Od myśliwego do aktywnego obrońcy przyrody i zwierząt
Marcin Kostrzyński właśnie napisał książkę, a nam opowiedział o swojej życiowej rewolucji!
- Redakcja VIVA!
Marcin Kostrzyński został wychowany w rodzinie myśliwych, dlatego nie wyobrażał sobie życia bez polowań. Zmieniło się to dopiero, gdy zrozumiał, że euforia po strzale jest radością z zabójstwa... Dlatego strzelbę zamienił na aparat fotograficzny, a jego miejscem na ziemi stał się drewniany dom w środku lasu, do którego zaprosił potrzebujące pomocy zwierzęta. Zaimponował milionom Polaków, gdy udało mu się wyrwać z rąk myśliwych rannego w wypadku wilka i uratować mu życie. Prowadzi również kanał na YouTube ,,Marcin z Lasu”, gdzie pokazuje zwierzęta w swoim naturalnym środowisku. A teraz... napisał książkę "Gawędy o wilkach i innych zwierzętach"! Do jakiej zabawy małym wilczkom był potrzebny kabel USB? Czym posmarować kamerę, aby zrobić idealne ujęcie uroczej lisiej rodzinie? Jak rozrabiał dziczy Gang Krzywego Ryjka? Ile czasu potrzeba, żeby pozyskać zaufanie jeleni? To wszystko znajdziecie w książce tego niezwykłego autora! "Gawędy o wilkach i innych zwierzętach" to nie tylko zabawne i pełne nadziei historie, które z zapartym tchem przeczytają zarówno dorośli, jak i starsze dzieci. To także przykład wielkiej miłości do polskiej przyrody i apel o zachowanie naszego wspólnego dziedzictwa. My jesteśmy zafascynowani tą książką, dlatego zdecydowaliśmy się porozmawiać z jej autorem o jego życiowej rewolucji oraz niezwykłym życiu zwierząt.
Co więcej, możecie wygrać 1 z 5 książek Marcina Kostrzyńskiego. Co trzeba zrobić? Zasady konkursu znajdziecie na końcu wywiadu!
Natalia Kędra, Viva.pl: W swoich filmach pokazuje pan bardzo różne gatunki zwierząt, dziki, jenoty, wilki. Które z nich najtrudniej się obserwuje i fotografuje?
Marcin Kostrzyński: Każdy gatunek to jest osobne wyzwanie. Nie jest problemem zwierzę sfilmować na siłę, chodzi o to, żeby zrobić to tak, by nie wchodzić z butami w ich świat. Takie nagrania są zarówno etyczne, jak i pokazują prawdziwe życie zwierząt - bez stresu, który powoduje pojawienie się człowieka. To co dzieje w Polsce sprawia, że zwierzęta są potwornie zestresowane. My w dzikich zwierzętach budujemy lęk, jesteśmy odbierani jako potwory, które nie przestrzegają żadnych zasad.
Muszę cierpliwie przekonywać zwierzęta do siebie, pokazywać, że nie mam złych zamiarów, co jest bardzo, bardzo trudne. Bo one doskonale pamiętają swoje doświadczenia z ludźmi, przeważnie złe.
Chodzi głównie o działalność kłusowników i myśliwych czy o to, że wchodzimy do lasu, zostawiamy śmieci?
My cały czas ostro wchodzimy w środowisko, niszczymy je, przekształcając na naszą pozorną korzyść. Zamiast naturalnych lasów sadzimy sosnowe, przemysłowe drzewostany. To szkodzi np. rysiom, które polują na wykrocie, czyli przewróconym drzewie albo na drzewach z poprzecznymi konarami. A jak las wygląda tak, że tam są idealnie proste, identyczne drzewa, to ryś nie ma szans na zasadzkę.
Rysie czy wilki polują, żeby przeżyć. Są tak skonstruowane, że potrafią dogonić jedynie słabe czy chore zwierzęta, likwidując w zarodku choroby i eliminując osobniki, które mogą być stawać się zagrożeniem dla populacji. Natomiast ludzie, mimo pięknych haseł, tak naprawdę wcale nie selekcjonują zwierzyny. Z badań nad populacją jeleni wynika, że aż 80 proc. osobników zabijanych przez myśliwych są to zwierzęta w doskonałej kondycji! U wilków jest dokładnie odwrotnie – 80 proc. ofiar wilków to jelenie w bardzo złym stanie. My jako gatunek polujemy w sposób, który przeczy wszelkim prawom natury. Giną nie zwierzęta najsłabsze, tylko zazwyczaj najpiękniejsze, te, których trofea są najbardziej okazałe.
Dlaczego ludzie boją się wilków? Z Pana opowieści wynika, że przypadkowo raczej wilka nie spotkamy, bo on sprytnie nas unika.
Wpojono nam, że wilk jest takim czarnym charakterem, pasował do bajek, pasował do strasznych opowieści przy ognisku. Te zwierzęta nie mają jak obronić swojego dobrego imienia, a przecież są lepsze niż my, bo przestrzegają praw natury i dlatego mają szacunek wśród innych zwierząt. Są badania, że jak w lesie pojawiają się wilki, to poziom hormonów stresu jeleni spada o 40 proc. Wilk nie jest zabójcą, jest pasterzem, dba o porządek w lesie.
Wilków nigdy nie będzie za dużo na danym terenie, każdy należy tylko do jednej rodziny, a samice potrafią okresowo wstrzymać rozród. Jeżeli wilków jest więcej, to one migrują, potrafią przejść pół Europy. Większość wilków w Niemczech ma polskie korzenie.
Mitem jest też, że wilki powodują duże szkody wśród zwierząt gospodarskich, przynajmniej w Polsce. Mają za to zbawienny wpływ na ekosystem, mogą być naszymi sprzymierzeńcami, eliminować dziki chore na ASF.
Ta zła sława wilków jest niektórym na rękę. Przecież jak pojawiają się drapieżniki, to sens istnienia myśliwych jest pod dużym znakiem zapytania… Są też myśliwi lub łowieccy turyści gotowi zapłacić ogromne pieniądze za zabicie dużego wilka, bo chcą go powiesić skórę przed kominkiem.
Czy wilk w pełni sił potrafi uniknąć myśliwego?
Nie, i to jest straszne. Były minister Szyszko zezwolił na polowanie z noktowizorami i termowizorami, teoretycznie tylko na dziki. Ale proszę sobie wyobrazić, ktoś kupuje lunetę za 40 czy 50 tys. zł, zakłada ją na równie drogą broń i przestrzela ją, czyli perfekcyjnie trafia w punkt. On już tego sprzętu nigdy nie zdejmie. Luneta jest niby na dziki, ale tak naprawdę poluje się z tym na wszystkie gatunki. Nikt tego nie weryfikuje w terenie, bo straż łowiecka praktycznie nie istnieje.
Dlatego są tak potężne straty w populacji wilków. Dawniej wilk bardzo czujny i mądry mógł uniknąć myśliwego. Teraz zmieniliśmy zasady gry, by myśliwy mógł go upolować w zupełnej ciemności, nawet w zbożu. Przez lunetę termowizyjną ciało zwierzęcia świeci, jest doskonale widoczne.
Wilki są pod ochroną, a przez ostatnie dni niemal codziennie dostawałem jedno zdjęcie zastrzelonego wilka, a to jest promil tego, co się dzieje w polskich lasach. To jest niewyobrażalna skala łamania prawa. Nie chodzi tylko o wilki, zdarzają się zastrzelone żubry, bociany, zdarzają się przypadkowo postrzeleni ludzie.
Czy da się temu zaradzić?
Nie egzekwujemy prawa, ale mam pomysł, jak to ukrócić. Każdy obwód jest dzierżawiony przez koło łowieckie czy inny podmiot. Wystarczyłoby wprowadzić ustawowo, że dzierżawca obwodu łowieckiego jest odpowiedzialny za przestrzeganie prawa łowieckiego i wypowiadać natychmiast umowy dzierżawy, jeżeli na terenie obwodu znajdzie się zabite chronione zwierzę czy dochodzi do kłusownictwa. Rozwiążemy problem tylko wtedy, gdy koledzy zaczną pilnować się nawzajem, pod groźbą utraty terenów łowieckich. Moim zdaniem to jedyna szansa, bo to środowisko się nigdy samo nie oczyści, to taka dziwna plemienna solidarność.
Np. w Skandynawii, gdy reprezentant tak zwanego zawodu zaufania publicznego popełni przestępstwo podczas pracy, dostaje najwyższy przewidziany kodeksem karnym wyrok. Dlatego, że oprócz złamania prawa, podważył też zaufanie do instytucji zaufania publicznego. Jeżeli myśliwi chcą być instytucją zaufania publicznego, to nie powinny za tym iść nie tylko profity, ale też obowiązki, odpowiedzialność. Zabijając zwierzę chronione, rujnują wizerunek służb.
Dlaczego w Polsce tak trudno uporządkować kwestię polowań?
Nasz system łowiecki jest nastawiony na trofea, prestiż. Do tej pory na okręgowych stronach Polskiego Związku Łowieckiego można znaleźć tabele z klasyfikacją czaszek wilków i niedźwiedzi, która daje medal złoty, która srebrny. To powinno być zabronione, bo takie myślenie „medalowe” trwale niszczy najlepszą pulę genomu. Ostatnio zabierałem się do filmowania jeleni na rykowisku, dostałem zgodę na filmowanie w jednym z najlepszych obwodów w Polsce. Spóźniłem się, bo przez kilka dni myśliwi spoza Polski zastrzelili 60 najpiękniejszych jeleni. Widziałem te czaszki, każdy osobnik genetycznie fenomenalny, same najpiękniejsze, najdroższe trofea.
Sprzedajemy odstrzał jeleni byków, dostajemy za to pieniądze, ale nie odzyskamy tych utraconych genów. Tak samo jak ścinamy las trzystuletni - to krótkowzroczne decyzje, kierowane przede wszystkim zyskiem. Jeżeli ktoś przyjeżdża i płaci 30 tys. euro , to on chce zastrzelić najpiękniejszego żubra w stadzie. Teraz w planach jest zgoda na odstrzał 150 łosi. Jestem przekonany że to nie będą te najsłabsze osobniki, tylko będą te najpiękniejsze, "kominkowe”.
Polowania realnie zmieniają środowisko?
Wie pani, że według raportów w Bieszczadach wilki zaczęły częściej polować na jelenie byki niż na łanie, choć to nieporównywalnie bardziej niebezpieczne? Brakuje jeleni, są tak wytrzebione przez myśliwych, więc wilki wiedzą, że muszą zaryzykować polowanie na byka. Jak będą zjadać łanie, to nie będzie cieląt.
Czy jakikolwiek obwód łowiecki uwzględnia w swoich statystykach ofiary wilcze? Nie! Myśliwi mówią, że wilki zabijają im jelenie, a z drugiej strony, jak się zobaczy na statystyki, to nagle wilki są wegetarianami.
Raportuje się , że rodzina wilków w ciągu roku zjadła tylko jednego jelenia, bo myśliwi nie chcą, żeby był zmniejszony plan łowiecki.
Jest jeszcze kwestia polowań na ptaki. Myśliwi nie potrafią rozróżniać gatunków ptaków w locie, polują po prostu na oślep. Niezwykle trudno jest rozróżnić, czy to jest gatunek chroniony czy nie. Np. cietrzewie i głuszce to były gatunki łowne do samego końca, z listy gatunków łownych przeszły od razu do Czerwonej Księgi zwierząt skrajnie zagrożonych wyginięciem.
Nie można zapomnieć o ogromnych ilościach ołowiu, które pompują do środowiska myśliwi. To jest niebezpieczne dla ludzi, kiedy polowania odbywają w pobliżu stawów hodowlanych. Ołów wpada do wody, karpie zatruwają się, a to później jemy.
Wspomniał Pan o turystyce łowieckiej. Dlaczego Polska jest tak popularna wśród zagranicznych myśliwych?
Takich turystycznych miejsc, gdzie można polować jest sporo na świecie, w Polsce na pewno sprzyja system dzierżawy kół łowieckich. Dochodzą jeszcze uwarunkowania historyczne, sama nazwa myśliwi dewizowi, mówi, o co chodziło kiedyś. W latach 80. zdobywało się dewizy, czyli marki i dolary, na każdy możliwy sposób i wymyślono, że będziemy zapraszać zamożnych myśliwych, którzy zapłacą w twardej walucie. Ale ustrój się zmienił, a my nadal ściągamy dewizowców, którzy zabijają najcenniejsze okazy i wywożą z Polski najwspanialsze trofea.
Tyle się mówi o naszej narodowej dumie, że my Polacy wstajemy z kolan, co nie przeszkadza nam klęczeć przed ludźmi, którzy za kilka tysięcy dolarów chcą zabić polskiego jelenia. Sami stawiamy się w roli kraju trzeciego świata, który przyjeżdża się eksploatować.
To jest naprawdę dzika eksploatacja. Lasy Państwowe prowadzą tzw. OHZ, ośrodki hodowli zwierzyny. Bardziej trafna byłaby nazwa obozy koncentracyjne dla zwierząt, ponieważ do tych obwodów ściąga się zwierzynę, karmi się niewyobrażalnymi ilościami pokarmu, po to tylko, żeby organizować polowania.
Kompletnie utraciliśmy kontrolę nad tym co robią leśnicy, wycinki lasów widać z kosmosu. Średnia pensja w Lasach Państwowych jest co najmniej dwa razy wyższa niż w budżetówce. To są ogromne koszty, by je pokryć trzeba wycinać coraz więcej drewna. Lasy Państwowe się samofinansują, co oznacza, że im więcej sprzedają, tym więcej mają pieniędzy dla siebie, tym większe premie mogą wypłacać. Niszczymy wszystko, wycinamy wszystko, dostaliśmy tak piękną planetę, absolutny raj. I może dlatego, że dostaliśmy ją za darmo, to ją teraz niszczymy bezpowrotnie. Dzieciaki, które teraz protestują, mają rację. Zostawimy im tylko zgliszcza.
Rzeczywiście widać, że wśród młodych świadomość ekologiczna jest coraz większa?
Nieporównywalnie większa niż u starszych. Nie wiem, czy to kwestia wiedzy czy zwykłego instynktu przetrwania. Jeżeli nie ograniczymy emisji dwutlenku węgla, to ten świat niedługo stanie się tylko wspomnieniem. Dzisiejsze migracje to jest nic, wyobraźmy sobie, że nagle 400 milionów będzie chciało dostać się z Afryki do Europy, bo tam będzie tak gorąco, że będą mieć wybór: śmierć albo życie na Północy. Tak kolosalne zmiany niesie za sobą ocieplenie klimatu, ale ignorujemy prognozy naukowców, zasłaniamy uszy jak dzieci, bo nie chcemy wyjść ze strefy komfortu.
W końcu będziemy mieć problem z żywnością, będziemy głodować. Ja mogę bardzo kochać zwierzęta, ale jak moja córka będzie umierała z głodu, to założę wnyki i będę starał się złapać ostatniego królika. Ludzie w Afryce już stają przed takimi dylematami. Czyli albo idziemy do rezerwatu i zjemy słonia, chociażby był ostatnim słoniem na Ziemi, ale dzięki temu nasze dzieci przeżyją.
