Reklama

Według Lucjana Kydryńskiego, w Polsce czasów powojennych nie było bardziej popularnej wokalistki niż Marta Mirska (za książką „Znajomi z płyty”). Jej przeboje „Zakochana radiostacja”, „Rozstanie z morzem” oraz „Pierwszy siwy włos” (wersję tę nagrał również Mieczysław Fogg, co stało się zarzewiem poważnego konfliktu) nucili wszyscy. Ale jej wybuchowy charakter, konfliktowość i agresja sprawiły, że z czasem propozycje przestały do niej spływać. Z czasem usunęła się w cień, odeszła właściwie w zapomnieniu i biedzie, schorowana i słaba. Za wszystkim stał jej nałóg... Dlaczego ze szczytu stoczyła się na samo dno? Oto jej przejmująca historia.

Reklama

Marta Mirska: kariera, konflikt z Mieczysławem Foggiem

Tak naprawdę nazywała się Alicja Nowak. Przyszła na świat 12 lutego 1918 roku w Warszawie. Pierwsze profesjonalne kroki na scenie stawiała w Teatrze Rewiowym Ali-Baba tuż przed wybuchem II wojny światowej. W jej trakcie była łączniczką AK, dawała także występy w Wilnie wraz z Ludwikiem Sempolińskim.

Wcześniej poznała oficera marynarki handlowej, Jana Zieleniewskiego. Najpierw intensywnie korespondowali, zaś w 1938 roku spotkali się po raz pierwszy w Wilnie. To miała być miłość od pierwszego wejrzenia. Skromny i cichy ślub wzięli w sierpniu 1939 roku, bardziej spektakularną uroczystość planowali później. Wszystko pokrzyżowały działania wojenne. Mąż artystki zmarł w pierwszych dniach kampanii wrześniowej. Dla Mirskiej był to bolesny cios, po którym długo nie mogła się podnieść. Do końca życia wspominała swoją pierwszą, wielką miłość i podpisywała często listy albo jaka Marta Mirska-Zieleniewska-Reiniger, albo Marta Zieleniewski-Reiniger. Pamięci Jana Zieleniewskiego poświęciła zresztą wiersz „Wspomnienie”.

Po wojnie pozostawała aktywna zawodowo. Nagrywała w poznańskiej wytwórni płyt Mewa z akompaniamentem orkiestry Braci Łopatowskich. Jej perkusista, Zbigniew Reiniger (sprawował również funkcję przewodniczącego Krajowego Zarządu Muzyków Rozrywkowych), został zresztą jej mężem i byli razem aż do końca...

W latach 40. i 50. konkurować z nią mogła, jeśli chodzi o popularność, jedynie Maria Koterbska. Marta Mirska miała głęboki głos, alt, bardzo charakterystyczny, którego brzmienie wprawiało publiczność w zachwyt. Gdy występowała na żywo, owacjom nie było końca. Jej pseudonim znali wszyscy.

Niestety, jej temperament był równie wielki, co talent. Szybko okrzyknięto ją naczelną skandalistką PRL-u. Nigdy nie gryzła się w język, uwielbiała wysokoprocentowe napoje, hulaszczy tryb życia i... szczerze nienawidziła Mieczysława Fogga! A wszystko za sprawą jednej piosenki.

W 1957 roku Władysław Szpilman (kierował działem Muzyki Lekkiej Polskiego Radia) zaproponował Marcie Mirskiej nagranie utworu „Pierwszy siwy włos”. Była wówczas u szczytu sławy, uwielbiali ją krytycy i publiczność. Pomysł nie przypadł jej do gustu, kompozycję Henryka Jabłońskiego oceniła chłodno, nie podobała jej się. Mimo tego przystała na propozycję i... szybko okazało się, że nagrała swój największy hit!

Gdy występowała w stołecznej Hali Gwardii, słuchały jej tłumy. Nie pozwolono Marcie Mirskiej zejść ze sceny, musiała wykonywać piosenkę aż czternaście razy! Najwidoczniej potencjał utworu skłonił Mieczysława Fogga do nagrania swojej wersji. I jego interpretacja okazała się hitem, przez całe życie mówił, że to za sprawą tego kroku „Pierwszy siwy włos” zyskał olbrzymią popularność w Polsce.

Ale dla Marty Mirskiej był to bolesny policzek. Oskarżyła kolegę z branży o kradzież, w wywiadach wprost nazywała go nikczemnikiem i złodziejem. Mężczyzna wielokrotnie prosił artystkę, by mu wybaczyła. Udało mu się nawet zaaranżować spotkanie w stołecznej kawiarni Hotelu Polonia. Ale tam doszło do iście dantejskich scen!

Zobacz też: Jan Marcin Szancer: na jego ilustracjach dorastały miliony polskich dzieci. Niemal 300 książek opatrzonych jest jego dziełami

Mieczysław Fogg

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Piosenkarka co prawda zjawiła się na miejscu, kazała zamówić dla siebie setkę wódki, ale potem wpadła w szał. Chwyciła leżący na stoliku widelczyk do ciasta i bez opamiętania zaczęła kłuć nim dłoń Mieczysława Fogga. Sytuacja była na tyle poważna, że interweniować musieli kelnerzy, którzy opatrzyli rękę artysty. Toporu wojennego zakopać się nie udało...

„Tak zaczęłam go na********ć strasznie, łapy mu tak stłukłam, że aż się darł”, wspomniała później w książce „Marta Mirska. Gloria i gehenna” autorstwa Tadeusza Stolarskiego, z którym przyjaźniła się do końca. Nie trzeba dodawać, że o tym akcie przemocy zaczęto mówić w całej Warszawie, wybuchł skandal, zaś artysta zrozumiał, że pogodzenie się z koleżanką po fachu nie jest możliwe...

Podobno nie chciał nawet występować na koncertach i brać udziału w przedsięwzięciach, w które była angażowana Marta Mirska. I trudno mu się dziwić... Ale w końcu stanęli twarzą w twarz. Miało to miejsce w jednej z warszawskich restauracji i spotkanie odbyło się przypadkiem. Wówczas piosenkarka miała jedynie podnieść do góry rękę, w której trzymała widelec, co poskutkowało jednym: Mieczysław Fogg uciekł spanikowany. „Była zachwycona. Mówiła: Widzieliście państwo, jak spieprzał! Spuściłam temu trzęsidupie kiedyś łomot...”, wspominał Tadeusz Stolarski.

Na tym nie koniec. Marta Mirska była skonfliktowana z wieloma osobami, m.in. z Hanką Bielicką, która unikała jej jak ognia. Uznana artystka nie miała problemu z wszczynaniem awantur w miejscach publicznych (na co wpływ miało spożywanie alkoholu w dużych ilościach, podobno w zaledwie godzinę była w stanie wypić litr wódki), za nic miała również cenzurę (często w trakcie występów improwizowała, zmieniając teksty wykonywanych utworów).

Czytaj także: Cztery razy stawała na ślubnym kobiercu, jeden z mężów był gejem. „Przyszedł do mnie z tym chłopakiem, z którym mnie zdradzał"

PAP/CAF

Marta Mirska, lata 50. XX wieku

Marta Mirska: zmarła w zapomnieniu, schorowana i wyniszczona

Koncertować przestała według jednej z wersji w połowie lat 60., według innej karierę definitywnie zakończyła w 1974 roku. A przecież na brak popularności i fanów nie mogła narzekać. W wywiadach tłumaczyła, że to znak czasów, że w erze big-beatu nie przystaje do estrady. Ale prawda miała być zupełnie inna...

Ujawniła ją Emilia Padoł w „Piosenkarkach PRL-u”. Według autorki chodziło przede wszystkim o zmagania z chorobą alkoholową, słabe zdrowie oraz brak odporności na presję i wszelkie środowiskowe animozje, związane z życiem w szołbiznesie. „Wiedziała, że nie jest już w wieku, w którym może błyszczeć”, pisał natomiast autor biografii Mirskiej.

Podobno ostatnie 17 lat życia spędziła w biedzie i zapomnieniu. Walczyła o przetrwanie każdego dnia, sytuacji nie poprawił fakt, że jej mąż – Zbigniew Reiniger – przeszedł udar i był częściowo sparaliżowany, wymagał stałej opieki. Mieszkała przy Alei Wyzwolenia 9 w Warszawie, niemal nie wychodziła z domu. Pomocną dłoń wyciągnął do niej Bogusław Kaczyński. Dziennikarz muzyczny nagrał audycję, w któryej przypomniał losy Marty Mirskiej. Po emisji zorganizowano zbiórkę pieniędzy, możliwe było zatrudnienie opiekunki, która odciążyła artystkę.

Niestety, to była tylko częściowa i chwilowa pomoc. Piosenkarka wciąż zmagała się z licznymi demonami: depresją, ubóstwem, nałogiem alkoholowym. Była wycieńczona. Odeszła w tym samym roku, co jej mąż - 1991. Nie mieli dzieci. Pozostały po niej jedynie piosenki...

„Gwiazda PRL odeszła zapomniana, wycieńczona chorobami, wygłodzona”, pisano w prasie. Oboje spoczęli na cmentarzu Północnym w Warszawie.

Czytaj także: Zawsze występowali razem, niczym papużki nierozłączki. Historia związku Hanny i Antoniego Gucwińskich

Reklama

Źródło: Pomponik.pl, Plejada, książka „Maria Mirska. Gloria i gehenna” autorstwa Tadeusza Stolarskiego

Reklama
Reklama
Reklama