"Wszyscy nosimy w sobie pierwiastek zła". Mroczna opowieść na początek wiosny
Nowa książka Agnieszki Pietrzyk „Kto czyni zło” trafi na półki już 23 marca. Możesz ją wygrać w konkursie Viva.pl.
Urszula Baranowska zwalnia się z policji po tym, jak jej starszy kolega zbyt brutalnie przesłuchiwał dwudziestolatka podejrzanego o kradzież. Kobieta nie zgadza się na ostre metody, ale na kolegę donieść nie może. Postanawia więc założyć własne biuro detektywistyczne. Historia zaczyna się więc jak wiele innych kryminałów. Ale potem akcja się rozwija w zaskakującym kierunku.
Wkrótce Urszula dowiaduje się, że przesłuchiwany wtedy na komisariacie chłopak się powiesił. Początki jej pracy na własny rachunek są trudne, więc pomimo szorstkich relacji z ojczymem, Urszula przyjmuje jego propozycję, by została ekspedientką w jednym z jego salonów jubilerskich. Wkrótce jednak młoda pani detektyw dostaje swoje pierwsze zlecenie od kobiety, która padła ofiarą prześladowcy. Prowadząc swoje śledztwo Urszula popełnia błąd i coraz bardziej angażuje się w kontakt z tajemniczym stalkerem. Tymczasem ktoś próbuje potrącić samochodem jej mamę…
Te wszystkie na pozór zupełnie ze sobą niepowiązane fakty zaczynają się jednak ze sobą łączyć, zaskakując panią detektyw. Ale dokąd ją doprowadzą?
Trzymający w napięciu kryminał „Kto czyni zło” jest kolejną książką Agnieszki Pietrzyk. Autorka zadebiutowała w 2008 roku mroczną powieścią „Obejrzyj się Królu”, w której nie brakowało dramatycznej scenerii, dziwnych bohaterów i niewytłumaczalnych zjawisk. W podobnie mrocznym klimacie utrzymane są też kolejne książki pisarki: „Pałac tajemnic”, „Urlop nad morzem”,„Zostań w domu”, „Nikt się nie dowie”, „Czas na miłość, czas na śmierć”, „Śmierć kolekcjonera”, czy „Porwanie”.
Agnieszka Pietrzyk czerpie z konwencji kryminału, thrillera i powieści grozy, umiejętnie żonglując emocjami i trzymając czytelnika w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Zapytaliśmy autorkę, jak konstruuje swoje misterne opowieści, dlaczego pokochała kryminały i gdzie znajduje pomysły na kolejne wątki.
"Kto czyni zło” ukaże się 23 marca nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Książkę możesz także wygrać w naszym konkursie - formularz znajdziesz poniżej.
Rozmowa z Agnieszką Pietrzyk, autorką "Kto czyni zło"
Viva.pl: Sceneria, w jakiej rozgrywają się Pani powieści, jest daleka od sielankowej, a walka dobra ze złem niekoniecznie okazuje się szlachetna. Skąd u Pani zamiłowanie do mrocznych historii?
Agnieszka Pietrzyk: Myślę, że to zamiłowanie narodziło się, gdy podczas robienia doktoratu zajmowałam się romantyzmem, to przecież w tej epoce powstała powieść gotycka, której kluczowym elementem była zawsze jakaś potworna zbrodnia, to romantycy rozmiłowali się w ciemnej stronie ludzkiej duszy, w zabijaniu, okrucieństwie, tajemnicach i zgubnych namiętnościach.
Kobiety – pisarki doskonale odnajdują się w thrillerach i kryminałach, choć przyjęło się uważać, że taka literatura jest domeną mężczyzn. Nigdy nie kusiło Pani napisanie poczytnego romansu? Zgadza się Pani z podziałem na literaturę kobiecą i męską?
W tej chwili moją pasją jest kryminał i thriller, ale nie mówię, że nigdy nie spróbuję swoich sił w innym rodzaju prozy, to byłoby fascynujące napisać coś zupełnie innego. Może byłaby to powieść obyczajowa, może nawet romans. Niezależnie od odmiany gatunkowej przyświecałby mi ten sam cel co przy pisaniu kryminałów, czyli chciałabym dać czytelnikom ciekawą historię. Podział na literaturę kobiecą i męską zakorzenił się już w dyskursie literackim i z tego względu akceptuję tę terminologię. Nie zgadzam się jedynie na pejoratywne nacechowanie kobiecej literatury, a to się niestety zdarza.
Skąd czerpie Pani pomysły do swoich powieści? Jak bardzo są one osadzone w rzeczywistości, którą Pani śledzi każdego dnia?
Gdy czytelnicy pytają mnie, skąd biorę pomysły, zwykle odpowiadam, że same przychodzą mi do głowy. Jest w tym dużo prawdy, bo szukając pomysłu na fabułę, czytam kroniki kryminalne, powieści gatunkowe, oglądam filmy, słucham, co mówią ludzie, i wcale nie pomaga mi to w wymyśleniu fabuły, aż tu nagle znienacka w mojej głowie pojawia się historia i zaczyna się pięknie rozwijać. Zawsze mi się wydawało, że moje książki są podporządkowane regułom gatunkowym, to znaczy są mroczniejsze niż rzeczywistość. Zmieniłam zdanie po napisaniu „Zostań w domu”, bo potem się okazało, że rzeczywistość przerosła moją literacką wyobraźnię.
W którym momencie wie Pani, że pozornie zwyczajne zdarzenie ma szansę rozrosnąć się w ciekawą historię, od której trudno się będzie oderwać?
Nie ma takiego momentu, zawsze mam wątpliwości, czy opowiadana przeze mnie historia zainteresuje czytelników.
Kto jest Pani pierwszym recenzentem lub recenzentką? Czy zdarzyło się, że pod wpływem opinii chciała Pani zrobić rewolucję w swojej powieści, czy raczej trzyma się Pani raz wyznaczonej ścieżki?
Pierwszymi recenzentkami moich powieści są moja mama i siostra. To od nich dowiaduję się, czy książkę się dobrze czyta, czy jest ciekawa, czy bohaterowie są wiarygodni, i tak dalej. Potem powieść oddaję w ręce znajomych, a oni bardzo się przykładają, żeby wyłapać nieścisłości i błędy. Czasami uwag jest dużo, niektóre są ogólne, inne konkretne, ale nigdy pod wpływem czyjejś opinii nie zmieniłam radykalnie fabuły, nie odwróciłam jej do góry nogami.
„Kto czyni zło” zaczyna się na komisariacie policji, gdzie podejrzany o kradzież chłopak jest brutalnie przesłuchiwany. W kiepskim świetle pokazany jest też prokurator, który nie chce wszczynać śledztwa pod kątem zabójstwa, bo ofiara nie była nikim znaczącym. To rzecz jasna fikcja literacka, jednak brzmi przerażająco prawdziwie. Nie darzy Pani zaufaniem policji i prokuratury?
Obraz policji i prokuratury w „Kto czyni zło” nie jest odzwierciedleniem mojej opinii o tych instytucjach. Nieważne, co ja sobie myślę o organach ścigania, ważne, żeby policjant i prokurator w mojej powieści byli postaciami wiarygodnymi i interesującymi. Czytelnik szybciej uwierzy w prokuratora, który angażuje się w sprawę dopiero wtedy, gdy dotyczy ona ważnej osoby, niż w takiego, który każdego dnia bez opamiętania rwie się do pracy.
Od książki naprawdę nie sposób się oderwać, czyta się ją świetnie, a wątki, z pozoru niepowiązane, łączą się w zaskakujący sposób. Jak powstaje taka skomplikowana konstrukcja?
Do tego potrzebna jest wyobraźnia, także oczytanie się w literaturze kryminalnej. Gdy przystępuję do pracy nad powieścią, mam zwykle w głowie początek i finał, resztę, czyli momenty kulminacyjne, zwroty akcji, kolejne tropy wymyślam w trakcie pisania i to jest jak zaplatanie warkocza, po prostu wszystko się składa w równą całość. W wypadku „Kto czyni zło” sama sobie trochę utrudniłam pracę, bo przed rozpoczęciem powieści nie wymyśliłam zakończenia i potem w trakcie pisania sporo się zastanawiałam, w którą stronę pójść z fabułą.
Główna bohaterka powieści, detektyw Ula Baranowska, choć zwalnia się z policji, nie mogąc pogodzić się z zepsuciem tej instytucji, sama nie jest krystalicznie czysta... Nie protestuje, gdy dostaje propozycję współpracy z przestępcą. Myśli pani, że w zależności od sytuacji wszyscy jesteśmy trochę źli?
Tak, wszyscy nosimy w sobie pierwiastek zła. Ula Baranowska też jest trochę zła, ale ona przede wszystkim jest bohaterką kryminału, a ten gatunek lubi postaci z mroczną stroną duszy.
Czy już planuje Pani kolejne śledztwa dla bohaterki „Kto czyni zło?
W moim zamyśle Ula Baranowska miała być bohaterką jednej książki, ale wiele zależy od czytelników. Jeśli przypadnie im do gustu, to może jeszcze wróci przy innym śledztwie.
"Kto czyni zło" - fragment
Krótkim sygnałem odezwał się jej telefon. Zauważyła potępiające spojrzenie mamy. Bezgłośnie przeprosiła, ruszając wargami. Powinna pamiętać, że Leon nie lubi, gdy komórki przeszkadzają rodzinie podczas posiłku. Wyjęła aparat z kieszeni spodni, żeby go wyciszyć. Nawyk wziął górę i rzuciła okiem na przychodzącą wiadomość. Numer nadawcy wydał się jej znajomy, zwłaszcza trzy ostatnie cyfry: zero, dziewięć, dziewięć. Nie szukała w pamięci, do kogo należy, zaraz się tego dowie. Otworzyła esemesa i przeczytała: „Masz piękny głos, jak anioł, wciąż dźwięczy mi w uszach, ale call center to nie jest praca dla ciebie. Dobrze, że nie jesteś telemarketerką”. Nie mogła uwierzyć, że napisał do niej adorator Aliny Michalskiej. Patrzyła na wyświetlacz, a słowa latały jej przed oczami. Nie zastanawiając się długo, odpisała: „Może chciałbyś mnie usłyszeć drugi raz? Pogadamy?”.
Stuknęła w przycisk wyślij i wyciszyła aparat. Położyła go obok talerza, aby zobaczyć przychodzącą wiadomość. Znowu napotkała niezadowolone spojrzenie mamy nakazujące jej schować telefon. Nie posłuchała, nie mogła, to było zbyt ważne, dotyczyło jej pierwszego zlecenia. Czekała na esemesa w maksymalnym napięciu. Nie rozumiała prowadzonych przy stole rozmów, nie czuła smaku zrazów, nie zwracała uwagi na Ignasia, cały jej świat skurczył się do wyświetlacza telefonu, który pozostawał ciemny. Nie mogąc się doczekać, ponownie przeczytała wiadomość od tajemniczego wielbiciela, po czym zaczęła ją analizować. Zadzwoniła do niego jako telemarketerka, ale on wiedział, że nią nie jest. Domyślił się? Nie. Po prostu wpisał jej numer w najpopularniejszą wyszukiwarkę i znalazł ofertę biura detektywistycznego. Zaklęła pod nosem. Zachowała się bardzo głupio, dzwoniąc do niego ze swojego aparatu. Niestety, nie posiadała niezarejestrowanej karty sim, będzie musiała się o taką postarać, jutro zamówi ją sobie u czeskiego operatora, który udostępnia możliwość doładowywania przez stronę internetową.
Wyświetlacz błysnął, dając znać, że przyszedł esemes. Chwyciła telefon i stuknęła w wiadomość. Wzrokiem zagarnęła wszystkie słowa, jak gdyby od prędkości zapoznania się z ich sensem zależało jej życie: „Chciałbym cię bliżej poznać. Rozmowę zostawmy na później. Najpierw popiszmy do siebie”.
Przeszył ją dreszcz na myśl, że ten człowiek może przerzucić swoje chorobliwe zainteresowanie z Aliny na nią. Tego wolałaby uniknąć, ale jeśli ma go rozpracować, to powinna przyjąć tę propozycję.
Znowu przeczytała esemesa, próbując wyciągnąć informację z każdego słowa. Adorator nie chciał dostarczyć jej próbki swojego głosu. Tego powinna się spodziewać, wiedział przecież, że jest prywatnym detektywem i zapewne domyślił się, że działa na zlecenie Aliny Michalskiej. Utwierdziło ją to w przekonaniu, że wielbiciel jest kimś z otoczenia pielęgniarki.
Ula czuła się mało komfortowo, bo on sporo o niej wiedział, a ona o nim zupełnie nic. Znał nie tylko jej imię i nazwisko czy profesję, ale wchodząc na profil społecznościowy, mógł poznać znajomych i pooglądać zdjęcia, również te robione tutaj u mamy w Żółwińcu. Jeśli jest dość bystry, szybko też ustali jej adres w Elblągu. Zastanawiała się, w jaki sposób ma mu odpisać. Powinna go przechytrzyć i to prędko. Tylko jak to zrobić?
„Mam na imię Ula, a ty?” Gdy już wysłała tę wiadomość, zezłościła się na siebie. Zabrała się do sprawy jak nastolatka, próbująca poderwać chłopaka ze szkoły. Odpisał natychmiast: „Artur”.
Podał jej pierwsze z brzegu imię i co ona miała teraz z tym zrobić?
„Aleksander bardziej mi się podoba. Będę tak się do Ciebie zwracać”.
„Skoro tak chcesz, to ja nie mam nic przeciw”.
Odetchnęła. Niech tak będzie, na razie popiszą o banałach, a przez ten czas może wpadnie na jakiś dobry pomysł, jak go podejść.
— Ula, Leon do ciebie mówi. Głos mamy z trudem przebijał się przez jej uszy, jak gdy- by miała w nich watę.
— Przepraszam zamyśliłam się. — Uśmiechnęła się do ojczyma. — Mógłbyś powtórzyć?
Leon skrzyżował sztućce nad talerzem.
— Mam dla ciebie propozycję. Potrzebuję pracownika w moim salonie w Elblągu. Wiem, że masz swoje biuro detektywistyczne, ale przypuszczam, że na początku nie będziesz miała zbyt wielu klientów. W wolne dni mogłabyś przychodzić do salonu. Nieważne jak często, to mogą być dwa, trzy dni w tygodniu.
Nie proponował jej niczego wyjątkowego. Miała być sprzedawczynią w jego sklepie jubilerskim przy Hetmańskiej. Jedyny plus był taki, że oferował możliwość pracy w dowolne dni. Postanowiła przyjąć tę propozycję, żeby nie robić mu przykrości i żeby mamie było przyjemnie. Wszystkie oczy były skierowane na nią. Andrzej patrzył znad szklanki z winem, wyraźnie niezadowolony. Z kolei Marek miał rozbawioną minę.
Ula odchrząknęła, przygotowując się do oznajmienia, że bardzo się cieszy i przyjmuje ofertę. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo Leon znowu zabrał głos:
— Proponuję ci czterdzieści złotych na godzinę.
— O! Aż tyle — wyrwało się z ust Róży.
— Wielu moich pracowników tyle zarabia — wyjaśnił Leon.
— Ale chyba nie sprzedawcy — oznajmiła Róża. Spoglądała na męża, a na jej twarzy rysowało się oszołomienie. Z kolei Sylwia wyglądała na zamyśloną, jak gdyby zastanawiała się, co tak naprawdę kryje się za propozycją teścia.
Ula podniosła z obrusu kawałek winogrona, który wypadł Ignasiowi z talerza, potem posłała zebranym promienny uśmiech. Stawka godzinowa sprawiła, że stanie za ladą w sklepie jubilerskim bez poczucia, że marnuje czas.
— Dzięki, Leon, chętnie będę pracowała w twoim salonie.
Marek podniósł szklankę z winem.
— No to wypijmy za twoją nową pracę.
Poza Andrzejem wszyscy wznieśli toast. Wyglądało na to, że tylko on stracił humor z powodu oferty ojca dla pasierbicy. A może jako jedyny nie udawał, było to wielce prawdopodobne. Ula od dawna podejrzewała, że Marek jest obłudny, jedno mówi, drugie myśli. Może się myliła, a może nie.
— Przestało ci smakować wino? Otworzyć inne? — zwrócił się Leon do najstarszego syna.
W jego głosie pobrzmiewała reprymenda. Andrzej uniósł kieliszek w stronę Uli.
— Gratuluję. Tylko żebyś nie umarła z nudów, stojąc za ladą.
— Bez obawy.
Nagle wszyscy stracili zainteresowanie jej osobą i powrócili do omawiania własnych spraw. Ignaś pobiegł do swojego pokoju, a Weronika przesiadła się na kanapę i uruchomiła smartfona. Róża też wstała od stołu, chodziła teraz po salonie z Mateuszkiem na ręku i próbowała zainteresować go piszczącym misiem.
Ula zerknęła na komórkę. Kolejnych wiadomości od adoratora Michalskiej, któremu nadała imię Aleksander, nie było.
"Kto czyni zło" - konkurs Viva.pl
Weź udział w konkursie i wygraj jeden z pięciu egzemplarzy powieści "Kto czyni zło".
Materiał powstał z udziałem Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału.