Reklama

Marta Krajewska ponownie zaprasza czytelników do Wilczej Doliny, krainy inspirowanej wczesną Słowiańszczyzną, w której umieściła akcję kilku swoich książek, m.in. trylogii Vendy. Tym razem zabiera nas jednak w podróż po kobiecej seksualności. Erotyk dziejący się we wczesnym średniowieczu i czerpiący pełnymi garściami z mitologii słowiańskiej to dość egzotyczne połączenie, ale uwierzcie – w tym szaleństwie jest metoda.

Reklama

Głównymi bohaterkami „Pragnę więcej” są dwie młode dziewczyny – Jaruna, córka wikliniarza i Sułka, córka bartnika. Obie dopiero wchodzą w dorosłość i odkrywają swoje emocjonalne i seksualne potrzeby, ale robią to w zupełnie inny sposób. Jaruna jest wstydliwa, niewinna i posłuszna. Sułka to jej przeciwieństwo – nie zamierza się nikomu podporządkowywać, doskonale wie, czego chce i jak to osiągnąć. Tak, również za pomocą seksu. Dzieli je prawie wszystko (spotykają się właściwie dopiero pod koniec książki), ale łączy to, że „pragną więcej”. Obie doświadczają ogromnego zawodu miłosnego i uczą się kochać na nowo.

Sułka i Jaruna są naszymi przewodniczkami po Wilczej Dolinie oraz po wierzeniach i zwyczajach jej mieszkańców. A te bardzo mocno zakorzenione są w patriarchacie, potędze przyrody i słowiańskich mitach. Nie zabraknie tu więc Nocy Kupały, Szczodrych Godów, Peruna, Mokoszy czy mamuny.

Aldona Wańdyga

To niby świat tak odległy od naszego, ale czy na pewno? Krajewska w „Pragnę więcej” dobitnie pokazuje, że pewne sfery życia i ludzkie potrzeby – te emocjonalne i fizjologiczne – nie zmieniają się od tysiącleci. Mimo tego „oldschoolowego" anturażu, w Jarunie i Sułce widzimy współczesne dziewczyny na progu dorosłości. Doskonale rozumiemy ich problemy, dylematy, pragnienia i żądze.

Krajewska ma niesamowicie lekkie pióro, więc „Pragnę więcej” połyka się jednym haustem. To jedna z tych książek, której nie mamy ochoty odkładać, bo z wypiekami na twarzy czekamy na to, co stanie się na następnej stronie. Autorka stworzyła fascynujące uniwersum i zasiedliła je bohaterami z krwi i kości, których bardzo umiejętnie prowadzi przez życiowe i uczuciowe meandry. „Pragnę więcej” to powieść niezwykle mądra i – co bardzo ważne – seksowna. Połączenie doskonałe!

Ciekawe jesteście, co sama Marta Krajewska miała do powiedzenia na temat swojej nowej książki? Zapraszamy do lektury wywiadu z autorką.

W najnowszej książce ubiera Pani w historyczno-fantastyczny kostium bardzo współczesne zagadnienia. „Pragnę więcej” jest na wskroś feministyczna – skupia się Pani na kobiecej seksualności, mówi o kobiecym orgazmie, zahacza również o kwestie aborcji. Czy jest ona odpowiedzią na dzisiejsze nastroje społeczne, czy te elementy są raczej dodatkiem do wykreowanego przez Panią świata?

Marta Krajewska: Chciałam stworzyć erotyk, ale na moich zasadach. Nie lubię zakłamujących życie filtrów, w jakich nurzamy się na co dzień. Książki i filmy przekonują nas, że seks to bułka z masłem. W rozmowach i pikantnych żartach ze znajomymi wszyscy mamy cudowne życie seksualne, a każdy mężczyzna ma niesamowitego członka. Super, tylko po co nam w takim razie tak wielu seksuologów?

Dlatego w „Pragnę więcej” bardziej zależało mi na zagadnieniach dotyczących seksualności niż na pokazaniu uniwersum. Osadziłam akcję w Wilczej Dolinie, świecie inspirowanym wczesną Słowiańszczyzną, bo kocham te klimaty i są one moim znakiem rozpoznawczym. Takie cofnięcie w czasie było przede wszystkim wspaniałą okazją do sprawdzenia, co w postrzeganiu seksualności się zmieniło i co nie zmieniło się wcale. Wierzę, że w pewnych sprawach w ogóle nie różnimy od naszych przodków. Niby znamy teorię, wiemy, co i jak oraz mamy do dyspozycji internet czy filmy pornograficzne, ale i tak wszystko sprowadza się do nas jako jednostki – do naszych emocji, preferencji, temperamentu i doświadczenia. Wciąż z kimś się porównujemy, ale nie umiemy rozmawiać o seksie nawet z partnerem, a często też z samymi sobą.

Bolączki dojrzewania, odkrywanie drogi do przyjemności, kwestia aborcji i rola kobiety w związku to tematy aktualne zawsze, bo zawsze byliśmy i będziemy ludźmi.

Moje bohaterki przeżywają więc swoje wewnętrzne rewolucje zupełnie tak samo, jak rewolucje przechodzą i dziś młode dziewczęta. Ba! Często do zmian dojrzewają kobiety w kwiecie wieku. Każda po swojemu.

Mężczyźni również mierzą się z własnymi demonami. Nieskromnie uważam, że z lektury „Pragnę więcej” nasi partnerzy i kochankowie mogą się sporo nauczyć. Marzy mi się, żeby ta powieść była dla jakiejś pary inspiracją do szczerej rozmowy o tym, co lubi, czego potrzebuje, co może zrobić, żeby było jeszcze cudowniej. Zresztą mężczyźni i ich seksualność to też jest fascynujący temat, chociaż rzadko opisywany. Szkoda, bo ja bym czytała jak szalona, gdyby mi dano możliwość wejścia do głowy facetów. Jednak autorzy częściej skłaniają się ku książkom porno niż erotycznym. Też fajnie, ale ja pragnę czegoś więcej.

materiały prasowe

Chociaż nie stroni Pani w swojej twórczości od scen seksu, „Pragnę więcej” to Pani pierwszy erotyk z prawdziwego zdarzenia. Jak bardzo proces twórczy różnił się od pracy nad innymi książkami?

Początkowo planowałam, że będzie to jednowątkowa opowieść i już samo to różniło ją od moich pozostałych powieści. Szybko jednak zrozumiałam, że jedna postać nie pozwoli mi na pokazanie wszystkiego, o czym chciałam opowiedzieć. Rozwinęłam więc fabułę do trzech wątków, aby ostatecznie zawęzić ją do dwóch. Wszystkiego i tak nie powiedziałam, ale przecież nie odwieszam klawiatury na kołek. Jeśli czytelnicy i wydawca zechcą, bardzo chętnie wyleję na wirtualną kartkę więcej takich opowieści. I zrobię to dlatego, że mam pewne poczucie misji, które odkryłam podczas tworzenia, ale też dlatego, że po prostu od czasu debiutanckiego „Idź i czekaj mrozów” niczego nie pisało mi się tak dobrze. Jasne, miałam momenty blokad i rozterek, ale okres, gdy głową byłam w tamtym świecie, był bardzo ekscytujący. Plus okazało się, że pisanie erotyków ma fajny skutek uboczny. Jeśli tak długo myśli się o seksie, romansach i miłości, to człowiekowi dobrze robi na libido!

Zrobiła Pani rozległy research. Czego dowiedziała się Pani o seksualności Słowian? Czy tak bardzo różniła się od naszej współczesnej?

Och, to jest temat na osobną rozmowę! Temat rzeka. Po pierwsze mamy wiele spekulacji i utartych przekonań. Klasycznym przykładem jest Noc Kupały, która u większości wywołuje dwa skojarzenia – wianki i nieskrępowany seks, czy wręcz orgię. O ile wianków się nie czepiam, to w tej drugiej sprawie byłabym ostrożna. Trzeba pamiętać, że większość tego, co wiemy o kulturze dawnych Słowian, została nam przekazana albo przez mnichów, którzy wszędzie widzieli grzech i zgorszenie, albo przez obcokrajowców podróżujących przez nasze ziemie, patrzących przez pryzmat własnej kultury i niekoniecznie rozumiejących, co widzą. Obecnie trochę się próbuje odczarowywać ten mit wyzwolenia seksualnego naszych przodków. Z drugiej strony nieśmiali też nie byli. Trochę jak dzisiaj – seks przed ślubem był dopuszczalny, jeśli tylko para nie afiszowała się z nim zbyt mocno. Uważano wręcz, że jeśli dziewczyna nie znalazła sobie kochanka przed swadźbą, to coś z nią było nie tak. Może oziębła, a może nikt jej nie chciał? To co za frajda wiązać się z taką na całe życie? Bo małżeństwa zawierano na zawsze i nie tolerowano zdrady, choć związki małżeńskie niekoniecznie były wynikiem uczucia i częściej wynikały z interesów rodzin młodej pary.

