie masz osoby, do której wracasz, z którą robisz codziennie różne rzeczy. Nagle masz dużo więcej czasu i nie wiesz, co z tym czasem zrobić. Miałam poczucie, że stoję w miejscu, a nienawidzę stagnacji. Wiedziałam, że muszę otworzyć się na innych ludzi, poznałam jedną osobę, potem kolejną, powoli weszłam w świat sztuki, filmu, zaczęłam robić różne rzeczy poza modą. Nabrałam dystansu do mojej pracy, do mody.

Myślę, że ta dziewczynka, ten odludek cały czas jest w Tobie.

Chyba jest. Z wiekiem po prostu bardziej się otworzyłam. Mimo że wyjazd do Paryża był moją świadomą decyzją i wiedziałam, że zawsze mogę wrócić, bałam się. Tak naprawdę nie wiem czego.

(...)

Wczoraj Mariusz Szczygieł dostał Nike za „Nie ma”, książkę, gdzie pisząc o tym, że nie ma tego, tamtego, tej czy czegoś… opisuje tak naprawdę, co jest. Czego w Twoim życiu nie ma?

(milczenie). Wiem, czego nie ma, ale… Zastanawiam się, czy o tym powiedzieć.

Spróbujmy.

Mimo wszystko brakuje mi jednego miejsca, które nazywam domem. Ja mieszkam wszędzie trochę i zawsze będę wszędzie trochę mieszkać. Nigdy nie będę miała tylko jednego miejsca, z którego się nie ruszam, ale domem nazywałam wyłącznie miejsce, gdzie była ta druga osoba, z którą dzieliłam życie. W tej chwili spotykam się z kimś, ale jeszcze nie jesteśmy na takim etapie. Więc brakuje mi tego domu, do którego zawsze się wraca, gdziekolwiek jesteś. Nie wiem, czy to ma sens?

Reklama

Ma.

Rozstanie z Saszą było dla mnie ogromnie trudne. Bo kiedy żyliśmy razem, to ja bardzo dużo pracowałam, ale zawsze wracałam tam, gdzie on był. Stworzyliśmy nasz dom. A potem, nagle, znalazłam się w sytuacji, że właściwie mogę zrobić wszystko. To jest oczywiście fantastyczne, ale z drugiej strony w tamtym momencie było też smutne: no tak, nikt mnie nie potrzebuje, nigdzie nie muszę być, nikt na mnie nie czeka. Teraz czeka Charlie, mój pies, ale troszeczkę brakuje mi takiej uczuciowej stabilności. A poza tym w moim życiu „nie ma” czasu. Chciałabym, żeby dzień miał więcej godzin, żebym mogła więcej zrobić.

Marcin Kempski/I Like Photo
Marcin Kempski/I Like Photo
Reklama
Reklama
Reklama