Solidarność, zagadkowa śmierć i rodzinne sekrety
Z Hanną Greń rozmawiamy o jej najnowszej powieści kryminalno-obyczajowej, która przenosi czytelnika w szare czasy PRL-u i… niesamowicie wciąga!
Jeśli szukaliście dobrego, polskiego kryminału, koniecznie sięgnijcie po „Północną zmianę” Hanny Greń. O czym jest powieść? Jest rok 1980, a Inga Piątkowska staje u progu dorosłego życia z niemałym bagażem doświadczeń. Choć od samobójstwa jej przyjaciela minął rok, kobieta wciąż nie może się pogodzić z tą stratą, a jego tajemnicza śmierć pozostaje niewyjaśniona. W czasie wyjazdu służbowego Inga poznaje Brinka Speedmana. Kanadyjczyk przyjechał do Polski, aby odwiedzić nieznaną dotąd rodzinę i odnaleźć cenną pamiątkę po pradziadku. Co ciekawe, od pierwszego spotkania mężczyzna nie może się pozbyć wrażenia, że kobieta wygląda dziwnie znajomo. Gdy Speedman znika w niewyjaśnionych okolicznościach, Inga zostaje uwikłana w sprawę jego zaginięcia. Od tej pory każda z trudem zdobywana wskazówka będzie na wagę złota.
„Północna zmiana” Hanny Greń - dlaczego warto przeczytać?
My już przeczytaliśmy „Północną zmianę” i przyznajemy, że daliśmy się z przyjemnością porwać historii, która jest osadzona w zamierzchłych czasach Polskiej Republiki Ludowej, walki o wolność czy żywności na kartki. Żaden z bohaterów nie jest czarno-biały, tylko… ludzki. Z wadami i zaletami. Dodatkowo, rozwiązanie zagadki tajemniczego zaginięcia Speedmana naprawdę zaskakuje! To nie jest jedna z tych powieści, w której od początku wiadomo, jak się skończy. Zdecydowanie nie! Ale najlepiej, żebyście o tym przekonali się sami :).
Postanowiliśmy porozmawiać z Hanną Greń o jej nowej książce, czy inspiruje się prawdziwymi morderstwami i współpracy z mężem ex policjantem.
Czy postać głównej bohaterki – Ingi jest inspirowana Panią? Zgadza się zarówno miejsce zamieszkania, wykształcenie, zawód, a nawet ukochany mężczyzna.
„Północna zmiana” zawiera sporo wątków autobiograficznych, lecz większość fabuły jest fikcją literacką. Postać Ingi stworzyłam na kanwie moich przeżyć, nie próbowałam jednak trzymać się ściśle faktów. Na przykład mój dziadek rzeczywiście zawędrował aż do Kanady, ale opowieści rodzinne nie wspominają ani słowem o zdobywaniu złota. A szkoda. Nie usychałam też przez wiele lat z miłości do wybranego mężczyzny. W naszym przypadku było to coś jak strzał prosto między oczy☺.
Inga jest notorycznie odrzucana przez swoją matkę i siostrę. Ojciec natomiast jest bierny i wycofany. Mimo wszystko udaje się jej wyrosnąć na pewną siebie i niezależną kobietę. Czy wierzy Pani, że pomimo braku miłości w dzieciństwie można w dorosłym życiu być szczęśliwą osobą?
Nie tylko wierzę, ale jestem tego całkowicie pewna. Jakość naszego życia zależy w głównej mierze od nas samych. Od nas zależy, czy wybierzemy bierne poddawanie się losowi, czy postanowimy zawalczyć o szczęście, które, jak wiadomo, dla każdego z nas oznacza coś innego.
Ważnym elementem tej historii są konflikt rodzinny, toksyczne relacje i sekrety. Czy według Pani każda rodzina na swój sposób jest destrukcyjna?
Nie posuwałabym się aż tak daleko w swojej ocenie. Ale uważam, że każda rodzina skrzętnie skrywa przed obcymi pewne nie zawsze piękne sekrety. Najczęściej są to drobiazgi mogące co najwyżej stanowić chwilowy żer dla okolicznych plotkarzy, zdarzają się jednak sprawy poważniejsze. Wtedy na pewno można mówić o rodzinie destrukcyjnej.
Dlaczego zdecydowała się Pani, aby historia rozgrywała się w czasach PRL-u? Czy to tęsknota za dawnymi latami, czy chęć pokazania zupełnie innego świata młodszym czytelnikom?
