Chemia w muzyce i życiu prywatnym. Wielka miłość Anity Lipnickiej i Johna Portera rozkwitała w studiu nagraniowym
„Zależało mi, żeby go nie kokietować i utrzymać stopę przyjacielską”
Popowa piosenkarka oraz legenda polskiego rocka. Przeszli razem długą drogę — od nierozerwalnego duetu muzycznego i najlepszych przyjaciół, po kochanków oraz rodziców nastoletniej dziś córki. "Pamiętam, że gdy zobaczyłam Johna, bardzo mi się spodobał. Uważałam i uważam, że jest szalenie męski. Intrygujący" — mówiła Anita Lipnicka w VIVIE! o swoim ówczesnym partnerze, Johnnym Porterze. Nieoczekiwanie współpraca na tle zawodowym przerodziła się w wielkie uczucie oraz dwanaście lat wspólnego życia. Przypominamy wywiad, którego razem udzielili Krystynie Pytlakowskiej w 2003 roku.
Anita Lipnicka i John Porter w wywiadzie dla VIVY!. Historia miłości
– Żyliście w dwóch różnych światach.
John Porter: Jeżeli ludzie, którzy żyją w dwóch światach, szukają tego samego, jest duże prawdopodobieństwo, że się zderzą.
Anita Lipnicka: Zwyczajnie spotkaliśmy się.
– Szukałaś?
A. L.: Tak. Ale wtedy jeszcze Johna nie znałam osobiście. Tylko jego nazwisko. Po ukazaniu się mojej trzeciej solowej płyty zastanawiałam się: co dalej? Jak żyć? Gdzie mam szukać? Bo szukam nieustannie.
– I właśnie wtedy spotkałaś Johna?
A. L.: Jechałam samochodem, w radiu usłyszałam jego piosenkę i zaczęłam sobie podśpiewywać. Bezwiednie.
J. P.: Dobrze, że nie rozbiłaś samochodu.
A. L.: Bardzo fajnie mi się śpiewało. Pomyślałam wtedy, że nasze głosy dobrze by razem brzmiały.
– Wiedziałaś dużo o Johnie?
A. L.: Nie. Kiedy John miał swój wielki czas, kiedy był bardzo w Polsce popularny, ja byłam za młoda, żeby słuchać jego muzyki. Wszystko więc wskazywało na to, że kompletnie do siebie nie przystajemy. On – wielki muzyk, legenda polskiego rocka i ja – piosenkarka popowa. Ale jednak zadzwoniłam do niego. I okazał się bardzo miły. Powiedział: „Może rzeczywiście coś byśmy razem zaśpiewali”.
– Wiedziałeś, kim jest Anita?
J. P.: Nie za bardzo. Wiedziałem tylko, że istnieje i jest popularna. Dopiero po jej telefonie zobaczyłem ją w jakimś programie telewizyjnym. Jej głos spodobał mi się, ale bez szaleństw.
– Nie padł na kolana?
A. L.: Nie.
J. P.: Zaśpiewaliśmy jednak wspólnie piosenkę. To była dla nas próba. Wtedy już wiedziałem, że w śpiewaniu jest między nami jakaś chemia.
CZYTAJ TAKŻE: Poznali się na lotnisku, nie zapałali do siebie sympatią. Później Dariusz Romańczyk ukoił zszargane nerwy Kasi Kowalskiej
– Do śpiewania potrzebna jest chemia?
A. L.: Bardzo.
J. P.: Chemia potrzebna jest do wszystkiego.
A. L.: Chciałam nagrać płytę ze Smolikiem. Uważam go za jednego z bardziej utalentowanych polskich artystów. Ale brakowało właśnie tej chemii. To nie był ten czas. Wyjechałam więc z kolegami z zespołu w góry. Znowu nad czymś pracowaliśmy i znowu to odrzuciłam, bo nie czułam, że to ja. A tu nagle zaśpiewałam z Johnem.
J. P.: I coś kliknęło między nami.
A. L.: John wtedy odważył się wyjść z pomysłem nagrania całej płyty, co było dla niego ryzykowne. Bo kojarzy się z całkiem innym światem.
J. P.: Na Zachodzie często praktykuje się, że ludzie reprezentujący różne rodzaje muzyki nagrywają razem. Warto więc iść ich śladem.
– Ty ryzykowałeś bardziej niż Anita?
J. P.: Zawsze działałem trochę na marginesie, na uboczu. Nie miałem nic do stracenia. Robię i tak zawsze to, co chcę. Ona mogła stracić więcej, nagrywając ze mną płytę po angielsku.
