Reklama

"Zwilczona" to kolejna powieść w dorobku Adrianny Trzepioty. Nie brakuje w niej motywów baśniowych i oczywiście wilków, które są nieodłącznym elementem dzieł pisarki. Dlaczego akurat te zwierzę tak mocno inspiruje autorkę? Czy w książkach nawiązuje do własnego życia? O czym nie potrafiłaby pisać? Koniecznie przeczytajcie nasz wywiad! Na końcu czeka konkurs, w którym do wygrania jest aż 10 egzemplarzy "Zwilczonej".

Reklama

Viva.pl: Jak odkryła Pani w sobie pasję do pisania powieści? Kiedy to się zaczęło?

Adrianna Trzepiota: Pisałam już od najmłodszych lat szkolnych. Zaczęłam od pamiętników, skrzętnie prowadziłam rejestr każdego dnia, potem na kartkach zaczynały się pojawiać krótkie formy literackie takie jak haiku czy wiersze ale zawsze wstydziłam się pokazać szerszej publiczności. Wstyd przed opinią ze strony rodziny, znajomych był ogromny. Chęć wyjścia z szuflady narastała we mnie latami, a że bardzo lubię czytać z otoczenia życiowe znaki to pewnego dnia założyłam się sama ze sobą. Wysłałam opowiadanie na ogólnopolski konkurs literacki i postanowiłam, że jeśli go wygram to znaczy, że z moim słowem powinna zetknąć się szersza publiczność a nie jedynie dno szafki. Traf chciał, że na ponad sto zgłoszonych prac otrzymałam wyróżnienie i z tego tytułu pierwszą w życiu nagrodę finansową. Pamiętam, że odezwały się we mnie wtedy dwa głosy. Jeden mówił „Wstydź się dalej, to było tylko wyróżnienie, a nie pierwsza nagroda, twoje pisarstwo nic nie znaczy”, a drugi „I co teraz? Dotrzymasz słowa samej sobie, czy będziesz dalej się oszukiwać?”.

Czy w swoich powieściach przemyca Pani odrobinę wydarzeń z własnego życia? Sny, marzenia, myśli, pragnienia?

Oczywiście. Jest to jeden z moich ulubionych zabiegów, zostawić czytelnika z pewnym niedosytem informacyjnym. Balansować na granicy zmyślenia i prawdy. Choć pewna wrażliwość, którą w sobie mam, i o której piszę czasem mam wrażenie, że może być zrozumiana tylko przez kobiety. Rupi Kaur jedna z moich ulubionych poetek napisała, „że jeśli jesteś wrażliwa to jesteś potężna” i też przez ten pryzmat konstruuję swoje bohaterki. Są delikatne i subtelne niczym gołębice ale jeżeli coś zagraża im lub ich rodzinom, czy dzieciom to są w stanie walczyć jak lwice. Ale przecież my kobiety właśnie takie jesteśmy tylko czasem świat wmawia nam, że jest inaczej a my przyjmujemy to jako pewnik.

Dlaczego akurat wilki są dla Pani inspiracją do tworzenia książek? Co takiego Panią w nich fascynuje?

To w jaki sposób prowadzą swoje życie. Wilki są mądrzejsze od ludzi, boją się ich jak ognia i stereotypem jest, że mogą napaść na człowieka. W wilczej rodzinie jest idealna symbioza. Kiedy samica Alfa rodzi szczęnięta i w czasie połogu nie wychodzi z nory, samiec przynosi jej pożywienie a ona dogląda młodych. Kiedy poczuje, że jest już zmęczona matkowaniem, przychodzą z pomocą babcie czy wilcze ciotki, które pilnują szczeniąt, gdy matka chce odpocząć w odosobnionym miejscu. Jeżeli dorosłe zwierzę z powodu zranionej łapy nie może biec, jest w stanie ją sobie odgryźć byle tylko nie stać w miejscu. Wśród wilków nie ma sierot, jeżeli zgubione szczenię błąka się po lesie nie mogąc odnaleźć swojej pierwotnej rodziny, a napotka nową watahę ta przyjmuje go do stada. Kiedy mały wilk staje się dorosłym samcem i chce założyć własną watahę musi odłączyć się od stada i najpierw znaleźć wolne terytorium, które nie jest zamieszkałe przez inne wilki. Dopiero gdy znajdzie swoje miejsce zakłada rodzinę. Czy to Pani czegoś nie przypomina? Wilki , które tracą swoje rodziny potrafią umrzeć z powodu samotności. Po za tym ich nieustanny dziki zew za wolnością i mądrość zaprogramowana przez naturę zawsze mnie fascynowały. Wilki to moje talizmany ochronne zbieram legendy na ich temat, zagłębiam się w naturalną biologię. To są takie moje zwierzęta mocy dają mi ogromną siłę.

Joanna Nicewicz

Jak wygląda proces tworzenia książki? Przygotowuje Pani plan, a może po prostu zdaje się na własną wyobraźnię i pisze to, co w danym momencie podpowiadają myśli?

Najpierw przygotowuję bardzo obszerny konspekt z analizą problemu, przykładami, wnioskami. Tworzę plan całej fabuły, robię też mini charakterystykę postaci, wypisuję główne wątki. Bez tego mogłabym się pogubić. Muszę być też dobrze osadzona w przestrzeni, o której piszę nie mogę popełnić błędu. Często zapominam o szczegółach ubioru czy cechach charakterystycznych dla danych osób. Ostatnio jeden z moich bohaterów miał bliznę po prawej stronie policzka, wyżłobioną z powodu codziennego strzelania z łuku a już na pięćdziesiątej stronie pisałam o tym, że blizna jest po lewej stronie twarzy co również świadczyłoby o tym, że mężczyzna jest leworęczny. Dla całej fabuły miałoby to kolosalne znaczenie. Gdybym nie zorientowała się zawczasu to niestety musiałabym później wracać do tych wątków, żeby je poprawiać. Dlatego oprócz konspektu wypisuję również charakterystyczne szczegóły. Oprócz tego, że piszę książki pracuję również na pełnym etacie i pisaniem zajmuję się tak naprawdę dopiero w weekend dlatego od zawsze pilnuje tworzenia notatek, żeby nie zapomnieć właśnie o takich elementach.

Który etap tworzenia książki jest dla Pani najłatwiejszy, a który najtrudniejszy?

Najtrudniej jest skonstruować w głowie to o czym chciałoby się napisać. Czyli w moim przypadku wymyślić coś z niczego. Kolejnym żmudnym etapem jest stworzenie konspektu natomiast kiedy już wiem o czym chcę napisać i siadam do komputera z pełną projekcją mojego wymyślonego świata w głowie, to już jest znacznie łatwiej. Najprzyjemniejsze jest to, kiedy bohaterowie sami zaczynają cię prowadzić. Jak już jestem w tak zwanym procesie, czyli gdzieś w połowie książki to mam wrażenie, że oni sami piszą swoje opowieści. W Zimowej Jutrzence wuj Hilary, który twierdził, że widzi anioły miał być tylko epizodyczną postacią ale miał tak ciepłą i dobrą aurę, że historia jego życia i tego dlaczego postradał zmysły stała się dla mnie tak fascynująca, że wysunęła się na pierwszy plan. Tego w konspekcie nie miałam zapisanego. W pewnym momencie mam wrażenie, że książka sama się pisze, a tylko ja stukam w klawiaturę. Choć nie będę ukrywała, że zawsze odwlekam moment, w którym mam zacząć pisać, czasem mam wrażenie, że się do tego zmuszam.

Po czym rozpoznaje Pani, że książka już jest gotowa, że nie warto dopisywać kolejnych rozdziałów, dokonywać poprawek?

To jest tak jak z wyborem imienia dla dziecka, po prostu, w którymś momencie, wiesz, że dzieło będzie dokonane jeżeli przybierze taką a nie inną formę. To jest jeden z bardziej metafizycznych momentów w trakcie pisania. Czujesz, że coś już jest skończone albo tak jak w przypadku Zwilczonej która miała być jednotomową powieścią, coś każe ci pisać dalej. Zaprzyjaźniasz się z bohaterami i nie możesz ot tak zostawić ich z nierozwiązanym problemem. Nie wiem czy inni pisarze również tak mają ale ja czuję się w pełni odpowiedzialna za to wyimaginowane życie , które tworzę na kartach książek. Niektóre z moich Czytelniczek piszą do mnie, że nadały swoim dzieciom imiona postaci, które występują w książkach. Wie Pani jaka to jest odpowiedzialność? Te matki na tyle mocno utożsamiły się z bohaterkami, że chciały aby ich córki również miały w sobie tyle siły co tytułowa Jaśmina czy Joanna. A jak wiemy, przyciągamy to o czym myślimy. Nie mogę ich zawieźć.

Czy istnieje dla Pani jakiś temat tabu, zagadnienie, o którym pisanie powieści sprawiłoby Pani problem?

Tematów tabu do rozmów dla mnie nie ma, ale na pewno nie umiałabym napisać biografii osoby, która jako małe dziecko przebywała w obozie koncentracyjnym, lub reportażu, który traktowałby o okrucieństwach wojennych, które spadały na dzieci. To jest dla mnie temat nie do przeskoczenia. Jestem tak wrażliwa, a może raczej nadwrażliwa, że zaraz zaczęłabym sobie wyobrażać jak to by było gdybym ja z córką trafiła do takiego miejsca. Ja nawet nie oglądam i nie słucham wiadomości są dla mnie zbyt brutalne, mam za kruchą psychikę. Natomiast nie mam problemów w relacjach i opisywaniu uczuć ludzi, którym dzieci zmarły, bądź cierpiały z powodu chorób czy jakiś innych okoliczności. W pierwszym przypadku zawinił człowiek, istota, tak dziwnie skonstruowana, której wydaje się, że może zrobić dosłownie wszystko, nawet torturować czy wymierzać kary śmierci. W drugim przypadku spotykamy się z dziwnym zrządzeniem losu, na które częstokroć nie mamy wpływu. Bardzo często też nie jesteśmy się w stanie pogodzić z zupełnie niezawinionym bólem dzieci, które w moim mniemaniu nigdy nie powinny cierpieć. Dzieci są jak anioły. Trzeba je przytulać i kochać. Oczywiście, że dorosły też potrafi stracić cierpliwość i się zdenerwować ale nie ma absolutnie żadnego prawa, żeby wymierzać kary cielesne czy psychiczne. Miałam na studiach koleżankę, która pisała pracę magisterską na temat cierpień dzieci podczas Holocaustu. Gdy się broniła była w 8 miesiącu ciąży i nosiła pod sercem bliźniaki. Zawsze jak z nią rozmawiałam próbowałam dociec jak to jest, że ona potrafi odnaleźć się w tej sytuacji. Ja bym nawet nie była w stanie zacząć pisać takiej pracy, a co dopiero mówić o jej ukończeniu.

Czytelnicy bardzo często utożsamiają się z bohaterami danego tytułu literackiego. Czy ma Pani własnego literackiego brata bliźniaka lub siostrę?

To są takie moje małe tajemnice z kim się najbardziej lubię utożsamiać. Bohaterów mam wielu nie umiem wskazać jednej postaci. Bardzo jest mi bliska postać Yennefer z Wiedźmina. Mogę o niej rozmawiać godzinami, a która z nas kobiet w młodości nie wyobrażała sobie, że stoi przy boku Thorgala jako jego wierna Aaricia czy łotrzyca Kriss De Valnor. Ostatnio rozmyślając nad rozwinięciem jednego z rozdziałów książki uświadomiłam sobie, że moje literackie bohaterki z dzieciństwa w pewnym stopniu ukształtowały moją osobowość. Jedną z najważniejszych postaci mojego życia jest również bohater książki Ursuli Le Guin Krogulec z „Ziemiomorza”. Ged (prawdziwe imię) w prawie każdym z rozdziałów musi mierzyć się z cieniem, który można zdefiniować w najlepszy dla siebie iście terapeutyczny sposób. To jest jedna z książek, które leczą dusze nadwrażliwych ludzi, czyli takich jak ja. Byłam też Świętosławą z fantastycznej powieści historycznej Elżbiety Herezieńskiej, Czarownicą z Moabu, która uzdrawiała ludzkie dusze z powieści „Gołębiarki” Alice Hoffman, „Boginiami z Żitkowej” Kateriny Tuckovej, zmarłą Jentą, która obserwowała świat już z zupełnie innej perspektywy z „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk … Dobry Boże… kim ja nie byłam? Może właśnie dlatego zostałam pisarką, żeby mogła być tyloma kobietami jednocześnie? Mieć taki charakter jak ja to grzech i błogosławieństwo. Wyobraża sobie pani ile we mnie jest żyć?

mat. prasowe

Konkurs - wygraj książkę "Zwilczona"

Dla czytelników Viva.pl przygotowaliśmy specjalny konkurs, w którym do wygrania jest aż 10 egzemplarzy najnowszej powieści Adrianny Trzepioty. Jak zdobyć książkę "Zwilczona"? Wystarczy wypełnić formularz i odpowiedzieć na pytanie: gdybyś na jeden dzień mogła zamienić się w zwierzę, które by to było i dlaczego? Powodzenia!

Książka "Zwilczona" - opis fabuły

Czego możemy się spodziewać po powieści "Zwilczona"? To historia o kobiecej sile i podróży w głąb siebie okraszona szczyptą magii i czarów. Książka przepojona jest zapachami ziół, podszeptami intuicji, tajemnicami skrytymi na kartach starych ksiąg, mazurską magią i płomienną miłością.

Główna bohaterka, Jaśmin, mieszka na mazurskiej prowincji. To do niej należy dbanie o ciepło domowego ogniska, pielęgnowanie ogrodu, opieka nad córką i gospodarstwem domowym. I to właśnie ONA zdaje sobie sprawę, że w imię świętego spokoju przymyka oczy na wszystko… na alkohol, który coraz częściej pojawia się w domu, na wulgarne odzywki męża, których udaje, że nie słyszy, na własną lekkomyślność, na coraz więcej obowiązków, które wykonuje z pedantyczną dokładnością.

Aż pewnego dnia, spotyka na swojej drodze szarą wilczycę, w której oczach dostrzega blask wolności i siły. Zwierzę, jak niestrudzony zwiadowca, chce ostrzec ją przed tym, co może przynieść życie. Kim jest napotkana wilczyca? Leśnym zwierzęciem, intuicją, życiowym drogowskazem, snem, a może wewnętrznymi pragnieniami, które Jaśmina przez tyle lat swojego poukładanego życia spychała na dalszy plan?

Czy kobieta odzyska swoją siłę i moc? W jaką podróż przyjdzie jej wyruszyć, żeby na nowo poukładać w sobie to, co najważniejsze?

Reklama

Materiał powstał z udziałem wydawnictwa Świat Książki

Reklama
Reklama
Reklama