„Jak upadamy, trzeba się podnosić i iść do przodu”. Małgorzata i Katarzyna Kalicińskie o nowej książce
„A miało być tak pięknie” już jest bestsellerem!
- Krystyna Pytlakowska
Małgorzata – pisarka i jej bratanica - producentka TV Katarzyna Kalicińska (wyprodukowała m.in wiele odcinków znanego serialu Dom nad rozlewiskiem). Razem napisały książkę pt. A miało być tak pięknie, która już stała się bestsellerem, bo jest o miłości, zdradzie, rozstaniach i wybaczaniu. O tym więc, co interesuje każdą kobietę. Ale i mężczyźni czytając ją, płaczą, jak mąż Katarzyny. Niektórzy uważają, że to powieść z kluczem. Czy na pewno? Na te i inne pytania autorki odpowiedziały w szczerej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Krystyna Pytlakowska: Kochane moje, dręczące pytanie, czy to rzecz oparta na faktach?
Katarzyna Kalicińska: A skąd! Oczywiście zaważyły moje przeżycia, ale nie, nie jest to dokument, jeśli Ci o to chodzi.
Miałaś potrzebę wyspowiadania się?
K.K.: Nie! Na spowiedź jest jednak jeszcze za wcześnie, raczej pogodne spojrzenie wstecz. Jest to opowieść uniwersalna, w której może odnaleźć się każdy. Sama zajmuję się opowiadaniem ludzkich losów poprzez serial, Małgosia pisze książki. Wiedzę i inspirację czerpiemy z ludzkich historii, ale także ze swojego życia. Połączyłyśmy siły i napisałyśmy książkę, nawzajem się inspirując i wspierając.
Małgorzata Kalicińska: Pomogłam Ci? Jak miło… Pamiętam, że miałaś bolesne chwile.
K.K.: To, co zdarzyło się bolesnego, zawsze boli, chociaż podobno czas leczy rany. Ja też popełniałam błędy, więc rozumiem innych. Przy pisaniu tej książki przypominałam też sobie zabawne historie, takie wzruszające, sentymentalne. Uważam, że na moją pięćdziesiątkę zrobiłam sobie fajny prezent.
Nie bałaś się obnażyć przed obcymi?
K.K.: Nie, bo to przecież powieść i do znudzenia będę powtarzała zdanie z plakatu, który wisiał w Zachęcie, a teraz jest na moim Facebooku: „Najważniejsze zawsze jest niewidoczne”. I co to znaczy w dzisiejszych czasach obnażyć się, skoro codziennie w mediach społecznościowych miliony ludzi sprzedaje swoją prywatność, intymność, informuje świat o swoim życiu prywatnym, o kondycji psychicznej. Widzimy zdjęcia dzieci, rodzin, partnerów. Dzisiaj żyjemy w czasach „wszystko na sprzedaż”. Książka „A miało być tak pięknie!” to jest powieść . Zawierająca wiele elementów z mojego życia, ale jednak powieść .
I tę niewidoczność przywołałaś.
K. K.: Niewidoczne zostaje niewidoczne :).
M. K.: Powieść na podstawie obserwacji, jakie w życiu poczyniłaś. I to jest kluczem do tej książki.
Zawsze, nawet w fikcyjnej powieści, jest część przeżyć jej autora. Tego się nie da uniknąć.
M. K.: Krysia Kofta powiedziała mi kiedyś: „Małgosiu, każdy pisarz, który pisze, zwłaszcza swoją pierwszą powieść, wbuduje w nią samego siebie. Chyba że to będzie książka telefoniczna”. A jeszcze gdy to się robi w taki sposób, jak Kasia, która obserwuje własne życie i to, co wokół niej się dzieje, to nieuniknione, że konstruuje fabułę na podstawie tego, co dobrze zna.
I dlatego wasza książka jest niesamowicie szczera. Przeczytałam ją jednym tchem.
M. K.: Bo czyta się ją jak zwykłą obyczajówkę.
K. K.: Myślę, że jest wartka akcja, ale jest też bardzo dużo emocji .
Ale zostawia jakieś przesłanie. Jakie?
K. K.: Jak upadamy, to trzeba się podnosić i iść do przodu, takie jest moje przesłanie, że jak się ma wsparcie rodziny czy przyjaciół, człowiek wszystko wytrzyma. I zawsze być po jasnej stronie mocy!