Historia opowiedziana w „Północnej zmianie” dojrzewała we mnie od dawna i w końcu nadeszła pora, by ją zapisać. Stało się to w 2018 roku. Powieść ta z pewnością nie jest wyrazem tęsknoty za czasami PRL-u, bo choć pod pewnymi względami życie było wówczas łatwiejsze, przeważały jego negatywne aspekty, dlatego nie wspominam tamtych lat z sentymentem.
Umocowałam ją bardzo mocno w realiach historycznych, by stanowiła swego rodzaju przestrogę dla tych wszystkich młodych ludzi, którzy są tak zapatrzeni w swój własny kawałek świata, że otaczającą ich rzeczywistość traktują z przerażającą obojętnością.
Nie dostrzegają totalitaryzmu rodzącego się na ich oczach, gdyż nie dotyczy ich to bezpośrednio. Nie chciałabym, żeby pewnego dnia obudzili się w PRL-u bis.
Jest Pani autorką wielu powieści kryminalnych. Skąd Pani czerpie pomysły na kolejne zagadki, morderstwa? Czy inspiracją są prawdziwe historie, czy wszystko jest fikcją?
Wszystkie opisane przeze mnie morderstwa i intrygi są w stu procentach wytworem mojej wyobraźni. Przy ich tworzeniu nie inspirowałam się prawdziwymi morderstwami, gdyż te w większości są zbyt prostackie i banalne, by mogły zaciekawić czytelnika. Z kolei opisywanie tych nielicznych, gdzie sprawcy działali zgodnie z ułożonym wcześniej planem, uważam za niemoralne, bo tacy ludzie nie zasługują na uwiecznienie ich w książkach.
Pani mąż – emerytowany policjant – jest pierwszym recenzentem Pani książek. Jak Wam się razem współpracuje?
Nasza współpraca jest bardzo owocna. Mąż nie tylko służy mi radą w kwestiach związanych z działaniami policji, ale także wyłapuje wszelkie nieścisłości i nielogiczności, skreśla też bezlitośnie dłużyzny czy fragmenty niewnoszące nic do fabuły. Jest surowym krytykiem, co bardzo sobie cenię, bo nie zależy mi na laurce, tylko na rzetelnej opinii.
Przez wiele lat prowadziła Pani biuro rachunkowe. Co takiego się stało, że w 2014 roku postanowiła Pani zacząć pisać kryminały? Czy znajomi i rodzina nie byli zaskoczeni?
Rezygnacja z pracy zawodowej nie miała nic wspólnego z zajęciem się pracą twórczą. Czysty przypadek sprawił, że te dwie decyzje zbiegły się w czasie. W latach dziewięćdziesiątych zawarłam umowę z firmą oferującą prywatne ubezpieczenie, które po określonym czasie miało się przekształcić w dodatkową emeryturę. Czas ten upłynął właśnie w 2014 roku, a że czułam się już mocno zmęczona i wypalona zawodowo, wraz z mężem zdecydowaliśmy o zamknięciu biura. Mieliśmy wówczas różne plany na zagospodarowanie wolnego czasu, z których ostatecznie nic nie wyszło. Znajomi wiedzieli o moich zamiarach, więc nie było to dla nich żadnym zaskoczeniem. Natomiast zaskoczyło ich bardzo, że zaczęłam pisać książki. Niektórzy przez długi czas nie mogli w to uwierzyć, a są i tacy, którzy nie wierzą do dziś, choć „Północna zmiana” jest moją trzynastą książką.
Jakie ma Pani najszczęśliwsze wspomnienie związane z Pani karierą literacką?
Są dwa takie wspomnienia. Pierwsze z nich to chwila, gdy wzięłam do ręki egzemplarz autorski mojej debiutanckiej książki. Tego uczucia nie zapomnę nigdy. Drugie zaś to podpisanie umowy wydawniczej z wydawnictwem Czwarta Strona. Było to moje kolejne marzenie, które się spełniło.
Dziękuję bardzo za rozmowę!
KONKURS! Wygraj książkę „Północna zmiana”
Odpowiedz krótko na pytanie, jak według ciebie wygląda życie autorki powieści kryminalnych i wygraj powieść Hanny Greń! Wypełnij formularz konkursowy. Powodzenia!
Materiał powstał z udziałem Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału