Andrzej Sikorowski z grupy „Pod Budą” jest z żoną ponad 40 lat. Tworzą polsko-greckie małżeństwo
Chariklia to córka uchodźców, którzy emigrowali z kraju po bratobójczej wojnie domowej
Andrzej Sikorowski jest wciąż zakochany w żonie, mówi o tym uczuciu „permanentna miłość”. Pokochał też jej rodzinny kraj – Grecję, jej przyjazny klimat, dobre jedzenie, sympatycznych ludzi. Przed laty wraz z grupą „Pod Budą" śpiewali popularną balladę „Kap, kap płyną łzy” (inaczej: „Bardzo smutna piosenka retro”). Zostali jednym z najbardziej znanych zespołów z Krakowa. Śpiewają refleksyjne, melodyjne piosenki. Andrzej Sikorowski z Grzegorzem Turnauem wyśpiewali też wielki przebój „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”. Ten pierwszy od kilkudziesięciu lat jest z Greczynką Chariklią Motsiou, jak się układa ich związek?
Andrzej Sikorowski i Chariklia Motsiou: historia miłości
Andrzej i Chariklia Sikorowscy spotkali się dzięki Bohdanowi Smoleniowi, który w połowie lat 70. założył w Krakowie kabaret „Pod Budą”. Powstał przy Akademii Rolniczej, w której studiowała m.in. piękna Greczynka. Bohdan Smoleń zaprosił młodego kolegę do kabaretu, występowali wtedy w Krakowie przez cały sierpień 1975 roku. Chariklia Motsiou zaś w tej grupie śpiewała. Jednak nie mogła tego robić podczas wakacji, bo miała już zaplanowany wyjazd do swojej rodzinnej Grecji i nie chciała za żadne skarby z niego rezygnować. „Więc Smoleń poprosił mnie, żebym ją zastąpił. Jak przyszedłem, tak już zostałem”, wspominał Andrzej Sikorowski. Został, ale nie na długo. Okazało się, że grupa „Pod budą” ma potencjał na więcej niż rozbawianie widzów. Bohdan Smoleń zaangażował się w kabaret „Tey”, a oni, jako grupa „Pod Budą”, poszli własną drogą, bliską poezji śpiewanej.
Zobacz też: Zobacz też: Maria Konopnicka nie mogła patrzeć na chorą córkę Helenę. Wyrzekła się jej i wysłała do przytułku
Andrzej Sikorowski urodził się 10 października w 1949 roku. Kończy dzisiaj 74 lata! Z wykształcenia jest polonistą, z zawodu wokalistą i kompozytorem. Pisał piosenki nie tylko dla grupy „Pod Budą”, komponował też m.in. dla Maryli Rodowicz takie hity, jak „Rozmowa przez ocean” czy „Ale to już było”. Napisał muzykę do ponad 20 filmów animowanych dla dzieci. Dał ponad 4000 koncertów, nie tylko w Polsce, lecz także w Kanadzie, Australii, Belgii, Holandii, Szwecji, Wielkiej Brytanii.
Andrzej Sikorowski i Chariklia Motsiou: ślub brali w cerkwi, była piękna oprawa, chór
Chariklia Motsiou to córka greckich emigrantów politycznych, którzy na przełomie lat 40. i 50. przyjechali do Polski. Ludzie uciekali z Grecji podczas wojny domowej między komunistami a monarchistami, popieranymi przez prawicę. Emigrowali przegrani komuniści, przyjmowały ich kraje tzw. Bloku wschodniego, w tym Polska. Rodzina Charikli zamieszkała w Krościenku koło Ustrzyk. Z czasem cała rodzina Greczynki wróciła do rodzinnego kraju, bo bardzo za nim tęskniła, została tylko ona. Znajomi zaczęli na nią mówić Franka, bo imię Chariklia jest dość trudne.
Andrzej Sikorowski i Chariklia to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Mijali się, on komponował, ona śpiewała – była w pierwszym składzie grupy „Pod Budą”. Aż wreszcie zwrócili na siebie uwagę. Pewnego dnia on ją odprowadził, pocałował. Okazało się, że są dla siebie stworzeni. Jak opowiadał Andrzej Sikorowski w Gazetawrocławska pl najpierw wzięli ślub cywilny w maju 1977 roku. Toast wygłoszony przez ojca Charikli brzmiał: „za dzieci nasze i obce”. Mama Andrzeja Sikorowskiego zrozumiała, że chodzi o owce i bardzo się ucieszyła, że człowiek tak myśli o zwierzętach. Ślub kościelny odbył się w cerkwi. Świadkowie trzymali ciężkie korony dla młodych – symbol czystości małżonków i chwały Królestwa Niebieskiego. Śpiewał wspaniały chór. Sikorowski do tej pory pamięta tę ceremonię. W 1980 roku przyszła na świat ich córka Maja. Chariklia Sikorowska była w zaawansowanej ciąży, kiedy odeszła z zespołu. Zresztą, jak mówi jej mąż, nie miała silnej potrzeby bycia na estradzie. Odeszła bez żalu.
Czytaj także: Rozstali się na rok, powrócili do siebie silniejsi. Niezwykła historia miłości Manueli Gretkowskiej i Piotra Pietuchy
Małżeńskie obowiązki i życie polsko-greckie
Podzielili się obowiązkami. Żona prowadziła dom i na co dzień zajmowała się wychowaniem córki. Świetnie gotowała, w wolnych chwilach malowała. Kiedy córka była mała, Andrzej Sikorowski był raczej gościem w domu. Dużo koncertował, zarabiał, jeździł w trasy. „Kiedy wracałem, to starałem się nadrabiać ojcowskie zaległości. Porywałem Maję do kina, teatru, parku. Wydawało mi się, że mam dług wobec niej. Dużo z nią rozmawiałem. Czytałem i podsuwałem lektury, które uważałem za istotne: Kubusia Puchatka, Mary Poppins, Doktora Dolittle”, wspominał w jednej z rozmów. Wydawało się, że córka nie trafi na scenę. Poszła na AWF, na rekreację i turystykę. Wychowała się w dwujęzycznym domu – mogła myśleć o pracy polegającej na kontaktach z ojczyzną matki. Jednak zaczęła śpiewać. Wspólnie z ojcem wydała m.in. płytę „Sprawa rodzinna”.
Z żoną żyją spokojnie, z dala od błysku fleszy i ścianek. Często jeżdżą do Grecji, którą Andrzej Sikorowski pokochał. Sam mówił, że wraz z żoną prowadzą życie polsko-greckie. Mają mieszkanie pod Atenami z widokiem na morze i wyspę Evia. Często tam jeżdżą. Cieszą się słońcem i morzem, jedzą wszystko, co w nim pływa: ośmiornice, sardynki, kalmary, braweny.
„Mówimy wszyscy po grecku. W Grecji mieszka rodzina mojej żony, trójka rodzeństwa. Maja ma męża, który jest w połowie Grekiem. W Krakowie nieraz włączamy kanał grecki w telewizji. Mąż Mai nauczył się polskiego, zrobił doktorat z kardiologii i pracuje w klinice. Ich córka Róża chodzi na lekcje greckiego”, opowiadał Andrzej Sikorowski w Gazetawrocławska.pl. Zbudowali też dom pod Krakowem, w Rząsce, bo w pewnym momencie życia zapragnęli wynieść się z miasta. Żona pana Andrzeja mogła wykorzystać swoje umiejętności z Akademii Rolniczej, pielęgnując ogród. Z czasem jednak wrócili do Krakowa.
Zobacz też: Eugeniusz Bodo żył jak król, zginął tragicznie. Jego losy były długo nieznane
Jak być małżeństwem przez 40 lat?
Zdaniem Andrzeja Sikorowskiego długi, udany związek wymaga cierpliwości, tolerancji, dystansu do siebie. No i po prostu trzeba się lubić. „Nigdy nie należałem do ludzi o bardzo rozbudzonych ambicjach. Moja żona nazywa to minimalizmem, ale potrafię się zadowalać tym, co mam. Dziś mieszkam w centrum Krakowa, w dużym, obszernym mieszkaniu, z ładnym widokiem, więc mogę powiedzieć, że to jest taki dom, jaki sobie wymarzyłem. Kiedyś mieszkałem pod Krakowem, w domu wolnostojącym, w otoczeniu drzew i zieleni – i też nie narzekałem. Nigdy nie miałem ambicji, by mieć pałac z basenami czy siłownią, to nigdy nie było moim celem. Dom, jaki obecnie posiadam, jest dla mnie zupełnie wystarczający i jest mi w nim dobrze”. Andrzej Sikorowski tłumaczy: „Moim credo jest „jeść, pić, kochać”. I dodaje „Człowiek ma tyle do zaproponowania od siebie i tyle do zrobienia, ile żyje tu, na Ziemi. Obietnice przyszłości w niebie mnie nie interesują. Życie trzeba fajnie przeżyć”.