M. K.: Bohaterka to określony typ kobiety, w dzisiejszych czasach coraz bardziej popularny. „Bądź silna, nie poddawaj się, nie wiś nie ramieniu męża. Polegaj na sobie!”
Nie płacz?
M. K.: Popłacz sobie czasem, wytrzyj nos i idź dalej.
KK: Płacz jak najbardziej, każda z nas płacze. Nie wierzę w kobiety ze stali. Każda z nas ma gorsze dni, kiedy dzwoni do przyjaciółki, żeby się wypłakać. Ale na drugi dzień wschodzi słońce i już jest inaczej.. W każdym razie ja tak mam. Łzy są oczyszczjące, ludzkie, prawdziwe .
Jak wpadłaś na pomysł napisania tej książki?
K. K.: Małgosia pisała książkę o różnych życiowych perypetiach i wysłała do mnie pytania, żebym na nie odpowiedziała. Zamyśliłam się… A potem zadzwoniłam do Małgosi, która mnie wysłuchała, przerwała i powiedziała, że moich odpowiedzi nie da się w całości zamieścić, jest ich za dużo i są za „gęste” i rzuciła: „To wasze życie powinno być jakimś natchnieniem… Masz materiał”. W tym czasie wydawnictwo zaproponowało, żebyśmy razem napisały książkę. To usiadłyśmy i napisałyśmy.
Niełatwo się pisze razem?
M. K.: Kiedyś się nad tym zastanawiałam, czytając książkę braci Strugackich „Piknik na skraju drogi”. Napisali ją we dwóch, Arkadij i Borys, choć jeden mieszkał w Moskwie a drugi w Leningradzie. To były lata sześćdziesiąte, bez Internetu, bez telefonu. Musieli robić to listownie. My mamy łatwiej, bo jesteśmy dziećmi Internetu i telefonów komórkowych. Pisałyśmy więc przez Internet, ale i przez telefon gadałyśmy godzinami.
K. K.: Dzięki Małgosi byłam bardziej obiektywna w stosunku do siebie i moich emocji. Podpowiadała mi też, co mam wyrzucić, choć mnie wydawało się coś cudowne, fantastyczne, a Małgosia mówiła: nudne, wywal. Miałam w niej wielkie wsparcie i asekurację. Ważne jest też zaufanie, chemia i to mamy .
M. K.: Nie jestem dla niej obcym z kosmosu. Znam Kasię od małego dziecka i wszystkie jej historie po prostu pamiętam. Łatwiej było konstruować fabułę. Mogłyśmy rozmawiać na zasadzie przywoływania wspomnień - „a pamiętasz, jak to było?”. Raz ja się nie zgadzałam na jakieś sformułowania, raz Małgosia i tak to powstawało.
Zwracałaś swojej bratanicy uwagę, że pisze może za bardzo otwarcie?
M. K.: Cały czas na nią krzyczałam, że rozpina guziki, ale gdyby tego nie robiła, wymyśliłaby jakiegoś nieprawdziwego kocopoła. Zgadzałam się więc na tę otwartość. Dzisiaj jest już „więcej na sprzedaż”, a niektórzy obnażają się do nieprzyzwoitości. Tu tego nie ma. Ta opowieść broni się szczerością.
K. K.: A jednak bardzo siebie cenzurowałam, bo jestem trochę jak pani Dulska. Mimo wszystko.
M. K.: Kasia chroniła te osoby, które chciała chronić, ale najmniej ochroniła siebie. To odwaga. Konieczna, żeby ta powieść była …szczera.
K. K.: A jednak były nawet uwagi od wydawnictwa, że moja bohaterka jest za… grzeczna. Zwłaszcza na początku. I to Małgosia im tłumaczyła, broniąc mnie, że jak się ma dziewiętnaście lat, to jeszcze się nie nagrzeszyło. Z wiekiem przybywa nam zmarszczek, doświadczeń dobrych i złych. Rośnie nasz tobołek z napisem „Życie”.
Można się przyjaźnić po rozwodzie? Małgosiu?
M.K.: Można. Po powrocie z moim drugim mężem z Korei nie mieliśmy się gdzie podziać, zamieszkaliśmy więc u mojego pierwszego męża. Patologia?
Skądże. Taka przyjaźń wiele znaczy.
M.K.: Mówiłam, że tworzymy rodzinę patchworkową, a moja córka uważała, że jesteśmy zdrowo walnięci, ale oczywiście mówiła to ze śmiechem. Moje dorosłe dzieci są nam wdzięczne za dobre rozstanie bez wojny i awantur.
Kasiu?
K.K.: Hmmm, zachęcam do lektury. Uważam, że absolutnie można, a nawet trzeba się przyjaźnić po rozwodzie, szczególnie, kiedy są dzieci. Jesteśmy poprzez dzieci z byłymi partnerami, mężami związani do końca życia. Wnuki, które się urodzą, będą nasze wspólne. Po co tracić czas na kłótnie? Przecież kiedyś byliśmy dla siebie ważni. Jestem za akcją społeczną „Rozwód z klasą”, chętnie bym się w nią zaangażowała!
Macie już jakieś oceny waszej książki?
K.K.: Bardzo dobre. W zasadzie wszyscy mówią, że przeczytali w jedną noc. To dobry znak. Dużo kobiet odnajduje siebie lub podobne sytuacje z własnego życia. Jest dużo emocji i wzruszeń. Jest dobry odzew od moich przyjaciół z telewizji. Nasze początki pracy w telewizji na początku lat 90 tych to był „Wiek niewinności”, byliśmy młodzi, bezkompromisowi i pełni zapału. Na spotkaniu promocyjnym kręciły się nam łzy w oczach .
Wykazałaś jednak dużą odwagę, stając w opozycji do stereotypów.
K.K.: Może ktoś wyciągnie wnioski z tej odwagi. Każdy żyje, jak chce. Ja wybrałam dla siebie taką drogę i konsekwentnie się jej trzymam .
M.K.: Myślę, że odwaga Kasi nie wynika z jej naiwności czy głupoty, tylko wręcz odwrotnie – z faktu, że przepracowała swoje dotychczasowe życie i dała na sprzedaż to, co na sprzedaż było. Także to, że lubi… ładniej żyć.
A dużo zataiła?
K.K.: Dużo. Powtarzam: „Najważniejsze jest zawsze niewidoczne”.
M.K.: Bo to nie jest opowieść przeciwko komuś czy czemuś.
Ta książka jest o każdej z nas, o każdej kobiecie.
K.K.: I o tym cały czas mówimy.
Większość kobiet przeżyła zdradę, opuszczenie, walkę o mężczyznę. I musiała odbudować swoje życie.
M.K.: To prawda, dlaczego więc o tym nie mówić? Trzeba to wziąć na klatę po prostu.
K.K.: Mnie najbardziej podobały się reakcje młodych dziewczyn, takich przed trzydziestką, które mówią, że ta książka jest dla nich ważna, bo znajdują się właśnie na etapie wyborów: rodzina czy praca. Ja uważam, że czymś najlepszym, co mnie w życiu spotkało, to moje dzieci. Teraz mam trzydziestoletniego syna - partnera i kolegę, a drugi syn jest o dziesięć lat od niego młodszy i też już jest dorosły. Ja już wyczekuję na Wandzię (wnuczkę).
Wiecie, co mi się w was obu bardzo podoba? Przyjaźń z własną ciotką. Okazuje się, że można.
M.K.: Można, można. Kiedy wychodziłaś pierwszy raz za mąż, miałyśmy bliski kontakt, prawda?
K.K.: Mam w głowie takie wspomnienie, gdy miałam pięć lat, a Małgosia czytała mi „Muminki” do snu. Dla mnie to bardziej starsza siostra niż ciocia. „Ciocia” to taka rodzinna ksywka, wszyscy u nas, nawet znajomi, mówią o Małgosi „ciocia”.
Opisałaś też coś bardzo cennego, jak pogodzić się z traumą rozstaniową i jak sobie potem ułożyć życie.
M.K.: Bo Kasia nie zapada się w bagno rozpaczy, nie tonie w nim, tylko się z niego wydobywa.
K.K.: Inaczej – zapadam się strasznie, czasem aż na dno rozpaczy, ale któregoś dnia się budzę i mówię sobie: nie ma sprawy. I idę dalej, podejmując następne zadanie. Serce boli, ale wiem, że przestanie, bo nieraz byłam zostawiana. Wyznaczam więc sobie następny cel i zadanie. A trauma to mocne słowo. Traumę to miały nasze babcie po wojnie, my ewentualnie zmagamy się z niedogodnościami losu. A jak ułożyć sobie nowe życie? Normalnie! Ja za każdym razem resetuje licznik i zaczynam wszystko od nowa.
M.K.: A ja dopiero teraz, pisząc z tobą, dowiedziałam się, jak cierpiałaś. Kasia potrafiła to zakamuflować. Gdy jest w zapaści, kupuje farby i zaczyna remontować mieszkanie albo robi generalne porządki. Bywa, że dzwoni do mnie i mówi – jestem taka wściekła, że chyba przyjadę do ciebie, posprzątam ci w spiżarni.
K.K.: Bo ja obsesyjnie sprzątam.
M.K.: Kompulsywnie, powiedziałby psycholog.
K.K.: Kompulsywnie ? Raczej nałogowo :). Sprzątanie mnie uspokaja i w ogóle lubię być gospochą w domu. No lubię to i już !
Nie masz pretensji do tych kobiet, z którymi zdradzali cię mężowie?
K.K.: Nie, to nie one mi przysięgały, tylko mężczyźni. Hrabia Mycielski, o którym robiłam teraz dokument, powiedział mi bardzo mądrze: „Gdy prosiłem żonę o rękę, powiedziałem, że mogę jej przysiąc, że jej nie opuszczę aż do śmierci, ale nie że będę ją kochał całe życie”. Miłości nie da się przysiąc. To proces. Bywa, że gdzieś po drodze umrze. To są emocje, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć .
M.K.: Tak mówi też moja córka.
K.K.: Nie można przysięgać miłości do końca życia. Można się zakochać w jeden dzień i można się odkochać.
M.K.: Przychodzi taki moment, że patrzysz na swojego faceta, z którym masz dwójkę dzieci i myślisz: czy to naprawdę ten facet, w którym się zakochałam?! Wiele małżeństw zaczyna iść różnymi drogami. Taki też był i mój przypadek. Z moim mężem rozwiodłam się nie z powodu zdrady, tylko nasza miłość… zetlała. I wtedy powiedzieliśmy sobie szczerze, że trzeba się rozstać.
A ty Małgosiu nie masz wrażenia, że wiesz już wszystko?
M.K.: Nigdy nie wie się wszystkiego. Ja się stale uczę, ale tak, sporo już wiem.
K.K.: Można sobie wymyślić najcudowniejsze scenariusze, które nagle rozsypują się jak domek z kart.
O czym tak naprawdę jest wasza książka. O miłości, o zdradzie?
K.K.: O wybaczaniu.
M.K.: Jej bohaterka Dominika fantastycznie wybacza. Wybaczenie to droga do spokoju.
Napiszesz Kasiu dalszy ciąg o swoim ponownym małżeństwie?
M.K.: Następne trzysta sześćdziesiąt stron?
K.K.: To będzie już zupełnie inna historia. Mam to w głowie!
A co chciałybyście powiedzieć w niej kobietom?
K.K.: Żeby dbały bardziej o swoich mężów, żeby częściej wybaczały, żeby bardziej dbały o siebie, żeby realizowały swoje marzenia i że na miłość nigdy nie jest za późno!
M.K.: Mężczyzna/kobieta odchodzi wtedy, kiedy brak im na własnym podwórku tego, co zobaczyli na innym. Gdy kobieta zaniedbuje siebie i męża, gdy mąż zaniedbuje swoją żonę, np. mówiąc do niej „mamusiu”, albo co gorsza: „mamuśka”. Wtedy już jest po miłości. To temat na oddzielną opowieść.
To czekam niecierpliwie na druga część i myślę, że ze mną czeka tysiące czytelniczek, bo ta książka to wykład o życiu i o tym, czego sobie często nie uświadamiamy, a co czyha za rogiem.
K.K.: Widzę, że ciebie ta powieść też poruszyła. Zaraz ty się rozpłaczesz. Ciąg dalszy będzie bardziej optymistyczny, obiecuję
Okładka książki „A miało być tak pięknie”:
Katarzyna Kalicińska z synem Makarym Janowskim: