Bez niego trudno było sobie wyobrazić polskie kino. Śmierć Zdzisława Maklakiewicza owiana jest tajemnicą
Tej zagadki do dziś nie udało się rozwiązać...
W czasach PRL trudno było wyobrazić sobie polskie kino bez niego. Gdyby nie Zdzisław Maklakiewicz, nie byłoby kultowej postaci inżyniera Mamonia z filmu „Rejs”. Tragiczna śmierć aktora do dziś owiana jest tajemnicą... W tej kwestii nie brakuje teorii, które do dziś pozostają niewyjaśnione.
Zdzisław Maklakiewicz – kariera
Zdzisław Maklakiewicz był istotną postacią w polskim kinie w czasach PRL. Do dziś kojarzony jest głównie z rolą inżyniera Mamonia w filmie „Rejs”, był jednak aktorem wyrazistym, wszechstronnym i bardzo charakterystycznym, z ciętym poczuciem humoru. Był również stałym bywalcem warszawskich lokali. To właśnie w jednym z nich doszło do sytuacji, która była przyczyną jego zagadkowej śmierci... Oficjalna wersja, jaką podawała prasa, głosiła, że aktor zmarł wskutek nieleczonej cukrzycy. W wersję tę nikt jednak nie wierzył. Zamiast tego panowało przekonanie, że zgon Zdzisława Maklakiewicza ma związek z brutalną interwencją milicjanta, pomyłką sanitariusza i... udziałem w bójce po stanięciu w obronie prostytutek.
Zanim został aktorem był żołnierzem Armii Krajowej, a po wybuchu Powstania Warszawskiego – jednym z jego uczestników. Po zakończeniu powstania Zdzisław Maklakiewicz trafił do niemieckiego obozu jenieckiego Stalag XVIII C Markt-Pongau w Reinsbach, a we wrześniu 1945 roku wrócił do Polski. Niedługo później, w 1950 roku, ukończył studia aktorskie w Krakowie. „Trzeciego dnia powstania idę z kumplem ulicą, a tu nagle jak nie trzaśnie bomba. Prysnęliśmy do dwóch bram, w dwie różne strony. Dziś kumpel jest wiceministrem, a ja drugorzędnym aktorem. I to dlatego, że ja wpadłem do bramy z kobietami i dziećmi, a kumpel do tej, w której stali chłopcy z Armii Ludowej”, tak w jednej z anegdot wyjaśnił wybór zawodu.
Z czasem zatrudniał się w wielu teatrach, w których doceniano jego talent. Występował w Krakowie, Warszawie, Gdańsku czy Wrocławiu, a w 1959 roku miał swój debiut filmowy, jako student prawa we „Wspólnym pokoju”. Na swoim koncie Zdzisław Maklakiewicz ma wiele wspaniałych kreacji aktorskich, filmowych i teatralnych, między innymi: „Rejs”, „Hydrozagadka”, „Stawka większa niż życie”, „Wakacje z duchami”, „Jak rozpętałem II wojnę światową”, „Czterdziestolatek”, „Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy” czy „Brunet wieczorową porą”. Największą popularność zyskał dzięki duetowi z Janem Himilsbachem, z którym wystąpił w filmach „Wniebowzięci”, „Jak to się robi” czy właśnie „Rejs”. Prywatnie obaj panowie się przyjaźnili i nie stronili od alkoholu. O ich relacji zwykło się mówić, że Maklakiewicz i Himilsbach są jak wódka i kac.
Czytaj też: Andrzej Sikorowski z grupy „Pod Budą” jest z żoną ponad 40 lat. Tworzą polsko-greckie małżeństwo
Zdzisław Maklakiewicz, kadr z filmu "Dancing w kwaterze Hitlera", 1968 rok
Zdzisław Maklakiewicz nie stronił od alkoholu i imprez
Aktor i jego koledzy po fachu uwielbiali spotkania z przyjaciółmi, imprezy, a także alkohol. To nie pomagało mu w prywatnym życiu... Zdzisław Maklakiewicz poślubił Renatę Firek, aktorkę, z którą doczekał się córki Marty. Po kilku dekadach to właśnie ona napisała książkę „Maklak. Oczami córki”. „Ojciec zagrał ponad sto ról, był idolem dla wielu osób, ale role męża i ojca zagrał źle. Bimbał sobie ze wszystkiego (...) ojciec zazwyczaj był pijany. Ludzie kochali Maklakiewicza, widzieli w nim wspaniałego aktora o nieprzeciętnej osobowości, który sypał dowcipami. A ja chciałam opowiedzieć o swoich uczuciach. Ta książka jest dla mnie formą terapii, w którymś momencie pomyślałam sobie, że może warto mu wybaczyć”, mówiła w jednym z wywiadów o powodzie powstania książki.
W Warszawie krążyły legendy o hulaszczym trybie życia Zdzisława Maklakiewicza i Jana Himilsbacha. Mówiono o wizytach aktora w eleganckich restauracjach i jednocześnie o pijaństwie w knajpach cieszących się gorszą sławą. Podobno nawet nie można było znaleźć w mieście członka półświatka, z którym nie napiłby się „pan Zdzisio”. Niestety 10 października 1977 roku w gazetach pojawiła się przykra informacja o śmierci aktora. Podawano, że zmarł 9 października z powodu powikłań po nieleczonej cukrzycy. Jak stwierdził milicyjny patomorfolog, Zdzisław Maklakiewicz miał zapaść w śpiączkę, z której już się nie obudził. Jego śmierć była wielkim szokiem dla całego środowiska filmowego. To właśnie w jej dniu aktor świętował z przyjaciółmi przyznanie Złotej Kamery produkcji „Przepraszam, czy tu biją?”.
Nikt nie mógł uwierzyć w to, że Zdzisław Maklakiewicz odszedł, oraz że przyczyną jego śmierci była choroba. Bardzo często przytaczano fragment rozmowy telefonicznej Jana Himilsbacha i matki aktora parę dni po jego pogrzebie. „Jest Zdzisiek?”, miał pytać Jan Himilsbach. „Ależ panie Janku, przecież umarł! Był pan przecież na pogrzebie...”, odpowiadała Czesława Maklakiewicz. „Wiem, k**wa..., ale nie mogę się z tym pogodzić”, tłumaczył przyjaciel zmarłego. Prawie nikt z jego bliskich nie wierzył w oficjalną przyczynę jego śmierci, jaką podawały komunistyczne media. Wspierały ją zarówno władze, jak i służby mundurowe, jednak tak naprawdę nikt nie wiedział, co się wówczas wydarzyło. Jedyną osobą, która znała prawdę była matka aktora, ale aż do śmierci nie chciała opowiadać o ostatnich chwilach życia swojego syna. Marta Maklakiewicz dowiedziała się o śmierci ojca, gdy była w pracy w Szwecji. To właśnie ona próbowała wyjaśnić tę zagadkę.
Zobacz także: Chciała zrezygnować z aktorstwa, dzisiaj podbija Hollywood. Droga Joanny Kulig do sławy była niezwykle kręta
Tajemnica śmierci Zdzisława Maklakiewicza
Po odejściu aktora nie brakowało różnych teorii, co do przyczyn śmierci. W każdej z nich odpowiedzialny za nią był ktoś inny. Zdzisław Maklakiewicz rzeczywiście świętował wówczas nagrodzenie filmu „Przepraszam, czy tu biją?”, a po uroczystości wybrał się na spacer i znalazł się w okolicach Hotelu Europejskiego. Tam odpoczywał na jednej z ławek. Następnym potwierdzonym krokiem aktora jest przybycie nad ranem do domu matki, która widziała, w jak złym stanie był. Zabrano go do szpitala, jednak nie udało się uratować jego życia... Pojawiła się więc teoria, że powodem śmierci aktora był błąd sanitariusza, który pacjentowi z zaawansowaną cukrzycą podał glukozę. Kolejna plotka głosiła, że Zdzisława Maklakiewicza brutalnie pobili milicjanci, którzy znaleźli go śpiącego na ławce.
Jeszcze inna wersja wydarzeń z tego tragicznego dnia zakłada, że Zdzisława Maklakiewicza obudziły prostytutki. Znały go i chciały, by pomógł im wejść do lokalu Kamieniołomy znajdującego się w podziemiach Hotelu Europejskiego. „Widocznie znał te panie albo zadziałał jego szarmancki stosunek do kobiet. Doszło do scysji z bramkarzami, wezwano milicję. Naoczni świadkowie twierdzą, że jakiś ORMO-wiec czy milicjant uderzył tatę pałką”, pisała w swojej książce Marta Maklakiewicz. Pojawiła się także teoria, że wieczorem lub w nocy aktor został pobity przez zazdrosnego męża kwiaciarki z Krakowskiego Przedmieścia. Agresor miał go skatować za to, że Zdzisław Maklakiewicz miał wdać się w romans z jego żoną.
Przez lata tajemnicę śmierci Zdzisława Maklakiewicza próbowała rozwikłać jego córka. Niemal cztery dekady po tej tragedii napisała w swojej książce „Maklak. Oczami córki”: „Po pogrzebie taty próbowałam wiele razy zrekonstruować wydarzenia tamtej październikowej nocy w 1977 roku. Rozmawiałam z wieloma przyjaciółmi i znajomymi ojca”. Niestety przez zmowę milczenia milicjantów nie udało jej się ustalić faktów. Mimo różnych wersji wydarzeń, funkcjonariusze przybyli na miejsce nigdy nie zostali przesłuchani, a ich dane utajniono. „Niestety, nikt nigdy nie wyjaśnił do końca przyczyn śmierci ojca. A miejska legenda o lekarzu pogotowia, który w drodze do szpitala zabił go zastrzykiem z glukozy, zwyczajnie nie ma sensu, bo przy niedocukrzeniu glukoza tylko by mu pomogła”, wyznała Marta Maklakiewicz w wywiadzie dla Pani.
Czytaj również: Magda Umer, Krystyna Janda i Zuzanna Łapicka stworzyły wyjątkowe trio, które przerwała śmierć jednej z nich