Muniek Staszczyk zdradzał żonę, jego małżeństwo wisiało na włosku. W końcu przeżył nawrócenie
Te wydarzenia przewartościowały życie lidera T.Love
Przeszedł duchową przemianę i obyczajową rewolucję. Muniek Staszczyk kilka lat temu trafił do szpitala. Miał wylew, jego życie zawisło na włosku. To było dla niego doświadczenie graniczne, które zmieniło wszystko. Z czasem Muniek Staszczyk w wielu wywiadach podkreślał, że to szczęście albo cud, że udało mu się przetrwać. Te wydarzenia przewartościowały życie lidera T.Love. W jednej z rozmów artysta opowiedział o nawróceniu i wierze. Jakie są jego stosunki z Bogiem?
Artykuł aktualizowany 5.11.2024 r.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u i Viva Historie 07.11.2024 r.]
Muniek Staszczyk: problemy zdrowotne, drugie życie
Lider zespołu T.Love otwarcie mówi o swoich doświadczeniach i przewartościowaniu wielu kwestii. Głośno wypowiada się też na temat wiary i nawrócenia. W rozmowie z Gościem Niedzielnym wyznał, że czuje w sobie siłę i spokój: „Moja droga nawrócenia trwa już 22 lata i będzie trwać do końca życia, ale teraz czuję się wzmocniony i mniej się wstydzę”. Artysta czerpie radość z życia. Może dalej spełniać się w swojej pasji, koncertować, tworzyć… A jeszcze kilka lat temu jego świat stanął w miejscu. Muniek Staszczyk miał poważne problemy zdrowotne. Podczas pobytu w Londynie w lipcu 2019 roku doznał wylewu i trafił do szpitala. Na szczęście udało mu się powrócić do zdrowia. „Znaleziono mnie po 14 godzinach bez świadomości, lekarze byli zdziwieni, że żyję" - mówił w Twoim Stylu.
„Pierwszy świadomy moment to było moje szpitalne łóżko w Londynie i moja żona, mój syn i mój menedżer, którzy stali nad tym łóżkiem. Bardzo mi się chciało pić. Nigdy w życiu woda mi tak nie smakowała”, wspominał Muniek Staszczyk na antenie Polskiego Radia 24. Tamten czas jest jednak w jego pamięci pełen białych plam z powodu silnych leków, które wówczas przyjmował. „Wiedziałem, co się stało, ale jeszcze nie mogłem wtedy odczuwać tej wartości, radości, że jestem na tej planecie z powrotem”, wspominał artysta.
„Dostałem drugie życie, mam być za co wdzięczny”, mówił w Twoim Stylu w po przebytej chorobie. Muzyk podsumował, że przyczyną wylewu było całe jego życie. "200 na godzinę przez 40 parę lat. Ja byłem bardzo aktywny i bardzo ambitny. Byłem pracowitym s*********, który pracował, bo ciągle mu się wydawało, że jest nieśmiertelny”, opowiadał w rozmowie z Uwagą TVN. „Tylko kolegów i koleżanki odwiedzałem w szpitalach. Myślałem, że mnie to na pewno nie dotyczy”.
Kiedy po przebytej chorobie dochodził do siebie, czuł wielką wdzięczność, do lekarzy, bliskich i do Boga. „Była radocha jak u uzdrowionego paralityka w Biblii. Zmartwychwstałem – a potem walnęła pandemia, która wszystkich nas wbiła w ziemię”, skwitował w jednym z wywiadów.
Muniek Staszczyk w sesji VIVY, 2010 rok
Muniek Staszczyk o wierze i relacji z Bogiem
Na łamach gazety Muniek Staszczyk otworzył się na temat wiary i swoich doświadczeń. Wyznał, że właśnie ona pomaga mu przejść przez wszystkie trudy. Nie zamierza tego ukrywać i chce mówić o swoim świadectwie. Artysta liczy się z tym, że znajdą się osoby, które będą wytykać mu przeszłość, wyśmiewać czy wątpić w jego postawę.
„Wiadomo, że ludzie krytykują, hejtują nawet: bzykał, pił, narkotyki brał, a teraz taki dewot. Ale skoro jestem osobą publiczną, to jak mnie ktoś pyta, to będę świadczył, nie wyprę się tego. Miałem już taki kryzys, kiedy stwierdziłem: nie będę łaził po spotkaniach, nie będę świadczył, bo to jakaś hipokryzja. Ciągle spowiadam się z tych samych grzechów, a chodzę i gadam o Bogu. I taki mądry mój kumpel, dominikanin, mówi: „Trzeba świadczyć, bo twoje świadectwo więcej znaczy, niż gdyby powiedział to jakiś ksiądz”. Więc postanowiłem, że będę świadczył”, dodawał w rozmowie z Gościem Niedzielnym Szymonowi Babuchowiskiemu.
„To nie jest kwestia gadania, że rozmodlony Zygmuś coś wam mówi, chodzi do kościółka i wszystkie rozumy pozjadał. Nieprawda, im bardziej jestem świadomy tego, że jestem osobą wierzącą, jestem też kłamcą, chociaż nie chcę kłamać. Chcę czynić dobro, a nie czynię. Każdy z nas ma te zawirowania. Młodych ludzi kręci prawda. Stąd w pewnym momencie kupują pewnych polityków, muzyków, filmowców. Młodzi zawsze mają w sobie bunt, a droga, którą pokazuje nam Chrystus, jest bardzo niepopularna, ale bardzo ciekawa i wyboista", dodawał w stacji7.pl.
„Właśnie dlatego dużo młodych ludzi kpi sobie z Kościoła, ale on też daje ku temu powody. Kościół jest na celowniku mediów i trzeba o tych grzechach mówić. Nie sposób, żeby nie było szatana w Watykanie. Musi być. Tam się odbywa poważna walka. Przecież księża, ci najbardziej święci byli tak kuszeni, to co dopiero ksiądz, który ma słabego ducha. Jak w świecie widzę morderców, pedofilów, to co mam myśleć, że każdy jest taki? A ilu spotkałem dobrych, mądrych, fajnych księży", dodawał w tej samej rozmowie.
A jaką ma radę dla młodych ludzi? „Wiem, że jesteście świetni, przytulam Was, jak mogę najmocniej jako wasz kumpel. Życzę Wam jak najlepiej. Życie jest trudne, wchodzenie w dorosłość jest trudne. Warto mieć mistrzów, ja kilku miałem i duchowych, i muzycznych, bo nie jesteśmy najważniejsi na świecie. Warto słuchać starszych, ja np. słucham. Zawsze będę waszym kolegą, jeśli tylko tego chcecie, bo rozumiem ta całą burzę hormonów i to bycie młodym. Nie myślcie, że Kościół to jest tylko obciach i przeżytek. Nikt nikogo nie przymusza do Chrystusa, jesteście wolni, ale spotkanie Go może być momentem przełomowym dla Was!", podsumował w tym samym portalu.
Muniek Staszczyk przypomina też, że ludzie są słabi, ulegają zwątpieniu, fascynuje ich to, co grzeszne. Zaznacza, że od 22 lat spowiada się z tych samych rzeczy i nie widzi w tym sensu. Wiele rzeczy zmieniło się, gdy odkrył pomoc na wszystkie zwątpienia. „Ale moi kumple duchowni twierdzą, że pojednanie to jest zawsze krok do przodu. Na pewno dużo się zmieniło, kiedy odkryłem relację z Matką Boską. [...] Musiałem pojechać do Medziugorie – właściwie Duch Święty mnie tam posłał – żebym mógł zrozumieć, że Różaniec to jest pomoc na wszystkie zwątpienia”, podsumował w Gościu Niedzielnym.
Muniek Staszczyk przed studiem Dzień Dobry TVN, 2022 rok
Muniek Staszczyk: jego małżeństwo wisiało na włosku
Artysta żonę Martę Kucharzak poznał w 1985 roku przez wspólnych znajomych. Zaiskrzyło między nimi niemal od razu, ale on miał 22 lata i naturę rock'n'rollowca. Ale okazało się, że jego wybranka zaszła w ciążę. Jako odpowiedzialny człowiek porzucił karierę, wyjechał do Londynu, by pracować na zmywaku i zarobić. Ślub wzięli 1 lipca 1989 roku. Ojcostwo początkowo go przerażało. Ale z czasem oswoił lęk. Wraz z małżonką doczekali się syna Jana (przyszedł na świat w 1990 roku) i córki Marii (urodziła się trzy lata później). Moment, w którym wracał ze swoją pierwszą pociechą ze szpitala, wspomina do dziś. „Wziąłem go na ręce i zaczęła się najdłuższa droga w moim życiu. »A jak się poślizgnę, jak ja to zawiniątko z moim synem upuszczę...?«. Wtedy zaczęło się ojcostwo, odpowiedzialność".
W latach 90. Muniek Staszczyk próbował pogodzić role męża, ojca dwójki małych dzieci i rock'n'rollowca i nie było to łatwe, zwłaszcza, że na jego codzienność składało się życie w trasie, koncerty do późnych godzin, a przy tym alkohol, używki i kobiety. Te trzy ostatnie były nieodłącznymi pokusami muzyków. „W T.Love, który nie był zespołem ministrantów, ale nie był też zespołem demonów, żeśmy naprawdę ostro balangowali, tę szkołę rock’n’rollową przeżyliśmy", mówił w rozmowie z Wojciechem Staszewskim dla Wysokich Obcasów. Do tego dochodziło jeszcze nadęte ego, które nieustannie towarzyszyło liderowi popularnej formacji.
„W latach 90. jadłem strasznie dużą łyżką, bardzo lubiłem, jaki jestem zajebisty. Wchodzisz na górę, ale ranisz ludzi: dzieci, żonę. Wtedy przestałem siebie lubić — takiego, jakiego sam wykreowałem. Narcyza wpatrzonego w lustro", wyznał wokalista. Za każdym razem, kiedy życie lidera T.Love poniosło go w jego pokusy za bardzo, przechodził kryzys. „Miałem ciężkie chwile, kiedy nabroiłem. Wtedy płakałem bardziej nad sobą. Często czuję się żenującym gościem... [...] Niektórzy wstydzą się płakać. Ja nie”, zwierzał się w rozmowie z Plotkiem.
Dwa razy sytuacja była na tyle poważne, że małżeństwo Muńka Staszczyka i jego żony Marty wisiało na włosku. „Jak Marta wybaczyła mi zdrady? Napisałem o tym piosenkę „Dzieje grzechu”. Chyba jest aniołem. Nie znam takiej kobiety. Dwa razy miałem wystawione walizki — w 1998 i chwilę przed tym moim kryzysem, jesienią 2009 roku”, przyznawał na łamach „Wysokich Obcasów”.
- SPRAWDŹ TEŻ: Mówiono, że przez romans z Niną Terentiew ma wejście do telewizji. Muniek Staszczyk już tego nie ukrywa
Kryzysy udało im się przetrwać. W najtrudniejszych chwilach pomogło mu wsparcie, które otrzymał od żony, ale także jej upór w tym, aby poradzili sobie z tą trudną sytuacją razem, nie osobno. „Nigdzie się nie wyprowadzisz, będziesz mieszkał tutaj. Niósł swój krzyż", usłyszał od niej. „I nieśliśmy krzyże oboje...”, dodał.
Małżonkowie byli przy sobie, gdy zmagali się z problemami zdrowotnymi. Ona przeszła dwie operacje przepukliny, on udar. Mogli na siebie liczyć w tych granicznych sytuacjach. „Staram się być mężczyzną, późno, bo późno, ale się staram”, podsumowywał. Życzymy im wszystkiego dobrego!
Źrodło: Gość Niedzielny, Twój Styl, Aleteia.org, stacja7.pl
Zespół T.Love, sierpień 2023 r.