Reklama

Nie jest tajemnicą, że dzieciństwo Jakuba Błaszczykowskiego było niezwykle tragiczne. Największą traumę przeżył w wieku 11 lat. To właśnie wtedy w wyniku awantury między jego rodzicami zginęła matka sportowca. Ojciec piłkarza zaatakował ją wówczas nożem. Co więcej, Anna Błaszczykowska umierała na jego rękach. Gdy ojciec trafił do więzienia, ulubieniec kibiców i jego brat trafili do domu swojej ukochanej babci — Felicji. „Nie wiem, co by wówczas było, gdyby nie babcia. Odegrała główną rolę w tym, żebym stał się normalnym człowiekiem”, mówił były kapitan reprezentacji Polski. Tak wygląda jego relacja z babcią.

Reklama

Kuba Błaszczykowski — relacja z babcią Felicją

To właśnie babcia zastąpiła mu mamę, była jego ukojeniem i najlepszą przyjaciółką. Zarówno jej, jak i wujkowi — Jerzemu Brzęczkowi Kuba Błaszczykowski wiele zawdzięcza. Bliscy sprawili, że stanął na nogi i rozwijał swoją karierę.

Babcia Felicja nieustannie wspierała swojego ukochanego wnuka. Regularnie chodziła na jego mecze i to właśnie do niej w pierwszej kolejności przybiegał, by ją uściskać. Była nie tylko jego babcią, ale też mamą, przyjaciółką i najwierniejszym kibicem. „Oglądałam, modliłam się, popłakiwałam. Ja każdy mecz Kuby bardzo przeżywam. A nie daj Boże, jak go faulują, wtedy dostaję palpitacji. Żeby chociaż tak czasami pokazał mi ręką, że jest OK", mówiła w jednym z wywiadów. „Babcia naprawdę potrafi ocenić wszystko w punkt. Jednak doświadczenie, które zbiera przez ponad 20 lat poprzez oglądanie właściwie wszystkich meczów, jakie są w telewizji, procentuje. Niekiedy ja jestem w szoku patrząc, jakie mecze ogląda", dodawał Kuba Błaszczykowski.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ich przyjaźń zaczęła się od spotkania w warzywniaku. Natalię Kukulską i Małgorzatę Sochę łączy silna więź

Newspix.pl

Tak Jakub Błaszczykowski mówił o swojej ukochanej babci

Sportowiec nigdy też nie ukrywał, że nie był idealnym dzieckiem. Musiał przepracować wiele traum, ale babcia była wyrozumiała. „To prawda, miała ze mną dużo kłopotów. Ale zawsze wiedziałem, że nawet kiedy się złości, trzyma moją stronę, że mogę na nią liczyć. Tak było, gdy wzywano ją do szkoły. A to wyrzuciłem komuś sweter przez okno – w odwecie za coś tam, a to komuś przyłożyłem. Cóż, byłem zadziorny, ale wydawało mi się, że jak się biję, to w słusznej sprawie. Dość szybko jednak zyskałem sobie w szkole opinię łobuza i potem co bym nie zrobił, to każdy wiedział, że to moja wina. Z czasem zaczęło mnie to uwierać. Czułem, że nieraz byłem oskarżany niesprawiedliwie, na zapas. Że co złego, to Błaszczykowski. Mam wrażenie, że nauczyciele szli trochę na łatwiznę. Ale też nie chcę się rozgrzeszać. Święty na pewno nie byłem. Pamiętam takie momenty, kiedy babcia nie dawała już sobie ze mną rady. Rozrabiałem, nie chciałem się jej słuchać. Wtedy najlepszym sposobem był telefon do Jurka, który grał wtedy w zagranicznych klubach, w Izraelu i w Austrii. Przekazywała mi słuchawkę i momentalnie on stawiał mnie do pionu. Potem przez parę dni babcia miała ze mną spokój. Dość gwałtownie pokorniałem", zwierzał się w rozmowie z magazynem VIVA! w 2012 roku.

Dodawał również, że: „Miała przeze mnie problemy, wiele razy była wzywana do szkoły. Mam nadzieję, że wynagradzam jej to teraz. Co tydzień ogląda moje mecze w telewizji i cieszy się z moich dobrych zagrań. Swoją drogą mam świadomość, że gdyby nie ta moja zawziętość, pewnie nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem. Jako 11-latek w jednej chwili musiałem wykonać skok z beztroskiego, dziecięcego życia do życia pełnego obowiązków i problemów. To, że zostałem po dobrej stronie, nie pogrążyłem się, zawdzięczam babci i Jurkowi Brzęczkowi. Bez nich mogło być różnie", podsumował.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: Z ukochaną żoną doczekał się dwóch synów, jeden z nich jest amerykańskim wojskowym. Jak wygląda rodzina Radosława Sikorskiego?

Beata Zawrzel/REPORTER
Reklama
Reklama
Reklama