W Polsce zdajemy się tego zupełnie nie dostrzegać. Rocznie płacimy straszne pieniądze Rosji za paliwa kopalne. A moglibyśmy przejść na OZE, odnawialne źródła energii, np. nad Bałtykiem mamy ogromne możliwości budowy turbin wiatrowych, które produkowałyby prąd, a z drugiej strony zabezpieczały plaże przed erozją. Same plusy: czystsze powietrze, lepszy bilans handlowy, mniej smogu.
Badacze szacują, że 48 tys. Polaków rocznie przedwcześnie umiera z powodu smogu. Ale my uparcie chcemy palić węglem, bo prezydent mówi, że mamy zapas na 200 lat... Rosyjskiego oczywiście. Jaka może być suwerenność kraju, który jest tak skrajnie zależny od paliw od sąsiadów?
Większość Polaków jednak żyje w miastach i miasteczkach i mają małą świadomość przyrodniczą…Mieszczuchy, patrzcie pod nogi, patrzcie do góry, bo nigdzie nie tak nie zaobserwujecie ptaków, nawet jakichś prostych, ale wspaniałych, jak kruki, kawki czy sójki. Uważam że w tej chwili w miastach i koło miast jest ciekawiej przyrodniczo niż w lesie. Miasta stały się schronieniem dla zwierząt, bo w miastach i wokół nich nie poluje się tak intensywnie. Np. dziki to wyczuły. W lesie są strasznie tępione, żeby przetrwać uciekają do miasta, schronienia szukają też sarny.
Za każdym razem jak jestem w Warszawie to nie mogę się nadziwić, że mogę do wrony siwej podejść na 2 metry, a u siebie w lesie na pół kilometra nie mogę, bo one są uznawane za drapieżniki, do nich się strzela.
Wspomniał Pan, że kiedyś sam był myśliwym. Jak dokonała się przemiana w aktywnego obrońcę przyrody i przeciwnika łowiectwa?
Miałem myśliwych w rodzinie i strasznie mi imponowali, tacy prawdziwi faceci. Zdobyłem wszystkie kwalifikacje, też zostałem myśliwym. Miałem jednak straszne wyrzuty sumienia. Jak zacząłem polować, to przestałem jeść mięso, z poczucia winy. Był chyba jedynym myśliwym wegetarianinem. Tłumaczyłem sobie, że brakuje drapieżników, ktoś musi tę selekcję robić. Prawda jest taka, że nie musiałem tego robić, ale to lubiłem. Najwyraźniej we mnie siedzi coś strasznego, że czerpałem przyjemność z zabijania, może chodzi o ten wyrzut adrenaliny.
W tym czasie pracowałem w telewizji jako operator i robiłem cykl dokumentalny o polskich zabójcach. Byłem w kilku zakładach karnych, uczestniczyłem w rozmowach ze skazanymi i niektórzy się bardzo otwierali, opisywali swoje doznania podczas zabijania. Robiło mi się słabo, bo to przypominało moje odczucia podczas polowania.
W końcu przyszedł moment przełomowy, gdy na moje podwórko przyszły cztery osierocone warchlaki. Ich matka zginęła przez pomyłkę myśliwego, która dziś nie byłaby nawet pomyłką, bo teraz na dziki można polować przez cały rok. U dzików przerażające jest, że jak tracą matkę, to tracą chęć do życia, umierają ze smutku. Zacząłem więc zajmować się tymi warchlakami, a jak je zaadoptowałem, to już nie mogłem polować. Przychodziły każdego dnia, rozmawiały ze mną, potrafiły się przytulić. Dawałem im jeść, tylko dlatego, żeby nie poszły pod ambonę, gdzie wysypana jest przyczepa kukurydzy na zachętę. Paradoksalnie najdłużej przeżywają dziki, które zostały postrzelone, są bardziej czujne, boją się polowań.
Na zdjęciu Marcin Kostrzyński
W „Gawędach…” opisuje Pan historię potrąconego wilka Miko. Żeby go uratować, musiał Pan wykazać się dużą determinacją i mieć kontakty w środowisku przyrodników. Co może zrobić zwykły człowiek, który widzi potrącone dzikie zwierzę?
Według prawa powinniśmy dzwonić na telefon alarmowy, powiadomić policję. Teoretycznie każda gmina ma podpisaną umowę z jakimś ośrodkiem rehabilitacji, który się zwierzęciem powinien zająć. Prawda jest jednak taka, że w 99 proc. przypadków policja dzwoni od razu po myśliwych. Bo prawo polskie jest tak idiotyczne, że dzikie zwierzę w stanie wolnym jest własnością państwa, czyli każdego z nas. Natomiast w chwili śmierci przechodzi na własność dzierżawcy obwodu łowieckiego. I praktyka jest taka, że większość tych zwierząt nie jest badana przez lekarza weterynarii, tylko od razu dostrzeliwana.
W dodatku reakcja jest powolna, może i dwa dni trwać, zanim przyjedzie ktokolwiek. A przecież to zwierzę cierpi, czuje ból, trzeba jak najszybciej zapewnić pomoc weterynaryjną zapewnić, dać środki znieczulające, to zwykłe ludzkie odruchy. Od dłuższego czasu postuluję, by wprowadzić jakiś ogólnopolski system powiadamiania o dzikich zwierzętach w potrzebie z bazą ośrodków specjalizujących się w różnych gatunkach. Ktoś sprawdza telefon i od razu dostaje numer kontaktowy powiązany z jego lokalizacją GPS. Tylko że my, pozarządowcy, nie mamy pieniędzy, tylko dobre chęci.
Czy Pana książka może zmienić sposób, w jaki traktujemy zwierzęta i przyrodę?
Cieszę że się odważyłem i ją napisałem, przede wszystkim dlatego, żeby opisane zwierzęta nie zostały zapomniane. Dały mi bardzo wiele, dzięki nim jestem sto razy lepszym człowiekiem…
Od dziecka nam się wpaja, że zwierzęta są gorszymi istotami czy wręcz rzeczami, że one nie czują jak my. Rozumiem intencje ludzi, którzy chcieli tak przedstawić zwierzęta, bo jak można zjadać przyjaciół? Jeżeli by pokazywać w szkołach zdjęcia z rzeźni albo chociaż jakiegoś przemysłowego chlewu, to jestem przekonany, że dzieciaki przestałyby jeść mięso.
Mam nadzieję, że moja książka też państwu pozwoli trochę inaczej spojrzeć na świat dzikiej przyrody i zmienić was, tak jak mnie tak trochę zmieniła. Zmieniła zwierzęta w niej opisane. Czasami dostaję takie miłe maile, że ktoś spłakał się pięć razy, ale bardzo dziękuję mi za książkę. Chciałem to wszystko wyważyć, żeby ludzie nie odrzucali przekazu tylko dlatego, że burzy ich komfort życia. Chcę powoli, systematycznie odkłamywać tę rzeczywistość i przedstawiać zwierzęta, takie jakie one są, stawać w ich obronie. Bardzo bym chciał, żeby za kilka lat Polska mogła być przykładem, żeby o nas mówili: popatrzcie, jak oni wiele zmienili w kwestii praw zwierząt i ochrony środowiska.
Dziękuję za rozmowę.
Uwaga, mamy dla was konkurs!
Pragniesz wygrać 1 z 5 książek "Gawędy o wilkach i innych zwierzętach"? Nic prostszego! Wystarczy, że odpowiesz na nasze pytanie konkursowe: Dla wilków rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu. Napisz, jak ty dbasz o swoich najbliższych!
Nagrodzimy najciekawsze odpowiedzi!
Materiał powstał z udziałem wydawnictwa Świat Książki