Trudne dzieciństwo, problemy z alkoholem... Życie nie szczędziło Stanisławie Celińskiej dramatów
Artystka kończy 76 lat
Podczas wrześniowego festiwalu w Opolu 2020 Stanisława Celińska otrzymała nagrodę publiczności imienia Karola Musioła. Artystka wykonała utwór Niech minie złość, który jak sama mówiła „opowiada się za miłością i za tolerancją. Na jej koncerty przychodzi tysiące fanów, a jeszcze więcej kupuje jej płyty. Zdaje się, że osiągnęła wszystko, ale jej sukces okupiony był trudną i wyboistą drogą... Gwieździe nie udało się między innymi w miłości.
Trudne dzieciństwo Stanisławy Celińskiej
Ojciec pianista, mama skrzypaczka. W życiu Stanisławy Celińskiej od samego początku była obecna muzyka, która pomagała jej przetrwać ciężkie chwile. Wtedy jednak nawet ona sama nie przypuszczała, że to właśnie muzyka stanie się jej przepustką do wielkiego świata. Artystka nie miała bowiem łatwego dzieciństwa. „Byłam wtedy dosyć zaniedbana, zawszona, niedożywiona. Babcia podejrzewała nawet u mnie krzywicę. Kto wie? Miałam dużą głowę i problemy z kolanami. Przewracałam się”, czytamy w biografii gwiazdy. Stanisława Celińska, jeszcze będąc małym dzieckiem, straciła ojca. Miała zaledwie trzy lata, gdy nagle zmarł: „Ojciec po śmierci leżał na stole, tego nikt nie pamiętał z rodziny, tylko ja. Bardzo pragnęłam pójść na jego pogrzeb, ale mama nie chciała. Może bała się, że zrobię histerię. A ja po prostu chciałam się z nim pożegnać(...). Umarł w domu na wylew krwi do mózgu. Mnie akurat wtedy nie było z nim, a mama na chwilę wyszła”, wspominała.
Samotne wychowywanie Stanisławy Celińskiej dla jej mamy okazało się zbyt dużym wyzwaniem. Na szczęście mama wokalistki mogła liczyć na ogromne wsparcie macochy. Babcia Janeczka odegrała ważną rolę w życiu przyszłej gwizdy. „Była przerażona naszym życiem, wódką w domu, obok której chodziło dziecko, czyli ja...”, wspominała Celińska. Babcia nauczyła ją cieszyć się z drobnych rzeczy, zaczęła zdrowo ją karmić i pokazała, jak naprawdę powinno wyglądać dzieciństwo. Jak samam mówiła: „Babcia Janeczka dokonała rzeczy niebywałej. Przyjechała kiedyś w odwiedziny na Stalową i postanowiła zabrać mnie do kościoła. Wszyscy w domu jej to odradzali, bojąc się, że rozsadzę ten kościół, ale Babcia nie zmieniła zdania. Nie wiem, czy usłyszałam, co o mnie mówili w domu, i postąpiłam tak z przekory, czy to Babcia tak zadziałała, a może sam kościół, ale do dziś pamiętam ten moment. To był pierwszy cud, pierwszy KOLOR w moim życiu. Wdrapałam się na ambonę, zobaczyłam misterium, sztandary, kadzidło, ornaty… I stałam tak oniemiała”, pisze w swojej biografii.
„To był pierwszy cud, pierwszy KOLOR w moim życiu. Wdrapałam się na ambonę, zobaczyłam misterium, sztandary, kadzidło, ornaty… I stałam tak oniemiała”
Nic dziwnego, że jej talent ujawnił się właśnie podczas kościelnych jasełek. Stanisława Celińska miała wówczas zaledwie osiem lat. Miała zagrać anioła, ale niski głos sprawił, że obsadzono ją też w roli króla Heroda. Kilka lat później ujawniła się jej pasja do aktorstwa: „Czytałam wówczas, w wieku około dwunastu lat, książkę o Helenie Modrzejewskiej. Zafascynowała mnie. Myślę, że to pod jej wpływem podjęłam ostateczną decyzję. Mam śmieszny pamiętnik, muszę go gdzieś wygrzebać. Napisałam wtedy: „Chcę być aktorką. Ale czy podołam?”. Później czytałam, że Isadora Duncan również jako dwunastolatka wybrała swój zawód. Zamierzałam zrobić o niej monodram, ale do tej pory mi nie wyszło. Był czas, że Duncan była mi bardzo bliska jako artystka. Odważna, szukająca nowych form w sztuce. Postanowiłam więc zostać aktorką i zapisałam się do kółka teatralnego na terenie nieistniejącego już ogródka jordanowskiego na Żoliborzu”.
Czytaj też: Łukasz Nowicki znika z Pytania na śniadanie. Internauci nie kryli smutku i zaskoczenia
Stanisława Celińska kariera aktorska i małżeństwo
Jako nastolatka zaczęła się jednak buntować. Wyrzucona ze szkoły, wyprowadziła się do internatu w Makowie Mazowieckim. Do liceum wróciła do Warszawy, gdzie chwilę później dostała się do wymarzonej szkoły teatralnej. Rok 1970 był dla niej przełomowy. Rola Niny w filmie Andrzeja Wajdy Krajobraz po bitwie sprawił, że została zauważona. Zebrała świetne recenzje, a film osiągnął także ogromny sukces w Cannes, gdzie chwaloną głównie Celińską.
„Uciekłam w alkohol. Sodówa mi odbiła. Wydawało mi się, że zawsze będę cudna, młoda, śliczna”
Jej kariera nabrała tempa, a dwa lata później nastąpił także przełom w jej życiu prywatnym. Przyszłego męża Andrzeja Mrowca poznała w 1971 roku podczas realizacji spektaklu „Wesele”. Grał Jaśka, ona Rachelę. Po rocznym narzeczeństwie wyszła za mąż. Para ma razem dwójkę dzieci: syna Mikołaja i córkę Olę. Niestety intensywne życie zawodowe z opieką nad dwójką małych dzieci nie było łatwe do pogodzenia.
„Natłok obowiązków, do tego nieświadomość, że mogę mieć głębokie, dziedziczne problemy z alkoholem, niemożność uznania pewnych prawd, na przykład tego, że mogę jednak coś zmienić, jeśli mi się to życie nie podoba – to wszystko spowodowało moją ucieczkę od rzeczywistości. Za dużo dźwigałam. Zaczęło mi nie wychodzić to tu, to tam. I uciekłam w alkohol. Sodówa mi odbiła. Wydawało mi się, że zawsze będę cudna, młoda, śliczna, że będą propozycje. A jak zaczęłam zawalać, urwało się to i tamto, w końcu zrozumiałam, że cały czas trzeba walczyć o wszystko”, pisze w swojej książce.
Niestety artystka zaczęła bywać w domu gościem, a to nie podobało się jej mężowi. Zaczęły się kłótnie. „Chciałam być głową rodziny. Nie potrafiłam być spolegliwa, ciepła, łagodna. A może nie umiałam przy takim mężczyźnie jak Andrzej. Zauważyłam, że kiedy mam do czynienia z niewielkim, delikatnym mężczyzną, wtedy nie chcę dominować. A mój mąż awanturował się ze mną, a ja wtedy jestem jeszcze gorsza”, przyznawała w książce „Niejedno przeszłam”. Para w końcu się rozwiodła.
Andrzej Mrowiec
Walka z alkoholizmem Stanisławy Celińskiej
Stanisława Celińska zatraciła się w alkoholu. W wieku 36 lat odezwały się skłonności do uzależnień i gwiazda nawet nie dostrzegła, kiedy wpadła w szpony nałogu. Zaczęła tracić role, coraz rzadziej pojawiała się na ekranie. Dziś otwarcie mówi o tym, jak udało się jej zerwać z nałogiem. Sama przyznaje, że był to dla niej rodzaj przebudzenia, wręcz cud. Gdy miała 41 lat, pewnego dnia po prostu weszła do kościoła. Zaczęła żarliwie się modlić, a gdy opuściła świątynię, już nigdy nie sięgnęła po alkohol: „W moim przypadku to była kwestia cudu i wiary, Wiary Żywej. Bóg i Chrystus uchronili mnie, Hioba – którym się poczułam – przed dalszym ciągiem. Nie leczyłam się, nie zaszywałam, nie byłam na odwykach. Zostało mi to ODJĘTE któregoś pięknego dnia po wielu próbach, modlitwach, błaganiach. Dokładnie tak, jak mówię: ODJĘTE – i od tej pory nie wypiłam niczego, co ma w sobie alkohol. Od dwudziestu trzech lat. Szczerze powiem, alkohol nigdy mi nie smakował, ale człowiek jest taki durny, że pije. Dopiero kiedy się oddałam Bogu i zaufałam Chrystusowi, gdy wyznałam „Jezu, ufam Tobie”, tak jak święta Faustyna, dopiero wtedy przyszła do mnie Łaska z Góry. I mówię o tym, chociaż teraz jest to niemodne. Ale świat wróci do tych prostych prawd”, czytamy w biografii artystki.
Wyszła z nałogu mając 41 lat. Organizm szybko domagał się jednak swojej dawki alkoholu. Gwiazda przyznaje, że dziś nie pija nic, co zawiera alkohol. Unika nawet używania perfum na jego bazie, bo jak mówi „bestia nie śpi”. Choć problem zniknął, to artystka wprost przyznaje, że nadal obawia się, że powróci. Mimo to nie poddaje się w walce ze swoimi słabościami. Dwa tygodnie później rzuciła palenie papierosów. Jak sama przyznaje za sprawą dziesięcioletniej wówczas córki Oli. „Palenie jest trudniejszym nałogiem do zwalczenia niż alkoholizm. Jak człowiek jest pijany, to wiadomo, inni go skreślają, a przez to może wszystko stracić. Z papierosami sprawa nie jest tak oczywista. Palą niemal wszyscy, w pewnych kręgach nawet papieros należy do dobrego tonu”, przyznaje.
Gwiazda swój osobisty sukces zawdzięcza dzieciom, z którymi dużo rozmawiała. „Dużo dowiedziałam się o uzależnieniach i często rozmawiam na ten temat z moimi dziećmi. Wiedzą, że muszą uważać, bo uzależnienie może być uwarunkowane genetycznie. Mam szczęście, bo udało mi się zaprzyjaźnić z moimi dziećmi”, czytaliśmy w PANI. „Syn interesuje się muzyką, gra na perkusji, mamy więc wspólny temat. Ola jest grafikiem i wykonuje wszystkie okładki moich płyt. Ostatnio zaprojektowała też okładkę do reedycji książki o mnie „Niejedno przeszłam”. Lubię z nią chodzić do kina, a z synem spotykam się na planie serialu „Barwy szczęścia”, gdzie jest asystentem reżysera. Dzieci opowiadają mi o wszystkim, zawsze tak było. Nie mają przede mną tajemnic”, wychwalała swoje dzieci artystka.
Zobacz: Nazywano ją skandalistką, po Big Brotherze wyjechała z Polski. Co dziś robi Monika Sewioło?
Stanisława Celińska wokalistka
„Przez moment, a właściwie przez kilka lat, kiedy byłam już dojrzałą kobietą, alkohol wszystko mi zastąpił i to było najgorsze. Nałóg może przysłonić człowiekowi cały świat, ale kiedy odetnie rzecz, od której się uzależnił, ma przed sobą pełną paletę barw, między innymi muzykę”, wspominała później. I faktycznie, gdy porzuciła nałóg, jej kariera na nowo rozkwitła. Zaczęli zabiegać o nią najlepsi reżyserzy telewizyjni i teatralni, ale ona jakby postanowiła tym razem dać z siebie dwa razy więcej, jakby na nowo przeżywała swoje życie. Mając 65 lat zadebiutowała jako... wokalistka! I był to naprawdę udany debiut. W 2012 roku ukazała się płyta Nowa Warszawa, która zyskała bardzo dobre opinie. Trzy lata później ukazała się płyta Atramentowa rumba, która również spodobała się publiczności.
W 2018 roku ukazała się płyta Malinowa…, a dwa lata później Jesienna… Obydwa krążki przyniosły jej nagrody i uznanie na rynku muzycznym. 6 września 2020 podczas koncertu premier na 57. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu Stanisława Celińska otrzymała nagrodę publiczności im. Karola Musioła za utwór Niech minie złość.
„Nie chcę nikogo oceniać, wszystkiego o nim nie wiem, wolę pochylić się nad kimś, niż rzucić w niego kamieniem, nie jestem od niego lepsza, bywam człowiekiem bezsilnym dlatego nie będę sędzią, nie jestem przecież bez winy”, śpiewa w utworze. I nie ma wątpliwości, że jej utwory mają niezwykle symboliczne przesłanie i dla samej artystki mają ogromne znaczenie. W końcu w swoim życiu doświadczyła naprawdę wielu przykrych upadków. Wciąż jest jednak wiele rzeczy, których w swoim życiu nie przepracowała. I wcale tego nie ukrywa: „Chciałabym wiedzieć, czy Ojciec mnie kochał. To strasznie dla mnie ważne. Nie pamiętam dokładnie jego twarzy, ale wręcz czuję do dziś ciepło bijące od niego. Przed oczami ciągle mam taką scenę: on siedzi na tapczanie, ja drepczę dookoła niego i czeszę go”, pisze w swojej biografii.
Stanisława Celińska dla wielu jest jednak prawdziwym dowodem na to, że zawsze można znaleźć w sobie siłę do przezwyciężenia nawet najtrudniejszych kryzysów. I choć sama mówi wprost: „Czy sobie do końca wybaczyłam? Pewnie powinnam, ale to jest niezwykle trudne. Moje dzieci przeżywały mój upadek. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo. A przecież nie były niczemu winne. Mogłam im zapewnić inne dzieciństwo”, to jak dodaje: „Konsekwencje nałogu ponoszę do dzisiaj. Ale nie ma co zamartwiać się bez przerwy. Trzeba żyć dalej”.
76-letnia ulubienica publiczności kieruje się dziś jedną zasadą. „ Teraz dostrzegam drobiazgi. One przynoszą radość. Przyglądam się ptakom, głaszczę moje pieski, patrzę na drzewa i… cieszę się, że żyję”, mówiła w jednym z wywiadów Stanisława Celińska. Nic tylko brać z niej przykład…