Z ciekawostek: archeologia dostarczyła nam, jak dotąd, kilkanaście rzeźb o fallicznym kształcie.

Uznano, że pewnie były to przedmioty kultu, ale może bardzo poważnym naukowcom trudno jest przyznać, że nasi przodkowie używali dildo?

No bo jak napisać habilitację o sztucznych wackach? Ironizuję oczywiście, przepraszam, jestem całkowicie po stronie nauki we wszystkich sprawach, ale… co jeśli te rzeźby to po prostu zabawki erotyczne? Nie wiemy tego. Może nigdy się nie dowiemy. Najsmutniejsze jest to, że w wielu kwestiach pozostajemy w sferze domysłów i interpretacji. Tak się pracuje z wczesnymi Słowianami. Podczas pisania tej książki zgłębiłam temat seksualności naszych przodków najlepiej, jak to było możliwe, zgodnie z obecnym stanem wiedzy. Jutro jednak wszystko może się zmienić. Może odkryjemy coś niesamowitego! Oby! Tymczasem o wszystkim, czego się dowiedziałam, napisałam w posłowiu do „Pragnę więcej”. Tam wyjaśniam, co w powieści dodałam od siebie. Podaję też bibliografię, gdyby ktoś poczuł chęć zgłębienia tematu na własną rękę.

Głównymi bohaterkami uczyniła Pani Jarunę i Sułkę, młode dziewczyny dopiero odkrywające swoja seksualność. Do kogo więc zaadresowana jest ta książka? Czy chciałaby Pani, żeby przeczytały ją nastolatki?

Jeśli będą już na etapie myślenia o kontaktach seksualnych, to tak. I tak będą zasypywane ubarwionymi opowieściami koleżanek i fabułami wykrzywiającymi rzeczywistość niczym Photoshop. Takimi, w których kobiety przeżywają seks życia za każdym razem, gdy zdejmą bieliznę lub, co gorsza, gdy ktoś je do tego przymusi. Dobrze by było, gdyby dziewczyny przeczytały, że ich życie seksualne nie musi wyglądać jak z pornosa. Że mają prawo do wielu rzeczy, od sprzeciwu po osiąganie przyjemności na własnych zasadach i we własnym tempie.

I że z partnerem trzeba rozmawiać. Jeśli nie jest osobą, przed którą możesz obnażyć duszę, to zastanów się, czy warto obnażać ciało.

No chyba że chodzi o czystą zabawę, ale tego nastolatkom nie polecam, bo to ryzykowna ścieżka.

Ta książka nie jest skierowana do żadnej konkretnej grupy wiekowej. Tak, bohaterki są młode, ale im czytelniczka starsza, tym więcej ma doświadczeń i przemyśleń, które może skonfrontować z „Pragnę więcej”. Nie pisałam jej o sobie, patrzyłam szerzej i wiem od czytelniczek, że zrozumiałyśmy się idealnie. Jedna z nich powiedziała mi, że „Pragnę więcej” to obowiązkowa lektura dla każdej kobiety. Pękłam z dumy i totalnie się wzruszyłam. Nie mogłam usłyszeć piękniejszego komplementu.

materiały prasowe

To już kolejna Pani powieść, której akcja dzieje się w Wilczej Dolinie, świecie inspirowanym kulturą dawnych Słowian. Co Panią tak fascynuje we wczesnym średniowieczu?

Chyba mam je we krwi i w duszy. Zawsze lubiłam zwiedzać zamki i czytać fantastykę osadzoną w quasi-średniowiecznych klimatach. A kiedy zetknęłam się z rekonstrukcją historyczną i zobaczyłam wojów słowiańskich w szyku, to przepadłam. To było jak strzał w serce.

