Gdy przestali wierzyć w miłość, ona niespodziewanie zapukała do ich drzwi. Ta historia to gotowy scenariusz na film
„Odkąd jesteśmy razem, liczy się tu i teraz”, mówią Agata Wątróbska i Janusz Chabior

Historia ich miłości to gotowy scenariusz na film romantyczny. Janusz Chabior i Agata Wątróbska od kilku lat tworzą szczęśliwy związek małżeński. Poznali się w 2014 roku, ale w tamtym momencie wielkie uczcie nie było im pisane. Kiedy spotkali się kilka lat później… wszystko potoczyło się błyskawicznie! Jak wygląda ich miłość?
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u i Viva Historie 19.02.2025 r.]
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Tak poznali się Janusz Chabior i Agata Wąróbska
Skupiali się na budowaniu własnej kariery, spełniali się przed kamerą i na scenie, ale wciąż czegoś im brakowało. Każde z nich ma na swoim koncie bagaż osobistych doświadczeń. Z pierwszą żoną aktor doczekał się syna Nikodema. Jednak ich relacja nie przetrwała próby czasu. W pewnym momencie przestał wierzyć, że miłość go odnajdzie. Podobne myśli towarzyszyły Agacie Wątróbskiej, która przyzwyczajała się do wizji staropanieństwa. „Mam w sobie potrzebę zakochania się na zabój i pewności, że to ta właściwa osoba”, zwierzała się w programie Demakijaż. Nieoczekiwanie miłość zapukała do ich drzwi.
Dzieli ich 18 lat, a łączy o wiele więcej – miłość, pasja i poczucie humoru. Trwają u swojego boku w najpiękniejszych, jak i w najtrudniejszych życiowych momentach. Są razem w życiu i czasami na tej samej scenie. Z uśmiechem kroczą wspólną ścieżką. Agata Wątróbska i Janusz Chabior w 2014 roku spotkali się na planie filmu, ale na tym się skończyło. „Widać, to nie był nasz czas. Musieliśmy jeszcze trochę przeżyć osobno, nie byliśmy wtedy na siebie gotowi”, opowiadał aktor w jednym z wywiadów dla Gali.
Czytaj też: Syn Janusza Chabiora podszedł w ślady ojca. Jest do niego bardzo podobny
Cztery lata później los znów splótł ich losy. Zostali zaproszeni na imprezę sylwestrową do wspólnych znajomych. Od słowa do słowa okazało się, że… trafiła ich strzała Amora! Janusz Chabior był zaskoczony, że taka fantastyczna dziewczyna przyszła na domówkę sama. I co ciekawe, nie pamiętał koleżanki ze wspólnego planu filmowego. Rozmowa płynęła, a czas mijał.
„Szybko jednak okazało się, że Agata jest akurat bez pary. I jak się do siebie przysiedliśmy, tak już zostało. Od początku bardzo dużo się śmialiśmy, żartowaliśmy. A nasza wielogodzinna rozmowa skończyła się wspólnym selfie z gorącym pocałunkiem”, dodawał w Gali. Stali się nierozłączni, a potem wszystko potoczyło się naturalnie. Okazało się, że wiele ich łączy, poznawali się nawzajem i wspólnie patrzyli w przyszłość. W sierpniu 2019 roku byli już zaręczeni. Aktor oświadczył się ukochanej na Sycylii w pięknym miasteczku Corleone tuż przy katedrze. To tam usłyszał od Agaty: „Tak, chcę być twoją żoną”
Ślub Agaty Wątróbskiej i Janusza Chabiora
W pandemii, 20 czerwca 2020 roku zakochani stanęli na ślubnym kobiercu w Klasztorze Kamedułów na Bielanach. To było dla nich poruszające wydarzenie. „Agata przysięgała Bogu, a ja miłości. Bardzo się wzruszyliśmy i to był chyba najpiękniejszy dzień mojego życia”, dodawał. Aktor w rozmowie z Polsat Cafe. Potem w ich mieszkaniu na warszawskich Zawadach odbyła się skromna uroczystość. Goście biesiadowali do rana przy dźwiękach muzyki. „Rozmawialiśmy, tańczyliśmy, piliśmy wino, jedliśmy pizzę. W otoczeniu bliskich. Piękny czas”, zwierzał się Janusz Chabior.
Dziś wiedzą jedno - miłość, która ich spotkała jest najpiękniejszych prezentem od losu. „We dwójkę łatwiej. Można o siebie dbać, opiekować się. Poszerza się horyzont”, opowiadał gwiazdor w rozmowie z Twoim Stylem.
W pracy również świetnie się dogadują. Rok temu Janusz Chabior pojawił się w spektaklu „Najdroższy”, wyreżyserowanym przez Agatę Wątróbską. Aktorka także pojawiła się na scenie. „Zdaliśmy ten egzamin, specjalnie nie pokłóciliśmy się, do rozwodu nie doszło, kochamy się, chyba bardziej, niż się kochaliśmy, więc jest wszystko dobrze. Jestem z niej bardzo dumny, że tak świetnie dała radę”, opowiadał Janusz Chabior w komentarzu dla PAP.
Dziś, 17 lutego aktor świętuje 62. urodziny. Z tej okazji ukochana złożyła mu wyjątkowe życzenia, do których dołączyła kompilację zabawnych filmików z udziałem męża. „Kochanie! Najlepszego! Niech Twoje życie maluje się w najpiękniejszych kolorach! Kocham Cię”, wyznała.
My również życzymy wszystkiego, co najpiękniejsze!
Z okazji urodzin artysty przypominamy wspólny wywiad pary, który ukazał się na łamach VIVY! w 2022 roku. Rozmowę przeprowadziła Beata Nowicka.
Janusz Chabior i Agata Wątróbska o swojej miłości w wywiadzie VIVY!
Dzieli ich 18 lat różnicy wieku, ale łączy… wszystko. Prawie. Miłość, lojalność, bliskość, talent, poczucie humoru. Agata Wątróbska i Janusz Chabior w dowcipnej i pełnej czułości rozmowie opowiadają Beacie Nowickiej o tym, dlaczego mówią o sobie, że są niczym „para dobrych zdunów stawiających piec”, ukochanych psach i… małżeńskim kalendarzyku. Ale też o wierze i magii ślubnej obrączki.
Każdy związek to wyzwanie, ale kiedy dwoje ludzi uprawia ten sam zawód, są narażeni na dodatkowe niebezpieczeństwa, na przykład rywalizację, zazdrość o karierę…
Janusz: Gdybyśmy rywalizowali o jedno ostatnie wolne miejsce w kadrze Polski, na przykład w scrabble, odstąpiłbym je bez walki Agatce. Jestem jej zagorzałym kibicem i fanem. Jej szczęście jest moim szczęściem. Cieszy mnie to, że kariera Agatki bardzo fajnie się rozwija. Właśnie rozpoczyna nowy serial, poza tym zaczynamy wspólne projekty teatralne, żeby być bliżej siebie.
Agata: Nie szukamy dodatkowych niebezpieczeństw. Świat ich ostatnio dostarcza w nadmiarze. Odnaleźliśmy się w tym świecie nie po to, by sobie zazdrościć czy rywalizować. Wybieramy bliskość i czułość, a kariera i sukcesy za tym idące są tylko dla nas nagrodą, a nie celem. Już w podstawówce zwróciłam uwagę na Chabiora, jak go widziałam w telewizorze kineskopowym Otake (śmiech). Lubię granie charakterystyczne, po całości, bo sama takie uprawiam. Mamy podobny gust, poczucie humoru, wspieramy się zawodowo i bardzo cenimy. Gramy do jednej bramki, jak któreś strzeli gola, to przy asyście drugiego.
Janusz: Jesteśmy jak para dobrych zdunów stawiających piec. Piec ma ciągnąć, a nie dymić do izby.
Ładnie Pan to ujął! Można nauczyć się czegoś od męża?
Agata: Można. Ja, podobnie jak nasz prezydent, uczę się cały czas
(śmiech). Mój mąż nauczył mnie na przykład, jak wejść na pokład samolotu, kiedy bramki były już zamknięte od 10 minut. Zaznaczę tylko, że sytuacja miała miejsce na Sycylii, więc znana buźka Mister Chabiora nie pomogła, ale jego urok osobisty tak. A na poważnie, to Januszek uczy mnie przede wszystkim dystansu do siebie, do świata, ma cudowne poczucie humoru i jest niesamowitym optymistą. Wszystko widzi w jasnych barwach. Ja mam w sobie dużo lęków. Januszek nauczył mnie patrzeć w przyszłość bardziej pozytywnie. Martwi mnie sytuacja na świecie: kryzys klimatyczny, pandemia. Wojna zmiażdżyła mnie psychicznie, strasznie boję się takich rzeczy. Od Januszka uczę się żyć chwilą, liczy się tu i teraz.
Janusz: Mówię Agatce, że w tej całej koszmarnej sytuacji pozytywne jest to, że mamy siebie. Gdyby coś się stało, będziemy o siebie dbać, opiekować się sobą. A jeśli chodzi o fobie Agatki, to przyjąłem rolę kilera w naszym domu. Jestem facetem od uśmiercania wszelkich insektów, które mają czelność wpełznąć do domu przez taras. Tylko usłyszę: „Januszek, pająk!” i ruszam do akcji…
Agata: Szkoda tylko, że wszystkie włażą, kiedy ciebie nie ma (śmiech).
Janusz: Bo mają szósty zmysł, knują: „Słuchajcie, Chabiora nie ma w domu, Wątróbska siedzi sama, pobawmy się z nią trochę…” (śmiech).
Agata: Od dwóch dni nie śpię w sypialni, bo pod sufitem siedzi dziad…
Janusz: Już z nim gadałem, spakował manatki, a na odchodne powiedział: „Współczuję! Twoja kobieta strasznie chrapie”.

Nie nudzi się Pani z takim mężem… Ciekawe, jakie fobie męża Pani musiała ogarnąć?
Agata: Na szczęście w tej rodzinie limit fobii ja wyczerpuję. Januszek ma lęk przed samotnością. Sprawiłam tylko, a może aż tyle, że ma dom, do którego lubi wracać. Gdzie czeka na niego żona z kochającym pieskiem.
Janusz: No tak. Kariera dobrze się rozwijała, pieniądze były, ale czegoś ważnego brakowało. Myślałem o tym, czy uda mi się znaleźć kogoś, z kim będę mógł dzielić życie. Okazało się, że jestem szczęściarzem. Pojawiła się Agatka.
Agata: Na słynnej imprezie sylwestrowej – od której wszystko się zaczęło – nie pamiętał mnie ze wspólnego planu filmowego. Janusz tak średnio rozpoznaje i zapamiętuje twarze. Uwielbiam to u niego. Zawsze mnie śmieszy ten moment, kiedy woła mnie na film i potrafi pomylić Judi Dench z Julią Roberts (śmiech).
Janusz: Jakiś czas temu koleżanka zaprosiła mnie na swój spektakl. Głupio mi było, bo nie rozpoznałem jej na scenie. Oczywiście koleżanka nie grała Lady Makbet, tylko jedną z fordanserek. Czytałem wspaniałą książkę Olivera Sacksa „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”. Tam były przypadki kliniczne, ale obrazowo pokazują, jak krętymi ścieżkami podąża nasz mózg.
Też czytałam tę książkę. Zresztą to mózg sprawia, że kogoś kochamy. Serwuje nam koktajl chemiczny, który wprowadza nas w euforię. Pan szukał tej miłości czy sama się znalazła?
Janusz: Zawsze, kiedy szukałem, to nie znajdowałem. Całe moje dotychczasowe życie nauczyło mnie, że – wbrew amerykańskim podręcznikom – nasz wpływ na to, jak będzie wyglądała nasza przyszłość, jest marginalny. Oni twierdzą, że trzeba codziennie wizualizować marzenia, żeby się spełniły. Jeśli chcesz zostać prezydentem, musisz to projektować w głowie każdego dnia. No cóż, może niektórym dodaje to wiary w siebie, we własną sprawczość, ale z pozycji swoich 60 lat wiem, że los zamiast spełnienia marzeń przynosił mi coś zupełnie innego. Im bardziej na coś napierałem, tym mniejsza była szansa, że to dostałem. Fajne rzeczy przychodziły same. Niefajne również. Zawsze kierowałem się sercem. Życie jest tak skomplikowane, że nie da się zastosować żadnego wzoru. W końcówce spektaklu „Pozytywni”, w którym gramy z Agatką w Teatrze Garnizon Sztuki, mówię: „Miałem sen, umarł Einstein, poszedł do nieba, stanął przed Panem Bogiem i pyta: »Panie Boże, jak to jest z tym światem?«. Pan Bóg na to: »Bardzo prosto, jest na to wzór«. Wziął kredę, podszedł do tablicy i zaczął pisać, mrucząc pod nosem: »Tanta ranta, pam, pam, pam, niewiadoma dzielona przez pierwiastek do sześcianu razy silnia w mianowniku do nieskończoności… pamparampa pam«. Napisał, otrzepał dłonie i powiedział: »Widzisz, Einstein, tak to jest z tym światem«. Einstein patrzy, liczy i w pewnym momencie mówi: »Ale zaraz, chwileczkę… Panie Boże, przecież o tu, w tym miejscu jest błąd«. Pan Bóg się uśmiechnął i powiedział: »No właśnie!«”.
Sprawdź też: Ona otworzyła przed nim rodzinny świat, zaś on zapewnił jej poczucie bezpieczeństwa. Dziś razem się uzupełniają
I jaki z tego wniosek?
To Pana drugie małżeństwo, nie wypominam, po prostu stwierdzam fakt. Zastanawiał się Pan: uda się czy nie?
Janusz: Pewien doświadczony przez życie i związki małżeńskie kolega po czwartym rozwodzie wyznał: „Słuchaj, muszę ci powiedzieć, że nie ma co szukać. Każda kolejna była gorsza” (śmiech).
Agata: Babcia mojej koleżanki mawiała: „I tak koniec końców wszystkim tak samo śmierdzą skarpety”. W związku najważniejsze jest, żeby się lubić. Oczywiście można się zakochać bez pamięci, wręcz oszaleć z miłości, ale i tak prędzej czy później dopadnie nas proza życia. Wtedy ważne jest, żeby nie sięgać po przysłowiową nową parę skarpet, ale spróbować przyglądnąć się tej starej, czy aby na pewno nie uda się jej jeszcze
naprawić. Sięgnąć do starej, zapomnianej techniki cerowania i niteczka po niteczce jakoś łatać te wszystkie żale i nieporozumienia.

Wybraliście małżeństwo, a nie związek partnerski, dlaczego?
Janusz: Mężczyzna w obrączce jest sexy. To symbol, który wiąże się z tym, że muszę być odpowiedzialny za moją rodzinę. Taki mój totem. Amulet.
Agata: Jestem osobą wierzącą. Bez względu na to, jak bardzo nasz obecny rząd i niektórzy kościelni hierarchowie starają się zbrzydzić nam religię, dla mnie wiara pozostała ważna. Chciałam mieć ślub kościelny.
Janusz: Jestem osobą niewierzącą, ale dla mnie również było to magiczne przeżycie, bo wyjątkowy był człowiek, który udzielał nam ślubu. Człowiek to słowo klucz. Wojciech Drozdowicz, proboszcz parafii na Bielanach. Wchodząc w przestrzeń jego kościoła, słuchając, co mówi i jak mówi, czułem, że on nie jest urzędnikiem, tylko bardzo bliską mi osobą. Była w tym miłość rodzica. Ksiądz Wojciech ma piękny umysł. Jest wrażliwy na dobro, na drugiego człowieka.
Agata: W zasadzie to Januszek powiedział już wszystko. Po prostu czuliśmy, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Czasami księża traktują dorosłych jak dzieci. On nas potraktował poważnie. Szybko nawiązała się między nami nić porozumienia, nie oceniał nas, rozmawialiśmy jak równi z równym, szczerze, bez moralizującego kościelnego tonu.
Janusz: To był jeden z najbardziej wzruszających momentów w moim życiu. Kiedy powiedzieliśmy sobie „tak”, wszyscy płakali. Braliśmy ślub w pandemii. Udało nam się uniknąć hucznego wesela z bigosem. Była pizza, białe wino i garstka najbliższych ludzi.
„Miłość nie polega na tym, żeby spoglądać sobie w oczy, tylko żeby patrzeć w tym samym kierunku” – mówił Mały Książę. Macie własną definicję partnerstwa?
Janusz: Żyjemy bez definicji.
Agata: Lubimy niespodzianki.
Janusz: Bierzemy wspólnie odpowiedzialność za wszystko. Czasami prowadzimy gorące spory. Kiedy ja mówię, że tak powinno być, a Agata woli inaczej, rzucamy granaty.
Agata: Ale wiemy, kiedy należy złożyć broń. Jeśli są dobre intencje, znajdzie się porozumienie.
Janusz: Brzmi to słodko, ale czasami nie jest łatwo. Oboje jesteśmy dosyć uparci. Musimy szukać kompromisów, żeby jedna połówka nie zdominowała drugiej. To wymaga wysiłku i czujności. Dobrze w związku nie mieć bielma na oku. O, mam żonę, to już wszystko zblatowane do trumny. Chciałbym zachować swoje sokole oko i zawsze widzieć, czy Agatka jest szczęśliwa.
Od razu zaprojektowaliście wspólną przyszłość?
Janusz: U nas wszystko działo się szybko. Agata miała swoje mieszkanie, ja swoje. Pytanie, gdzie będziemy budować wspólne życie – u mnie czy u niej? Odpowiedź była prosta – szukamy mieszkania. Znaleźliśmy. Teraz tylko trzeba je urządzić. Wydawać by się mogło – czysta przyjemność. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że mamy różne wizje urządzenia tego mieszkania. Na przykład żaluzje w stylu amerykańskim, które uwielbia Agatka, nie pasowały mi do tego miejsca.
Janusz: No cóż, jestem 63. rocznik…
Agata: Najlepszy rocznik…
Janusz: W każdym razie miałem inny pomysł, przede wszystkim chciałem, żeby te okna, które wydawały mi się cudowne, bo otaczają cały salon, zostały nagie. Zmierzając do meritum, stałem twardo na swoim stanowisku: „Sorry, malutka, żadnych żaluzji”.
Agata: Wtedy ja zadziałałam sposobem. Powiedziałam, że przynajmniej muszę mieć żaluzje w sypialni, bo zasypiam tylko w ciemności. Kiedy panowie przyszli je zamontować, Januszka akurat nie było w domu i poprosiłam, żeby przy okazji zmierzyli okna w salonie. Powiedziałam: „Panowie, mam przeczucie, że jutro zadzwonię do was z kolejnym zamówieniem”. Januszek wszedł do domu, zobaczył sypialnię i…
…zmienił zdanie.
Janusz: Pomyślałem, że jak coś jest naprawdę fajne i pasuje, to po co upierać się przy swoim. Dałem Agatce wolną rękę w urządzeniu naszego domu i zrobiła to cudownie. Wszyscy nasi goście to potwierdzają. Urodzona projektantka wnętrz.

Czyli to Agata rządzi w domu?
Janusz: Czasami (śmiech). Jest bardziej zorganizowana. Ja jestem Wodnik. Jest wokół mnie trochę chaosu. Dom to poważna instytucja. Także to ona często dzierży tekę ministra spraw domowych. Jesteśmy jak dwa żywioły, ale przez to jest ciekawie.
Agata: Janusz przez napięty harmonogram pracy koncentruje się tylko na dniu kolejnym. Reszta tygodnia to dla niego czarna dziura. Batman, pies, którego 13 lat temu Januszek przygarnął ze schroniska, wszystko zmienił. Przez ostatni rok życia nie widział, nie słyszał, nie chodził. Zapewnialiśmy mu opiekę paliatywną 24 godziny na dobę. Czasami bywało ciężko. Janusz w swoim roztrzepaniu zapominał, że ma jakieś zdjęcia i nie może zaopiekować się psem.
Janusz: Krótko mówiąc, dawałem dupy. Zawsze miałem tak dużo zajęć, że planowałem tylko dzień do przodu. Nagle musiałem nauczyć się planować z miesięcznym wyprzedzeniem. Pomyślałem, że skoro mam rachmistrza w domu, niech to koordynuje. Agatka zarządziła: „Zrobimy grafik, ja swoje zajętości zaznaczę na różowo, a twoje na zielono”. Czyli mamy nasz kalendarzyk małżeński.
Agata: (śmiech) Bardzo się przydaje.
Janusz: No i teraz pomaga nam w opiece nad Heńkiem.
Sprawdź też: Żona Andrzeja Seweryna stanowczo o relacji z aktorem: "Nie ochraniam legendy"
Następcą Batmana, psim uchodźcą z Ukrainy.
Agata: Wszystkie znaki na niebie mówiły, że będzie nasz. Jego zdjęcie wyskoczyło mi na Facebooku parę dni po odejściu Batmana. Był do niego bardzo podobny. Został przywieziony pierwszym transportem rannych psów do Fundacji „Ada” w Przemyślu.
Janusz: Trzynaście lat wcześniej z tego miejsca zabrałem Batmana.
Agata: Heniek miał poranione tylne łapy. Na szyi obrożę „Fuck Putin”. Groziła mu amputacja. Dzięki lekarzom z Ady łapy zostały uratowane.
Janusz: Tam też uratowano zmaltretowanego Batmana.
Agata: Kiedy przyjechaliśmy do schroniska, miałam na sobie dres identycznego koloru co bandaże Heńka na łapach. Kiedy już wreszcie się spotkaliśmy, od razu położył głowę na moich kolanach. Poszliśmy na długi spacer, a jak z niego wracaliśmy, Henio stał się bardzo kłótliwy i warczał na wszystkie psy w pobliżu.
Janusz: Wysyłał im jasny komunikat: „Odwalcie się od nich, oni są moi. To moja rodzina”. Przyjechał w tak kiepskim stanie, że przez kilka tygodni „naprawiano” go jeszcze w Fundacji „Ada”. W międzyczasie pojechaliśmy z Agatką na Florydę i Kubę. Pamiętam, że wróciliśmy wieczorem, wypraliśmy gacie, na drugi dzień rano wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Przemyśla po Henryka. Moja żona jest z Przemyśla…

Znak!
Agata: Pytała nas pani, co sobie nawzajem daliśmy… Przy Januszu zrozumiałam, że powiedzenie „Kto z kim przestaje, takim się staje” ma sens. Mam taką „przypadłość”, że w mojej obecności pada elektronika, wysiadają różne sprzęty. Mam nadzieję, że nagra się pani ten wywiad (śmiech). Odkąd się tutaj sprowadziliśmy, mamy telewizor, który żyje własnym życiem, sam się włącza i wyłącza. Tak samo z dekoderem. Do tego zmywarka, której ja nie mogę włączyć, bo reaguje tylko na Janusza. Dostałam od męża nowy telefon, który miał być niezawodny, ale… zacina się, nie słychać mnie, różne funkcje nie działają. Januszowi wyraźnie się to udziela. A ja przejęłam od męża gubienie rzeczy. Jestem roztrzepana i chaotyczna, ale nigdy nie zdarzyło mi się zgubić kluczy czy portfela. Odkąd jesteśmy razem, gubię je non stop, już kilka razy zastrzegałam karty i dowód osobisty. Niesamowite jest to, że Janusz zawsze znajduje rzeczy, które gubi. Kiedy wyjeżdżaliśmy, zgubiłam portfel, a Januszek mówił: „Nie martw się, wróci”. Jak wróci, skoro za trzy dni mamy samolot? Ale rzeczywiście wrócił w nieprawdopodobnych okolicznościach.
To prawdziwa symbioza… Jeden z Pana obrazów – a jest Pan świetnym malarzem – ma cudowny tytuł „Bananowy jest po prostu żywot mój”. Macie bananowe życie?
Agata: Ja akurat bananów nie lubię… (śmiech).
Janusz: Patrząc na kontekst tego, o czym śpiewała grupa Vox, z perspektywy trzech lat bycia w związku mogę powiedzieć, że tak. To koktajl bananowy z dodatkami.
Agata: Z papryczką chili.
Janusz: Jak powiedział klasyk: „Obyś żył w ciekawych czasach”. My w takich czasach żyjemy. Dla mnie ważne jest to, że budzimy się rano razem i możemy na siebie popatrzeć. Agatka śpi w charakterystyczny sposób, który zawsze mnie rozczula. Żartuję, że „na Ramzesa”. Patrzę na nią i cieszę się, że mamy przed sobą kolejny, wspólny dzień. Odkąd jesteśmy razem, liczy się tu i teraz.
Agata: Pierwszy rok naszego małżeństwa spędziliśmy w pandemii. Zostaliśmy uziemieni w naszym nowym mieszkaniu. Straszny czas, lockdown, maski, kwarantanny. My zaraz po ślubie, pełni obaw o to, co się stanie, mieliśmy z powodu zamknięcia teatrów czas tylko dla siebie. Oglądaliśmy filmy, graliśmy w kalambury, przytulaliśmy się. Paradoksalnie pandemia dała nam czas, żeby nacieszyć się sobą.
Janusz: Wtedy powstał nasz kultowy program „Ja, moja garderoba i goście”. Agata narysowała sobie wąsa pod nosem, dziwnie się ubrała, dziwnie zaczęła mówić i tak powstała Pani Redaktor Czesława. Usiedliśmy w szafie, włączyliśmy nagrywarkę i każdej nocy wybierałem jakieś ciuchy z tej szafy, wkładałem je, tworzyłem jakąś postać i w ten sposób Pani Redaktor codziennie, mimo lockdownu, miała w swoim studiu innego gościa.
Program wciąż zachwyca. Co Pan dostał cennego od żony?
Źródło: Viva! 22/2022, Plejada, Gala, Świat Seriali, Interia,
