Małgorzata Rogala: „Podobno każdy ma w sobie instynkt zabójcy, kwestia okoliczności”
Popularna autorka zdradza, dlaczego zajęła się pisaniem kryminałów.
Małgorzata Rogala zadebiutowała na rynku wydawniczym w 2012 r. powieścią obyczajową. Później przyszła fascynacja kryminałem… Czytelnicy pokochali misterną konstrukcję i mylące tropy kolejnych części sagi o perypetiach starszej aspirant Agaty Górskiej i komisarza Sławka Tomczyka albo powieści o śledztwach prywatnej detektyw Celiny Stefańskiej.
Ta ostatnia powraca właśnie na stronach powieści „Niezbity dowód”. Tym razem Stefańska dotrze aż do Bazylei, w poszukiwaniu bezcennych witrażowych lamp Tiffany’ego. Mają one pomóc w odnalezieniu zabójcy pracownicy antykwariatu. Finał zaskoczy nawet wiernych czytelników kryminałów Rogali…
"Wciągająca od pierwszych stron, misternie skonstruowana powieść o śmiertelnie niebezpiecznej miłości do sztuki. To po prostu trzeba przeczytać!" – tak ocenił „Niezbity dowód” Tomasz Radochoński, autor bloga Nowalijki.
A co o najnowszej powieści mówi sama autorka? Małgorzata Rogala w rozmowie z Viva.pl zdradziła, dlaczego sztuka tak często przewija się w jej książkach, jakich tematów konsekwentnie unika i… czy zdarzyło jej się zacząć pisać, nie znając jeszcze sprawcy morderstwa.
Viva.pl: „Niezbity dowód” to kolejny kryminał w Pani karierze. Coraz łatwiej, czy może wręcz przeciwnie, coraz trudniej jest stworzyć wiarygodną historię, która wciągnie czytelnika?
Małgorzata Rogala: Nie wiem :) Dla mnie jest ważne, żeby czuć tworzoną historię, być w niej, pisać ze swojego wnętrza, z serca, o tym, co mi w duszy gra. Wtedy jest szansa, że czytelnik również poczuje moją opowieść, będzie chciał wejść w jej świat, towarzyszyć bohaterom w działaniach, dzielić z nimi emocje.
Skąd się biorą pomysły na te wszystkie niezwykłe historie? Inspiruje się Pani czasami prawdziwymi wydarzeniami?
Inspirują mnie różne zdarzenia, także prawdziwe, opowieści, którymi ludzie chcą się ze mną podzielić, rzucone w przelocie słowa, wybuch emocji, kłótnia przed oknami bloku, w którym mieszkam, wpisy na portalach społecznościowych. Słucham, obserwuję, odczuwam, czytam reportaże.
Jak wygląda proces tworzenia książki? Ma Pani dokładny plan czy zdaje się na wenę i intuicję?
Nie konstruuję drabinek fabularnych, nie robię streszczeń. Siadam do pisania, mając w głowie jedynie pomysł dotyczący tematu, a bohaterowie, powiązania między nimi, zdarzenia pojawiają się w trakcie pisania. Tworzę coś w rodzaju szkieletu całości i dopiero później uzupełniam, dopisuję, czasem zmieniam kolejność scen. Zdarza się, że razem z policjantami rozwiązuję zagadkę i nie wiem na początku, kto zabił, a jeśli wiem, nie znam jeszcze przyczyny. Albo odwrotnie: znam motyw przestępstwa, lecz nic mi nie wiadomo o sprawcy i szukam go w otoczeniu bohaterów, którym zresztą pozwalam szarogęsić się w fabule. Jestem osobą utkaną z emocji, wczuwam się w nich, w ich sytuację życiową, niczego z góry nie zakładam, staram się z nimi zsynchronizować.
Który etap twórczy jest najtrudniejszy?
Nie ma reguły. Na każdym etapie może trafić się nagła pustka w głowie, niemoc i zniechęcenie albo spadek formy fizycznej, który ograniczy możliwość wielogodzinnego siedzenia przy klawiaturze.
Pani historia jest bardzo ciekawa – zaczęło się od wygranej w konkursie. W ten sposób trafiła Pani też na kurs pisania kryminałów. To wtedy urodziło się zamiłowanie do tego gatunku?
Udział w konkursie literackim (nigdy i nigdzie nie mówiłam, że go wygrałam, nie wiem, dlaczego krąży taka „legenda”) zaowocował propozycją wydania mojej debiutanckiej powieści obyczajowej. Jeśli chodzi o kurs pisania powieści kryminalnych, rzeczywiście, jako jedna z czterech osób, wygrałam w konkursie zniżkę w opłacie, a ponieważ pisałam wtedy drugą książkę i jej fabuła, mimo moich protestów, skręcała w kierunku kryminału, uznałam wygraną za znak. Później okazało się, że przeczucie mnie nie myliło.
Uważa Pani, że każdy człowiek, w odpowiednich warunkach, jest zdolny do popełnienia zbrodni?
Podobno każdy ma w sobie instynkt zabójcy, kwestia okoliczności. Miewamy też mordercze myśli, które niekiedy prowadzą do snucia mrocznych scenariuszy pełnych szczegółów tego, co i jak moglibyśmy zrobić, żeby pozbyć się problemu i poczuć się lepiej. Panuje przekonanie, że niektóre osoby nie byłyby zdolne do takiego, czy innego zachowania ze względu na posiadanie określonych cech charakteru; tym samym nie docenia się wpływu czynników sytuacyjnych, tego że człowiek jest istotą ułomną i czasem niewiele potrzeba, żeby zszedł z utartego, bezpiecznego szlaku i przekroczył ostatnią granicę.
W książkach podejmuje Pani także tematy bardzo istotne społecznie. Domyślam się, że to wyraz sprzeciwu wobec pewnych zachowań. Przewrotnie więc zapytam: co każdy z nas może zrobić, aby świat był odrobinę lepszym miejscem?
Wiele osób wyraża opinię na temat tego, co powinni myśleć, czuć i robić inni ludzie. A gdyby tak zacząć od siebie, zanim wyrazimy oczekiwania wobec bliźnich? Żyć uczciwie, więcej się uśmiechać, mieć dla siebie i innych dobre słowo, znaleźć w sobie empatię i otwartość na różnice indywidualne, zwolnić tempo życia, podnieść głowę znad smartfona i spojrzeć ludziom w oczy, ograniczyć konsumpcjonizm, pęd do „mieć więcej i szybciej”, opiekować się zwierzętami i dbać o środowisko… Tak, wiem, że jestem niepoprawną marzycielką.
A czy istnieje dla Pani jakiś temat tabu, który celowo pomija w swoich książkach?
Dręczenie zwierząt i przemoc seksualna wobec dzieci – pisanie na te tematy byłoby ponad moje siły.
Która z Pani książek jest najbliższa sercu i dlaczego?
Lubię każdą z nich, ale mam słabość do tych ze sztuką w tle, może dlatego, że wkładam w nie znacznie więcej pracy z uwagi na konieczność zebrania materiałów i zdobycia potrzebnej wiedzy, a także dlatego, że po prostu lubię obcować ze sztuką i rzemiosłem artystycznym, kocham podróżować i zwiedzać. Nie jestem znawcą przedmiotu, to po prostu moja potrzeba doświadczania piękna.
Czytelnicy często piszą, że Pani kryminały pozwalają im się chociaż na chwilę oderwać od rzeczywistości i nabrać dystansu. A w jaki sposób Pani odpoczywa i „wietrzy głowę”?
Czytanie, to mój ulubiony sposób na odpoczynek i przyjemne spędzenie wolnego czasu. Kocham też kontakt z naturą, długie spacery, jazdę na rowerze, ćwiczę tai chi oraz jogę.
„Niezbity dowód” to trzeci tom sagi o detektyw Celinie Stefańskiej. Nieczęsto to kobieta jest głównym bohaterem kryminału, odpowiedzialnym za rozwikłanie zagadki. Z czego wynika ta dysproporcja?
Może wynika z tego, że więcej mężczyzn niż kobiet pisze powieści kryminalne, a główni bohaterowie ich książek to przeważnie także mężczyźni? A może to złudzenie wynikające z faktu, że o kryminałach pisanych przez kobiety mówi się i pisze mniej niż o tych, tworzonych przez mężczyzn? Nie wiem.
Czym (oprócz oczywiście zakończenia) zaskoczy czytelników książka „Niezbity dowód”?
Seria o Celinie Stefańskiej, ze sztuką w tle, jest adresowana do miłośników powieści kryminalnej, którzy nie tylko są zainteresowani wykryciem sprawcy przedstawionego na jej kartach przestępstwa, ale również porusza ich kradzież cennego obrazu, zachwyca zabytkowy przedmiot, lubią miejsca, w których czuć ducha dawnych lat.
Taki jest i w „Niezbitym dowodzie”, gdzie moja bohaterka podejmuje się rozwikłania zagadki śmierci pracownicy sklepu z antykami i szuka dwóch skradzionych lamp witrażowych, oryginalnych wyrobów Louisa Comforta Tiffany’ego, które wchodziły w skład rodzinnego majątku denatki. Ślady prowadzą ją aż do Bazylei, gdzie właśnie odbywa się retrospektywna wystawa poświęcona twórczości wspomnianego artysty. „Niezbity dowód” to nie tylko opowieść o śledztwie w sprawie zabójstwa, lecz również historia pełna ciekawostek na temat niedocenianego za życia twórcy, kreatora witraży i przedmiotów użytkowych, zachwycających do dziś kształtami, kolorystyką i kunsztem wykonania.
Materiał powstał z udziałem Wydawnictwa Poznańskiego.