A. L.: Wykazaliśmy w stosunku do siebie kompletny brak uprzedzeń.
J. P.: Ja nigdy ich nie miałem. Nie uprzedzam się.
Anita Lipnicka, John Porter, 14.10.2003
– Bez uprzedzeń też wybrałeś w latach 70. Polskę jako miejsce zamieszkania. Nie bałeś się niedźwiedzi spacerujących po ulicach?
J. P.: Nie. Wtedy mieszkałem w Berlinie Zachodnim. chciałem spędzić tanio wakacje, doradzono mi więc Polskę. Pomyślałem: czemu nie? To blisko, a poza tym nigdy nie byłem za żelazną kurtyną.
A. L.: I zostałeś na tych wakacjach do dziś.
– Podjąłeś trudną decyzję.
J. P.: Każdy człowiek podejmuje w życiu jakieś trudne decyzje. A ja się nie oszczędzałem. żyję na 100 procent. Nie chcę w życiu czegoś przegapić. Anita też jest tego konsekwencją. Trafiłem na nią, bo chyba mam taką karmę. To skutek i przyczyna.
A. L.: Ale w końcu to ja do ciebie zadzwoniłam, prawda?
J. P.: Widocznie mamy mocną wspólną karmę.
A. L.: I bardzo szybko okazało się, że mimo iż pochodzimy z różnych muzycznych światów, to mamy w naszych kolekcjach te same płyty, lubimy te same klimaty i to samo nas fascynuje.
J. P.: Ja obawiałem się na początku, że ona nie będzie rozumiała, o czym mówię. Jest z innego pokolenia.
– Bałeś się, że nie będziesz miał o czym rozmawiać z małolatą?
J. P.: Anita nie jest małolatą. To stuprocentowa kobieta. Ale kiedy ludzie razem pracują, szybko widać, jakie są ich korzenie muzyczne. Nie miałem pojęcia, jakie ma dziewczyna popowa. Może pochodzą z pralki automatycznej? Albo z telewizji kolorowej?
A. L.: Muszę się bronić.
J. P.: Ale poznałem ciebie i byłem mile zaskoczony, że twoje i moje korzenie często są takie same. czyli istniała dla ciebie nadzieja.
A. L.: Żartujesz. Ja taka byłam, ale dopiero przy tobie mogłam odkryć tę siebie, która nie mogła się dotąd uzewnętrznić.
– John zmienił Twoje życie?
A. L.: Bez wątpienia. Mam przy nim poczucie bezpieczeństwa. Wreszcie, kurczę, mam z kim być i odkrywać kolejne Ameryki. Mamy tysiące pomysłów. Bardzo dobrze nam się razem pracuje. Rozumiemy się w pół słowa.
– Co sobie pomyślałeś, kiedy zobaczyłeś ją po raz pierwszy?
J. P.: Czy będziemy mieli o czym rozmawiać.
– A nie to, jakie ma oczy, włosy?
J. P.: Słowo honoru, że nie.
A. L.: Kiedy zaczęłam spotykać się z Johnym, zależało mi na tym, żeby go nie kokietować, żeby utrzymać stopę przyjacielską. Wtedy byłam na takim etapie, że chciałam wszystkie decyzje podejmować świadomie. chciałam oddzielać pracę od relacji miłosnych. Ale pamiętam, że gdy zobaczyłam Johna, bardzo mi się spodobał. Uważałam i uważam, że jest szalenie męski. Intrygujący. I niepasujący zupełnie do naszej rzeczywistości.
J. P.: Bo ja nie pasuję do żadnej rzeczywistości.
Anita Lipnicka, John Porter, 23.03.2005
– Pamiętam, że interesowałeś się filozofią zen?
A. L.: I właśnie biła od niego taka fala spokoju. Ale też wyczuwałam, że jest w nim głęboki smutek, że znajduje się na jakimś życiowym zakręcie.
J. P.: Musiałem dokonać rozliczeń z dotychczasowym życiem, żeby zebrać się w sobie. A akurat kiedy spotkaliśmy się z Anitą pierwszy raz, nie bardzo mogłem się jeszcze zebrać. Nie chciałem.
A. L.: John wtedy ukrył się w górach, izolując się od świata.
J. P.: Nigdy jednak nie możesz uciec od samego siebie. Za każdym razem człowiek się przekonuje, że nie ma ucieczki.
A. L.: Pojechał w góry odnaleźć morze. A ja odnalazłam jego. I jak go zobaczyłam i ten jego piękny smutek, pomyślałam, że muszę mu pomóc.
– A w Tobie nie było smutku?
