Reklama

Długie, upalne lato 1939 roku. Wielka Brytania przygotowuje się do nadciągającej wojny, jednak Edith Pretty, owdowiała właścicielka majątku w hrabstwie Suffolk, żyje czym innym: okazuje się, że przeczucie, którym jej mąż karmił się przez całe lata, nie było złudzeniem – ziemia, którą jej pozostawił, kryje wyjątkowy skarb. Skarb, który nie ma ceny.

Reklama

„Cudowna, pobudzająca wyobraźnię książka. Z prostej opowieści o ziemi i tym, co w sobie skrywa, autor wytopił najczystsze złoto” – tak o „Wykopaliskach”, nowej powieści Johna Prestona (wydawnictwo Prószyński i s-ka) napisał recenzent „The Guardian”. Inni też nie szczędzili pochwał: „przejmująca i melancholijna”, „zachwycająca” „intrygująca, czuła, zajmująca”, „arcydzieło” – pisali.

Powieść Johna Prestona dotyczy prawdziwych wydarzeń i prawdziwych ludzi: jednego z najsłynniejszych brytyjskich odkryć archeologicznych w Sutton Hoo („Brytyjski Tutenchamon” – krzyczały tytuły ówczesnych gazet) oraz osób, które brały w nich udział.

mat. prasowe

Poruszającą, pełną emocji historię opowiadają trzy osoby: Edith Pretty, wdowa, dzięki której doszło do odkrycia, Basil Brown, archeolog-amator, którego zatrudniła, oraz Peggy Piggott, młoda archeolożka, która by wziąć udział w wykopaliskach przerywa swój miesiąc miodowy. Przy okazji warto dodać, że John Preston jest bratankiem tej ostatniej.

„Wykopaliska” to nie tylko rekonstrukcja trzech miesięcy, podczas których – jak pisze wydawca – „miejscowi spierali się z przyjezdnymi, specjaliści psuli szyki amatorom, a miłość i rywalizacja rozkwitały z równą mocą…”, ale także okazja do snucia wnikliwych, choć oszczędnych w słowa refleksji na temat światów w przededniu zagłady, bezlitosnego upływu czasu, tęsknoty i miłości.

Książka doczekała się już ekranizacji, którą lada chwila będzie można obejrzeć na platformie Netflix (premiera 29 stycznia). W rolach głównych: Rap Fiennies, Carey Mulligan i Lily James.

Fragmenty książki "Wykopaliska” Johna Prestona

„Czas, rozumiany jako istotny czynnik życia człowieka, na chwilę traci wszelkie znaczenie. Minęły trzy, może cztery tysiąclecia, odkąd ludzkie stopy ostatni raz dotykały podłogi, na której stoisz, a mimo to, gdy wokół widzisz ślady wydawałoby się niedawnej aktywności – wypełnioną w połowie miskę zaprawy do drzwi, poczerniały kaganek, odcisk palca na świeżo pomalowanej powierzchni, pożegnalny wieniec rzucony na próg – masz wrażenie, jakby ktoś był tu zaledwie wczoraj”.

"(…) – Widziałeś kiedyś coś podobnego, Baz? – zapytał John, kiedy oczyściliśmy znalezisko.
Pokręciłem głową. Była to duża gliniana płyta. Nie sposób było stwierdzić, czy wykonano ją ręcznie. Sądząc z jej położenia, pierwotnie spoczywała na dachu komory. Jakimś cudem zachowała się w całości, kiedy dach się zapadł. Wyciągnęliśmy ją we czterech. Okazała się zaskakująco lekka – dużo lżejsza od tacy na mięso z pierwszego kopca. Spod niej wyłonił się kwadratowy płat ziemi, znacznie ciemniejszy od otaczającej go piaszczystej gleby. Jakby właz.
Patrzyliśmy w milczeniu na ten kwadrat pociemniałej ziemi. Poczułem, że obręcz zaciskająca się wokół mojej głowy raptownie pękła.
– Baz? – powiedział Will cicho.
– Tak – odparłem. – Myślę, że tak…
Zacząłem zeskrobywać szpikulcem wąski pas ziemi. Pierwszy brzęk był tak cichy, że ledwo go dosłyszałem. Spróbowałem raz jeszcze. Znowu brzęk. Odgarnąłem ziemię pędzelkiem. Powoli ukazał się niebieskawoszary kształt. Pewnie kamyk, powiedziałem sobie i trwałem w tym przekonaniu, dopóki nie nabrałem pewności, że jest mylne. Tak naprawdę była to bowiem moneta, nie większa od guzika u koszuli. Nie całkiem okrągła, ale prawie, o ostrych krawędziach. Wytarłem ją z ziemi. Po jednej stronie widniał prosty krzyż. Po drugiej coś, co wyglądało jak głowa.
Wszyscy stłoczyli się dookoła, pragnąc obejrzeć znalezisko. Kiedy już się napatrzyliśmy, podniosłem wzrok i zobaczyłem nadchodzącego Grateleya w rozwianym fraku. Stanął u wejścia do wykopu.
– Mam dla ciebie wiadomość, Basilu – powiedział.
– Co proszę?
– Od pana Charlesa Phillipsa.
– Tak?
– Mówi, że macie natychmiast przerwać pracę i przykryć wszystko plandekami.
– Przerwać pracę? – obruszył się John Jacobs.
– Jak to, do licha? – Przekazuję tylko wiadomość – odparł Grateley.
– Macie niezwłocznie wstrzymać wykopaliska.
– Co to znaczy, Baz? – spytał Will.
– Nie wiem. Pani Pretty już wróciła?
– Obawiam się, że nie – powiedział Grateley. – I nie wiem, kiedy się jej spodziewać. Wieczorem, jak przypuszczam. Niestety, nie zostawiła numeru, pod którym można się z nią skontaktować".

Reklama

Materiał powstał z udziałem Wydawnictwa Prószyński

Reklama
Reklama
Reklama