Motywy słowiańskie są teraz popularne, jednak większość autorów skupia się na mitologii i demonologii, snując opowieści wokół bóstw, zaświatów czy potworów. Tymczasem mnie najbardziej fascynuje życie codzienne i kultura materialna. Daje to podobną przyjemność jak rozwiązywanie zagadek. Jak oni żyli? Co i jak jedli? Jakie mieli stroje, narzędzia, jak uprawiali ziemię, jak mogli myśleć, jak ich wierzenia wpływały na codzienność? Wiele rzeczy mnie ciekawi i fascynuje, mimo że gdzie dwóch naukowców, tam trzy zdania. Sporo jest tam niestety także teorii spiskowych i pseudonauki. Na szczęście moje serce zawsze biło dla fantastyki, nie piszę książek historycznych, więc mam trochę więcej swobody, żeby według własnego uznania łatać dziury w tym, co wiemy. Ale research to podstawa i chyba nigdy nie uznam, że wiem już wszystko. Zresztą on wciąż daje mi satysfakcję jak przy rozwiązywaniu zagadki.

Erotyk jako gatunek raczej nie cieszy się dobrą opinią w środowisku literackim. Czy chciała Pani trochę go odczarować?

Nie dzielę literatury na dobrą i złą gatunkowo, nie rozumiem tego. Bo kto powiedział, że stereotypowa pani domu czytająca romanse jest gorszym człowiekiem od równie stereotypowego czytelnika-konesera, rozkoszującego się noblistami? No nikt, bo ta pani domu może być wspaniałą, pełną ciepła i empatii kobietą, a wyrafinowany człowiek - snobem i egoistą.

Nie wierzę w istnienie lepszych i gorszych gatunków, są lepiej i gorzej napisane książki.

Ja na przykład skaczę w moich lekturach od opracowań naukowych przez noblistów po erotyki, a nawet pornosy, no i co z tego? To kiedy mam się czuć tym gorszym człowiekiem? Kto w ogóle nam dał prawo oceniać ludzi na podstawie tego, co czytają? A jeśli nie czytają? Znam masę osób, których nie ciągnie do książek. Część z nich to cudowne dusze. Oni stoją, jak rozumiem, poniżej „kur domowych łykających erotyki”? Czy naprawdę ktoś wymawiający takie słowa myśli, że jest lepszy? Przecież jego jaśnie oświecony umysł nie powinien pozwolić na pogardę wobec drugiego człowieka. Okropieństwo.

Czy chciałam odczarować erotyki? Kiedy wpadłam na pomysł „Pragnę więcej”, znałam niewiele erotyków, ale nie uznawałam ich z góry za złe, tylko… sprzedające fantazje. Nie ma w tym nic złego, jeśli nie krzywdzi się ludzi, prawda? Ale ja pragnęłam czegoś więcej, czegoś bliższego prawdy, bo nie do końca podobało mi się to tkwienie w marzeniach o idealnym i łatwym seksie. Pisząc i zgłębiając temat odkryłam sporo fajnych książek z elementami erotycznymi, bo ten gatunek rozwija się bardzo gwałtownie i rozszerza we wszystkich kierunkach. Chociaż – o ile mi wiadomo – „Pragnę więcej” jest pierwszym erotykiem słowiańskim osadzonym we wczesnym średniowieczu. I to jest super! Im więcej czytałam i im większą różnorodność erotyków widziałam, tym głośniej prychałam słysząc obelgi pod adresem tego gatunku, bo najczęściej wygłaszają je osoby, które w życiu żadnego nie czytały, albo opierają się na hitach, które im nie podeszły. To trochę tak, jakby stwierdzić, że cała fantastyka jest beznadziejna, bo nie spodobali nam się „Avengersi” albo „Władca Pierścieni”.

Książka i czytelnik muszą trafić na siebie, żeby zaiskrzyło.

Poza tym jestem osobą bardzo otwartą i nie mam problemów z mówieniem o seksie, ale zauważyłam, że jestem w tym dość osamotniona. Umiem też pisać. Tak mi mówią. Postanowiłam wykorzystać te wątpliwej jakości supermoce i napisać książkę, która nie będzie tylko nas nakręcać, ale też opowie o tych momentach, gdy rzeczywistość nijak nie chce być scenariuszem filmowym. Książkę ciepłą, która rozgrzeje wyobraźnię, ale będzie fair, bo mało kto jest z urodzenia seksualnym jednorożcem. A jeśli przy okazji odczaruję komuś erotyki, to wspaniale.

Reklama

Materiał powstał z udziałem wydawnictwa GW Foksal

Reklama
Reklama
Reklama