A. L.: Nie. Ale też miałam swój zakręt.
J. P.: Nie odczuwałem, żebyś była pogrążona w rozpaczy.
A. L.: Myślę, że spotkaliśmy się, żeby siebie nawzajem wesprzeć.
J. P.: Ale potem, kiedy już się zgodziliśmy, że robimy coś wspólnie, to ona zaczęła mnie olewać. Nie odbierała telefonów.
A. L.: Miałam dużo koncertów.
J. P.: Ja też. W końcu jednak spotkaliśmy się w Warszawie, żeby omówić nasze plany. I zaczęliśmy od odkrywania siebie.
ZOBACZ TAKŻE: Namiętne uczucie zakończone skandalem... Oto historia miłości Kasi Kowalskiej i Kostka Yoriadisa
– Kiedy nagrywaliście płytę w Londynie, byliście 24 godziny razem?
J. P.: W pokoju z widokiem na ścianę sąsiedniego budynku.
A. L.: Musieliśmy wzajemnie się podtrzymywać na duchu. Po tym roku wydaje nam się, jakbyśmy pracowali pięć lat nad tą płytą.
– Tacy byliście wycieńczeni?
J. P.: Wykończeni nerwowo. Nieraz między nami przez to też dochodziło do awantur.
– Anita w ogóle umie się kłócić?
A. L.: Oj, umiem.
J. P.: Myślałem, że ja w tym przoduję. Ale nie. Anitka to mała despotka. Na szczęście szybko odpuszczamy sobie, godzimy się.
– Spędziliście w Anglii święta. W takich chwilach ludzie bardzo się zbliżają.
A. L.: Tak, chociaż to były takie święta – nie święta.
J. P.: Kupiłaś małą choinkę.
A. L.: A ty ugotowałeś curry rybne i rosół chiński – mało tradycyjne potrawy wigilijne. Było fajnie. chociaż bez śniegu. Kupiliśmy sobie jakieś prezenty, ale nie pamiętam już, co.
– Zmieniłabyś coś w Johnie?
A. L.: Nie. On jest taki, jak jego świat. Nie ingeruję w niego. Akceptuję go takim, jakim jest.
J. P.: Mamy przestrzeń dla siebie samych, nie wchodzimy sobie nawzajem w drogę.
– Rodzice poznali Johna?
J. P.: Miałem ogromną tremę. Bo miałem spotkać ludzi w moim wieku. Są bardzo sympatyczni i niesamowicie tolerancyjni.
A. L.: I tak wiedzą, że zrobię to, na co mam ochotę. Nie ma na mnie rady. Dla mamy najważniejsze jest to, czy się uśmiecham i czy jestem w dobrej formie.
J. P.: A jesteś w dobrej.
– Przed Wami trudny czas. Nie wiadomo, jak płyta będzie przyjęta.
J. P.: Człowiek chce, aby go dobrze rozumiano. Jeżeli jednak będzie klapa, to nie uznamy tego za tragedię. I tak będziemy dalej nagrywać różne rzeczy.
A. L.: Na pewno nie weselno-popowe piosenki, w kierunku których byłam popychana.
J. P.: Anita jest bardzo uparta. Dąży do celu cierpliwie, wybrała swoją drogę. Ja to szanuję. A poza tym ma talent, którego jeszcze w pełni nie pokazała!
A. L.: Dzięki Johnowi nabrałam dużej odwagi. Teraz nie zatrzymam się ani na chwilę, nie dam się już do niczego zmusić. Mam wsparcie w Johnie, on jeden wie, do czego jestem zdolna.
– I dlatego go kochasz?
A. L.: Uwielbiam go pasjami. Ale nie wiem właściwie dlaczego.
– Anita powiedziała, że dałeś jej odwagę. A co ona dała Tobie?
J. P.: Tylko nie rozmawiajmy o stereotypach: młoda laska itd. Myślę, że mnie w jakiś sposób otworzyła. Ja jestem typem samotnika. Poza tym ogarnęła mój chaos, bo mimo że jest szalona, w gruncie rzeczy to osoba pragmatyczna. Jestem dla niej pełen podziwu.
A. L.: Z nas dwojga jestem zdecydowanie lepiej dopasowana do życia. Kontaktuję się w naszych sprawach ze światem. Załatwiam interesy w urzędach. John natomiast bardzo wiele wnosi do naszego wspólnego życia. Wrażliwość i wiedzę. Opiekuje się nami w domu, należy do osób, które na dwa dni przed wyjazdem są już spakowane, wszystko jest ułożone.
– Boicie się latać?
A. L.: Ostatnio tak.
J. P.: Dziwne.
– Może dlatego, że macie teraz wiele do stracenia?
J. P.: Na pewno.
A. L.: Świat wiele by stracił, gdyby John – odpukać – zginął. Dla mnie jest on najbardziej utalentowanym muzykiem w tym kraju. Ma najlepszy głos i największego czuja muzycznego.
– Fantastycznie, kiedy kobieta mówi mężczyźnie takie rzeczy?
J. P.: Wspaniale.
A. L.: I jest najbardziej męskim facetem, jakiego w życiu spotkałam. Gdyby ktoś chciał wyrządzić mi krzywdę, zabiłby go.
J. P.: Jestem do tego zdolny. Ale na szczęście mam taki ryj, że nikt nas nie zaczepia.
A. L.: Nie mów tak o sobie. Mnie zaskoczyły u ciebie takie cechy charakteru, których nigdy bym w tobie nie podejrzewała.
J. P.: Co na przykład?
A. L.: Niezwykła czułość, opiekuńczość. Myślałam, że jesteś macho, masz silny charakter i nigdy nie mówisz „kochanie”. A mówisz.
J. P.: co? Jestem ciapa?
A. L.: Skądże. Nie jesteś ciapa. Jesteś nowoczesnym facetem, rozumiejącym potrzeby kobiety.
J. P.: Anita ma podobne do mojego poczucie humoru. I bywa czasami bardzo uparta. I czasami głuszy człowieka w rozmowie, bo chce powiedzieć swoje. Ale jest przy tym bardzo zabawna i błyskotliwa.
A. L.: No tak, teraz zaczynają się komplementy.
J. P.: Wiem, wiem, że ich nie lubisz. Twoja szczerość nie znosi ładnych słówek. Niech ci więc będzie…
Anita Lipnicka, John Porter, Nagranie programu "Pytanie na Sniadanie", 1.03.2008
Anita Lipnicka i John Porter doczekali się córki, lecz ich miłość nie przetrwała
Bardzo się kochali i z czułością mówili o sobie nawzajem, lecz nie zdołali uniknąć kontrowersji wokół dzielącej ich różnicy wieku. Anita Lipnicka była o 25 lat młodsza od swojego ówczesnego partnera, a wcześniej muzycznego wspólnika. Wiele emocji wzbudziła również okładka VIVY!, na której zapozowali nago w rozpalającej zmysły sesji. Na dodatek nigdy nie zdecydowali się na ślub i przez cały okres wspólnego życia funkcjonowali w relacji nieformalnej. W 2006 roku ich los odmieniło przyjście na świat ich wspólnej córki, Poli Porter. Nastolatka to największa duma swoich sławnych rodziców! Miała szczęście dorastać w zgranej i szczęśliwej rodzinie - nawet wtedy, gdy związek piosenkarki i rockmana niespodziewanie przeszedł do historii po dwunastu latach.
ZOBACZ: Jest jej szczęściem i spełnieniem. Anitę Lipnicką łączy z córką wyjątkowa więź
Anita Lipnicka i John Porter zdecydowali, że pisana jest im przyjaźń, a dalsze podtrzymywanie miłości nie ma sensu... Jednak był to dla obojga szczególnie wymagający czas, z którym musieli sobie poradzić. „Umierałam i myślę, że John też, kiedy nasza relacja gasła. Ta relacja była bardzo mocna, zaowocowała trzema płytami i jednym dzieckiem, które do dziś wychowujemy wspólnie”, wspominała wokalistka w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”. I dodała, że tylko rozstanie mogło uratować ich relację. „Umieranie się zaczęło, kiedy zrozumieliśmy, że zostało nam jedno wyjście: musimy się rozstać, żeby ocalić to, co pięknego się wydarzyło między nami, bo jak będziemy dalej razem, to będziemy się tylko pogrążać. To była sytuacja, kiedy młoda dziewczyna zakochuje się w mistrzu, a za kilkanaście lat ona jest już gdzie indziej".
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Katarzyna Dowbor i Tadeusz Winkowski byli zaręczeni. Do ślubu jednak nigdy nie doszło
Artyści pozostali dzięki temu w przyjacielskich relacjach. Wspólnymi siłami zadbali o zapewnienie Poli wspaniałego dzieciństwa. Córka połączyła ich na zawsze. Taki stan rzeczy odpowiada wszystkim członkom rodziny. „Z Anitą byliśmy razem 24 godziny na dobę: pracując, żyjąc, wychowując dziecko. Spaliliśmy się. Teraz mamy superkontakt i świetny układ, ale kiedy byliśmy w związku, przyszedł taki moment, że strasznie się męczyliśmy. Nie było w tym niczyjej winy, po prostu żyliśmy zbyt blisko siebie", tłumaczył John Porter w VIVIE! w 2022 roku.
Gratulujemy podejścia i całej rodzinie życzymy wszystkiego dobrego!
Anita Lipnicka, John Porter, Sopot 16.07.2006