Nagrodzony Złotą Palmą w Cannes Parasite to jeden z najbardziej oryginalnych filmów roku
Przeczytaj naszą recenzję!
Takie filmy lubimy najbardziej. Pomysłowe, oparte na oryginalnym koncepcie, prowokujące, bezkompromisowo komentujące współczesną rzeczywistość. Zaledwie kilka dni temu podjęto decyzję o tym, że Parasite zostanie południowokoreańskim kandydatem do Oscara. Wcześniej został nagrodzony Złotą Palmą na festiwalu filmowym w Cannes. W polskich kinach film Joona-ho Bonga będzie można obejrzeć od 20 września.
„Parasite”. Opis fabuły
Rodzina Kim Ki-taeka (Kang-ho Song) żyje na krawędzi biedy. Zamieszkując piwnicę w biednej dzielnicy, robią co mogą, by egzystować jak najtańszym kosztem. Internet podkradają sąsiadom, a karmią się na darmowych stołówkach dla kierowców. Okazja na poprawę tej sytuacji nadarza się wraz z propozycją, jaką otrzymuje młody Ki-woo (Woo-sik Choi). Kolega namawia go, by zastąpił go na stanowisku prywatnego nauczyciela pochodzącej z bogatej rodziny młodej dziewczyny (Ji-so Jung). Otrzymanie posady wymaga trochę inicjatywy, ale dzięki graficznym umiejętnościom siostry Ki-jung (So-dam Park) i sfałszowanemu dyplomowi, chłopak zaczyna pracę u Parków. Wkrótce zdaje sobie sprawę, że nowe okoliczności sprzyjają załatwieniu nowych zajęć reszcie rodziny. Pierwsza w życiu Parków pojawia się Ki-jung. Ki-woo przedstawia ją jako znajomą siostry. Rzekomo utalentowana malarka ma zająć się wychowaniem syna pana Parka (Sun-kyun Lee) i jego żony, łatwowiernej Yeon-kyo (Yeo-jeong Jo).
Recenzja filmu „Parasite”
Choć w świadomości przeciętnego kinomana nazwisko Joon-ho Bong nie jest być może kojarzone tak dobrze jak Ki-duk Kim, to ten pochodzący z Korei Południowej reżyser ma na swoim koncie przynajmniej kilka filmów, o których było głośno. Kariera Joona-ho Bonga rozpoczęła się na dobre opartym na faktach thrillerem Zagadka zbrodni z 2003 roku. Trzy lata później jego The Host: Potwór rozbił bank zostając naówczas najbardziej dochodowym filmem w historii południowokoreańskiej filmografii. W kolejnych latach Bong rozpoczął flirt z zachodnim kinem. Najpierw do udziału w filmie Snowpiercer: Arka przyszłości zaprosił Chrisa Evansa, Tildę Swinton czy Eda Harrisa, później dla Netfliksa wyreżyserował głośny Okja. Jednak wiele wskazuje na to, że dość niespodziewanie – biorąc pod uwagę tematyczną woltę z efektownego kina sci-fi w rodzinny komediodramat – to właśnie „Parasite” okaże się największym dotychczasowym triumfem tego jednego z najbardziej oryginalnych reżyserów współczesnego kina. W pełni zasłużenie.
Podobnie jak to było w przypadku Pewnego razu… w Hollywood również i Joon-ho Bong poprosił przed premierą jego filmu w Cannes o to, aby w recenzjach wstrzymać się od spoilerów dotyczących fabuły Parasite. I trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do filmu Tarantino, jest to prośba jak najbardziej uzasadniona. Z pewnością jest Parasite filmem, o którym przed seansem lepiej wiedzieć jak najmniej. Fabuła ukrywa w sobie wiele niespodzianek, które najlepiej odkryć samemu podczas seansu.
Zwiastun filmu „Parasite”
Podobnie jak i zeszłoroczny południowokoreański kandydat do Oscara, film Płomienie, także i „Parasite” bierze na tapetę nierówności we współczesnym społeczeństwie. Robi to jednak w sposób o wiele bardziej przystępny niż w filmie Changa-donga Lee. Osią fabularną filmowego konfliktu jest kontrast pomiędzy koegzystującą obok siebie biedotą reprezentowaną przez Kimów i ostentacyjne bogactwo Parków. Przedzielone zarówno fizycznym jak i metaforycznym murem, który udaje się przeniknąć młodemu Ki-woo, nazywanemu przez bogatych pracodawców Kevinem. Wystarczy jedno pstryknięcie w przycisk domofonu, by chłopak opuścił zasikane zaułki rodzinnej okolicy i znalazł się w spokojnym, zielonym świecie ze szkła i metalu. Wystarczy ta jedna wyrwa, by wkrótce przedostali się przez nią pozostali członkowie rodziny. I choć początkowo nic nie zwiastuje kłopotów, te wkrótce muszą się pojawić. Niezależnie od tego, jakim szacunkiem darzą się członkowie totalnie przeciwnych warstw społecznych, dzieli ich zbyt wiele, by ta utopijna sielanka mogła trwać.
Za sprawą znakomitej reżyserii Joona-ho Bonga, Parasite ogląda się świetnie. Sprzyja temu umiejętne żonglowanie konwencjami, które nie mają przed reżyserem żadnych tajemnic. Komedia z łatwością zmienia się tu w rasowy thriller, a ostra satyra więźnie w gardle w momentach prawdziwej grozy. Wszystkiemu towarzyszy trafny i aktualny komentarz do współczesnego społeczeństwa, który wybiega poza granice Korei i staje się uniwersalny niezależnie od miejsca, które się zamieszkuje. Trafionej w punkt reżyserii towarzyszy warstwa muzyczno-wizualna, w którą wsiąka się z prawdziwą przyjemnością. Operowa muzyka dodaje niby zwyczajnym scenom niezbędnej monumentalności, a wszystko to zostało pięknie zmontowane i sfilmowane kamerą Kyunga-pyo Honga. Parasite to zasłużony zwycięzca Złotej Palmy i poważny kandydat do pierwszego w historii Oscara dla południowokoreańskiego filmu. 9/10.
Parasite w kinach od 20 września.
Plakat filmu Parasite: