Monika Sobień-Górska o książce „Jak porzucić miliardera i... przeżyć”
„Większość sprowadzana jest do roli ozdoby, która musi na wiele rzeczy się godzić, być podporządkowana wobec przemocy ekonomicznej”
- Krystyna Pytlakowska
Prywatnie jest żoną „Prezesa”, Roberta Górskiego, a zawodowo znaną dziennikarką, która właśnie wydała swoją piątą książkę „Jak porzucić miliardera... i przeżyć”. W rozmowie z Krystyną Pytlakowską mówi o pieniądzach, potrzebie niezależności, sytuacji porzuconych kobiet i planach na przyszłość.
Krystyna Pytlakowska: Dzwonisz do kobiety, której nie znasz i mówisz: „Proszę pani, chciałabym porozmawiać o pani rozwodzie z mężem miliarderem?”
Monika Sobień-Górska: Tak to się nie odbywało. Ta książka jest kontynuacją poprzedniej „Polscy miliarderzy. Ich żony dzieci, pieniądze”. Wtedy już rozmawiałam z byłymi żonami bogaczy. Tylko że tamte rozmowy nie dotyczyły rozstań ani rozwodów, ale stylu życia, codzienności takich ludzi, tego, na co wydają pieniądze. A jednak w trakcie tych spotkań bardzo rzuciła mi się w oczy niewesoła i specyficzna pozycja kobiet w tym świecie . Zobaczyłam u moich rozmówczyń ogromną frustrację i strach, zwłaszcza u starszych, mających po pięćdziesiąt parę lat. One same zaczęły mi mówić o tym, że dzieci im dorosły, a one nie wiedzą, co ze sobą robić, w dodatku boją się porzucenia, często wiedzą o zdradach swoich mężów.
I się na to godzą?
Bardzo często tak, bo od 20, 30 lat nie pracowały zawodowo i tak naprawdę nie mają własnych pieniędzy, są uwiązane na pasku bogatego męża. Niby na początku małżeństwa, w latach 90., umowa między młodymi – zakochanymi – była taka, że zaczynają razem tworzyć biznes, a potem, gdy pojawią się dzieci, on przejmuje obowiązki związane z biznesem, a ona ogarnia dzieci i dom, ściąga mu z głowy problemy wychowawcze. Za to pieniądze idą do wspólnego worka. Te małżeństwa nie miały podpisanych intercyz, w tamtych latach to była w Polsce egzotyka. Zresztą wtedy zwykle nie było jeszcze czego dzielić w tych rodzinach. I ona przez te wszystkie lata robiła zakupy jego kartą kredytową, on z jednej firmy zrobił imperium, pieniądze niby były wspólne, ale tak naprawdę ona dziś nie ma pojęcia o tym biznesie, jak jest w tych spółkach poukładana, co właściwie jest jej.
I jeśli między nimi w małżeństwie nadal jest dobrze, to mniejszy problem. Większy, jeśli one po pięćdziesiątce nagle czują, że ten facet gdzieś ucieka, że ma jakieś romanse. Na początku w sumie niegroźne. Ale co jeśli on się naprawdę zakocha i odejdzie? Te kobiety opowiadały mi o tych lękach zupełnie wprost. I tak temat się rozwijał. Te panie mówiły już nie tylko o sobie, ale zachęcały, żebym porozmawiała z ich koleżankami i znajomymi. I nagle okazało się, że kobiet żyjących w takim stresie, siedzących na „gorącym krześle”, z poczuciem zmarnowanego życia, jest dużo. No a kiedy już poszłam do koleżanek moich rozmówczyń, będących na przykład w procesie rozwodu, usłyszałam, że mąż wynajął pełnomocników z siedmiu kancelarii i ona nie wie, co ma zrobić, bo to wszystko ją przeraża, oni coś każą jej podpisywać, jakieś ugody, jakieś zgody na podział majątku, a ona czuje, że to ukryty przekręt. Jest bezradna, bo zupełnie nie zna się na tych kwestiach prawnych, formalnych.
Niektóre nawet przyznały, że nie opłacały nigdy rachunków, nie tankowały samochodu. Zajmowały się dziećmi, ich edukacją, zajęciami pozalekcyjnymi i przygotowywaniem przyjęć w domu dla towarzystwa biznesowego męża. Kiedy mąż odchodzi, ona jest przerażona, że zostanie z niczym albo dostanie jakieś minimum, a przecież układ był inny, na co innego się umawiali. A tu nie dość, że są upokorzone zdradą i zostają same, to często mąż mówi, że wypłaci jej milion złotych, albo dwa na otarcie łez, a ich majątek jest wart kilkaset. Ta kobieta często jest zastraszana, traci swoją tożsamość, bo kim ona właściwie teraz jest bez męża? Wypadnie z towarzystwa, gdzie do tej pory była szanowana, bo towarzystwo idzie za silniejszym.
Marginesem pozostają byłe żony, mające swoją niezależną pracę i które mają swoje pieniądze. Większość sprowadzana jest do roli ozdoby, która musi na wiele rzeczy się godzić, być podporządkowana wobec przemocy ekonomicznej. Dotąd myślałam, że to dotyczy raczej klasy średniej, a w wyższej jest niemożliwe, bo tym ludziom patrzy się na ręce, co okazało się nieprawdą.
Na ogół Twoje rozmówczynie nie mają kapitału społecznego i zawodowego.
Na ogół nie mają, spadają z naprawdę wysokiego konia. Dzisiaj jesteś na wielkich balach charytatywnych, w sukniach za 100 tysięcy złotych, z torebkami, którymi zachwyca się świat, a następnego dnia nie masz nic lub prawie nic. W mojej książce rozmawiałam też z terapeutami, seksuologami i prawnikami, którzy potem pomagają tym kobietom. Oni wszyscy radzą kobietom, które teraz czują się spokojne, syte u bogu bogatego męża, żeby nie usypiały swojego instynktu samozachowawczego, żeby „budowały swoje alternatywne miasto”, żeby zarabiały jakieś swoje pieniądze, miały swoje zainteresowania i żeby chroniły odrębność swojej tożsamości. Innej niż tożsamość męża. Bo jeżeli jemu się odmieni i odejdzie, to one zostaną na lodzie. Bez przyjaciół, znajomych i pracy.
Czytaj także: Monika Sobień-Górska o książce Polscy Miliarderzy. Ujawniła kulisy ich życia
Opisujesz taką sytuację, kiedy żona odeszła od męża, a on wyrzucił z firmy wszystkich ludzi, którzy byli jej życzliwi.
Wszystkich, którzy mieli z nią cokolwiek wspólnego, razem pracowali, kontaktowali się z nią. Mąż to wszystko odciął. To taki model radykalnego cięcia, dotyczący towarzystwa i pieniędzy. Dla mnie mocnym przykładem była rozmówczyni, która powiedziała, że pierwszym odruchem męża po tym, jak mu oznajmiła, że chce odejść, bo już nie może wytrzymać jego przemocy ekonomicznej i psychicznej, było zabranie jej torebki: „Zabiorę ci torebkę, zabiorę ci pieniądze, które tam masz, zabiorę ci dowód osobisty i będziesz nikim”. Na tym polegało zademonstrowanie jego władzy i dominacji. A wcześniej nie miała prawa nawet do posiadania własnego konta w banku. I ta kobieta, mająca pół życia za sobą, została z bilansem na zero. Ale nie poddała się, odeszła.
Częściej odchodzą kobiety czy mężczyźni?
Zdecydowanie mężczyźni, wymieniający żony na młodszy model. To oni podejmują decyzję, że chcą odejść. Wtedy uruchamia się zapalnik wojenny. Kobieta jest przerażona, bo wie, że jej status społeczny natychmiast się obniży, ma też poczucie zmarnowanego życia. Wszystko, co do tej pory zrobiła, nic nie znaczy, ponieważ słyszy u mediatora, w kancelarii i przed sądem, że przecież ona nigdy nic nie robiła, całe życie tylko wychowywała dzieci. A przecież miała niańki, kucharkę, panią od sprzątania.
Jeszcze chwilę wcześniej to, jak zajmowała się domem, było ważne i cenne, mąż w towarzystwie podkreślał, jaką żona jest świetną matką, że wykształciła dzieci, woziła je na różne zajęcia, wzbudzała w nich zainteresowanie różnymi tematami. Tacy mężowie najczęściej nie mają pojęcia o tym, jak żyją ich dzieci, jakie mają problemy, jak im idzie w szkole. A potem ona słyszy, że nic nie robiła, tylko wydawała jego pieniądze. I nagle ci panowie stają się ojcami roku, chcą spędzać z dziećmi bardzo dużo czasu, przekupują je. I dochodzi do tego, że kobieta jest podwójnie wściekła i rozżalona, bo dzieci to jedyne, co ma. A on również to chce jej zabrać.
Na czym to polega? Czy ci bogaci mężowie nie potrafią kochać?
Tak bym nie powiedziała. Seksuolog Andrzej Gryżewski, który terapeutyzuje mężczyzn z tego środowiska, mówi, że to raczej kwestia trybu życia, który on nazywa rabunkowym, bo rabuje emocje. Czyli nawał pracy zawodowej powoduje, że emocje tych mężczyzn są zagłuszane. Oni prowadzą często odhumanizowane życie robota, harują dzień i noc, są na wiecznym stand-bayu zawodowym, a to sprawia, że karmią się używkami, potrzebują coraz silniejszych bodźców, by odreagować. Dlatego idą w alkohol, narkotyki, zdrady, przez co nie ma miejsca na budowanie relacji rodzinnych. Małżeństwo staje się skostniałe i papierowe, a żona kimś, na kim można się wyżyć, całkowicie podległym, bo mąż kontroluje nawet kolor jej paznokci i wiecznie zaleca ćwiczenia, bo po ciąży obwisł jej brzuch.
Ale za to miała pieniądze, nie musiała się martwić, kiedy i jaki samochód kupić, czy jechać na wakacje na Seszele czy na Haiti.
A teraz zostaje porzucona albo sama chce odejść, a on nie może dopuścić do tego, żeby ona go porzuciła, więc gnębi ją jeszcze bardziej, odbierając jej siłę woli.
Czytaj także: Jakim ojcem jest Robert Górski? Wraz z ukochaną ujawnili nam swoje sekrety
A co się dzieje wtedy z domem, w sensie dosłownym i metaforycznym?
Zwykle jest tak, że dom to też element wojny przy podziale majątku. Czasami zostaje podzielony, czasami byłe żony tam zostają. Tak dzieje się w zależności od tego, czy są dzieci, czy ich nie ma. Generalnie są to najczęściej wielkie rezydencje, a żony są proszone, by je opuścić. Jedna z bohaterek mojej książki bardzo walczyła o dom i udało jej się tam pozostać. Inna, która nie miała gdzie pójść, otrzymała zgodę od męża, by mieszkać tam do czasu, gdy zgromadzi jakieś środki. Dał jej na to trzy miesiące. I na te trzy miesiące się wyprowadził, a potem wrócił.
Ta kobieta pracowała w firmie męża, potem jednak zaczęła szukać czegoś dla siebie. I znalazła własną pracę. Ale są też takie przypadki, gdy one nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Mówią, że poza małżeństwem czują się nikim, próbują więc szybko znaleźć mężczyznę, który zapewni im miękkie lądowanie i będą mogły zachować swój status. A potem tworzy się ten sam schemat, za jakiś czas nowy partner staje się oprawcą i dominatorem, który ją niszczy psychicznie.
Z Twojej książki płynie nauka, że kobieta musi być niezależna, nawet jeżeli bardzo ufa swojemu mężczyźnie.
Tak, bo jeżeli wydaje jej się, że trafiła na najwspanialszego człowieka na świecie, że o nią dba i szanuje, zapewniając, że nigdy już nie będzie musiała pracować, to bardzo niebezpieczne. Taka sytuacja może się zmienić. Mąż może się zmienić, pamiętajmy, że każdy człowiek może pewnego dnia zrobić nagły skręt w inną ulicę. I jeśli nie jest się na to przygotowanym, nie ma się tego „alternatywnego miasta”, to zostaje się na lodzie. I taka kobieta, niepełnosprawna społecznie, musi się w połowie życia uczyć go na nowo, od podstaw. To bardzo obciążające, stresujące, nie zawsze nie udaje. Jedna z nich została nawet sprzątaczką, żeby móc przeżyć. Ale nie wszystkie mają taką siłę przetrwania. I wtedy depresja, psychotropy, alkoholizm. Widywałam te kobiety też w takim stanie.
A samobójstwa?
Wiem o próbach, wiem, że lądowały w szpitalach psychiatrycznych, a później w domu na bardzo silnych lekach psychotropowych, bez których nie mogą funkcjonować. Jedna z moich bohaterek powiedziała, że nawet jeśli dziewczyny chcą nadal zostać w tym bogatym świecie, który nie jest w sumie aż tak straszny i zepsuty, to niech uczą się na jej błędach. Terapeuci powtarzają, że będąc w małżeństwie z kimś na świeczniku warto czytać książki, które pozwolą im na wgląd w siebie. Żeby podczas zagrożenia miały siłę psychiczną, by ruszyć dalej. Nie poddawać się. Ale są też takie byłe żony, które leżą w łóżku, patrzą w sufit i na zdjęcia kochanki męża i rozpamiętują, jak on zmarnował im życie, a do tego stresują się wojną rozwodową trwającą już kilka lat. To bardzo smutne.
Czytaj także: „Jest moją pierwszą i ostatnią żoną”. Roberta Górskiego i Monikę Sobień połączyła wielka miłość!
I dlatego Ty, będąc żoną rozchwytywanego Roberta Górskiego, pracujesz.
Uważam, że mam najwspanialszego męża na świecie, ale każdy może zjeść zatrute ciastko i różne rzeczy mogą się wydarzyć. Taką sztukę przewidywania wyniosłam z domu. Oprócz pisania książek i felietonów, napisałam też scenariusz filmowy, który został kupiony, a film jest w produkcji. Staram się być aktywna zawodowo, mieć swoje pieniądze i swój kapitał.
Historie, które opisujesz, są przykładem na to, jak nie postępować i jak wyjść z ekstremalnej sytuacji bez ran.
O to mi też chodziło. Te kobiety zainspirowały mnie, żeby opisać, co dzieje się po fazie zakochania, kiedy nastąpił kryzys w ich związkach, jak postępowały podczas wojny rozwodowej. Pamiętajmy, że one też nie zawsze są kryształowe, bo wojna zmienia ludzi. Kiedy mężczyzna upokarza kobietę zdradą i chce zabrać kobiecie wszystko, łącznie z dziećmi, to tym wywołuje w niej złość, ogromny gniew, który napędza ją do walki. Czasem niemądrej. Zaczyna się preparowanie dowodów i nastawianie dzieci, donosy do prokuratury o molestowaniu dziecka, co wcale nie miało miejsca. Bo kobieta próbuje się bronić, będąc silnie atakowana.
Jakie odnalazłaś nauki dla siebie?
Przede wszystkim być niezależną. Po drugie, mieć swoich znajomych, swoich przyjaciół i zainteresowania. Zawsze trzeba budować sobie wyjście awaryjne.
I dlatego napisałaś tę książkę?
Tak, dlatego. A po drugie, chodziło mi o to, żeby pokazać czytelnikom, do czego prowadzą bezsensowne wojny rozwodowe, myślenie tunelowe w konflikcie, gdzie zraniony człowiek widzi już tylko chęć zemsty. Rozmawiałam z takimi dwiema kobietami, których celem życia stała się wojna z mężem. One widziały siebie tylko w roli agresorki, która musi z nim wygrać, bo ją zniszczył, zabrał jej marzenia i wszystko, co miała. Tylko że na tej wojnie traci resztę swoich lat, zdrowie swoje i przede wszystkim dzieci. I z tego wypływa lekcja, żeby tak nie myśleć, nie zapamiętywać się w agresji i zemście, bo straci się o wiele więcej.
Dzieci to cena, którą płaci się za rozwód?
Tak i dlatego zbudowała mnie rozmowa z emerytowanym milionerem, który ostatecznie wycofał się z takiej wojny. Dał żonie tyle, ile chciała i nie walczył o dzieci, co uratowało jego relację z nimi. Niech sobie gadają, że jest frajerem i popełnia błąd towarzysko-biznesowy, ale dzisiaj mają z żoną wspólne wnuki i udało im się utrzymać relacje rodzinne, które były warte wszystkich pieniędzy.
Wniosek więc jest taki, żeby nie walczyć, tylko próbować się porozumieć.
Starać się dogadać. A jak się nie da, to zawalczyć o swoje minimum, by nie zostać zupełnie na lodzie. To trudne, ale trzeba uspokoić emocje i trochę odczekać. A potem już agresja maleje. Poza tym sądy działają bardzo wolno. Zanim dojdzie do końca sprawy rozwodowej, może upłynąć wiele czasu.
Wszystkie kobiety powinny przeczytać Twoją książkę, nie tylko te bogate.
Też tak uważam, bo te schematy są bardzo podobne. Po prostu, jeśli masz więcej pieniędzy, to posiadasz więcej amunicji i możesz dłużej strzelać. Ale tak naprawdę myślenie i zachowania w trudnych sytuacjach rozstaniowych są bardzo podobne.
A może następną książkę napiszesz o prawdziwej miłości?
Może tak będzie. Coś pozytywnego. Ale czy to nie nudne?
Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA